„Ukochany nie miał dla mnie czasu, więc uwiodłam instruktora pływania. Ja zanurkowałam w basenie, a on w moim łóżku”

zakochana kobieta fot. iStock, monkeybusinessimages
„My z Piotrem nurkowaliśmy, ile tylko się dało. Pod wodą albo trzymaliśmy się za ręce, albo szukaliśmy pamiątek z dna morza. Bawiliśmy się przy tym jak dzieci!”.
/ 12.06.2024 12:47
zakochana kobieta fot. iStock, monkeybusinessimages

Tegoroczne wakacje miały być inne. Przede wszystkim wreszcie udało mi się spełnić obietnicę dawno temu złożoną moim córkom, że zobaczą egipskie piramidy. Miałam też nadzieję, że ten czas spędzimy wspólnie z Andrzejem. Chodziło mi o to, aby poznał bliżej moje dwie nastoletnie latorośle, a może nawet się z nimi zaprzyjaźnił. To dla niego nawet ukończyłam kurs nurkowania, bo mój facet był zapalonym płetwonurkiem. Chciałam mu sprawić przyjemność.

– Zakochane kobiety skłonne są do szaleństw! – mówiły moje koleżanki i ze zdziwienia szeroko otwierały oczy, kiedy opowiadałam im o swoich lekcjach.

Nie mogły uwierzyć, że czterdziestoletnia kobieta decyduje się na coś takiego. Zrozumiałaby, gdybym zapisała się na kurs prawa jazdy, czy naukę języka obcego, ale nurkowanie?

– A jak się utopisz?! – dramatyzowały.

Chociaż boję się wody

Zaskoczone były również moje córki. One wprawdzie przyzwyczaiły się już do moich pomysłów, lecz nie wierzyły, że z miłości przełamię strach przed wodą.

– Przecież nawet nie pływasz za dobrze – argumentowały, starając się odwieść mnie od tej decyzji.

– Żeby nurkować, nie trzeba być super w pływaniu – przekonywałam je. I dopięłam swojego. Po dwóch miesiącach teorii, treningu na basenie, a potem ćwiczeń na jeziorze, zdobyłam upragniony certyfikat.

Andrzej był zachwycony. W prezencie kupił mi płetwy i maskę. Cieszył się, że ma taką zdolną kobietę, a ja puchłam z dumy. Nie dość, że po rozwodzie poznałam fajnego mężczyznę i się z nim związałam, to jeszcze teraz połączyła nas wspólna pasja.

– Gdyby nie on, w życiu bym się do tego nie zmusiła – wyznałam Lenie.

– Wcale ci się nie dziwię! – przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie. Doskonale mnie rozumiała, bo i ona dla swojego mężczyzny polubiła wspinaczki, chociaż nigdy wcześniej nie była w górach nawet na wycieczce.

Właśnie parząc na nich, doszłam do wniosku, że wspólne zainteresowania scalają związek, dlatego zapisałam się na kurs nurkowania. Wyobrażałam sobie, jak jedziemy z Andrzejem nurkować w gdzieś w Polsce lub nad ciepłe morze. Jednak choć kurs skończyłam już rok temu, wciąż nie mogliśmy znaleźć czasu na taki wyjazd. Albo byliśmy zbyt zapracowani, albo woleliśmy cieszyć się sobą w domowym zaciszu, z dala od ludzi i miejskiego zgiełku.

Teraz było podobnie, Andrzej musiał zająć się swoją firmą. Jednak uparł się, że ja pojadę bez niego, za to zabiorę płetwy, maskę i spróbuję swoich sił.

– Bo nie można być w Egipcie i nie skorzystać z tamtejszych raf – twierdził. W ogóle nie dopuszczał możliwości, że mogę się zwyczajnie bać… Traktował mnie jak rozkapryszonego dzieciaka, którego trzeba przywołać do porządku.

Trochę mnie to bolało, jednak uznałam, że taka już uroda twardziela. „Sam od lat prowadził firmę, musi walczyć, jak lew, żeby się utrzymać na powierzchni, więc i w życiu prywatnym bywa obcesowy” – pocieszałam się, pakując do torby ekwipunek do nurkowania i ciuchy. Na szczęście, im więcej czytałam o Egipcie i miejscowości, do której niebawem miałam pojechać, prawdziwej mekki amatorów wszelakich sportów wodnych – tym bardziej mnie nęciło, żeby zebrać się na odwagę i faktycznie tego nurkowania spróbować.

Jak mówią, tonący brzytwy się chwyta

Wtedy przypomniałam sobie o Piotrku, którego poznałam na kursie. Z nim przecież mogłabym poćwiczyć! Nieraz napomykał, że moglibyśmy razem pojechać na doły zalane w dolomitowym akwenie w pobliżu Jaworzna – świetnym miejscu do nurkowania. W końcu z Katowic nie było tam aż tak daleko.

Wcześniej zawsze mu odmawiałam. Byłam przecież w związku i nie chciałam umawiać się z innym mężczyzną. Nauczona doświadczeniem wiedziałam, co kryje się za taką niewinną propozycją. Czułam, że się Piotrkowi podobam, a nie chciałam ranić Andrzeja ani tym bardziej go stracić. Teraz jednak sobie o Piotrze przypomniałam. Jak mawiają, tonący brzytwy się chwyta, a ja potrzebowałam więcej praktyki. No bo po co wydałam ponad tysiąc złotych na kurs? Ciągle nie miałam z niego żadnych korzyści. A nurkować sama się jednak bałam, nawet w bezpiecznym Egipcie.

Zadzwoniłam więc do Piotrka, a on wyraźnie się ucieszył.

– Na pewno ci się podoba, że tak wodzi za tobą wzrokiem – zauważyła tylko Lena, której opowiedziałam o moim znajomym z kursu.

– Poradzę sobie! Przecież nie będę tam z nim sama, może nawet zabiorę dziewczynki – odparłam szczerze.

Trochę nie rozumiałam tych komentarzy. W końcu miałam już czterdziestkę na karku i coraz częściej widziałam w lustrze, że choć czas obchodzi się ze mną łaskawie, to już zaczyna zostawiać piętno na mojej twarzy i ciele. Przybyło mi parę kilogramów, miałam też znacznie więcej zmarszczek niż jeszcze niedawno. Może nawet dodawały mi uroku, ale na pewno nie poprawiały humoru.

Piotrek jednak jakby tego nie zauważał. Po paru spotkaniach, podczas których zachowywał się bardzo powściągliwie, znowu zaczął mnie adorować. Tym razem bardzo mi to odpowiadało. Coraz częściej bowiem uświadamiałam sobie, jak ten niepozorny i niezbyt wysoki okularnik jest inny od mojego Andrzeja. Na tle Piotrka mój facet wypadał mało korzystnie. Jak dla mnie był za mało spontaniczny. Zbyt rzeczowy, nawet nieczuły. Zdarzało mu się traktować mnie oschle, mnożył wymagania.

Za to Piotr… Piotr bardzo się mną przejmował. Gdy miałam gorszy dzień, drążył temat tak długo, aż mu wyjawiłam, co mnie gryzie. Potrafiłam się przy nim otworzyć, a on potrafił szybko znaleźć rozwiązanie. Pomagał mi, kiedy tylko mógł. W dodatku, gdy nie miałam na coś ochoty, od razu rezygnował z pomysłu. Widziałam coraz wyraźniej, że to mężczyzna do rany przyłóż. Bez kaprysów i nierealnych oczekiwań.

Z każdym dniem podobał mi się coraz bardziej. Andrzej, zaprzątnięty sprawami firmy, zupełnie nie czuł się zagrożony obecnością rywala na horyzoncie. Nie zwracał uwagi ani na mnie, ani tym bardziej na Piotrka, którego miał za śmiesznego okularnika. Nadwornego trefnisia, jak o nim mówił.

Miałam mu to za złe: w końcu Piotr był moim przyjacielem i chciałam, żeby Andrzej go akceptował.

– Za dużo oczekujesz od życia! – śmiała się Lena. – Od faceta typu macho żądasz wyrozumiałości i empatii, w dodatku wobec innych samców. Coś takiego w przyrodzie nie występuje! – żartowała. – Ale nie przejmuj się. Kiedy panowie oswoją się ze sobą, to może się nawet polubią? Kto wie…

Żyłam więc oczekiwaniami i planami na wakacje, gdy pewnego dnia Piotrek zapytał, czy nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby wykupił sobie wczasy w tym samym terminie i hotelu co ja, bo chętnie by ze mną ponurkował. Przyznam, że szczerze się ucieszyłam. „Przynajmniej będę miała towarzystwo” – pomyślałam. Dobrego humoru nie zepsuła mi nawet awantura, jaką wszczął Andrzej, dowiedziawszy się o naszym wspólnym wyjeździe.

– Podziękuj sobie – warknęłam najpierw. – To przez ciebie jedzie z nami Piotr. Nigdy nie masz dla mnie czasu, a ja przecież tak się staram, żeby z tobą być! Przecież tylko dla ciebie skończyłam ten kurs, dla nikogo innego bym tego nie zrobiła… – tu mi głos uwiązł w gardle, bo poczułam, że NAS już nie ma.

Rozstaliśmy się w gniewie…

Mimo wszystko nie miałam zamiaru płakać po Andrzeju. Bo wtedy już dotarło do mnie, że zmierzamy donikąd. Andrzej chyba czuł to samo, bo wkrótce potem się wyprowadził. I już nigdy więcej się do mnie nie odezwał. 

Wakacje w Egipcie były bajeczne… Rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Dziewczyny chodziły swoimi ścieżkami. Wieczorami odwiedzały dyskoteki, a w ciągu dnia odpoczywały, wylegując się na leżakach przy hotelowym basenie. My z Piotrem nurkowaliśmy, ile tylko się dało. Pod wodą albo trzymaliśmy się za ręce, albo szukaliśmy pamiątek z dna morza. Bawiliśmy się przy tym jak dzieci!

Dziękowałam Bogu, że w porę zrozumiałam swój błąd i rozstałam się z Andrzejem… Mężczyzną mojego życia okazał się niepozorny Piotr. Rozumie mnie, zawsze jest blisko i sprawia, że naprawdę czuję się stuprocentową kobietą. 

Weronika, 40 lat

Czytaj także:
„Chciałam się pozbyć nudnego męża. Gdy odkryłam jego sekret, wiedziałam, że zawalczę o rozwód kościelny”
„W smażalni nad Bałtykiem traktowali mnie jak zero. Ludzie myśleli, że jak kupią rybę z frytkami, to mogą mną pomiatać”
„Dla faceta przeniosłam się na wieś i szybko pożałowałam. Wyskoczyłam z gumiaków i wróciłam do wielkiego miasta”

Redakcja poleca

REKLAMA