Już w wieku nastoletnim obiecałam sobie, że będę miała bogate i wygodne życie. A że nic nie wskazywało na to, że sama miałabym zarobić te pieniądze, to stwierdziłam, że plan może być tylko jeden. Musiałam bogato wyjść za mąż. Dlatego już od szkoły średniej zaczęłam rozglądać się za odpowiednim kandydatem. Ale gdy osiągnęłam cel i szykowałam się do ślubu z miastowym bogaczem, to do gry wkroczyła moja teściowa. Ona nie zamierzała pozwolić na to, abym oskubała ich rodzinę z pieniędzy.
Chciałam mieć to co inni
Kiedy kolejny raz usłyszałam od rodziców, że nie stać ich na zakup nowego smartfona, to poczułam się jak biedaczka.
– Ale u mnie w klasie prawie każdy ma ten model – jęknęłam z pretensją.
Już od kilku dni próbowałam namówić ojca, aby wyłuskał oszczędności i zakupił mi nowy telefon. Tym bardziej, że za kilka dni kończyłam osiemnaście lat.
– I co z tego? – usłyszałam oburzony głos mamy. – Dobrze wiesz, że nie stać na tak drogie gadżety. Mamy zupełnie inne wydatki niż najnowszy model telefonu. – dodała. A potem zauważyła, że ten który posiadam też jeszcze działa całkiem nieźle.
– Ale jestem jedyna w klasie, która ma tak stary telefon – powiedziałam. Miałam cichą nadzieję, że rodzicom zrobi mi się mnie szkoda i zdecydują się na zakup.
– Powinnaś się cieszyć, że w ogóle masz jakiś telefon – mama była nieubłagana. – Na świecie są dzieci, które nie mają nawet takiego – dodała.
Marzyłam o lepszym życiu
I tak zapewne było. Ale co mnie obchodziło, że gdzieś w Afryce dzieciaki nie mogą kupić sobie flagowego smartfona firmy ze słynnym logo? W tamtym momencie obchodziło mnie jedynie to, że znowu zostanę uznana za dziewczynę gorszej kategorii.
– Ale zbliżają się moje urodziny – próbowałam jeszcze negocjować.
Chociaż tak naprawdę to już wiedziałam, że nic z tego nie będzie. I w sumie wcale mnie to nie zdziwiło. Moi rodzice byli nie tylko oszczędni. Dodatkowo nie byli zamożni. Pensja nauczycielki i urzędnika nie pozwalała na większe szaleństwa. Wprawdzie nie odczuwałam biedy, ale o nadmiernych wydatkach nie było mowy. Mogłam zapomnieć o nowym telefonie, markowych ciuchach czy zagranicznych wyjazdach. To wszystko było poza moim zasięgiem.
Nic więc dziwnego, że od dzieciństwa marzyłam o czymś lepszym. Chciałam posiadać taką ilość pieniędzy, która umożliwiłaby mi bogate i wygodne życie. Ale z drugiej strony wiedziałam, że trudno będzie mi osiągnąć ten cel.
– Chyba nie masz innego wyjścia, jak bogato wyjść za mąż – zaśmiała się moja koleżanka, której zwierzyłam się ze swoich bolączek.
I wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. "To jest świetny pomyśl" – pomyślałam. Bogaty mąż mógł zapewnić mi wszystko o czym marzyłam – podróże, nowoczesne gadżety, markowe ciuchy i drogie kosmetyki. W końcu mogłabym żyć tak jak zawsze o tym marzyłam. Musiałam zrobić tylko jedno.
Liczył się gruby portfel
Długo szukałam odpowiedniego kandydata. Bo chociaż zależało mi przede wszystkim na tym, aby miał kieszenie wypchane pieniędzmi, to dodatkowo chciałam, aby był sympatyczny i chociaż trochę przystojny.
– Nie można mieć wszystkiego – ostrzegała mnie koleżanka z pracy, w której tkwiłam już od kilku lat.
A zaraz potem dodawała, że miłość nie wybiera.
– Skończy się tak, że poznasz tego jedynego i nawet nie zwrócisz uwagi na zawartość jego portfela – mówiła.
Jednak ja wiedziałam, że nie jest to prawda. Według mnie miłość była przereklamowana. "Co mi przyjdzie z miłości, skoro będę zmuszona klepać biedę?" – myślałam. Zresztą ja nie szukałam uczucia. Szukałam mężczyzny, który spełni moje marzenia o wygodnym i beztroskim życiu. A układając towar w sklepie, wizualizowałam swoje przyszłe życie.
Poszukiwania zakończyły się sukcesem
I w końcu szczęście się do mnie uśmiechnęło. Na jednej z dyskotek poznałam całkiem przystojnego bruneta. A ponieważ ja też prezentowałam się nieźle, to szybko zwróciliśmy na siebie uwagę. Jednak mnie nie interesował tylko wygląd. Już na samym początku zwróciłam uwagę, że chłopak ma na sobie drogie ciuchy, a na ręku zegarek jednej z najdroższych marek.
– Jestem Bartek – przywitał się, uśmiechając się nieśmiało.
– Kasia – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. A potem od razu zaciągnęłam go na parkiet.
Jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę. Bartek okazał się synem jednych z najbogatszych mieszkańców naszego miasta. Według mojej koleżanki był przyszłym spadkobiercą ogromnego majątku.
– Ależ ci się trafiło – usłyszałam od Baśki, w której głosie zabrzmiała wyraźna nutka zazdrości. – Jak ślepej kurze ziarno – dodała złośliwie.
Jednak ja nie zwracałam na to uwagi. W mojej głowie pojawiła się myśl, że w końcu mam szansę na zrealizowanie swojego planu. Wiedziałam jedno – muszę zrobić wszystko, aby rozkochać w sobie Bartka i zaciągnąć go przed ołtarz. Tylko to dawało mi szansę, aby spełnić swoje marzenia.
Udawałam, że nie chodzi mi o kasę
Szybko przystąpiłam do realizacji swojego planu. I szybko też okazało się, że nie jest to wcale takie trudne. Bartek okazał się cichym, spokojnym i bardzo nieśmiałym chłopakiem, który marzył o wielkiej miłości.
– Do tej pory wszystkie dziewczyny kochały tylko moje pieniądze – żalił się po kilku tygodniach znajomości. – A ja zawsze byłem tylko sponsorem ich zachcianek – dodawał.
Wtedy wkraczałam do akcji. Nie tylko zapewniałam go, że mam w nosie jego pieniądze, ale robiłam też wszystko, aby mi uwierzył.
– Ja zapłacę za siebie – mówiłam na każdym spotkaniu w kawiarni lub restauracji. – Jestem nowoczesną dziewczyną i nie chcę być na czyimkolwiek utrzymaniu – dodawałam, mrugając okiem. Jednak w głębi duszy zaciskałam zęby i zastanawiałam się, ile jeszcze takich wydatków wytrzyma mój portfel.
Nie chciałam też, aby Bartek fundował mi wakacje czy kupował drogą biżuterię. Za każdym razem gdy próbował wręczyć mi taki prezent, to odmawiałam.
– Nie chcę tych wszystkich rzeczy – mówiłam. – Chcę tylko ciebie – zapewniałam Bartka patrząc mu prosto w oczy.
Poprosił mnie o rękę
I właśnie dzięki takim sztuczkom szybko osiągnęłam swój cel. Po kilku miesiącach znajomości Bartek poprosił mnie o rękę.
– Nie mogę bez ciebie żyć – zapewnił mnie.
Jednocześnie wręczył mi pierścionek zaręczynowy, który był warty więcej niż mój stary samochód.
– Ja bez ciebie też – powiedziałam.
A w mojej głowie od razu pojawiła się wizja przyszłego życia. Patrząc na swój palec z pierścionkiem nie mogłam uwierzyć w to, że spełniłam swoje marzenie. A przecież jeszcze kilka lat temu wydawało się ono nieosiągalne.
Teściowa wkroczyła do gry
Szybko ustaliliśmy datę ślubu. Na początku mieliśmy wziąć jedynie ślub cywilny.
– Będziemy mieli więcej czasu na przygotowanie uroczystości – odpowiedział Bartek, którego zapytałam o powody takiej decyzji.
I w sumie przyznałam mu rację. Chciałam wystawnej i niezapomnianej uroczystości, a do jej przygotowania potrzeba było przecież trochę czasu.
– A nie zmienisz zdania podczas tych kilku miesięcy? – zapytałam przyszłego męża.
– Nigdy w życiu – zapewnił mnie Bartek.
I może by tak było, gdyby nie jego matka. Moja przyszła teściowa nie polubiła mnie i od razu wyczuła, że moje intencje nie są zbyt uczciwe.
– Przecież ona cię nie kocha – powiedziała do Bartka. – Jej zależy tylko na twoich pieniądzach – dodała.
Ani ona, ani Bartek nie wiedzieli, że usłyszałam te słowa. Właśnie weszłam do naszego wynajmowanego apartamentu i już od drzwi usłyszałam ich wymianę zdań. Matka Bartka próbował go przekonać, że jestem harpią czatującą na jego majątek.
– Mylisz się – zapewniał ją Bartek. – To wspaniała dziewczyna – dodał.
A ja odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam pozwolić, aby matka mojego przyszłego męża zasiała w nim jakiekolwiek ziarnko niepewności.
Próbowała nas skłócić
Jednak nie było to łatwe. Moja przyszła teściowa podburzała syna i cały czas próbowała zniszczyć nasz związek. I niewiele brakowało, aby osiągnęła sukces.
– Czy ty mnie kochasz? – zapytał mnie któregoś wieczoru Bartek.
W jego głosie dało się wyczuć niepewność.
– Oczywiście, że tak – zapewniłam go gorliwie. – I zawsze będę cię kochać – dodałam.
Tego akurat byłam pewna. Nie przestaje się kochać facetem z takim kontem bankowym. Bartek tylko się uśmiechnął. I przez wiele dni nie wracał do tematu. Jednak na kilka dni przed ślubem poprosił mnie o rozmowę.
Musiałam podpisać intercyzę
– Rozmawiałem z mamą – zaczął.
A ja od razu poczułam niepokój. "Co ta kobieta wymyśliła?" – pomyślałam.
– Na jaki temat? – zapytałam obojętnie.
Za nic na świecie nie chciałam dać po sobie poznać, że ogarnął mnie strach.
– O intercyzie – powiedział Bartek.
Okazało się, że moja teściowa zaproponowała Bartkowi rozwiązanie, które miałoby zapewnić ochronę ich pieniędzy. Spojrzałam na Bartka. I przez chwilę miałam nadzieję, że sprzeciwił się swojej matce.
– Zgodziłem się z nią – usłyszałam jednak. – Myślę, że to najlepsze wyjście – dodał.
Nie miałam wyjścia, jak się zgodzić z tym stwierdzeniem. Co mogłam zrobić? Gdybym odmówiła, to wyszłoby na jaw, że to jednak nie miłość kierowała moim działaniem.
Kilka dni później podpisaliśmy stosowne dokumenty. A po kolejnych kilku tygodniach stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Potem zamieszkaliśmy w przepięknym apartamencie, a ja zaczęłam wieść takie życie, o jakim od zawsze marzyłam. Jednak mam świadomość, że może się ono szybko skończyć. Jeżeli nasze małżeństwo nie przetrwa próby czasu, to ja zostanę z niczym. Dlatego wiem, że nie mogę do tego dopuścić.
Katarzyna, 24 lata
Czytaj także: „Teściowa połyka gorzkie łzy i przymyka oko na kochanki męża. Mówi, że każdy facet zdradza, bo taka już ich natura”
„Mąż mnie nudził, więc znalazłam sobie młodego kochanka. Dostałam taką nauczkę, że aż mnie zatkało”
„Mąż na naszym weselu obracał każdą druhnę. Płonęłam ze wstydu, gdy wszyscy goście śmiali się, że wyszłam za babiarza”