„Moi rodzice sprzedali dom i nie pomyśleli, by mi coś odpalić. A ja miałam już plany co do tej dodatkowej gotówki”

zniesmaczona kobieta.png fot. Getty Images, PhotoAlto/Frederic Cirou
„Ostatnio jednak przeszli samych siebie i wyraźnie przesadzili. Co zrobili? Dowiedziałam się, że właśnie sprzedali nasz rodzinny dom i przenoszą się do drewnianej chatki po babci. Co w tym złego? Ano to, że ta babcina chatka zagubiona jest pośród lasów i pól”.
/ 12.09.2024 20:30
zniesmaczona kobieta.png fot. Getty Images, PhotoAlto/Frederic Cirou

Rodzice sprzedali nasz rodzinny dom i całą kasę pakują w jakieś swoje absurdalne pomysły. Mnie nie odpalili ani grosza, a już planowałam, że dodatkowe pieniądze pozwolą mi wymienić mieszkanie na większe. Czy tak zachowują się rozsądni ludzie? Przecież oni roztrwonią majątek zbierany przez pokolenia.

Kontakty z rodziną wyraźnie się rozluźniły

Czas wiele zmienia. W tym starym powiedzeniu jest naprawdę dużo prawdy. Pamiętam, że w dzieciństwie człowiek zupełnie inaczej patrzy na świat. Wtedy wydawało mi się, że jesteśmy zgodną rodziną, która zawsze będzie się wspierać. Miałam doskonały kontakt z rodzicami. O dwa lata młodsza siostra była jedną z moich najlepszych przyjaciółek, a starszy brat jawił mi się niczym osobisty obrońca, dzięki któremu żadne dziecko z podstawówki nawet nie śmiało mi podskoczyć.

– Wy z Sylwią zawsze trzymacie się razem. Bardzo wam zazdroszczę, bo z moją Anką nigdy nie mogłam się dogadać. Ona uważa mnie po prostu za głupią gówniarę, która nie ma nic ciekawego do powiedzenia i którą trzeba tępić. A wy jesteście jak takie papużki nierozłączki – do dziś pamiętam słowa Olki, mojej kumpeli z ławki, która wiecznie nadawała na swoją starszą siostrę.

Nigdy nie przypuszczałabym, że kiedyś nasze życie tak się poplącze. Marcin ożenił się z Magdą, która za mną, delikatnie mówiąc, nie przepada. Podczas każdej obowiązkowej rodzinnej uroczystości stara się wbić mi szpilę. Nie odpuszcza nawet w Wigilię.

– I żebyś wreszcie ułożyła sobie życie – mówiła słodkim głosem w zeszłym roku podczas składania mi życzeń. – Każda kobieta koło trzydziestki marzy o mężu i dzieciach, a ty przecież już skończyłaś trzydzieści dwa lata i należy ci się stabilizacja – nie omieszkała dodać fałszywie, całując mnie w oba policzki.

Nie trudno więc się domyślić, że moje relacje z bratem są rzadkie, ograniczone i wymuszone na siłę. Sylwia wyjechała do Holandii i widuję się z nią przeciętnie raz w roku. Na co dzień czasami zgadamy się na komunikatorze w necie, ale każda z nas ma swoje własne plany. Ja zajęta jestem swoją karierą na uczelni, ona rodziną.

Chociaż kariera to zbyt szumnie powiedziane. Właśnie kończę pisać doktorat, prowadzę zajęcia ze studentami i każdą wolną chwilę poświęcam na badania w terenie. Siostra ma dwójkę małych dzieci i cały czas biega pomiędzy pracą a domem, dlatego siłą rzeczy przestałam być jedną z najważniejszych osób w jej życiu.

Na emeryturze zaczęli nowe życie

A teraz okazało się także, że moi kochani rodzice również nie są do mnie przywiązani tak bardzo, jakbym chciała. Niedawno oboje przeszli na emeryturę i zaczęli nowe życie – tak przynajmniej wyraża się moja matka.

Niegdyś w ogóle bym nie przypuszczała, że ta stateczna kobieta pracująca jako księgowa i chodząca na co dzień w eleganckich garsonkach, kiedyś zamieni swoje wysmakowane kostiumy na powłóczyste spódnice z falbanami i jakieś fikuśne bluzki we wszystkich kolorach tęczy. Chyba za bardzo wzięła sobie do serca powiedzenie, że wesołe jest życie staruszka i stara się wycisnąć każdą chwilę niczym cytrynę. A co na to ojciec? Nie, on wcale nie protestuje. On stara się dotrzymać jej kroku.

– Wiesz córuś, człowiek całe życie ciężko harował w tym zakładzie i nikt mu za to nawet nie podziękował – tłumaczył mi przy okazji pewnej wizyty, gdy akurat udało mi się zastać ich podczas niedzielnego obiadu. – Matka ma rację, system jest do niczego, dlatego trzeba samemu zadbać, żeby jeszcze coś przeżyć.

Mają dziwne pomysły

No i przeżywają. Matka zapisała się na jakieś zajęcia z jogi, warsztaty, medytacje. Szczerze mówiąc, to nawet tego dokładnie nie śledzę. W końcu, jako nudna pani profesor od literatury średniowiecznej niewiele wiem o zielarstwie i medycynie dalekiego wschodu. A zjawiska paranormalne kojarzę głównie z dramatami Szekspira, a nie weekendowymi wypadami śladem ruin polskich zamków, w których ponoć straszy.

Tak naprawdę nie mam jednak nic przeciwko nowemu stylowi życia rodziców. Dopóki jeszcze mają siły, są w miarę zdrowi i samodzielni, niech organizują sobie czas tak, jak im się podoba. Wizyta u bioterapeuty zamiast w przychodni? Na szczęście mają jeszcze na tyle rozsądku, żeby co roku wykonać kompleksowe badania u swojej lekarki. A roślinna maść na reumatyzm wcierana w ręce może rzeczywiście mniej im zaszkodzi niż łykanie kolejnych tabletek przeciwbólowych.

Przenoszą się na wieś

Ostatnio jednak przeszli samych siebie i wyraźnie przesadzili. Co zrobili? Dowiedziałam się, że właśnie sprzedali nasz rodzinny dom i przenoszą się do drewnianej chatki po babci. Co w tym złego? Ano to, że ta babcina chatka zagubiona jest pośród lasów i pól, a takie warunki to już zupełnie nie na ich wiek.

Wychowałam się na obrzeżach średniej wielkości miasta. Dokładnie tego samego, w którym teraz mieszkam i pracuję. Rodzice z wielkim trudem zbudowali dom i przenieśli się do niego z dwupokojowego mieszkanka w bloku, które robiło się już stanowczo za ciasne dla całej naszej piątki.

Niegdyś były to zwyczajna wieś, do której prowadziła jedna droga i dojeżdżał jedynie szkolny autobus. Teraz miejscowość została wchłonięta przez miasto. Osiedle naprawdę dobrze się rozwinęło, zostało skomunikowane z centrum i rozbudowane.

W okolicy powstały supermarkety, szkoła i przedszkole, sklepy, kilka punktów usługowych. Dzięki temu adres stał się naprawdę pożądaną miejscówką. Z jednej strony jest tam bowiem ciszej niż w starej części miasta, z drugiej wszędzie jest świetny dojazd i mieszkańcy mają zapewnioną wygodną infrastrukturę potrzebną do codziennego życia. I dlaczego ci moi naiwni rodzice z czegoś takiego zrezygnowali?

– Pod samym nosem mieli dobrze zaopatrzony sklep, aptekę i przychodnię zdrowia. I teraz przyszło im nagle na myśl przenosić się na głuchą wieś? W miejsce, które z roku na rok pustoszeje i do najbliższego sąsiada jest z dobry kilometr drogi? – żaliłam się koleżance z pracy.

– Może marzyło się im sielskie życie w otoczeniu przyrody? Wiesz, sama czasami mam ochotę to wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady. Studenci coraz gorsi, wiedzy już nikt nie ceni, wciąż brakuje pieniędzy na badania – Iwona, podobnie jak moja matka, przestała realnie patrzeć na życie.

– Jasne, ja też mam czasami wszystkiego dosyć. Ale to tak nie działa. Myślisz, że tam nie ma problemów? Że będziesz niczym we fraszce Kochanowskiego siedzieć pod lipą i popijać miód z wielkiego drewnianego kufla? Przecież to ludzie dobiegający siedemdziesiątki. A co jak im się posypie zdrowie? Jak dadzą sobie radę z paleniem w piecu, ogrzewaniem, zakupami, dojazdami – wyliczałam ze złością.

Koleżanka pokiwała głową na znak, że mam rację.

– Wiem, o czym mówisz. Marzenia marzeniami, ale trzeba czasami spojrzeć na rzeczywistość rozsądnie – zakończyła naszą rozmowę, bo właśnie weszła jakaś studentka umówiona z nią na konsultacje.

Mnie nie odpalili nawet grosza

Naprawdę ten ich szalony pomysł spędza mi sen z powiek. Bo domek babci wymaga gruntownych remontów i nie mam pojęcia, w jaki sposób oni chcą dać sobie z tym wszystkim radę. Ale nie to jest najgorsze. Może teraz okażę się niewdzięczną i samolubną córką, ale zwyczajnie jestem na nich zła.

Matka jakiś czas temu opowiadała mi, że czasami myśli o sprzedaży rodzinnego domu. Byłam jednak święcie przekonana, że po prostu na stare lata chcą przenieść się z ojcem do przytulnego mieszkanka w bloku, gdzie mieliby wszędzie blisko i wiele mniej pracy z codziennym ogarnianiem. Doszłam do wniosku, że to nie najgorszy pomysł.

Okolica, w której znajdował się mój rodzinny dom stała się całkiem modna, dlatego ceny nieruchomości poszły tam wyraźnie w górę. Już planowałam, na co wydam pieniądze, które dostanę od rodziców. W końcu mieszkanie byłoby o wiele tańsze, dlatego nadwyżkę spokojnie mogliby podzielić i wręczyć swoim dzieciom. Przecież tak się robi w normalnych rodzinach, prawda?

Dzięki temu mogłabym wreszcie pomyśleć o czymś wygodniejszym niż ta ciasna kawalerka, którą spłacam. Nie oszukujmy się, moja praca to prawdziwa pasja, ale kokosów się na tym nie zarabia. Nawet, gdy z czasem uda mi się zdobyć tytuł profesora, ile więcej miesięcznie dostanę? No właśnie. Czy będę kiedyś w stanie kupić coś większego, gdy inflacja szaleje, ceny nieruchomości cały czas idą w górę, a stopy procentowe są równie nieprzewidywalne co pogoda zapowiadana w telewizji?

Byłam zła

A teraz okazało się, że moje plany muszę odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Bo kochająca matka i ojciec nie pomyśleli, żeby mi cokolwiek odpalić. Za dom dostali naprawdę okrągłą sumkę. I co teraz z nią zrobią? Wpakują ją w ten remont. Matka wymyśliła sobie, że będzie organizować warsztaty z medytacji czy coś w tym stylu. W tym celu mają remontować starą stodołę.

Jestem wściekła, że chcą roztrwonić cały rodzinny majątek
Boję się, że pieniądze, które dostali za nasz rodzinny dom zwyczajnie przeciekną im przez palce albo wydadzą je na te swoje szalone pomysły. Już coś wspominali o zakupie kampera. Nie żałuję im podróży i spełnienia marzeń. Ale może jednak nie trzeba przepuszczać na to całego rodzinnego majątku zbieranego pokoleniami? Bo dla mnie już nic z niego nie zostanie.

A najgorsze jest to, że ani brat, ani siostra mnie nie popierają. Siostra ma bogatego męża, nie planuje powrotu do Polski, dlatego otwarcie powiedziała, że nie ma zamiaru wtrącać się w życie rodziców.

– To ich majątek, na który pracowali całe życie. Mają prawo robić z nim, co tylko zechcą i nam nic do tego – powiedziała, gdy do niej zadzwoniłam.

Brat również pracuje na dobrym stanowisku, ma w perspektywie odziedziczenie całkiem atrakcyjnej nieruchomości po teściach i machnął ręką na rodzinną schedę. Więc tak naprawdę to ja najgorzej na tym wszystkim wyszłam. Jestem zwyczajnie wściekła na matkę, że zachowała się tak nierozsądnie. Co się porobiło z tą rozsądną kobietą, którą pamiętam z dzieciństwa?

Ilona, 32 lata

Czytaj także:
„Spotykam się z kobietami w wieku córki, bo nie mogę się opamiętać. Te młode ciała wodzą mnie na pokuszenie”
„Żona przyprawiła mi rogi z moim wspólnikiem. Za jednym razem zostałem wyrzucony z życia i z interesu”
„Lista składek klasowych na zebraniu szkolnym nie miała końca. Jak to wszystko opłacę, nie będę miała na chleb i kaszę”

Redakcja poleca

REKLAMA