„Matka ukarała mnie zza grobu i nie dała nic w spadku. Dopiero sąsiad wyznał mi prawdę o testamencie”

smutna kobieta fot. iStock by Getty Images, irinamunteanu
„Byłam w szoku, że przepisała całe gospodarstwo i ziemię na Piotrka, mojego brata. Poczułam się tak jak wtedy, gdy wyrzuciła mnie z domu. Nie mogłam uwierzyć, że tak mnie potraktowała. – A czego się spodziewałaś? – spytał Piotrek. – Ona ci nigdy nie wybaczyła, że zhańbiłaś naszą rodzinę”.
/ 25.07.2024 20:00
smutna kobieta fot. iStock by Getty Images, irinamunteanu

Gdy wyjeżdżałam ze wsi, wiedziałam, że nie mam tam, po co wracać. Odkąd wdałam się w romans z żonatym nauczycielem i tuż po maturze zaszłam z nim w ciążę, byłam na językach wszystkich.

Zakochałam się

Byłam młoda i naiwna. Patryk obiecywał mi wiele, a ja myślałam, że spełni te obietnice. Sądziłam, że naprawdę się dla mnie rozwiedzie, zwłaszcza że nie mieszkał już ze swoją żoną, bo byli w separacji. Potem mieliśmy razem wyjechać. Wtedy nie myślałam o nikim i niczym. Liczył się tylko on i nasza miłość.

Klapki spadły mi z oczy, gdy spóźniał mi się okres, a potem pojawiły się dwie kreski na teście ciążowym. Jak ja bałam się go kupić! Musiałam czekać na wycieczkę do innego miasteczka, żeby zrobić to w tajemnicy. Przecież na naszej wsi zaraz by poszła plotka. Wiedziałam, czego się spodziewać, bo brzuch zrobił mi się już nieco wypukły.

Gdy powiedziałam rodzicom, wściekli się i wyrzucili mnie z domu. A Patryk nagle się odkochał. Nie chciał ani mnie, ani dziecka. Z dnia na dzień zostałam sama z rosnącym brzuchem.

Schroniłam się u ciotki

Spakowałam swoje rzeczy i pojechałam do ciotki do miasta. Wiedziałam, że mnie przygarnie, bo myślała bardziej postępowo niż moja rodzina. Sama była rozwódką, więc już wielokrotnie naraziła się na ostracyzm na spędach rodzinnych. Przestała brać w nich udział.
Nie chciałam jej oszukiwać i od razu wyznałam, co się stało.

–  Będę miała dziecko, ciociu... i zostałam z tym sama.

Nie oceniała mnie. Przytuliła i zrobiła herbatę. Wtedy opowiedziałam jej wszystko. W ciągu tygodnia znalazła mi pracę u znajomej w pensjonacie. Sprzątałam i trochę pomagałam w kuchni. Zanim urodziłam, właścicielka oddała mi do użytku małą klitkę na końcu korytarza, która stała się moim domem.

Michałek przyszedł na świat i stał się oczkiem w głowie wszystkich pracowników, więc chętnie pomagali mi w opiece, a ja mogłam pracować. Tak moje życie toczyło się przez prawie 4 lata, choć wiedziałam, że taki stan nie może trwać wiecznie.

Ułożyłam sobie życie

Wtedy w moim życiu pojawił się Wojtek. Koordynował remont w pensjonacie, a ja zajmowałam się obsługą całej ekipy. W pewnym momencie konsultował ze mną coraz więcej rzeczy, a potem wyznał, że się zakochał.

Po remoncie ciągle przyjeżdżał, aż w końcu dałam mu szansę. To nie była szalona miłość, raczej ta podyktowana rozsądkiem. Michałek potrzebował ojca, a Wojtek chciał go uznać i wychować.

–  Jestem pewny, że będziemy szczęśliwą rodziną –  powiedział.

Uwierzyłam mu.

Chciał mnie pogodzić z rodziną

Wojtek był naprawdę dobrym człowiekiem i chciał za wszelką cenę pogodzić mnie z rodziną. Nie wierzyłam, że się uda, bo nie utrzymywałam z nimi kontaktu. Wysyłałam im zdjęcia Michałka, ale nikt nigdy nie odpisał. Może od razu lądowały w koszu?

Wojtek chciał, żeby przyjechali na nasz ślub. Wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu. Bałam się. Rodzice przywitali nas chłodno, a brat zmierzył nas z góry na dół. Za to Michałek skradł ich serca. Być może powodem było to, że miał oczy dziadka. Czułam, że to spotkanie trochę oczyściło atmosferę między nami.

Było lepiej

Czas mijał, wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w mieszkaniu Wojtka. Odeszłam z pensjonatu i znalazłam pracę w hotelu jako recepcjonistka. Trochę odzyskałam też rodzinę, bo byliśmy w stanie już usiąść przy jednym stole. Czasem tylko widziałam karcący wzrok matki, gdy patrzyła na mnie i Michałka. Wiedziałam, że nie może mi wybaczyć tego, co zrobiłam, choć pokochała wnuka.

Starałam się raz w miesiącu odwiedzać rodzinę i czasem nawet wesprzeć ich finansowo, bo gospodarstwo nie dawało kokosów, choć robili dobrą minę do złej gry.

Wszystko się zmieniło

Moje relacje z mamą było poprawne, ale widziałam, że doceniała moje wsparcie. Zwłaszcza, gdy ojciec zmarł i poczuła się samotna. Sądziłam, że kocha mnie i moją rodzinę, ale duma nie pozwala jej się do tego przyznać.

Po jej śmierci przekonałam się, że karę potrafiła mi dać nawet zza grobu. Okazało się bowiem, że w spadku nie zostawiła mi nic. Byłam w szoku, że przepisała całe gospodarstwo i ziemię na Piotrka, mojego brata. Poczułam się tak jak wtedy, gdy wyrzuciła mnie z domu. Nie mogłam uwierzyć, że tak mnie potraktowała.

– A czego się spodziewałaś? – spytał Piotrek. – Ona ci nigdy nie wybaczyła, że zhańbiłaś naszą rodzinę.

– Myślałam, że...

– To źle myślałaś – powiedział.

Brata ruszyło sumienie

Mijały tygodnie, a ja nie mogłam przeboleć tej sytuacji. Spotkałam się nawet z adwokatem, żeby mi dokładnie wyjaśnił, czy rzeczywiście nic mi się nie należy. Chciałam zawalczyć, ale okazało się, że skoro jestem wydziedziczona, to nie mam do niczego prawa.

Brat chyba też czuł się źle z tym wszystkim, bo nagle miał dla nas propozycję.

– Gospodarstwo potrzebuje remontu. Trzeba je unowocześnić, żeby zaczęło porządnie zarabiać – mówił. – Jeśli mi pomożecie, oddam wam formalnie kawałek ziemi. Będziecie mogli wybudować sobie tam dom.

– Naprawdę? – spytałam.

Jakoś nie chciało mi się wierzyć w tę jego skruchę.

–  Tak, przecież jesteśmy rodziną – powiedział.

–  W sumie czemu nie - zgodził się Wojtek.

Mieliśmy trochę obaw, ale Wojtek uznał, że poradzi sobie z zaplanowaniem i zrobieniem takiego dużego remontu. Uścisk dłoni przypieczętował naszą rodzinną ustną umowę i zaczęliśmy działać.

Zaczął kręcić

Mijało właśnie 3 lata harówki. Gospodarstwo brata stało się nowoczesne i mogło konkurować z innymi. Nadszedł moment, by brat przepisał na nas obiecany kawałek ziemi, bo chcieliśmy zacząć już budowę domu. Wtedy nagle zaczął się migać i przeciągać wszystko w czasie. Nie podobało mi się to.

– Coś tu śmierdzi – powiedział Wojtek. – Piotrek ewidentnie kombinuje, ale nie pozwolę mu nas oszukać.

Myślisz, że nie dotrzyma obietnicy? – popatrzyłam na męża z niepokojem.

– Obawiam się, że do tego to prowadzi

Sąsiad się wygadał

Któregoś dnia wybrałam się na zakupy i spotkałam sąsiada, który kilka lat temu wyprowadził się do innej wsi. Był dobrym znajomym rodziców, ale po ich śmierci nie mieliśmy już kontaktu.

– Basiu, jak miło cię widzieć – przytulił mnie. – Słyszałem, że będziecie się budować na ojcowiźnie?

– Taki mamy plan.

– Twoja mama byłaby szczęśliwa.

No cóż, sąsiad nie miał pewnie pojęcia, że mama mnie wydziedziczyła, a ten kawałek ziemi staje się powoli problemem. Zrobiło mi się tak smutno, że zaniepokojony pan Robert spytał, co się stało. Nie wytrzymałam i opowiedziałam mu wszystko aż do aktualnej sytuuacji.

– To niemożliwe! – niemal krzyknął. – Ta ziemia jest twoja, przecież mama zapisała ci ją w testamencie.

– No przecież mówię, że nie. Wszystko dostał Piotrek.

– On kłamie! – zdenerwował się pan Robert.

– Jak to?

– Jestem pewny, że ziemia jest twoja, bo twoja matka spisywała ten testament przy mnie. Zresztą po jej śmierci podpytywałem Piotrka, co zamierzasz zrobić, a on powiedział, że przyjęłaś spadek.

– A to drań! Musiał sfałszować testament.

– Na to wygląda, przykro mi. Myślałem, że budujesz się na swojej ziemi. Do głowy by mi nie przyszło, że może być inaczej.

W taki oto sposób, przez totalny przypadek dowiedziałam się, że brat od lat robi ze mnie idiotkę. Piotrek myślał, że jest sprytny, a ja zrozumiałam, dlaczego teraz tak kręcił z przepisaniem ziemi. Bo ona nie była jego! Teraz muszę zrobić wszystko, by odzyskać, to co mi się należy.

Barbara, 31 lat

Czytaj także: „Nie chciałam spędzać wakacji z dziećmi. Potrzebowałam odpocząć, więc podrzuciłam rozdarte wnuki teściowej”
„Nigdy nie sądziłam, że w wieku 55 lat zostanę matką. Wszystko, co musiałam zrobić, to wpaść na 12-latkę z sierocińca”
„Wszyscy oczekiwali, że po ślubie będę kurą domową. Ale ja mam własne plany, zamiast czekania na męża z obiadkiem”

Redakcja poleca

REKLAMA