„Dla faceta przeniosłam się na wieś i szybko pożałowałam. Wyskoczyłam z gumiaków i wróciłam do wielkiego miasta”

kobieta pracująca w rolnictwie fot. Getty Images, The Good Brigade
„Spojrzałam na za duże gumiaki tkwiące niemal w całości w błocie i powiedziałam sobie dość. Przecież ja zupełnie nie nadaję się do takiego życia. Nie znoszę zapachu krów, nie potrafię obsługiwać tych wszystkich maszyn, a codzienne wstawanie przed piątą rano, żeby zdążyć na dojenie, doprowadza mnie do szału”.
/ 11.06.2024 19:00
kobieta pracująca w rolnictwie fot. Getty Images, The Good Brigade

Miłość przysłoniła mi zdrowy rozsądek i wylądowałam w samym środku wsi. Jednak szybko pożałowałam swojej decyzji. Dojenie krów bladym świtem, harówka w polu i użeranie się z przyszłymi teściami szybko wybiły mi z głowy wiejską sielankę. Wyskakuję z gumiaków i wracam do wielkiego miasta.

Zakochałam się od pierwszego wejrzenia

Wojtka poznałam na jednej ze studenckich imprez, którą organizowałyśmy w naszym wynajmowanym mieszkaniu. Akurat weszłam do kuchni, żeby nieco odsapnąć i zaparzyć sobie herbaty. Zaczynało mi się już kręcić w głowie od wypitych drinków, a dudniąca z głośników muzyka i śmiechy rozbawionego towarzystwa nie polepszały sprawy.

Nagle dostrzegłam, że przy naszym niewielkim stole już ktoś siedzi. Wysoki i dość chudy blondyn w sportowej bluzie może nie był wzorem klasycznego przystojniaka rodem z hollywoodzkich filmów. Oczarował mnie jednak swoim uśmiechem i niesamowitym poczuciem humoru.

Gadało się nam tak dobrze, że już nie wróciliśmy do znajomych. Przegadaliśmy w tej kuchni ponad godzinę, a gdy współlokatorka ze śmiechem zaczęła nas przeganiać do pokoju, wyszliśmy na długi spacer. Do mieszkania wróciłam bladym świtem, bo wprost nie mogliśmy się rozstać. I właśnie tak zaczęła się nasza znajomość, która szybko przeobraziła się w coś wyjątkowego.

Byłam optymistką

– To jest właśnie miłość mojego życia – mówiłam do Dominiki, a ona jedynie się śmiała.

– Masz dwadzieścia dwa lata i znacie się zaledwie trzy miesiące, a tutaj już takie deklaracje? I co, pewnie weźmiecie ślub, kupicie przytulne mieszkanko, urodzisz dwójkę słodkich dzieciaczków z loczkami i będziecie żyć długo i szczęśliwie? – trąciła mnie w bok, wyraźnie już lekko wstawiona winem, przy którym się spotkałyśmy.

– Nie, Wojtek po studiach przeprowadza się na wieś. Przejmuje gospodarstwo swoich rodziców, a ja do niego dołączę – powiedziałam zgodnie z prawdą, a Dominika wybuchła gromkim śmiechem.

– Żartujesz, prawda? Wiem, że on studiuje na Akademii Rolniczej, ale myślałam, że ma w planach pracę w jakimś urzędzie czy korporacji produkującej nawozy. A nie hodowlę krów i uprawę ziemniaków – moja koleżanka już niemal dusiła się ze śmiechu. – Dziewczyno, co ty wiesz o życiu na wsi? Urodziłaś się w wielkim mieście i zdaje się, że z pracą na roli nigdy nie miałaś nawet styczności.

– Oj tam, wszystkiego się nauczę. Zresztą będę dojeżdżać do pracy w pobliskim miasteczku. Tam są szkoły, urzędy, jakieś firmy. Na pewno uda się mi gdzieś zaczepić.

– Jasne, jasne. Już to widzę – Dominika machnęła tylko ręką i poszła do swojego pokoju, a ja zostałam w kuchni sama ze swoimi myślami.

Nie wyobrażał sobie życia w mieście

Czy się bałam moich nowych planów i rzucenia na głęboką wodę? W żadnym wypadku. Kochałam Wojtka jak szalona i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. A on nie wyobrażał sobie życia w wielkim mieście.

– Ja się tutaj skarbie duszę. Ten hałas, spaliny, brak świeżego powietrza. W bloku czuję się jak w klatce. Naprawdę nie chcę spędzić kolejnych lat w ten sposób. Nie chcę ciągłej pogoni za karierą, zarzynania się, żeby zarobić na niebotyczny kredyt za jakieś ciasne mieszkanko – mówił. – Zobaczysz, pokochasz moją wieś. To ogromne przestrzenie, świeże powietrze, niezależność – przekonywał.

Podczas pierwszej wizyty u rodziców Wojtka, bardzo spodobała mi się jego okolica. Rzeczywiście była przepiękna. Duży dom otaczały drzewa, na podwórku była zrobiona altana na grilla i stolik z krzesełkami, wszędzie kwitły kolorowe kwiaty. Z rabatek pani Anieli rozchodził się niesamowicie słodki zapach.

– To maciejka, dziecko – mówiła moja przyszła teściowa. – Można ją pokochać lub znienawidzić od pierwszego spojrzenia. A raczej powąchania – uśmiechnęła się do mnie dobrodusznie, a ja pobiegłam do grządki zerwać te niewielkie kwiaty.

Mama mnie zniechęcała

Aromat rzeczywiście był bardzo mocny, ale mnie przypadł do gustu. Właśnie takie lubiłam. Kojarzyły mi się z mieszanką kwiatów i słodkich cukierków, które jadłam w dzieciństwie.

– To naprawdę przepiękne miejsce – mówiłam podczas wieczornego spaceru po łąkach, na który zabrał mnie Wojtek. – Chyba mogłabym tutaj żyć.

Od tej chwili, co jakiś czas, przyjeżdżaliśmy w odwiedziny do rodzinnego domu Wojtka. Moja mama na wieść, że spotykam się z przyszłym rolnikiem, zaczęła histeryzować. Zdaje się, że o życiu na wsi miała podobne zdanie, co Dominika.

– Jak ty sobie wyobrażasz życie na gospodarstwie? Przecież nie masz o tym bladego pojęcia. Zresztą, czy po to tak ciężko pracowaliśmy, żeby wysyłać cię na lekcje języków i twoją wymarzoną iberystykę? Żebyś teraz grzebała się w ziemi i gnoju czy doiła krowy? – powtarzała ze złością.

Wojtek mi się oświadczył

Ja jednak byłam uparta i nie przyjmowałam do siebie głosów rozsądku. Tymczasem mój chłopak obronił magisterkę. Huczna impreza dyplomowa była jego pożegnaniem ze znajomymi. Teraz nie miał już powodu, żeby dłużej zostać w wynajmowanym pokoju.

– Od przyszłego miesiąca wyjeżdżam na wieś. Nie ma sensu płacić takiej kasy za ten wynajem. Wiesz, że planuję przejęcie gospodarstwa, a w mieście nic mnie już nie trzyma – powiedział podczas kolacji, na którą zaprosił mnie do eleganckiej restauracji.

– Jak to nic? A ja? Mnie został przecież jeszcze rok studiów – moje rozpaczliwe słowa, najwidoczniej go wzruszyły, bo sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął gustowne pudełeczko.

– Dłużej nie będę cię już trzymał w niepewności. Czy zgodzisz się zostać moją żoną? – wyrecytował z wyraźną tremą, a ja rzuciłam się mu w ramiona.

Po naszych prywatnych zaręczynach, zaliczyłam jeszcze ostatnie dwa egzaminy na uczelni i wybraliśmy się na tydzień w góry. To tam zaplanowaliśmy, że wakacje mogę spędzić u Wojtka na wsi.

Musieliśmy coś zdecydować

– W tej knajpce zarabiasz przecież jakieś grosze. Biegasz z tą tacą, uganiasz się z podpitymi klientami, a właścicielka wciąż ma do ciebie pretensje. Czy naprawdę warto się tak poświęcać?

– Nie wiem, ale nie mam jeszcze pracy w zawodzie, dlatego co roku dorabiam sobie w ten sposób. Zawsze to jakaś gotówka na moje własne wydatki. Wiesz, że rodzice nie mogą szastać pieniędzmi i przelewać mi ogromnych sum na utrzymanie.

– Wiem, ale może tak wypowiesz wynajem tego pokoju? Zawsze to ponad tysiąc złotych mniej, do tego odpadną ci wszystkie rachunki.

– A co będzie w październiku?

– Na ostatnim roku i tak będziesz miała niewiele zajęć. Może uda ci się ułożyć plan w taki sposób, że będziesz mogła przenieść się do mnie na stałe? Zawsze możesz dojechać na seminarium czy ćwiczenia samochodem. To przecież zaledwie nieco ponad godzina jazdy, a nie jakiś koniec świata.

To nie był sielski początek

Nie wahałam się długo. Ku rozpaczy mamy i wbrew dziwnym spojrzeniom Dominiki i moich współlokatorek, zerwałam umowę z właścicielem mieszkania, odeszłam z kawiarni, spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam do Wojtka.

Trafiłam akurat na okres zbierania truskawek. Dla mnie, nienawykłej do całodziennej pracy na nogach, zajęcie to okazało się ponad siły. Już po kilku dniach bolał mnie kręgosłup, stopy piekły żywym ogniem, a czerwona skóra płatami schodziła ze spalonych słońcem ramion. Moje wypielęgnowane paznokcie były całkowicie połamane, a brzydkiego koloru po owocowym soku nie mogłam zmyć z dłoni. Ale nie to było najgorsze.

Dostałam jakiegoś uczulenia na całych rękach i nogach. Lekarz z pobliskiego ośrodka zdrowia oświadczył, że jestem uczulona na… krzaki truskawek. Dostałam wapno, jakąś maść i kategoryczny zakaz wychodzenia w pole. No cóż, rodzina Wojtka niby podśmiewała się, że delikatna miastowa panienka nie dała sobie rady, ale widziałam, że powoli zaczynają patrzeć na mnie wilkiem.

Ciągle było dużo pracy

Później były żniwa. Wprawdzie to nie czas koszenia sierpem i wiązania snopków, ale i tak całe dni od bladego świtu do późnej nocy spędzaliśmy z Wojtkiem na polu. Kombajn jest nowoczesny, ale w jego kabinie kurzy się jak diabli. Do tego wszyscy spieszyli się, żeby zdążyć przed deszczem, dlatego panowała bardzo nerwowa atmosfera.

Gdy potknęłam się schodząc z przyczepy, gdzie miałam rozłożyć plandekę, Wojtek i jego ojciec zgodnie orzekli, że powinnam zostać w domu. Tam jednak niepodzielnie królowała mama i babcia mojego chłopaka. Ta pierwsza zajmowała się drobiem, królikami i krowami. Druga zaś rządziła w kuchni, nie dopuszczając mnie nawet do obierania ziemniaków.

– Usiądź sobie Agatko i popatrz przez okno. Ja sobie wyśmienicie radzę w kuchni – mówiła z dziwną miną.

Nie pasowałam tutaj

Jednak szybko przekonałam się, że nie był to wcale wyraz troski o mnie. Przypadkiem podsłuchałam, gdy żaliła się do matki Wojtka:

– Co to za dziewczynę przyprowadził ten nasz Wojtuś. Jak ona wyobraża sobie życie na wsi? Przecież nawet ziemniaków porządnie nie potrafi obrać. Widziałaś, jakie grube były tej jej obierki? Zmarnowała niemal połowę – biadoliła, a ja po cichutku wycofałam się do naszego pokoju.

Poranne i wieczorne dojenie krów było równie męczące, co prace polowe. Wprawdzie już nikt nie robił tego ręcznie, ale zupełnie nie mogłam pojąć zasady działania tych rurek i innego ustrojstwa. Do tego kiedyś poślizgnęłam się na krowim łajnie i wywaliłam jak długa.

To ponad moje siły

Poddałam się na początku września. Właśnie nadchodził czas robienia sianokiszonki. Spojrzałam na za duże gumiaki tkwiące niemal w całości w błocie i powiedziałam sobie dość. Przecież ja zupełnie nie nadaję się do takiego życia. Nie znoszę zapachu krów, nie potrafię obsługiwać tych wszystkich maszyn, a codzienne wstawanie przed piątą rano, żeby zdążyć na dojenie, doprowadza mnie do szału. Do tego tutaj nigdy nie będę u siebie. Niby jak mam stworzyć szczęśliwą rodzinę z Wojtkiem? Pod czujnym okiem jego mamy i babci, która wyraźnie mnie nie znosi?

Doszłam do wniosku, że to nie ma najmniejszego sensu. Kocham mojego narzeczonego, ale nasze oczekiwania względem życia są zupełnie inne. Gdzie niby w okolicy znajdę dobrą pracę dla osoby z perfekcyjną znajomością hiszpańskiego i portugalskiego? Ponoć nawet w szkołach stanowiska są już dawno obsadzone.

Jutro wyskakuję z gumiaków, oddaję pierścionek zaręczynowy i wracam do wielkiego miasta. Tam jest moja przyszłość. Takie życie znam. To do niego się przyzwyczaiłam i tam mam szansę na karierę, szczęście. Wojtek musi znaleźć sobie dziewczynę, która potrafi jeździć ciągnikiem, nie boi się krów i wie, jak obsłużyć dojarkę. No i która będzie potrafiła dogadać się z jego babcią w kwestii wspólnego obierania ziemniaków.

Agata, 24 lata

Czytaj także:
„Moja małżeńska sypialnia to lodowa grota. Nawet całus od męża mrozi mi usta. Nie sądziłam, że tak wygląda starość”
„Przez lata usługiwałam mężowi i dzieciom. A teraz okazało się, że mną gardzili, bo nie mam nawet matury”
„Moja żona była owładnięta wizją ciąży, a mnie wszystko opadało. Nasze zbliżenia wyliczone były co do minuty”

Redakcja poleca

REKLAMA