„Mój 40-letni syn po rozwodzie wrócił pod mój dach i się rozkleił. Nie będę go teraz przecież niańczyć”

znudzony mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Tara Moore
„Syn wraca z pracy, zjada obiad, który podstawię mu pod nos i wrzuca brudne talerze do zlewu. Później przenosi się do swojego pokoju, gdzie ogląda coś w telewizji lub gra na komputerze. Dokładnie tak jak nastolatek, a ma prawie czterdziestkę na karku i jest po rozwodzie. I co ja mam z nim zrobić?”.
/ 09.10.2024 21:15
znudzony mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Tara Moore

Mój syn miał naprawdę ciężki czas, dlatego zdecydowałam się na powrót wziąć go pod swoje skrzydła. Jego firma przeszła restrukturyzację i zaczęły się zwolnienia. Okazało się, że to właśnie Łukasz stracił dobrą pracę. Był tam managerem działu i zarabiał naprawdę dobrze. Z czasem udało mi się znaleźć inne zatrudnienie, ale na niższym stanowisku i ze sporo mniejszą pensją.

Synowa lubiła pieniądze

Jego żona – Justyna – nie stanęła na wysokości zadania i nie pomogła mu przejść tego kryzysu. Okazało się, że dla niej przysięga „na dobre i złe” niewiele znaczyła. Teraz myślę, że była z Łukaszem przede wszystkim ze względu na jego naprawdę dobre zarobki. Sama pracowała jako recepcjonistka w salonie kosmetycznym i zarabiała niewiele.

Od zawsze kochała jednak wysoki standard życia. Drogie ciuchy, kosmetyki, zabiegi, weekendowe wyjazdy, wyjścia do dobrych restauracji, zagraniczne urlopy, relaks w ośrodkach SPA – dla niej to było najważniejsze. Cały czas odkładała też decyzję o dzieciach. Ja wiem, że teraz kobiety rodzą o wiele później niż kiedyś. No ale, Justyna niedawno skończyła trzydzieści pięć lat i myślę, że to jednak była dobra pora na powiększenie rodziny.

Pamiętam, że wiele razy nieśmiało wspominałam młodym o potencjalnym wnuku. Była synowa jednak wywracała na to oczami.

– Ja nie mam zamiaru zakopać się w pieluchach jak moja matka. Miała trójkę dzieciaków, cały czas harowała na dwóch etatach – w robocie i w domu. I co ona niby miała z tego życia? Ja chcę najpierw się wyszaleć, coś przeżyć, dorobić. Dopiero później pomyślę o ciąży – sarkała niecierpliwie.

Może i nie jest to najgorszy argument. Tylko, że niby jak ona chciała się czegoś dorobić? Pieniądze przeciekały jej przez palce. Cały czas nimi szastała na prawo i lewo, dlatego oszczędności na lepszą przyszłość córki lub syna zwyczajnie nie miała.

Puściła Łukasza kantem

Gdy okazało się, że Łukasz zarabia teraz mniej i muszą nieco zacisnąć pasa, żona zwyczajnie puściła go kantem. W tym swoim salonie kosmetycznym poznała jakiegoś bogatego gościa. Ten jej nowy facet prowadzi dobrze prosperującą firmę i może pozwolić sobie na utrzymanie swojej kobiety na wysokim poziomie.

Złożyła pozew o rozwód i wystawiła mojemu synowi walizki za drzwi. Teraz nie pracuje. Jest na utrzymaniu tego gościa i ponoć już planują wystawny ślub.

Dlaczego mieszkanie nie zostało podzielone podczas rozwodu? Bo okazało się, że mój syn nie miał do niego żadnych praw własności. Justyna otrzymała go jeszcze przed ślubem, w spadku po swoich dziadkach, dlatego było jej wyłączną własnością.

Doskonale pamiętam jednak jego stan. Niegdyś to była prawdziwa ruina. To Łukasz własnymi rękami doprowadził je do użytku, kupił wszystkie materiały i meble, zapłacił za ekipy, urządził niemal od zera.

Po rozwodzie syn przeniósł się do mnie

Nie miał jednak żadnych faktur, które potwierdzałyby jego wkład we wspólny majątek, dlatego został z niczym. Po wyprowadzce ze wspólnego lokum przeniósł się do mnie.

To mamuś tylko na jakiś czas. Teraz nie mam, gdzie iść, a nie ma sensu, żebym w mojej sytuacji wynajmował drogą kawalerkę. Chyba nie odmówisz przyjęcia pod swój dach własnemu dziecku? – doskonale pamiętam tę naszą rozmowę.

Pewnie, że nie odmówiłam. Przecież nie poślę syna na poniewierkę, gdy wiem, że akurat znajduje się w tak trudnym życiowo czasie. Teraz myślę, że to był jednak błąd. Powinnam już od początku ustalić z nim warunki wspólnego zamieszkania. A ja beztrosko myślałam, że jakoś to będzie. No i jest. To znaczy jest jakoś. Niekoniecznie dobrze.

Czuje się jak nastolatek

Syn mieszka u mnie już od ponad dwóch lat i ani nie wspomina o wyprowadzce. A mnie ta sytuacja zaczęła zwyczajnie przeszkadzać. Łukasz poczuł się znowu jak nastolatek, który może sobie beztrosko żyć, bo matka wszystkim się zajmie.

Początkowo nie ustaliliśmy, że syn będzie dorzucał mi się do kosztów. W efekcie przez wiele miesięcy to ja płaciłam czynsz, rachunki za wodę, ogrzewanie czy prąd. Łukasz nawet nie pomyślał, żeby mi się dorzucić. W końcu straciłam jednak cierpliwość i poprosiłam, żeby dokładał się nieco do naszego rodzinnego budżetu, bo jestem emerytką i muszę liczyć się z pieniędzmi.

– To czemu mamo nic wcześniej nie mówiłaś? – zrobił wielkie oczy. – Przecież ja nie wiedziałem, że potrzebujesz kasy.

Oczywiście. Chłop, który niedługo skończy czterdzieści lat nie wie, że rachunki nie płacą się same, lodówka magicznym sposobem się nie zapełnia i każda rzecz kosztuje.

Ale to nie tylko o pieniądze chodzi, ale o naszą relację. Już zwyczajnie nie mam ochoty niańczyć starego chłopa. A dokładnie właśnie tak się czuję. Łukasz, po wprowadzeniu się do mnie, automatycznie wszedł w rolę dziecka i zachowuje się dokładnie tak, jak wtedy, gdy jeszcze chodził do liceum. Tyle, że teraz nie biega na lekcje, ale do pracy.

Mam dość latania koło niego

Po przyjściu z biura nie bierze na siebie żadnych domowych obowiązków. To ja sprzątam całe mieszkanie, robię zakupy, gotuję obiady, piorę i prasuję jego koszule, składam skarpetki i chowam je do szuflady. Tak, dokładnie jakbym miała w domu nieporadnego dzieciaka, a nie dorosłego mężczyznę.

Gdy nie pochowam prania, syn po prostu przekłada je z fotela na łóżko i z łóżka na fotel. Przestałam podlewać kwiatki w jego pokoju, to paprotka uschła. Ba, nawet o wyniesienie śmieci muszę go prosić, bo on nie widzi takiej potrzeby. Czy to jest normalne?

Syn wraca z pracy, zjada obiad, który podstawię mu pod nos i po prostu wrzuca brudne talerze do zlewu. Później przenosi się do swojego pokoju, gdzie ogląda coś w telewizji, gra na komputerze, gada ze znajomymi przez internet. Dokładnie tak jak nastolatek.

Wieczorami pędzi na siłownię, basen, trening piłki nożnej. Prowadzi dość bogate życie towarzyskie. W weekendy spotyka się z kumplami. Biega po jakichś klubach czy innych pubach. W międzyczasie umawia się z jakimiś kobietami, ale to są raczej jednorazowe przygody.

Nie chce już żadnej kobiety

Na moje nieśmiałe sugestie, że może poszukałby sobie kogoś na stałe, twierdzi, że to już nie dla niego.

– Nie potrzebuję kolejnej żony, żeby znowu dobrze ustawiła się moim kosztem i przypięła się niczym pijawka. Teraz wreszcie pracuję tylko na siebie. Robię, co chcę i jestem szczęśliwy –mówi.

Ale nie chcesz ułożyć sobie życia? Mieć jeszcze dzieci?

– A po mi dzieci, gdy mam ciebie mamo – śmieje się.

No i co ja mam mu na takie coś powiedzieć? Jemu zwyczajnie zaczęło być wygodnie. Domowymi sprawami zajmę się ja, a on może beztrosko się bawić, wydawać na siebie zarobione pieniądze i zapomnieć o prywatnych obowiązkach. Ale czy na tym polega dorosłe życie?

Mam dość matkowania 

Już nawet nie chodzi o to, że chciałabym doczekać się wnuków. Moja młodsza córka niedawno powiedziała mi, że jest w ciąży, więc babcią na pewno będę. Zawsze uważałam, że Alicja jest mniej odpowiedzialna od brata. Bo mieszka ze swoim partnerem bez ślubu. Bo nie ma stałej pracy, tylko te swoje tłumaczenia. Bo ubiera się w jakieś kolorowe ciuchy i ma z jednej strony wygolone włosy. Teraz doszłam do wniosku, że to nieprawda. Córka ma własne mieszkanie, spłaca kredyt, niedługo zostanie mamą. Jest samodzielna.

A Łukasz zasiedział się u mnie na dobre i ani nie myśli czegoś zmieniać. Ba, gdy kiedyś umówiłam się z koleżanką w kawiarni i nie ugotowałam na czas obiadu, był wielce zdziwiony.

– Przecież mówiłaś, że we wtorek usmażysz placki ziemniaczane. Przychodzę, a tu w domu puste garnki– zaczął marudzić.

Możesz zamówić sobie pizzę – powiedziałam ze złością, bo już całkowicie wyprowadził mnie z równowagi.

– E tam. Pizzę to zamawiamy w pracy na lunch, a popołudniu zjadłbym normalny domowy obiad. A może teraz zrobisz mi chociaż naleśniki?

Ręce zwyczajnie mi opadły. Nie chcę wyrzucać własnego dziecka, ale doskonale wiem, że sam z siebie to on nic nie zmieni. Bo co niby musiałoby się stać, żeby Łukasz miał ochotę na wyprowadzkę? Teraz zmienił pracę, znów dość dużo zarabia i swobodnie mógłby pozwolić sobie na wynajem mieszkania. A może nawet wziąć kredyt na coś własnego.

Chcę odzyskać swoje życie

U mnie są tylko dwa pokoje. Jeden okupuje Łukasz, a ja przestaję się czuć swobodnie. Zwłaszcza, że niedawno w bibliotece poznałam całkiem miłego pana i chciałabym czasami zaprosić go do siebie na kolację. Ale nie mam najmniejszej ochoty na romantyczną randkę we troje. Na razie spotykamy się głównie w weekendy, gdy syn w soboty wybywa ze znajomymi lub nocuje u jakiejś kobiety.

Ale czy tak można na dłuższą metę? Młodo owdowiałam i całkowicie poświęciłam się wychowaniu dzieci. Musiałam zastąpić im matkę i ojca. Zarobić na wszystko, wykształcić ich, zadbać, żeby wyrośli na porządnych ludzi. Teraz czuję się zupełnie, jakbym cofnęła się w czasie o ponad dwadzieścia lat i znowu miała na głowie syna, któremu muszę gotować pyszne obiadki i pilnować, żeby chodził oprany.

Koniec sentymentów. Muszę się zebrać i jakoś rozwiązać tę sytuację, bo to naprawdę robi się już nie do zniesienia.

Regina, 67 lat

Czytaj także: „Desperacko pragnęłam miłości matki. A ona, choć była u kresu życia, nadal traktowała mnie jak gorsze dziecko”
„Żona i teściowa uknuły spisek, żebym wziął się do roboty. Połknąłem haczyk, ale jednego na pewno się nie spodziewały”
„Znalazłam bogatego faceta, żeby żyć na poziomie. Nie sądziłam, że do jego portfela nie pozwoli mi się dobrać teściowa”

 

Redakcja poleca

REKLAMA