„Miałem kumpla za żałosnego pantofla, który nie ma własnego zdania. Gdy poznałem prawdę, poczułem się jak dureń”

poważny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Nowy stał się naszym kozłem ofiarnym. Nie ma co owijać w bawełnę, daliśmy mu nieźle popalić. Nabijaliśmy się z niego, wypominaliśmy każdą wpadkę, a kiedy zwracał się do nas z prośbą lub pytaniem, olewaliśmy go. Wiedzieliśmy, że go to rani, ale mieliśmy to gdzieś”.
/ 03.08.2024 08:30
poważny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Już od dekady jestem mechanikiem w jednym serwisie, który należy do takiego gościa, Waldka. Nigdy nie narzekałem na tę robotę. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że kocham grzebać w furach i mam niezłą kasę, ale też dlatego, że mam super ekipę w pracy. Lubiliśmy spędzać ze sobą czas, ale z jednym wyjątkiem, którego nie rozumiałem.

Pół roku temu dołączył do nas Michał

Szybko znaleźliśmy wspólny język z kolegami i polubiliśmy się nawzajem. Nasza relacja przerodziła się w prawdziwą przyjaźń, więc umawialiśmy się również poza godzinami pracy. W ciągu tygodnia wychodziliśmy razem na piwko, a weekendy spędzaliśmy aktywnie – zbieraliśmy grzyby, łowiliśmy ryby albo robiliśmy ogniska z naszymi rodzinami. Wiem, że to może brzmieć nietypowo, bo współcześnie ludzie raczej na siebie naskakują, ale my faktycznie tworzyliśmy jedną, wielką i zgraną ekipę.

Kilka miesięcy temu do naszego zespołu dołączył Michał. Chociaż to młodzieniaszek, szef Waldek gadał, że ma talent i zapał do pracy jak mało kto. Ucieszyliśmy się z tego powodu, bo klientela pchała się drzwiami i oknami. No i byliśmy przekonani, że będziemy mieli nowego kumpla do wspólnego spędzania czasu po robocie. A tu niespodzianka – on trzymał nas na dystans. Zero prób, żeby wkupić się w nasze łaski, pogadać, pożartować. Gadał z nami tylko o sprawach służbowych. Zjawiał się w warsztacie równo o ósmej i o szesnastej się zmywał. A przez cały dzień zasuwał jak maszyna, bez chwili przerwy.

Kiedy Michał zaczął u nas pracować, odnieśliśmy wrażenie, że jest nieco speszony i zaskoczony tym, jak bardzo po przyjacielsku się tu odnoszą do siebie ludzie. Zastanawialiśmy się też, czy może nie onieśmiela go obecność starszych kolegów z pracy. Robiliśmy więc, co w naszej mocy, żeby dodać mu odwagi i zachęcić, by dołączył do naszej paczki. Próbowaliśmy nawiązywać rozmowy, zaprosiliśmy go nawet na piwo po robocie. On jednak za każdym razem odmawiał. Tłumaczył się, że bardzo się gdzieś śpieszy i wypadał z zakładu w pośpiechu, zupełnie jakby się paliło.

Powiem szczerze, że taka postawa nam się wcale a wcale nie spodobała. Serio mówię. Znaczy, jasne, raz czy dwa ktoś może odmówić, a nawet trzy razy, spoko. W końcu różne sytuacje się zdarzają. Ale bez przesady, jak ktoś odmawia aż dziesięć razy? I w ogóle się nie tłumaczy z tego? No ludzie, bez jaj, to już jest gruba przesada, totalne olanie i zgrywanie nie wiadomo kogo!

Damy mu popalić

Facet przy zdrowych zmysłach nie da rady tego wytrzymać. A co dopiero mówić o paczce kumpli. Pewnego razu, siedząc w swoim gronie, wpadliśmy na pomysł, żeby Michałowi odpłacić tym samym. Skoro olewa nasze wysiłki i ma nas gdzieś, to najwyższa pora dać mu do wiwatu.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, wcieliliśmy nasz plan w życie. Nowy stał się naszym kozłem ofiarnym. Nie ma co owijać w bawełnę, daliśmy mu nieźle popalić. Nabijaliśmy się z niego, wypominaliśmy każdą wpadkę, a kiedy zwracał się do nas z prośbą lub pytaniem, olewaliśmy go. Wiedzieliśmy, że go to rani, ale mieliśmy to gdzieś. Sądziliśmy, że zbiera tylko żniwo tego, co zasiał. I kto wie, może dalej byśmy tak funkcjonowali, gdyby nie to, co stało się miesiąc temu…

Moje stawy kolanowe od jakiegoś czasu dawały mi się we znaki, dlatego zdecydowałem się zapisać na wizytę u ortopedy. Punktualnie o wyznaczonej porze zająłem miejsce w poczekalni. Nagle otworzyły się drzwi. Moim oczom ukazał się wózek inwalidzki, a na nim siedziała młoda dziewczyna. Uniosłem wzrok wyżej… i ujrzałem Michała, który prowadził jej wózek! Był tak zapatrzony w swoją towarzyszkę, tak nią zaabsorbowany, że kompletnie mnie nie zauważył. Po krótkiej chwili oboje zniknęli mi z oczu za rogiem korytarza. Przekroczyłem próg gabinetu lekarskiego.

– Hej doktorze, może mi pan powiedzieć coś o tej pani, która dopiero co wyszła? – zagadnąłem.

– Dlaczego pan o to pyta? Przecież doskonale zdaje sobie pan sprawę, że nie mogę zdradzać takich rzeczy – zerknął na mnie podejrzliwie.

– Jasne, wiem o tym… Nie chodzi mi o jakieś prywatne sprawy, dane osobowe… Chodzi o to, że przyszła tu z facetem, z którym pracuję i… – zacząłem wyjaśniać, ale lekarz szybko wpadł mi w słowo.

– Z pana współpracownikiem? W takim razie powinien być pan świadomy, że to jego żona. I że po wypadku, który przeszła, nie może chodzić.

– To dlatego Michał nie jest duszą towarzystwa... – próbowałem wytłumaczyć.

– Czy to pana dziwi? Całe dnie spędza przy swojej niepełnosprawnej małżonce. Obserwuję ich od dłuższego czasu i szczerze powiedziawszy, jeszcze nie spotkałem faceta, który z takim poświęceniem dbałby o swoją kobietę. Niejeden na jego miejscu wymyśliłby jakiś powód, żeby się zmyć. A on? Non stop jest u jej boku – lekarz pokręcił głową z uznaniem.

Ależ byłem durniem!

Zupełnie nie mogłem skoncentrować się na tym, co mówił doktor na temat mojego chorego kolana. Miałem w głowie tylko Michała. Z każdą minutą coraz bardziej doskwierało mi poczucie wstydu. Zrozumiałem, jak mocno skrzywdziliśmy tego młodego człowieka i jak niesprawiedliwie go osądziliśmy.

Kiedy tylko przekroczyłem próg domu, od razu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do wszystkich kumpli. Poprosiłem ich, aby następnego dnia zjawili się w robocie o godzinę wcześniej. Gdy dopytywali o powód, szybko ucinałem rozmowę.

Jest coś, co musimy naprawić. I nie mam na myśli samochodu – mówiłem i kończyłem połączenie.

Zabrakło mi odwagi, by każdemu z nich z osobna relacjonować to, czego się dowiedziałem. Stawili się o czasie. Kiedy zakończyłem swoją historię, w pomieszczeniu na dłuższy moment zapadła martwa cisza.

– Rany, ale z nas łajzy. Stwierdziliśmy, że młody się puszy, bo tak było najłatwiej. A on borykał się z poważniejszymi sprawami niż wycieczki na browary – w końcu wypalił Grzesiek.

– Racja… Co więcej, jeszcze mu dokopaliśmy. Musimy jakoś to odkręcić, chłopaki – przyznał mu rację Antek.

– No właśnie, musimy działać natychmiast… – wtrącił się Jasiek.

– Jaki mamy plan, chłopaki? Najpierw go przeprosimy. Później pomyślimy, jakie jeszcze kroki podjąć – chciałem mieć pewność, że jesteśmy jednomyślni.

Przytaknęli. Michał zjawił się w robocie standardowo o ósmej. Od razu go obstąpiliśmy.

– Hej, Sorry, ale widziałem, jak byłeś wczoraj w przychodni. Z żoną… – zacząłem nieco markotnie. – Dotarło do mnie, że nie może chodzić. I że się nią zajmujesz…

– Zaraz, zaraz? Skąd to wiesz? – spąsowiał.

– A, mniejsza z tym, skąd. Przykro mi, że nic nam o tym nie wspomniałeś. Gdybyśmy wiedzieli… – pogubiłem się.

– Gdybyście wiedzieli, to nie traktowalibyście mnie jak ostatniego łajzę? – uzupełnił.

– No tak jakoś… – wymamrotał Grzesiek.

– A niby po kiego miałem wam o tym trąbić? Nie chcę, żebyście się nade mną litowali! – zjeżył się Michał.

Jesteśmy dla siebie jak rodzina

– Wiesz co, stary? U nas to nie chodzi o żadne litowanie się czy coś – Antek, najstarszy z ekipy, wkurzył się – tylko chcemy, żebyś wiedział, że zawsze masz w nas oparcie. Serio, jesteśmy tu dla siebie niczym prawdziwa rodzina. Nie dość, że ciągle się razem włóczymy, to w razie czego możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji.

– Szczerze mówiąc – dorzucił Jasiek – chcielibyśmy cię przeprosić. Zachowaliśmy się po prostu głupio... Mam nadzieję, że nam to wybaczysz... No i gdybyś kiedyś potrzebował jakiejś pomocy, to daj znać.

– Serio? – zapytał z niedowierzaniem.

– Jak najbardziej serio. Daję słowo – położyłem rękę na sercu.

– No to w porządku, wybaczam wam. Dobra, koniec tego gadania, muszę lecieć do roboty. Asia ma dziś o wpół do piątej rehabilitację. Wiecznie się gdzieś spieszę – rzucił z uśmiechem.

Pewnie nie jest dla was zaskoczeniem, że w naszym zakładzie znów jest prawie jak w domu. Mimo że Michał wciąż odmawia, gdy zapraszamy go na browarka, i tak uważamy go za część ekipy. Po kryjomu przygotowujemy dla niego też prezent: wózek elektryczny dla jego żony. Waldek skądś wytrzasnął uszkodzony egzemplarz, a teraz go odnawiamy. Będzie śmigać jak złoto. Może gdy Asia będzie mogła się sprawniej poruszać, to Michał w końcu pójdzie z nami na piwko? Chociaż na chwilkę?

Robert, 32 lata

Czytaj także:
„Podejrzewałem ojca o romans, więc nagrałem go ukrytą kamerą. Dla mnie i dla mamy to nie było śmiechu warte”
„Matka nie chciała odejść od ojca, bo przecież mu ślubowała. Przez utarte schematy za dziecka żyłam w piekle”
„Dzieci traktowały ją jak śmierdzące jajko, bo była inna niż wszyscy. Chciałam jej pomóc, by nie popełniła moich błędów”

Redakcja poleca

REKLAMA