„Mąż rzucił mnie po 25 wspólnych latach dla jakiejś małolaty. Po rozwodzie pocieszenie znalazłam w ramionach jego brata”

Dojrzała para fot. Getty Images, courtneyk
„Niemal każdego dnia opłakiwałam moją życiową klęskę i zadręczałam się ponurą wizją przyszłości. Kiedy odwiedzał mnie syn, próbowałam robić dobrą minę do złej gry, ale prawdę powiedziawszy, szło mi to raczej kiepsko”.
/ 08.05.2024 20:00
Dojrzała para fot. Getty Images, courtneyk

– Mamuś, przykro mi, ale nie uda mi się wpaść – oznajmił przez telefon Jacek, mój 20-letni syn. – Spokojnie, skontaktowałem się z wujaszkiem Kazikiem. Przyrzekł, że do ciebie wpadnie i postawi tę pralkę na nogi, choćby miał jej zastosować sztuczne oddychanie.

Kazik? O matko, byle nie on! – wrzasnęłam do słuchawki, ale moje słowa nie dotarły do uszu Jacusia: w tym momencie mój telefon padł.

„Rany boskie! I co ja mam teraz począć?” – zastanawiałam się w panice. Lubiłam Kazika, ale jego podobieństwo do brata, który był moim eks-mężem, sprawiało, że ciężko mi było znieść przebywanie w jego towarzystwie. Byli jak bliźniacy, chociaż Kazik był o dwa lata młodszy i trochę wyższy. Ja z kolei nie przypominałam nikogo, nawet samej siebie: opuchnięte oczy, odrosty na głowie...

Po rozwodzie nie czułam się najlepiej

W końcu jak powinna się czuć pięćdziesięciolatka, która wychowała już prawie dorosłe dziecko uczące się poza domem, porzucona przez męża po dwudziestu pięciu latach małżeństwa dla jakiejś młodszej panny? Całymi miesiącami nie mogłam zmrużyć oka ani przełknąć kęsa. Zeszczuplałam, jakbym postarzała się o dekadę, zapał do życia gdzieś wyparował. Marzyłam tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Nawet najprostsze zadania wydawały się zbyt skomplikowane, a każda, choćby najmniejsza przeszkoda jawiła się jako nie do przejścia.

Moje cztery kąty, o które zawsze tak gorliwie zabiegałam, by prezentowały się nienagannie, teraz wyglądały jak obora. Szczerze powiedziawszy, każdego dnia z trudem zmuszałam się, by zwlec się z łóżka, umyć zęby i ruszyć do roboty... Prawie codziennie płakałam i zadręczałam się moją życiową klęską. Usiłowałam trzymać poziom jedynie podczas wizyt mojego syna, ale mówiąc wprost, niezbyt mi to wychodziło.

Mój syn Jacek zauważał moje kiepskie samopoczucie i próbował jakoś zaradzić tej sytuacji. Ale cóż może zdziałać młody chłopak, który ledwo co wszedł w dorosłość i wciąż niewiele o niej wie? Powinnam była skontaktować się z Kazikiem telefonicznie i odwołać nasz plan dotyczący pralki, ale zabrakło mi energii, żeby się tłumaczyć, a co dopiero wymyślać jakieś przekonujące kłamstewko. Miałam nadzieję, że Kazik okaże się na tyle taktowny, że sam da sobie z tym spokój i odpuści.

Co on sobie myśli? Jego brat spotyka się z laską po trzydziestce, a ten typ planuje się narzucać eks-małżonce ledwie parę tygodni od finału sprawy rozwodowej?

A jednak Kazimierz się pojawił

Wszedł, zakasał rękawy i bez owijania w bawełnę wziął się do pracy. Nie tylko naprawił pralkę, ale także przeciekający kran, a dodatkowo nawet uchwyt na ręczniki, który był tak przeciążony, że zaczął wypadać ze ściany. Oprócz „cześć” na wejściu i „dziękuję” na odchodne, nie rzekłam do niego ani słowa. Nie byłam w stanie. On również nie przejawiał chęci do pogaduszek. Tylko tyle, że spytał, czy potrzebuję jeszcze jakiejś pomocy.

Kiedy zaprzeczyłam ruchem głowy, przygarnął mnie do siebie jak kumpel, dał całusa w policzek i opuścił mieszkanie. Stałam w progu drzwi jeszcze przez dłuższą chwilę, a po mojej twarzy spływały łzy. Tak bardzo przypominał mi byłego męża…

Następnego dnia, kiedy próbowałam zająć myśli czymś innym niż moje małżeńskie perypetie, szwagier zadzwonił do mnie.

– Agata, przepraszam za tego głupka, mojego brata. Zdaję sobie sprawę, że teraz pewnie nawet na mnie nie chcesz patrzeć, ale jakbyś potrzebowała jakiejś pomocy, czegokolwiek, to daj znać… Koniec końców to z Markiem wzięłaś rozwód, a nie z nami wszystkimi.

– Nie, to ja cię przepraszam. Wiem, że się okropnie zachowałam, ale to ciągle tak strasznie mnie boli – odparłam, z trudem panując nad drżeniem głosu.

Próba się nie powiodła. Rozpłakałam się do telefonu.

– Zaraz będę u ciebie – rzucił i się rozłączył.

Nie mam pojęcia, jak szybko pędził ulicami, ale nawet nie zdążyłam się podnieść z sofy, żeby posprzątać podłogę w kuchni, mimo że zaczynała się już kleić. Kto by przypuszczał, że ja, taka perfekcjonistka, pozwolę kiedyś do tego doprowadzić…

Kazik wszedł do środka i oznajmił:

Mam dla ciebie bigos własnej roboty. Wiem, że gotowanie to nie moja mocna strona, ale uważam, że musisz coś zjeść, nawet jeśli byłaby to tylko moja kucharska twórczość.

Łzy ponownie napłynęły mi do oczu, a on po raz kolejny otoczył mnie ramionami.

– Cholera, zatłukę tego drania za to, co ci zrobił, mimo że to mój brat – wymamrotał, wtulając twarz w moje włosy.

Następnie usadził mnie wygodnie w fotelu i wziął się za podgrzewanie bigosu. Posiłek zjedliśmy w ciszy, jednak kiedy sprzątaliśmy naczynia ze stołu, Kazik postanowił przerwać milczenie.

Na szczęście nie drążył tematu mojego stanu

I tak było to oczywiste. Stwierdził jedynie, że nie rozumie, co opętało jego brata, i że Adam do śmierci będzie tego żałował, a jego świeża wybranka rzuci go maksymalnie za rok.

Wspomniał też o swoich obawach związanych z moim stanem, podejrzewając, że pogrążam się w depresji. Zapewnił jednak, że dołoży wszelkich starań, aby udzielić mi niezbędnego wsparcia. Zasugerował nawet, że jeśli tak wolę, może zniknąć i przysłać kogoś innego na swoje miejsce. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudno mi na niego patrzeć, bo przecież wyglądał niemalże identycznie jak mój mąż, zupełnie jakby byli bliźniakami.

Jednocześnie podkreślił, że jeśli dam radę znieść jego obecność, to pomoże mi przebrnąć przez ten trudny okres. W końcu znaliśmy się od bardzo dawna i nie mógłby mnie tak po prostu zostawić samej sobie.

– Agatko, czy chcesz, żebym sobie poszedł? – zwrócił się do mnie z pytaniem.

Przez dłuższą chwilę siedziałam w ciszy, a gdy w końcu przemówiłam, z moich ust padło tylko jedno słowo:

– Zostań.

Z czasem zaczęłam się podnosić

To właśnie dzięki obecności Kazika powoli zaczęłam na nowo odnajdywać sens życia. Wpadał do mnie dwa lub trzy razy w tygodniu. Wspólnie jedliśmy obiad i oglądaliśmy telewizję, przeważnie w milczeniu. Po kilku takich wizytach przywykłam do jego towarzystwa i poczułam się nieco lepiej. Wtedy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.

Gadaliśmy o różnych sprawach – o Adamie, jego obecnej partnerce, a także o Jacku. No i oczywiście o samotności, że niby idzie się do tego przyzwyczaić, ale mimo wszystko daje w kość. Kazik wiedział coś na ten temat. Od żony odszedł już wieki temu, a potomstwa się nie dorobił... Chodził co prawda na randki z paroma „dziewczynami”, ale z żadną nie został na dłużej. Po prostu im nie wyszło. Zaczęliśmy coraz częściej się widywać.

Nasze spotkania przestały ograniczać się tylko do domu – coraz częściej umawialiśmy się również poza nim. Bywało, że razem biegaliśmy po mieście i załatwialiśmy różne sprawy, jak chociażby wtedy, gdy wspólnie wybieraliśmy upominek dla jego matki. Kiedy indziej po prostu szliśmy na spacer albo do kina, a pewnego razu nawet wybraliśmy się razem na jakiś koncert. Zdarzało się, że Kazik zapraszał mnie do siebie, żebym skosztowała jego kuchennych specjałów, a innym razem to ja go gościłam u siebie na obiedzie.

Coraz częściej robiliśmy sobie wycieczki poza granice miasta. Kazik poznał moje koleżanki, a ja miałam okazję spotkać się z jego kumplami. Tak się złożyło, że między nami narodziła się prawdziwa przyjaźń.

Sprawił, że zaczęłam odzyskiwać spokój

Na nowo troszczyłam się o swój wygląd i mieszkanie. Ponownie pojawiło się u mnie poczucie humoru, mimo że jeszcze nie tak dawno sądziłam, iż moje życie pozbawione będzie jakiejkolwiek radości.

– Usiądź i zamknij oczy – rzekł pewnego wieczoru, gdy przyszłam do niego na umówione wcześniej spotkanie przy kolacji.

Zrobiłam to, co mi nakazał, ale ciekawość niemal zżerała mnie od środka – co też takiego przygotował? Zaledwie moment później dało się odczuć pewien ciężar na kolanach, po czym coś wilgotnego i ciepłego. Otworzyłam oczy, a moim oczom ukazał się spory szczeniak. Dopiero co zrobił siku wprost na moją wyjściową sukienkę, którą miałam na sobie.

– Ojejku, cóż za uroczy maluszek! – zapiałam z zachwytu, całkowicie ignorując małą wpadkę szczeniaczka.

Ależ on uroczy i taki pełen życia! Właśnie zaczął podgryzać mój naszyjnik.

– A jak się wabi?

– To zależy od ciebie, ale nie zapomnij, że to dziewczynka. Od dziś należy do ciebie – padła odpowiedź.

Kazik postawił na stole akcesoria dla mojej nowej kumpeli: obrożę, smycz i coś do zabawy – kolorowy, mocny sznur związany na dwa węzły. Co za kochany facet! Doskonale zdawał sobie sprawę, że od dłuższego czasu chciałam mieć pieska.

– Ta suczka będzie cię zabierać na spacery – dorzucił, a potem, wpatrując się w podłogę, cicho dopowiedział: – Może czasami weźmiecie mnie ze sobą?

Moja psinka, którą ochrzciłam imieniem Mańka, rozwijała się w ekspresowym tempie i demolowała dosłownie każdą rzecz, jaką dorwała w swoje małe ząbki. Pewnego razu pożarła moje klapki, innym razem nadgryzła nogę krzesła, a kiedy indziej rozkawałkowała opakowanie chusteczek, które zwędziła z niewysokiej ławy. Papiery znajdowałam nawet w sąsiednim pokoju.

Wszystko jej jednak darowałam, bo przynosiła mi dużo radości. Dzięki niej coraz mniej rozmyślałam o rozstaniu z mężem. Zbyt pochłonięta byłam pokazywaniem jej, jak załatwiać się na zewnątrz, łataniem zniszczeń, pieszczotami oraz przechadzkami, w których Kaziu coraz częściej nam towarzyszył.

Moje samopoczucie systematycznie się poprawiało i nie wpadałam już w panikę, kiedy Kazik nawiązywał do mojego eks. No tak, w końcu łączyły ich więzy krwi, więc siłą rzeczy musieli utrzymywać jakiś kontakt. Kazik starał się nawet odbyć z bratem poważną, męską rozmowę, ten jednak niespecjalnie kwapił się, by wysłuchiwać o bólu, jaki mi zadał.

– Stary, dopiero teraz czuję, że naprawdę żyję! Współczuję Agacie, że przeze mnie cierpi, ale przecież takie sytuacje są na porządku dziennym. C'est la vie – rzucił mój były.

Kiedy Kazik zrelacjonował mi przebieg tej rozmowy, poczułam w sercu ukłucie, ale… nie tak silne, jak sądziłam. Rzecz jasna nie wymazałam z pamięci Adama i lat, które razem przeżyliśmy, jednak najwyraźniej w powiedzeniu, że czas leczy rany, kryje się sporo prawdy.

Rozmowy z nim przestały sprawiać mi trudność

Mieliśmy sporo spraw do omówienia, chociażby kwestię naszego mieszkania.

– Mamo, czyżbyś się w kimś zadurzyła? – rzucił pewnego razu Jacek, kiedy przyjechał do mnie na kilka dni i przyuważył, że przymierzam jedną sukienkę za drugą.

– Kto wie, synuś, całkiem możliwe… – odparłam, chichocząc pod nosem.

Byłam całkowicie świadoma słuszności słów mojego syna. Czuję się szczęśliwa i nieważne, co myślą inni. Krąży opinia, że przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie może przetrwać próby czasu. Trudno mi to ocenić, być może jednak istnieje taka możliwość. Natomiast jeśli chodzi o naszą sytuację – moją oraz Kazika – z biegiem lat nasza relacja zmieniła się w coś znacznie głębszego.

Trudno mi wskazać moment, w którym to się wydarzyło. Być może zaczęło się, gdy z niecierpliwością wyglądałam jego przyjścia, stercząc w oknie już kwadrans przed czasem, na który się umówiliśmy? A może wtedy, gdy usnęłam z moją głową spoczywającą na jego kolanach, gdy on gładził moje włosy? Albo nasza miłość zaczęła kiełkować, gdy dzwoniliśmy do siebie nie po to, by omówić ważne sprawy, ale żeby podzielić się przemyśleniami, spostrzeżeniami czy jakimiś błahostkami?

Mimo różnych opinii, nasze uczucie kwitnie, a my cieszymy się wzajemną bliskością, choć nasze rodziny są zaskoczone tą relacją.

– Co ludzie powiedzą na związek kobiety z bratem byłego męża? – z przerażeniem w głosie dopytywała moja ciocia.

Pozostali krewni nie komentowali głośno, ale po ich minach widać było, że mój obecny wybór życiowy wprawia ich w konsternację.

Mój syn, Jacek, nie widzi problemu

Strzała Amora ugodziła go, gdy poznał koleżankę ze studiów. Chłopak jest wniebowzięty i pragnie, żebym ja też czerpała z życia pełnymi garściami. A co u Adama? Niewiele mi wiadomo na jego temat, poza tym, co niekiedy zasłyszę od Kazika. Unikam wizyt u teściowej, kiedy przebywa tam mój były mąż wraz z nową małżonką (owszem, stanęli na ślubnym kobiercu, bo wbrew domysłom Kazika, jego wybranka nie straciła nim zainteresowania po upływie roku).

Podobno Adama totalnie zatkało, gdy usłyszał, że jego brat zakochał się jego w eks-żonie.

– Czasem los płata nam niezłe figle, ale trzymam kciuki, żebyście byli razem szczęśliwi – rzucił tylko.

Od roku już z Mańką mieszkamy u Kazia. Poprzednie mieszkanie, w którym byłam jeszcze z Adamem, sprzedałam, żeby podzielić się pieniędzmi z byłym mężem. Niech sobie weźmie tę kwotę na nowy start. Za swoją część kupiłam małe mieszkanko, które teraz wynajmuję młodemu małżeństwu z Ukrainy.

Moje zarobki nie są wysokie, ale co z tego? W końcu niczego mi nie brakuje. Wydarzyło się coś jeszcze. Dwa lata po moim rozwodzie Kazik mi się oświadczył. Nie zgodziłam się zostać jego żoną. Zależy mi na naszym związku, ale wiem już, że ślub to nie gwarancja niczego. Cieszę się, że jesteśmy parą i mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Kazimierz to rozumie i nie ma o to do mnie pretensji.

– Poza tym – odparłam, gdy dopytywał o przyczynę mojej decyzji – przecież i tak już mam twoje nazwisko!

Agata, 52 lata

Czytaj także:
„Pod łóżkiem w sypialni znalazłam cudze majtki. Myślałam, że mąż mnie zdradza, ale zaprzeczał”
„Poświęciłam dla córki wszystko i mam za swoje. Na stare lata zostałam z egoistką, która wykorzystuje własną matkę”
„Mąż uciekł, bo chciałam, by mi pomagał w domu. Wolał schować się pod spódnicą mamusi, niż być odpowiedzialnym”

Redakcja poleca

REKLAMA