„Druga babcia moich wnuków jest zimna jak głaz. Pazernie zgarnęłam całe ich uczucie dla siebie”

babcia z wnukami fot. Adobe Stock, JenkoAtaman
„Dostrzegłam, że Nienke nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiona, kiedy odwiedzam moją córkę. Widać też wyraźnie, że wnuki niespecjalnie garną się do babci z Holandii – są w stosunku do niej zdystansowane i trochę spięte, a mnie obejmują i całusy dają przy każdej sposobności”.
/ 08.05.2024 19:00
babcia z wnukami fot. Adobe Stock, JenkoAtaman

Moja córka Renatka jest owocem wielkiej miłości mojej i mojego zmarłego męża. Od kiedy odszedł z tego świata w tragicznych okolicznościach, zajmowałam się nią samotnie. Nasza relacja jest pełna ciepła oraz wzajemnego zrozumienia. To mądra i życzliwa młoda dama. Dbałam, by zapewnić jej porządną edukację, mając nadzieję, że ułatwi jej to początek dorosłego życia na własny rachunek.

Dzieci wychowuje się dla świata

Pomimo naszej silnej więzi, miałam świadomość, że potomstwo wychowuje się po to, by pewnego dnia odleciało w świat, a nie po to, by zatrzymać je wyłącznie dla siebie. Zdawałam sobie sprawę, że nadejdzie moment, gdy moja pociecha dojrzeje i zapragnie opuścić dom, w którym się wychowała.
Pomimo ukończenia renomowanej uczelni z doskonałymi rezultatami, Renacie nie udało się znaleźć zatrudnienia w rodzinnej miejscowości. Zdecydowała się zatem wyjechać do stolicy. W Warszawie jednak musiała zmierzyć się z ogromną konkurencją, a jako osoba bez doświadczenia zawodowego, miała niewielkie szanse.

Jedyną opcją, na jaką mogła liczyć, był kiepsko opłacany staż. Po pewnym czasie w końcu trafiła na lepiej płatne zajęcie, choć nawet ono nie wykorzystywało w pełni jej potencjału. Mimo to dziewczyna cieszyła się, że ma pracę i może zacząć żyć na własny rachunek.

Moja córka często mnie odwiedzała – czy to podczas wakacji, czy tylko na parę dni przy okazji weekendu albo jakiegoś święta. Poza tym praktycznie każdego dnia rozmawiałyśmy przez telefon. Czułam wtedy ogromną dumę, że moja kochana córeczka daje sobie radę w życiu mimo różnych przeciwności losu. Pewnego razu zadzwoniła do mnie, mówiąc, że wpadnie w najbliższy weekend i ma dla mnie jakieś wieści.

Wiedziałam, że będę tęsknić

Z radością przygotowałam jej ukochany deser – sernik oraz zrobiłam pyszny obiad. Renia z apetytem konsumowała posiłek, dzieląc się historiami z życia w metropolii, a ja z niecierpliwością wyczekiwałam zapowiedzianych wieści. Liczyłam na to, że spotkała jakiegoś interesującego mężczyznę, ale nie drążyłam tematu, gdyż byłam przekonana, iż w stosownej chwili sama mi o tym opowie. Uczyniła to, gdy delektowałyśmy się kawą i ciastem. Jednak nie chodziło o partnera. Renata zwierzyła mi się:

– Mamo, wiem, że cię to zdenerwuje i zasmuci, ale zaproponowano mi etat w Niderlandach, na początek na 12 miesięcy. To świetna szansa, ponieważ w końcu będę mogła robić to, o czym zawsze marzyłam i wykorzystać zdobytą wiedzę!

Niełatwo było mi zaakceptować fakt, że moje jedyne dziecko wyjeżdża do innego kraju, ale zdawałam sobie sprawę, jak wielką możliwość dostała Renia. Przytuliłam ją mocno, całując i zapewniając, że bardzo ją kocham i zawsze będę ją wspierać niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie.

Renatka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jedynie udaję dobry nastrój, więc nie zwlekając ani chwili, zaczęła snuć opowieści o tym, jak zamierza regularnie do mnie wydzwaniać, wysyłać wiadomości i kontaktować się ze mną za pośrednictwem Skype'a. Od razu też wytłumaczyła mi, w jaki sposób korzystać z tego programu.

Po upływie kilku miesięcy nasza córka przeniosła się do Groningen, gdzie czekało na nią nowe zajęcie. Ku naszemu zaskoczeniu, na miejscu okazało się, że mieszka tam całkiem spora grupa naszych rodaków, a dodatkowo funkcjonuje również Polska Misja Katolicka. Dzięki temu Renia nie odczuwała aż tak wielkiej obcości, jak początkowo się tego bałyśmy. Co więcej, biegle władała angielskim i niemieckim, a tuż przed wyjazdem poświęciła też trochę czasu na naukę niderlandzkiego.

Zaczęłam uczyć się holenderskiego

W niedługim czasie szefowie zaoferowali jej umowę na pięć lat. Serce ścisnęło mi się z żalu, ale przez ostatni rok zdążyłam oswoić się z tym, że córka jest daleko i kontaktujemy się tylko online. To była dla niej ogromna szansa.

Wkrótce czekała mnie jeszcze większa niespodzianka – Renia straciła głowę dla pewnego Holendra. Okazało się, że to jej druga połówka. Zdecydowali, że wezmą ślub. Kiedy się o tym dowiedziałam, najpierw się porządnie wypłakałam, a potem doszłam do wniosku, iż to nawet dobrze, że córka nie tylko znalazła pracę za granicą, ale też miłość swojego życia. Z wielkim entuzjazmem rozpoczęłam naukę języka niderlandzkiego, aby uszczęśliwić mojego przyszłego zięcia oraz jego mamę i tatę.

Renatka z ukochanym wpadli z wizytą, żeby nas sobie przedstawić. Thijs okazał się przemiłym facetem, który szaleje na punkcie mojej Reni. Co więcej, wpadł na ten sam pomysł, co ja i chcąc mi zrobić niespodziankę, podszkolił się trochę w naszym języku. Bawiliśmy się przednio, nawzajem ucząc się swoich języków.

Wkrótce po tym, ja również postanowiłam odwiedzić Groningen i zapoznać się z rodzicami mojego przyszłego zięcia. Mama i tata Thijsa, Nienke oraz Harold, to sympatyczni i mili ludzie, choć sprawiają wrażenie trochę oschłych i zdystansowanych. Dało się jednak zauważyć, że bardzo polubili synową pochodzącą z Polski.

Ceremonia ślubna wraz z przyjęciem weselnym odbyła się w naszym kraju – takie było życzenie Reni. Następnie świeżo upieczeni małżonkowie udali się na parę dni urlopu, by zaraz po nim powrócić do swoich obowiązków służbowych. Często rozmawiałyśmy z córką przez Skype'a, a także regularnie ją odwiedzałam w kraju tulipanów. Zauważyłam, że moja pociecha promienieje radością i jest otulona czułością.

Czas leciał jak szalony

Po dwóch latach urodził się Joris, a następnie, po kolejnych dwóch latach, na świat przyszły bliźnięta: Saskia i Joost. Zostałam przeszczęśliwą babunią.
Często spotykałam się z wnuczętami, ponieważ albo ja jechałam odwiedzić ich w Groningen, albo córcia wraz z mężulkiem przyjeżdżali z dzieciakami do naszego kraju. Troszeczkę zazdrościłam Nienke, że może cieszyć się wnukami każdego dnia, ale kiedy już gościły u mnie, dokładałam wszelkich starań, aby jak najlepiej zapamiętały zarówno mnie, jak i Polskę.

Kiedy moje wnuki trochę podrosły, zabierałam je na rozmaite wyprawy, snułam opowieści o dawnych obyczajach i tradycjach, wspólnie robiliśmy słodkie wypieki, wykonywaliśmy cuda z kartonu, żołędzi czy szyszek. Jednym słowem – fantastycznie spędzaliśmy czas razem. Jednak najbardziej zależało mi na tym, by dać dzieciom mnóstwo serdeczności i ciepła, żeby czuły moją wielką miłość. One zaś odwzajemniały moje uczucia, przytulając się mocno i z niecierpliwością wypatrując kolejnych atrakcji, które dla nich przygotowałam.

Nie mogłam nie dostrzec, że wizyty u mojej córki nie są zbyt entuzjastycznie odbierane przez Nienke, a fakt, iż wnuczęta tak często mnie odwiedzają, niespecjalnie przypada jej do gustu. Uderzające było również to, że maluchy nie garnęły się zbytnio do babci z Holandii, zachowując wobec niej pewien dystans i rezerwę, podczas gdy mnie obdarzały czułościami przy każdej nadarzającej się sposobności, nie wyłączając Jorisa, który pomimo swoich dziewięciu lat i poczucia bycia już „dużym chłopcem”, nie stronił od uścisków.

Maluchy bywają niezwykle bezpośrednie

W trakcie mojego pobytu na terenie Holandii, pewnego razu wraz z moją córeczką i zięciem złożyliśmy wizytę Haroldowi i Nienke. Wnuczęta dość chłodno przywitały mamę Thijsa, a także i ona, jak zdążyłam dostrzec, nie okazała im zbyt wiele serdeczności. Pogłaskała jedynie po czuprynie Saskię, natomiast chłopakom uścisnęła dłoń. Ledwo co zdążyliśmy spocząć w salonie, a wnuczęta już przylgnęły do mnie niczym rzep do psiego ogona.

– Dajcie spokój babci Kasi! – w pewnym momencie odezwała się Nienke. – Śmiało, możecie usiąść także na moich kolanach!

Nie mam ochoty! – naburmuszyła się Saskia, kurczowo trzymając mnie za dłoń.

– Ja również! – zawtórował jej Joris, a zaraz po nim to samo oświadczył Joost.

– Ale dlaczego?! – zapytała ewidentnie poirytowana Nienke.

– Po prostu ja uwielbiam babcię z Polski, ciebie jakoś niekoniecznie! – bezlitośnie szczerze stwierdził Joost. – W ogóle nas nie kochasz! Nawet nie weźmiesz nas w ramiona!

– Racja! – poparł brata Joris.

– Za to babcia Kasia jest dla nas pełna miłości! Spędza z nami mnóstwo czasu na zabawie i całuje przed snem na dobranoc!

Zrobiło mi się przykro, jakbym pozbawiała Nienke radości płynącej z bycia babcią, ale jednocześnie rozumiałam reakcję maluchów. Dzieciaki potrzebują przecież czułości i troski, a ona podchodziła do nich z rezerwą, jakby były już dorosłe. Trudno się dziwić, że brzdące wolały spędzać czas ze mną...

Tego dnia pospiesznie opuściliśmy dom rodziców Thijsa. Po wszystkim zięć starał się usprawiedliwić zachowanie swojej mamy.

– Mama raczej pozostanie taka, jaka jest. Wychowywano ją w przekonaniu, że okazywanie emocji jest nieprzyzwoite i należy nad nimi panować! Również byłem oschły i zdystansowany. Renata dopiero pokazała mi, że kochać to znaczy być czułym, bliskim i serdecznym. Dzięki niej potrafię teraz wyrażać uczucia wobec swoich pociech. Dobrze, że dzieci mają babcię, która umie okazać im swoje przywiązanie…

Thijs nie ma pretensji o to, że nasze wnuczęta bardziej mnie uwielbiają niż jego mamę. Ucieszyło mnie to, bo wiem, jak ważne są dla maluchów czułe gesty i przytulanie. Podczas ostatniej wizyty u mojej córki, dostrzegłam, że Nienke zaczęła cieplej traktować dzieci. Powitała je nawet całusem i uściskiem, choć trochę sztywno, ale jak na pierwsze podejście, całkiem okej.
Wierzę, że z biegiem czasu jej serduszko również się uchyli i pojmie, że okazywanie uczuć to nic wstydliwego.

Katarzyna, 60 lat

Czytaj także:
„Poszłam do łóżka z facetem młodszym o 20 lat. Mógłby być moim synem, a sam dał mi dziecko”
„Wnuczka była dzieckiem z przypadku. Jej rodzice ułożyli sobie życie osobno, a wychowanie małej spadło na dziadków”
„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, nasz czas minął« i zostawiłem ją dla kochanki. Teraz błagam o wybaczenie”

Redakcja poleca

REKLAMA