„Lista składek klasowych na zebraniu szkolnym nie miała końca. Jak to wszystko opłacę, nie będę miała na chleb i kaszę”

kobieta z rachunkami fot. Getty Images, Tetra Images - Jessica Peterson
„Teraz musiałam znaleźć sposób, by opłacić rzeczy, które wydawały się nieuniknione, jeśli chciałam, by mój syn czuł się jak inne dzieci. Nie mogłam mu powiedzieć, że nie pojedzie na wycieczkę czy nie weźmie udziału w dodatkowych zajęciach”.
/ 11.09.2024 17:30
kobieta z rachunkami fot. Getty Images, Tetra Images - Jessica Peterson

Siedziałam w małej sali lekcyjnej, wpatrując się w tablicę. Rzędy ławek, w których codziennie siedział mój syn, teraz zajmowali rodzice. Byłam zmęczona po całym dniu pracy, ale czułam też dumę. Mój syn zaczął szkołę, a ja zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby miał dobry start. Samotne wychowywanie dwójki dzieci to nie był łatwy los, ale jakoś sobie radziłam. Nie przypuszczałam, że ten optymizm tak szybko zostanie zmącony.

Wymieniła wszystkie koszty

Wychowawczyni zaczęła od omówienia planów na najbliższy rok szkolny. Wycieczki, zajęcia dodatkowe, konkursy – wszystko brzmiało pięknie. Mój syn uwielbia takie rzeczy. Zawsze cieszył się na myśl o nowych przygodach, a ja pragnęłam, by mógł uczestniczyć we wszystkim, co oferowała szkoła. Ale potem zaczęły padać kwoty.

– Fundusz klasowy – 200 zł na semestr – zaczęła nauczycielka. – Ubezpieczenie szkolne, 150 zł. Wycieczki, kino, dodatkowe lekcje angielskiego... Do tego składki na prezenty dla nauczycieli, które ustaliliśmy na poziomie 50 zł za każdy większy okazjonalny prezent...

Z każdą kolejną liczbą czułam, jak żołądek zaciska mi się coraz bardziej. Zaczęłam liczyć w głowie te wszystkie kwoty. Razem stanowiły sumę, która przerażała. Próbowałam nie panikować, ale miałam wrażenie, że mój świat zaczyna się kręcić. „Jak mam na to wszystko zarobić?” – przemknęło mi przez myśl.

Przecież ledwo wiązałam koniec z końcem, odkładając na najpotrzebniejsze rzeczy. A tu nagle te wszystkie opłaty. Chciałam, by mój syn uczestniczył we wszystkim, ale wiedziałam, że to może zrujnować mój już i tak napięty budżet.

Kwota mnie przerażała

Zaczęłam liczyć w myślach: 200 zł, 150 zł, kolejne 100 zł na kino i wycieczki… Kwoty rosły, a ja czułam, jak przygniatają mnie coraz bardziej. Wiedziałam, że jako samotna matka muszę planować każdy wydatek z wielką precyzją. Nie miałam zapasowych pieniędzy na takie niespodzianki. „Skąd ja na to wezmę?” – myślałam. Miałam już zaplanowane wszystko na styk.

Każda złotówka była rozdzielona: na rachunki, jedzenie, ubrania dla dzieci, które zawsze tak szybko z nich wyrastały. Teraz musiałam znaleźć sposób, by opłacić rzeczy, które wydawały się nieuniknione, jeśli chciałam, by mój syn czuł się jak inne dzieci. Nie mogłam mu powiedzieć, że nie pojedzie na wycieczkę czy nie weźmie udziału w dodatkowych zajęciach. Zawsze starałam się, żeby niczego mu nie brakowało. Ale ta lista kosztów nie pozwalała mi znaleźć rozwiązania.

– Może ktoś ma jakieś pytania? – zapytała wychowawczyni, przerywając moje chaotyczne myśli.

Chciałam wstać i powiedzieć, że to za dużo, że nie dam rady. Ale siedziałam cicho, czując, jak moje poczucie bezradności narasta.

Miałam wrażenie, że jestem sama

W sali zapadła krótka cisza, po której rodzice zaczęli kiwać głowami, potwierdzając, że rozumieją wszystkie opłaty. Kilka osób podeszło do wychowawczyni, żeby wpisać się na listę wpłat na fundusz klasowy. Patrzyłam, jak bez większego zastanowienia sięgają po portfele, zapisują się na listy. Wydawało się, że dla nikogo nie jest to problem. W mojej głowie wrzało.

„Dlaczego oni tak łatwo to akceptują? Czy oni też walczą o każdy grosz, ale boją się przyznać? Czy tylko ja nie wiem, jak sobie poradzić?” – te myśli przetaczały się przez moją głowę, gdy patrzyłam na innych rodziców. Nie mogłam się pozbyć poczucia osamotnienia. Nikt nie wyglądał na zmartwionego. Może tylko ja miałam wrażenie, że coś tu nie gra? Może tylko ja zastanawiałam się, jak podzielić to wszystko, żeby wystarczyło na potrzeby mojego syna.

Czułam, jak rośnie we mnie poczucie wykluczenia. Inni rodzice potakiwali, zgadzali się na te składki, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. A ja... Jak miałam powiedzieć mojemu synowi, że nie pojedzie na wycieczkę, bo nie mam na to pieniędzy? Że nie weźmie udziału w dodatkowych zajęciach, bo muszę wybrać między opłaceniem prądu a jego edukacją? Miałam ochotę wstać i wyjść. Zaciskałam zęby, żeby powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.

Chciało mi się płakać

W drodze do domu myśli nie dawały mi spokoju. W głowie wciąż na nowo przeliczałam te wszystkie koszty. Fundusz klasowy, wycieczki, prezenty dla nauczycieli – te pieniądze, które miałam wydać, a których nie miałam. Każda złotówka była już przypisana na coś innego. Czułam, jak narasta we mnie frustracja, bezradność, a przede wszystkim strach.

„Co mam zrobić?” – powtarzałam w myślach. Może powinnam ograniczyć wydatki na jedzenie? Ale i tak zawsze robiłam zakupy z kalkulatorem w ręku. Może zrezygnować z zajęć dodatkowych mojej młodszej córki? Ale jak miałabym jej to wytłumaczyć? W głowie analizowałam każdy najmniejszy wydatek. Może moglibyśmy odłożyć wakacje? Albo sprzedać coś z domu? Żadna opcja nie wydawała się dobra, każda niosła ze sobą poczucie porażki.

Czułam, jak przytłacza mnie ta odpowiedzialność. Bycie samotną matką było trudne, ale teraz wydawało się prawie niemożliwe. Nie mogłam nikogo poprosić o pomoc, nie miałam na kogo liczyć. Wiedziałam, że muszę sama podjąć te decyzje. Ale jakie decyzje? Z czego mogłam zrezygnować, żeby nie odczuły tego moje dzieci?

Było tak wiele rzeczy, których nie mogłam im zapewnić, a teraz dochodziły kolejne ograniczenia. Miałam wrażenie, że wpadam w błędne koło. Wiedziałam, że wkrótce będę musiała podjąć trudne decyzje. A każda z nich będzie miała swoje konsekwencje.

Nie potrafiłam tego zrobić

Gdy wróciłam do domu, mój syn przybiegł do mnie z radością, opowiadając o szkole i o tym, że wychowawczyni zapowiedziała wycieczkę do parku linowego. Jego oczy błyszczały z ekscytacji, a ja uśmiechałam się, choć w środku byłam rozbita. Jak mogłam powiedzieć mu, że może nie będzie mógł pojechać? Nie chciałam odbierać mu tej radości, ale jednocześnie czułam, że muszę znaleźć sposób, żeby go przygotować na to, że nie wszystko będzie możliwe.

Siadłam na kanapie, a syn usiadł obok mnie. Odetchnęłam głęboko, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.

– Kochanie, musimy porozmawiać – zaczęłam delikatnie. – Wiem, że bardzo się cieszysz na myśl o wycieczce, ale czasem mogą zdarzyć się sytuacje, kiedy nie będziemy mogli na wszystko sobie pozwolić.

Jego uśmiech zgasł, a ja poczułam, jak coś łamie mi się w sercu. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie trudna, ale musiałam być szczera.

– Nie zawsze będziemy mogli brać udział we wszystkich wycieczkach czy zajęciach – kontynuowałam. – Ale to nie znaczy, że nie znajdziemy innych fajnych rzeczy do zrobienia razem, dobrze?

Syn przez chwilę milczał, a potem kiwnął głową, choć widziałam, że jest rozczarowany. Przytulił się do mnie, a ja objęłam go, walcząc z własnymi emocjami. Czułam, że zawiodłam jako matka, ale wiedziałam też, że robię wszystko, co mogę. W tamtej chwili postanowiłam, że będę walczyć o to, by zapewnić dzieciom jak najlepsze życie, nawet jeśli oznaczało to trudne decyzje. Ale wiedziałam też, że muszę dbać o nasze zdrowie psychiczne i finansowe. Mój syn zasługiwał na szczerość, a ja na chwilę oddechu.

Nie ma innego wyjścia

Tej nocy, gdy dzieci już spały, usiadłam przy stole z kartką papieru i długopisem. Zaczęłam wymyślać plan, jak to wszystko poukładać. Wiedziałam, że nie mogę zapewnić im wszystkiego, ale mogłam spróbować znaleźć kompromisy. Zaczęłam od małych rzeczy – zrezygnowanie z niektórych przyjemności, poszukiwanie tańszych alternatyw, może rozłożenie niektórych wydatków na raty.

Rozważałam też rozmowę z wychowawczynią, może udałoby się jakoś podzielić płatności. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale czułam, że mam siłę. Zrozumiałam, że choć bycie samotną matką to nieustanna walka, to nie muszę wygrać każdej bitwy. Ważne, by znaleźć sposób, by dzieci czuły się kochane, nawet jeśli nie zawsze będą miały wszystko, czego chcą.

Patrząc na śpiącego syna, uświadomiłam sobie, że to nie wycieczki, prezenty czy dodatkowe lekcje kształtują nasze życie, ale miłość, troska i wspólnie spędzany czas. Mimo trudności, obiecałam sobie, że znajdę rozwiązanie, które nie zniszczy naszego spokoju.

Świadomość, że nie jestem sama w tej walce, choć nikt nie dzielił ze mną odpowiedzialności, dodała mi odwagi. Bo przecież to dla nich – moich dzieci – walczyłam każdego dnia. I z tą myślą postanowiłam nie poddać się, niezależnie od przeciwności, które mogły jeszcze nadejść.

Dorota, 36 lat

Czytaj także:
„Mąż nie wiedział, ile kosztuje kobieca uroda. Gdy to pojął, na kolację zamiast krewetek był pasztet i zalewajka”
„Mąż ma w głowie tylko tabelki i słupki na wykresach. Praca go tak wciąga, że zapomina, jak mają na imię jego dzieci”
„Moja córka baluje, a ja zajmuję się jej dziećmi. Całkiem zapomniała, że jest matką, bo jej się to znudziło”

Redakcja poleca

REKLAMA