Normalnie nie ma chłopa, który by nie poleciał na zgrabne ciało i długie nogi mojej bratowej. Gapią się na nią, bo jest samym seksem i potrafi tak się otrzeć o mężczyznę jak kocica. Wszystko jedno – młody czy stary, listonosz czy taksówkarz… Dosłownie każdy się przy Marcelinie poci!
Mój brat to chłop porządny z kościami. Kocha żonę nad życie i na wszystko jej pozwala.
– Niech się bawi, jest młoda przecież, ma mnóstwo energii. Nie robi nic złego – mówi dobrotliwie. – Pofruwa, poćwierka, ale w łóżku jest tylko moja!
Zwariowałby, gdybym powiedział, jak bardzo się myli…
Pierwszy raz kochałem się z moją bratową na ich weselu. Nie miałem wtedy dziewczyny, strasznie się upiłem i słabo kontaktowałem. Wyszedłem do ogrodu, żeby oprzytomnieć i pooddychać gorącą, czerwcową nocą. Gdyby nie gruby kasztanowiec, o który się oparłem, pewnie leżałbym w trawie do rana. Pod tym drzewem sypiącym białoróżowymi kwiatami znalazła mnie Marcelina.
Uklękła na trawie, rozpięła mi spodnie… To był megaodlot, nie chciałem jej puścić z powrotem do gości. Różne rzeczy wtedy robiliśmy, za każdym razem było fantastycznie! Po wszystkim poprawiła suknię i fryzurę, a potem zostawiła mnie słabego, roztrzęsionego jak w febrze, i spokojnie wróciła do sali. Kiedy ją znowu zobaczyłem, siedziała na kolanach swojego męża i namiętnie go całowała. Czarne włosy miała obsypane płatkami kwiatów kasztana. Wyglądała cudownie!
Z zazdrości i bezsilności tak się wtedy zaprawiłem, że do tej pory cała rodzina opowiada o moich występach na przyjęciu weselnym rodzonego brata. Podobno płakałem rzewnymi łzami i przepraszałem Bartosza, który na szczęście nic nie rozumiał z mojego pijackiego bełkotu. Mnie się szybko urwał film, więc dogorywałem na zapleczu, aż wreszcie nad ranem ktoś litościwy przetransportował mnie na kanapę do matki.
Dopiero po dwóch dniach oprzytomniałem i jako tako nadawałem się do rozmowy… Nasza mama wszystkiego się domyśliła, bo ten kasztan białoróżowy sypał się też ze mnie. Cały dywan był pełen pokruszonych płatków, kiedy ściągałem z siebie garnitur i bieliznę.
– Masz dwa wyjścia, synu – powiedziała, kiedy wróciłem do trzeźwego świata.
– Albo od razu wszystko mu powiesz, albo nie powiesz nigdy. Tylko wtedy się pilnuj, bo gdybyś chciał nadal oszukiwać brata i z nią się spotykać, ja wkroczę do akcji.
Próbowałem ściemniać.
– Mamuś, co ty? Nic nie było! Przysięgam na wszystko!
Ale ona szybko mnie zgasiła.
– Nigdy was nie biłam – mówiła cicho, jednak stanowczo. – Jeżeli natychmiast nie przestaniesz mi tu kłamać w żywe oczy, przysięgam, że pierwszy raz w życiu zleję cię na kwaśne jabłko! Rozumiesz?
Wydawało się jej, że zażegnała burzę
Odtąd musiałem się zmywać, ilekroć oni przychodzili do nas na obiad albo towarzysko. Mama od razu patrzyła na mnie i czekała, żebym zniknął. Kiedy Bartosz i Marcelina pytali, dlaczego mnie znowu nie ma, odpowiadała, patrząc prosto w oczy mojej bratowej:
– Ma swoje sprawy. Jest młody i wolny, co będzie z nami przesiadywał? Nie ma powodu!
Wydawało się jej, że zażegnała burzę. Nie miała pojęcia, że spotykam się z bratową regularnie, dwa razy w tygodniu, i że coraz bardziej wsiąkam w ten zakazany romans.
Na bratową mówią Dzidka. Paliła mnie żywym ogniem, taki ma temperament… Zawsze miała gorące ręce, nie nosiła swetrów ani szalików, nawet w największe mrozy. Niczego się nie wstydziła. Uwielbiała pokazywać się nago, była dumna ze swojej figury, pięknych, dużych piersi i wypukłej pupy.
Na początku jej nie kochałem. „To tylko seks – powtarzałem sobie. – W każdej chwili mogę się z tego wyplątać. Jeszcze raz, dwa, i spadam… Nikt się nie dowie!”. Tylko że ten seks z Dzidką był nieziemski, perwersyjny, wciągający jak muliste bagno pachnące tatarakiem i miętą. Oj, miała pomysły!
Na przykład umawialiśmy się w eleganckiej knajpie. Przychodziłem zawsze wcześniej, bo nie mogłem się doczekać, kiedy poczuję jej usta i ręce bezwstydnie dotykające mojego ciała. Ona wpadała spóźniona, czasami od razu wyciągała mnie do taksówki i tam rozpalała tak, że dygotałem jak w gorączce. Raz przyszła szczelnie owinięta długim płaszczem…
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała i zaczęła wolno odpinać guziki.
Pod spodem była zupełnie naga. Kompletnie się nie przejęła tym, że jakiś starszy pan, widząc to co ja, zakrztusił się napojem, i trzeba było wołać kelnera na pomoc.
– To przez ciebie – szeptałem ubawiony i przerażony zarazem. – Zobaczysz, że nas kiedyś aresztują, do kicia wsadzą…
– Za co? – dziwiła się niby. – Jest obowiązek noszenia majtek? W konstytucji to zapisali?
Dzidka w ogóle nie szanowała Bartka
Miałem dwadzieścia sześć lat i niewiele doświadczeń z kobietami. Byłem raczej nieśmiały. A Dzidka wyzwalała we mnie emocje, jakich nigdy wcześniej nie doznałem. Tak mnie opętała, że dzień bez niej wydawał mi się stracony i dłużył się niemiłosiernie. Nie mogłem jeść, spać, pracować, jeśli jej nie widziałem przez kilkanaście godzin!
Jest ode mnie starsza o parę lat. Nie skończyła żadnej szkoły, właściwie nic nie umie oprócz sprzedawania ciuchów w małym butiku – i szalonego kochania się z figurami. Mnie to wystarczało…
Czasami tylko było mi głupio, szczególnie wtedy, gdy zaczynała kpić z mojego brata.
– Bartek to oferma – opowiadała. – Jest beznadziejny! Taka klucha bez pomyślunku.
– Przesadzasz – próbowałem go bronić. – Skończył studia z drugą lokatą. Szybko zrobił doktorat. Wiem, że przymierza się do habilitacji.
– I co z tego? Życiowo jest debilem! To jego gadanie o uczciwości mnie dobija! Mógł awansować. Wystarczyło leciutko popchnąć sprawę, rozpylić trochę smrodu wokół jego konkurenta, i byłby ustawiony na lata. Myślisz, że to zrobił?
– Jak go znam, nie zrobił.
– Właśnie! Bo jest ciepłą kluchą, którą niedługo ktoś inny przeżuje i wypluje. Zaczynam rozumieć, że przy nim i dla mnie nie ma perspektyw.
– To czemuś za niego wyszła? – wkurzyłem się wreszcie.
– Bo wszyscy mnie uważali za idiotkę, która myśli tyłkiem… Więc postanowiłam im udowodnić, że poleci na mnie każdy lamus z dyplomem, a jego kolesie będą się ślinić na mój widok! – powiedziała, dumnie prężąc biust.
– Tylko że wiesz, szybko mi się znudził. Gdybyś ty się nie pojawił, dawno bym rzuciła Bartosza! Ale dałeś mi wszystko, czego mi trzeba, więc zostałam z tym głupkiem.
Szczyt chamstwa, jak ona mogła?!
Po tej gadce zaczęła mnie całować, pieścić i mruczeć:
– Czemu ja ciebie, Wojteczku, nie spotkałam przed nim? Ty mnie naprawdę kręcisz! Trzęsę się, kiedy tylko o tobie pomyślę. Zawsze chcesz, jesteś jak młode zwierzę, nie jak rozgotowany makaron… ten twój brat! On się wrodził w waszą mamunię, piczkę-zasadniczkę! A ty jesteś z innego materiału…
Zaczęła wstrętnie nadawać na naszą mamę i wtedy pierwszy raz się wściekłem, nawet wyjść chciałem. Ale Dzidka tak pięknie mnie przepraszała, że dałem spokój. Mimo wszystko na tym moim słońcu pojawiła się drobniutka plamka. Jeszcze niewiele znacząca, ale jednak już obecna. Kolejna plama wyskoczyła parę dni później…
Lało jak z cebra, jechaliśmy do motelu za miastem. Nagle na którejś ulicy zobaczyłem moją rodzicielkę. Szła wolno, ciężko, nie rozwinęła parasola, bo w obu rękach trzymała siaty z zakupami. Widać było, że jest przemoczona do suchej nitki, zmęczona, i że jest jej ciężko. Chciałem powiedzieć, żeby Dzidka zatrzymała samochód; coś byśmy wykombinowali, że niby spotkaliśmy się przypadkiem, i że ona odwozi mnie do domu, bo przecież tak strasznie pada… Nie zdążyłem otworzyć ust, kiedy Dzidka podjechała do samego krawężnika. Spod kół bryznęła na mamę brudna woda z wielkiej kałuży, mocząc ją od stóp do czubka głowy. Dzidka zrobiła to specjalnie, złośliwie, podle, po chamsku…
Moja mama nosi okulary. Widziałem w lusterku, jak stała bezradnie na skraju chodnika. Oczywiście nie zauważyła ani samochodu, ani nas. Na pewno była w szoku! Zatkało mnie. Siedziałem jak zamurowany, a moja kochanka chichotała jak szalona:
– Nie mogłam się powstrzymać! – tłumaczyła. – Przez nią musimy się ukrywać. Gdyby nie ona, już dawno byłoby inaczej, bo ten kretyn by się nie połapał… Więc została ukarana!
Potem nie widziałem się z nią przez kilka dni. Nie odpowiadałem na telefony. Zwyczajnie nie chciało mi się z nią gadać.
Taka propozycja nie trafia się codziennie
Zimą w pracy dostałem propozycję półrocznego stażu w Stanach Zjednoczonych. To było spore wyróżnienie z perspektywą awansu po powrocie, więc cieszyłem się jak głupi. Oczywiście powiedziałem mamie, ona mojemu bratu, a ten zaraz wygadał się przed Dzidką. Następnego dnia wpadła do mojej firmy jak furia.
– Musimy pogadać – rozkazała mi. – Nie wymiguj się, jeśli nie chcesz skandalu.
Wiozła mnie do znajomego motelu. Przez całą drogę milczała, a kiedy ja chciałem zagaić rozmowę, słyszałem:
– Później… Mamy czas.
Dopiero w pokoju pokazała, co potrafi! Rzuciła się na mnie z pięściami. Naprawdę musiałem się bronić, bo dostała jakiegoś szału i wrzeszczała, przeklinając najgorszymi słowami.
– Ty gnojku, palancie, złamasie! – klęła. – Myślałeś, że ze mną tak można? Poużywać sobie i wyrzucić? Znudziłam ci się? Podróże ci zapachniały, kariera, pewnie inne baby? Tak?! Wybij to sobie z tego tępego, pustego łba! Słyszysz?!
Dowiedziałem się wtedy, że nie ucieknę przed nią, że ona znajdzie mnie na końcu świata, że mam brać kredyt, kupić jej bilet i zabezpieczyć pobyt w Ameryce.
– Myślałeś, że co?! – krzyczała. – Że trafiłeś na głupią?!
– Kobieto – próbowałem ją uspokajać. – Przecież wrócę i wtedy zobaczymy, co dalej. Nie będę brał pożyczek, bo kto to ma spłacać? Moja mama ze swojej renciny?
– Gówno mnie to obchodzi – wycedziła Dzidka lodowatym tonem. – Masz zrobić, co mówię, bo zapłaczesz krwawymi łzami, jeśli mnie nie posłuchasz.
Pomyślałem, że nie będę się z nią kłócił, kiedy jest w takich nerwach. Udałem, że się zgadzam to wszystko przemyśleć.
– Zastanowię się, to musi mieć ręce i nogi! Daj mi chwilę.
Od razu się uspokoiła i zaczęła swoje kocie pieszczoty. Ale ja już nie widziałem w niej napalonej kotki, tylko wstrętną, czarną pijawę, która do mnie przywarła i której nie mogę od siebie oderwać. Robiła cuda,
a ja nic. Jak martwy! Naprawdę nigdy wcześniej to mi się nie zdarzyło. Śmiała się, że jestem cienki Bolek, ale ja chciałem tylko od niej uciec na zawsze. Udałem, że potwornie boli mnie ząb. Wiedziała, że wybieram się do dentysty, więc uwierzyła.
Odwiozła mnie do miasta; obiecałem, że zadzwonię. Jeszcze tego wieczoru przyznałem się mamie, co nawyprawiałem. Spodziewałem się awantury, ale moja rodzicielka znowu mnie zaskoczyła.
– To sprawa między waszą trójką, mnie nic do życia dorosłych ludzi. Kiedy prosiłam, żebyś ją trzymał na kilometr od siebie, nie posłuchałeś. Teraz radź sobie sam, synu.
– Boję się, że ona z zemsty wszystko powie Bartoszowi. Chłop się załamie…
– Jak jest słaby, to może tak być, ale ja myślę, że go nie znasz. On jeden ma charakter!
Dzidka próbowała mnie przekabacić na swoją stronę. Nie dawała mi spokoju, wystawała przed firmą, wysyłała maile i SMS-y. Prosiła i groziła. Wreszcie pokapowała, że mam jej dość, i nakłamała Bartoszowi, że to ja ją uwiodłem, że za nią latałem, nie dawałem spokoju, osaczałem, aż uległa. Mało tego – powiedziała mu, że mama o wszystkim wiedziała, i że nas kryła!
Mamie tylko się wydawało, że zna swoich synów…
Bartosz się wściekł jak ranny odyniec! Uwierzył w każde słowo Dzidki, nigdy w życiu nie widziałem swojego brata w takim amoku! Rzucał się, awanturował, aż wreszcie zapowiedział, że zrywa z nami wszelkie kontakty. Nie ma już rodziny, nie chce znać ani mnie, ani mamy. Mama tak się przejęła, że przeszła udar, na szczęście lekki, ale od tamtej pory wymaga stałej opieki, więc o tym, aby została sama, nie ma mowy.
Musiałem zrezygnować z wyjazdu. Taka zawodowa szansa nie zdarza się często, a właśnie mnie przeszła koło nosa. W firmie patrzyli na mnie jak na wariata! Może by i udało mi się znaleźć kogoś, kto zająłby się mamą, ale czuję się winny tych wszystkich nieszczęść, zatem nie miałem wyjścia. Psychicznie jestem w rozsypce. Strasznie żałuję tego stażu. Mama też mnie trochę wkurza, bo jednak czasem przychodzi mi do głowy myśl, że gdyby nie jej choroba, byłbym wolny. Do białej gorączki doprowadza mnie głupota Bartosza. Podobno ten idiota kupił Dzidce nowe auto na przeprosiny
i zgodę, potem ją wywiózł do ciepłych krajów, żeby odpoczęła i zapomniała o przykrościach. Teraz jedzą sobie z dzióbków!
Wszystko jej wybaczył. Do niej o nic nie ma pretensji. Uważa ją za białą, niewinną lilię. To jego wredny brat ochlapał ją szambem, więc jej trzeba współczuć, a mnie ukarać! A tej fałszywej Dzidki po prostu nienawidzę… Życzę jej wszystkiego najgorszego. Sama myśl o niej sprawia, że mam mdłości z obrzydzenia. Najgorsze jest to, że w tej naszej układance moje miejsce jest najgorzej posmarowane sadzą. Próbuję się wybielać i myślę:
„Skusiła cię przecież, to ona zaczęła, ty tylko uległeś…”.
Ale to nieprawda! Jestem dorosłym facetem. Powinienem był wiedzieć, że robię świństwo, kłamię, oszukuję, zdradzam. Ale ja, jak to niektórzy słusznie mówią, miałem rozum w portkach! Jeździłem bez trzymanki; nic dziwnego, że się wyłożyłem. Teraz leżę jak długi i pewnie nieprędko się pozbieram…
Wojciech, 28 lat
Czytaj także:
„W każdy weekend żona każe mi kopać grządki na działce. Polubiłem machanie łopatą, gdy dokopałem się do łóżka sąsiadki”
„Kochanek kłamał, że nie sypia z żoną, ona go zdradza, a on tylko ją utrzymuje. Gdy poznałam prawdę, odegrałam się”
„Teściowa przyjeżdża do nas jak do hostelu. Sparciałymi majciochami ozdabia kaloryfery, a mnie traktuje jak szofera”