Kiedy po raz pierwszy spotkałam Martę, moją przyszłą teściową, poczułam się, jakby nagle cały świat zaczął składać się w harmonijną całość.
Moje relacje z własną matką od zawsze były trudne – żeby nie powiedzieć toksyczne. Mama nigdy nie była osobą ciepłą ani wyrozumiałą. Była chłodna, wyrachowana i chorobliwie ambitna. Zawsze czegoś ode mnie oczekiwała, krytykowała, zawsze porównywała mnie do innych – choć sama porównań nie znosiła. Moja samodzielność, wybory zawodowe, związki, a nawet dobór przyjaciółek – wszystko to nigdy nie spełniało jej wygórowanych oczekiwań. Gdy więc poznałam Martę, poczułam, że wreszcie mogę doświadczyć czegoś, czego nigdy nie miałam. Ciepła, akceptacji, wsparcia.
Była inna niż moja matka
Od pierwszego spotkania czułam, że nasza relacja może być tą, której tak bardzo brakowało mi z matką. Była ciepła, życzliwa i uśmiechnięta. Sprawiała wrażenie kobiety, która przyjmuje ludzi z otwartymi ramionami, nie czując potrzeby osądzania ich na każdym kroku. Kiedy mnie po raz pierwszy zobaczyła, przytuliła mnie mocno, mówiąc: „Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać, Aniu. Paweł mówił o tobie same wspaniałości!”.
To jedno zdanie, choć proste, sprawiło, że od razu się wzruszyłam. Poczułam też coś, czego nigdy nie okazała mi własna matka – radość z mojego istnienia, poczucie, że jestem dla kogoś ważna i wystarczająca, choć nawet mnie jeszcze nie zna. Ale dla Marty to nie miało znaczenia: jej syn mnie pokochał, więc wiedziała, że i ona to zrobi.
Zaprzyjaźniłyśmy się
Z biegiem czasu nasza relacja się pogłębiała i zaczęłyśmy spędzać razem coraz więcej czasu. Miałyśmy swoje rytuały: kawa, ciasto, długie rozmowy przy kuchennym stole. Opowiadałam jej o mojej pracy, o projektach, które realizowałam, o tym, jak ważne jest dla mnie bycie niezależną. Marta zawsze słuchała z uwagą, kiwając głową z aprobatą.
– Paweł ma szczęście, że trafił na taką ambitną kobietę – mówiła, a ja wtedy czułam, jak moje serce rośnie z dumy.
Czyż nie o to chodzi w rodzinie? O akceptację i wsparcie?
Przez pewien czas żyłam w tej błogiej iluzji. Wydawało mi się, że Marta jest kimś, kto mnie rozumie i docenia. Że jestem dla niej jak córka, której nigdy nie miała, a ona dla mnie jest tą matką, której zawsze pragnęłam.
Wszystko się zmieniło
Tamtego dnia siedziałyśmy jak zwykle przy kawie, rozmawiając o bieżących sprawach. Paweł miał w pracy kilka nowych projektów, które generowały u niego sporo stresu, więc Marta z troską wypytywała mnie, jak sobie radzi. Potem temat zszedł na moje życie zawodowe, co wydawało się być naturalnym kierunkiem rozmowy. Często pytała, jak mi się układa w pracy i czym się teraz zajmuję.
– Jak tam u ciebie w biurze, Aniu? Wciąż tak dużo pracy? – zapytała z uśmiechem, który zawsze wydawał mi się pełen serdeczności.
Opowiedziałam jej o ostatnich sukcesach w firmie, o tym, że właśnie skończyłam duży projekt, który przyniósł mi sporo satysfakcji. Mówiłam o tym z prawdziwą pasją. Lubiłam swoją pracę, dawała mi poczucie samodzielności i spełnienia. Marta kiwała głową, ale nagle... powiedziała coś, co na zawsze zmieniło naszą relację.
– Ale przecież w końcu będziesz musiała z tym skończyć, prawda?
Zamarłam, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Spojrzałam na nią zdziwiona, myśląc, że może źle usłyszałam.
– Skończyć? Z czym? – zapytałam ostrożnie.
– No z pracą, kochanie. Przecież nie możesz robić kariery przez całe życie. Kiedyś trzeba będzie pomyśleć o dzieciach, domem się zająć. Paweł potrzebuje żony, która zadba o te rzeczy.
Zaskoczyła mnie
Gdy padły te słowa, poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. To, co powiedziała, zupełnie nie pasowało do obrazu kobiety, którą znałam przez ostatnie lata. Czy ona właśnie zasugerowała, że powinnam zrezygnować z moich ambicji, bo taka jest rola żony? Starałam się zachować spokój, ale w środku zaczynałam się gotować.
– Marta – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie, choć trudno było ukryć emocje, które zaczynały we mnie narastać.
– Tak? – zapytała lekko zdziwiona.
– Paweł i ja rozmawialiśmy o tym wiele razy. Uważamy, że mogę łączyć karierę z życiem rodzinnym. Nie sądzę, żeby musiało to oznaczać rezygnację z pracy – odparłam możliwie jak najbardziej opanowanym tonem.
Teściowa tylko uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Och, Aniu, to nie jest takie proste. Kiedy pojawią się dzieci, zrozumiesz, że praca to tylko praca. A dom to coś więcej. To jest prawdziwe życie.
Byłam w szoku
Każde kolejne jej słowo wbijało się we mnie jak igła. Czy ona naprawdę sądziła, że moje życie, moje ambicje, cała moja ciężka praca były tak nieważne? Że to wszystko miało ustąpić miejsca roli żony i matki, jakby to była jedyna droga, którą powinnam podążać? Zaczęłam mieć wątpliwości, czy przez cały ten czas Marta naprawdę mnie akceptowała. „A może tylko udawała? Może tak naprawdę nigdy mnie nie lubiła? Może jedyne, co jest dla niej ważne, to żeby synuś miał jak najlepiej? Może wcale nie jest żadną moją przyjaciółką?” Po mojej głowie zaczęły krążyć dziesiątki myśli.
Starałam się opanować, ale czułam, jak moje emocje zaczynają wymykać się spod kontroli.
– Naprawdę uważasz, że jedyną wartością kobiety jest opieka nad domem i dziećmi? – zapytałam, wciąż nie wierząc w to, co powiedziała.
Marta wzruszyła ramionami, jakby to, co powiedziała, było oczywiste.
– To nie o to chodzi, Aniu. Rozumiem, że praca jest dla ciebie ważna, ale... kiedyś zrozumiesz, że to rodzina jest najważniejsza. Kariera nie da ci tego samego spełnienia, co wychowanie dzieci i dbanie o dom – odpowiedziała z tym samym protekcjonalnym uśmiechem.
Zmieniłam zdanie o niej
Czułam, że w tamtej chwili coś we mnie pękło. Iluzja, którą budowałam przez lata, rozsypała się na kawałki. Marta nie była „zamiennikiem mamusi”, za który ją uważałam. Nie była kobietą, która mnie akceptowała i wspierała. Wręcz przeciwnie: w jednej chwili pokazała mi, że nigdy tak naprawdę nie szanowała moich wartości i ambicji.
W tamtym momencie nasza rozmowa się ochłodziła, stała się bardziej formalna. Wiedziała już, że nasza relacja nigdy nie będzie taka sama. W drodze do domu analizowałam każde jej słowo, każde spojrzenie, próbując zrozumieć, jak mogłam tak bardzo się pomylić co do tej kobiety. Wydawała się taka inna, taka ciepła i otwarta, a jednak pod powierzchnią skrywała przekonania, które były mi zupełnie obce.
Kiedy wróciłam do domu, Paweł czekał na mnie, jak zawsze uśmiechnięty. Nie wiedziałam, jak mu powiedzieć o tym, co mnie spotkało. Jak powiedzieć mężczyźnie, którego kochałam, że jego matka — kobieta, którą uważałam za swoją przyjaciółkę, a nawet drugą matkę — właśnie zdradziła swoje prawdziwe oblicze.
Nie dam się stłamsić
Poczułam, że muszę porozmawiać z kimś neutralnym. Zdecydowałam się zadzwonić do Magdy, mojej najlepszej przyjaciółki, która znała mnie jak nikt inny. Odbierając, usłyszałam jej pełen energii głos:
– Hej, co tam u ciebie?
– Muszę się wygadać – westchnęłam, próbując ukryć emocje, które nadal we mnie buzowały.
– Coś z Pawłem? – zapytała z troską.
– Nie, nie. Chodzi o jego mamę – odpowiedziałam, a potem opowiedziałam jej całą sytuację, od słowa do słowa.
Magda słuchała w milczeniu, co u niej było rzadkością.
– Zawsze myślałam, że macie świetny kontakt... A tu takie kwiatki. Nie spodziewałam się tego po niej.
– No właśnie, też tak myślałam! – odparłam z goryczą. – Ale jej słowa... Jakby moje życie miało sprowadzać się tylko do roli żony i matki. Co to za średniowieczne kocopały?!
Magda westchnęła.
– To musiało być okropne, bo wiem, jak bardzo bliskie sobie byłyście. Ale wiesz, że nie możesz pozwolić, żeby ktokolwiek cię definiował. Jesteś ambitna, masz swoje marzenia. To twoje życie, nie jej.
Jej słowa trafiły prosto w sedno. W głowie nadal miałam mętlik, ale jedno było pewne. Moje życie i moje decyzje były tylko moje. I nikt, nawet Marta, nie mógł mi narzucić, jak mam je prowadzić. A że przeżyłam rozczarowanie? No cóż, nie po raz pierwszy i nie ostatni. Ale jestem dorosła i wiem, że poradzę sobie ze swoim życiem bez wsparcia mamusi. Zarówno tej prawdziwej, jak i tej, która miała nią być.
Anna, 35 lat
Czytaj także: „Chłopak rzucił mnie jak zmechacony szalik. Długie jesienne wieczory zaczęłam spędzać z jego najlepszym przyjacielem”
„Wziąłem ślub z pierwszą lepszą, aby dopiec byłej dziewczynie. Przyszłą żonę poznałem na miesiąc przed ceremonią”
„Kochałam chłopaka nad życie, dopóki nie poznałam jego ojca. Teraz już sama nie wiem, na którym bardziej mi zależy”