„Miesiąc po ślubie marzyłam już o rozwodzie. Mąż zmienił się w drania, gdy tylko wcisnął mi na palec obrączkę”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds
„– To nie średniowiecze, a obrączka to nie kajdanki! – powiedziałam. – Naprawdę zamierzasz ze mną dyskutować? – zapytał, po czym wyrwał mi telefon i wrzucił go do morza. – To cię nauczy, że gdy ja coś mówię, ty się nie sprzeciwiasz”.
/ 11.05.2024 11:15
załamana kobieta fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds

Miłość pozwala dostrzec wnętrze człowieka, czy raczej czyni ślepym na jego wady? Gdy wychodziłam za Marcela, byłam przekonana, że razem doczekamy starości. Tymczasem niedługo po ślubie chciałam brać nogi za pas i zwiewać, gdzie pieprz rośnie.

Tak, już po miesiącu zaczęłam myśleć o rozwodzie, ale w mojej głowie wciąż tliła się nadzieja, że jeszcze może być jak dawniej. Potrzebowałam dwóch lat, by pogodzić się z faktem, że rozstanie jest jedynym wyjściem. Jak to możliwe, że człowiek z dnia na dzień może zmienić się tak bardzo?

Miałam go za buca

Poznałam go na juwenaliach. Był konferansjerem zapowiadającym zespoły na jednej ze scen. Akurat stałam w kolejce do stoiska z napojami, gdy obcesowo wepchnął się przede mnie.

– Wybacz, ślicznotko, ale za chwilę wychodzę na scenę, a moje gardło jest suche jak piasek Sahary – powiedział i poprosił sprzedawczynię o butelkę wody mineralnej.

Niezbyt to uprzejme – stwierdziłam oczywisty fakt.

– Wiem, ale maniery czasami trzeba schować do kieszeni

– Każdy buc tak mówi – warknęłam.

– Nie każdy. Tylko ci przystojni – mrugnął do mnie okiem i pobiegł w stronę sceny.

Pewnie zapomniałabym o nim w ciągu kilku minut, ale on postarał się, by do tego nie doszło. Zanim zapowiedział kolejnego występującego, wygłosił żartobliwe przeprosiny, adresowane do „uroczej blondynki z największymi i najpiękniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek widział”. Zgromadzona publiczność śmiała się i wiwatowała, jakby to on był gwiazdą programu. „Tanie efekciarstwo” – powiedziałam do koleżanki, ale przed samą sobą musiałam przyznać, że moje ego poczuło się połechtane.

Coś mnie do niego ciągnęło

Impreza dobiegała końca, a ja miałam zbierać się do domu, gdy nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.

Chciałbym zatrzeć złe pierwsze wrażenie – usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka, który kilka godzin wcześniej przepraszał mnie ze sceny.

– Nie musisz. Już się zrehabilitowałeś.

– Masz na myśli tę przemowę? Przyznaję, niezły ze mnie showman, ale to za mało. Znam fajną knajpkę. Może dasz się zaprosić na drinka?

– Chyba sobie odpuszczę. Jutro mam sporo do zrobienia, więc muszę się wyspać.

– Nie daj się prosić. Zobaczysz, będzie fajnie.

Spojrzał na mnie w taki sposób, że zmiękły mi nogi. Muszę to przyznać, miał czarujący uśmiech i intrygującą osobowość. Uległam jego namowom.

Nie potrafiłam mu odmówić

Wymieniliśmy się numerami. Przez tydzień panowała cisza na łączach. Myślałam, że to kolejny gracz, który liczył na coś niezobowiązującego i rozczarował się, gdy nie dostał tego, czego chciał. Ale nie. Był piątkowy wieczór, gdy na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się jego imię.

– Masz coś w planach na weekend? – przeszedł do rzeczy bez zbędnego wstępu.

– Właściwie to nie, ale...

– Świetnie – przerwał mi. – Jutro prowadzę imprezę w Giżycku, a ty jedziesz ze mną – oznajmił, jakbym nie miała nic do powiedzenia w tej kwestii.

– Hola, hola! Nie zapytałeś nawet, czy mam ochotę z tobą jechać.

– Darmowa wejściówka na festiwal i opłacony nocleg w hotelu. Oczywiście, że chcesz jechać.

Brzmiało dobrze, ale przecież prawie go nie znałam. Nie było rozsądnie jechać w nieznane z bądź co bądź obcym facetem. On jednak nie odpuszczał, a ja kolejny raz uległam jego namowom.

Zostaliśmy parą

Jakieś dwa miesiące później zostaliśmy parą. Było nam razem wspaniale. Marcel był chłopakiem, z którym można konie kraść. Dobry do różańca, jeszcze lepszy do tańca. Nie miałam wątpliwości, że łączy nas coś poważnego.

To nie jedna z tych historii, w których dziewczyna poznaje chłopaka, zakochuje się w nim, a on już po kilku tygodniach oświadcza się jej w romantycznej scenerii. Przeciwnie. Nie spieszyliśmy się z poważnymi decyzjami. Co prawda po dziesięciu miesiącach zamieszkaliśmy razem, ale tylko dlatego, że tak było taniej. Oboje studiowaliśmy, więc to było rozsądne. Rozsądna wydawała się też decyzja o ślubie.

Ślub był głosem rozsądku

Byliśmy razem siedem lat, gdy stwierdziliśmy, że nie ma sensu sponsorować czyjejś inwestycji. Zamiast płacić odstępne, mogliśmy przecież spłacać ratę kredytu hipotecznego. Owszem, nie byliśmy małżeństwem, ale to przecież niczego nie zmieniało. Po siedmiu latach człowiek ma już względną pewność, że stoi na stabilnym gruncie. Bank miał jednak inne zdanie na ten temat.

– Nie mogę uwierzyć! – wykrzyczał Marcel, gdy wrócił do domu.

– Tylko nie mów, że ci odmówili.

– Niestety. Doradca powiedział, że w obecnej sytuacji kawaler nie ma szans na kredyt.

– Nie łam się. Jutro ja spróbuję.

– Nie ma sensu. Zarabiasz mniej ode mnie, więc na dzień dobry pokażą ci drogę do drzwi.

– Czyli co? Możemy zapomnieć o własnym mieszkaniu?

– Na to wygląda. Chyba że...

– Chyba że zmienimy swój stan cywilny.

– Czytasz w moich myślach. Ja niestety nie jestem jasnowidzem, więc muszę cię o to zapytać. Ado, czy zgodzisz się zostać moją żoną?

– Niech pomyślę. Jesteśmy razem od siedmiu lat i liczę, że to dopiero początek, więc... tak! Jasne, że wyjdę za ciebie!

Dwa miesiące później udaliśmy się do urzędu stanu cywilnego. Byłam pewna, że ślub nie zmieni niczego w naszym życiu. W końcu to była zwykła formalność, ale postanowiliśmy zrobić to, jak należy.

Mąż chciał być moim władcą

Po ślubie pojechaliśmy w tygodniową podróż nad polskie morze. To miał być nasz krótki miesiąc miodowy. Właśnie wtedy Marcel zaczął zmieniać się nie do poznania.

– Co ty na siebie założyłaś? – zapytał, gdy na plaży zdjęłam bluzkę i szorty.

– To się nazywa kostium kąpielowy – zaśmiałam się.

– Przecież to coś więcej odsłania niż zakrywa.

– Oszalałeś? To przecież zwykłe bikini. Miałam je na sobie w ostatnie wakacje, więc nie rozumiem, co cię tak zaszokowało.

– Teraz jesteś moją żoną. Nie będziesz kusić innych facetów. Wracamy do pokoju. Musisz założyć coś skromniejszego.

– Nie wzięłam jednoczęściowego kostiumu, jeżeli o to ci chodzi.

– Trudno. Kupimy jakiś. A teraz chodź.

Nie przejęłam się tym zbytnio. Tłumaczyłam sobie, że dopadła go trema nowożeńca. „Szybko mu przejdzie” – myślałam. Ale nie przeszło.

Próbował mną rządzić

Tego samego dnia poszliśmy na spacer brzegiem morza. Sceneria była bajeczna. Zachodzące słońce rzucało dyskretne światło na taflę wody, która rozbłysła niesamowitymi refleksami.

– Zaczekaj, zrobię zdjęcie – powiedziałam, po czym ustawiłam nas w odpowiednim miejscu i pstryknęłam selfie. Fotka wyszła fantastycznie, więc od razu chciałam wrzucić ją na Instagrama.

– Nie, nie! – powiedział stanowczo. – Żadnych mediów społecznościowych. Masz usunąć wszystkie profile.

– Niby dlaczego miałabym to zrobić? – zdziwiłam się.

– Bo ja tak chcę. Zresztą, jestem twoim mężem i masz mnie słuchać.

– To nie średniowiecze, a obrączka to nie kajdanki!

– Naprawdę zamierzasz ze mną dyskutować? – zapytał, po czym wyrwał mi telefon i wrzucił go do morza. – To cię nauczy, że gdy ja coś mówię, ty się nie sprzeciwiasz.

Reszta podróży poślubnej upłynęła nam w fatalnej atmosferze. Co tu dużo mówić, po tym wyskoku po prostu zdechła. Na domiar złego pod koniec pobytu dopadło mnie przeziębienie.

Później było tylko gorzej

W drodze powrotnej nie mogłam rozstać się z chusteczką. Z nosa ciekło mi strumieniem, do tego chyba miałam gorączkę. Marzyłam tylko o tym, by położyć się do łóżka. Marcel nie zajechał jednak pod nasze mieszkanie. Zamiast tego, odwiózł mnie do mojej mamy.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił.

Chyba coś ci się pomyliło – stwierdziłam zachrypniętym głosem.

– Nic mi się nie pomyliło. Czeka mnie teraz dużo pracy i nie mogę pozwolić sobie na L4. Nie chcę, żebyś mnie zaraziła. Zostaniesz u matki, dopóki nie wyzdrowiejesz.

Powinnam była sprzeciwić się, ale nie miałam siły na kłótnie. Wyjęłam z bagażnika swoją walizkę i weszłam do bloku.

Byłam zła i rozczarowana

Spędziłam u mamy tydzień. Marcel nie odwiedził mnie ani razu. Nawet nie zadzwonił, by zapytać, jak się czuję.

– Już nie zarażasz? – zapytał, gdy weszłam do mieszkania.

– Czuję się lepiej, dziękuję za troskę – powiedziałam ironicznie i nawet nie próbowałam ukryć, że mam do niego żal.

– I po co ta złość?

– Jeszcze pytasz? Marcel, co się z tobą dzieje? Po ślubie stałeś się okropny. Gdzie podział się troskliwy, zabawny facet, którego kiedyś poznałam na juwenaliach?

– Jeżeli jest ci ze mną źle, możesz wrócić do matki.

– Nie zapominaj, że ja też tu mieszkam. Poza tym wolę porozmawiać, niż strzelać fochy jak jakaś smarkula. Bo mam wrażenie, że potrzeba nam poważnej rozmowy.

– OK, skoro ty nie chcesz, to ja wyjdę – powiedział i po chwili już go nie było.

Zrzucał winę na mnie

Minęły dwa dni, a on nie dawał znaku życia. Wyłączył telefon i najwyraźniej nie odsłuchiwał poczty głosowej. Zaczęłam się martwić. Zadzwoniłam do jego rodziny, ale nie wiedzieli, gdzie jest. Wydzwaniałam do naszych wspólnych przyjaciół. Na próżno. Nikt go nie widział. Mijały kolejne dni. Rozważałam, czy nie zgłosić zaginięcia, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Wrócił po tygodniu.

– Gdzie się podziewałeś? Odchodziłam od zmysłów!

– A niby dlaczego miałbym ci się tłumaczyć?

– Marcel, nie możesz tak znikać! Czy ty wiesz, przez co przechodziłam?

– Niech to będzie dla ciebie nauczką. Jeżeli dalej będziesz zachowywać się jak jędza, pewnego dnia wyjdę i już nie wrócę.

Właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że wychodząc za niego, popełniłam błąd. Że chyba rozsądniej byłoby skończyć to małżeństwo, póki jeszcze nie mamy tych planowanych wspólnych zobowiązań kredytowych. Porzuciłam jednak tę myśl.

„Będzie jak dawniej. Na pewno” – przekonywałam samą siebie. Ale nie zmieniło się nic. Marcel starał się kontrolować mnie na każdym kroku, a gdy ośmieliłam się wypowiedzieć swoje zdanie, stosował na mnie szantaż emocjonalny. Zabawny, czuły i troskliwy facet, którego pokochałam, przepadł bez śladu. To małżeństwo nie mogło przetrwać.

Ada, 34 lata

Czytaj także: „Mąż rzucił mnie po 25 wspólnych latach dla jakiejś małolaty. Po rozwodzie pocieszenie znalazłam w ramionach jego brata”
„Gdyby nie ja, moja rodzina żyłaby w chlewie i zarosła brudem. Od rana do nocy latam na miotle i nikt tego nie docenia”
„Druga babcia moich wnuków jest zimna jak głaz. Pazernie zgarnęłam całe ich uczucie dla siebie”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA