Wspinałam się po schodach, obładowana zakupami, i przeklinałam w duchu zepsutą windę, gdy dobiegło mnie psie szczekanie z wyższego piętra. Najpierw przeszło mi przez myśl, że znów będę musiała się użerać z tym czworonogiem i jego beztroskim panem.
Miałam już dość tego, że zwierzak brutalnie na mnie wskakiwał i niszczył moje ubranie. Ale tym razem było inaczej – nikt nie nadchodził. Słysząc rozpaczliwe skomlenie psa, postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. To, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach – mój sąsiad leżał prawie nieprzytomny na podłodze. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom – przecież to taki młody człowiek.
Niedawno się rozwiodłam
Nigdy bym nie pomyślała, że przyjdzie mi pomagać komuś, kogo tak bardzo nie lubię. Mam 31 lat i niedawno się rozwiodłam. Nasze wspólne, duże mieszkanie zamieniliśmy na dwie małe kawalerki. Do tej pory próbuję stanąć na nogi po tym, jak mój ukochany zniszczył nasze małżeństwo.
Poznaliśmy się podczas studiów i wszystko wskazywało na to, że będziemy szczęśliwi. I faktycznie było cudownie, do momentu, gdy zadzwoniła nieznajoma kobieta z informacją, że urodziła dziecko mojemu mężowi. On nawet nie próbował temu zaprzeczać.
– Ciebie interesowała tylko praca! – wrzeszczał. – Nareszcie spotkałem kogoś normalnego. Mam prawdziwą rodzinę. A ty nie umiałaś nam jej dać!
Wstyd, że nie pamięta, jak tyrałam na dwóch etatach, żeby mógł spokojnie skończyć dzienne studia. To było całe siedem lat ciężkiej pracy! Kiedy się rozstaliśmy, musiałam wziąć długie zwolnienie lekarskie, a po powrocie okazało się, że firma się przekształca i zostałam zwolniona. Udało mi się wprawdzie znaleźć nowe zajęcie, ale zarabiam teraz mniej i ta praca nie daje mi takiej radości jak poprzednia. Jedyna dobra rzecz w tym wszystkim to własne mieszkanie. Naprawdę mi się podobało...
Krótko po tym, jak się wprowadziłam, doszło do pierwszej sprzeczki z osobą mieszkającą obok. Była akurat niedziela, godzina ósma. Nareszcie nadszedł dzień, kiedy mogłam się porządnie wyspać po męczącym tygodniu. Nagle z drzemki wyrwało mnie ujadanie psa.
Zwierzę nie przestawało szczekać... Próbowałam ratować się, nakrywając głowę – raz poduszką, raz kołdrą, ale nic to nie dało. W pewnym momencie puściły mi nerwy i wybiegłam na zewnątrz, mając na sobie tylko szlafrok. Za drzwiami mieszkania sąsiada wciąż rozlegało się uporczywe szczekanie.
Zdenerwowana, zadzwoniłam do drzwi.
Popędziłam za nim, ile sił w nogach
Gdy się otworzyły, wykrzyknęłam:
– Czy pan zdaje sobie sprawę, że nie mieszka tu sam?! To jest budynek mieszkalny, a nie przytułek dla zwierząt! – po wysokim facecie z mieszkania wyłonił się pies rasy sznaucer z czarną sierścią. Jego gęsta grzywa i bystre oczy robiły wrażenie. – Może by pan tak uciszył tego psa!
– To nie byle jaki pies, tylko sznaucer – odparł z dumą sąsiad. – Czyż nie jest wspaniały?
– Nic mnie to nie interesuje. Ten pies strasznie szczeka i mi przeszkadza! – narzekałam.
– A zauważyła pani, że macie coś wspólnego? – rzucił z przekąsem mężczyzna. – Identyczne uczesanie. I głos też pani ma nie najcichszy.
Dopiero co wstałam z łóżka, więc moje włosy na pewno nie wyglądały najlepiej, ale żeby porównywać mnie do psa?! Co za prostak!
– Zaraz poskarżę się administracji! Jest pan niemożliwy! – rzuciłam i obróciłam się na pięcie.
To wydarzenie zapoczątkowało prawdziwą wrogość. Ignorowałam go do tego stopnia, że nie odpowiadałam nawet na powitanie!
Aż któregoś dnia zobaczyłam tego sąsiada – siedział oparty o ścianę na korytarzu. Ledwo łapał oddech, był spocony i robił się coraz bledszy...
– Może należałoby zadzwonić po karetkę? – spytałam. – W którym miejscu odczuwa pan ból?
– Najpierw niech pani zabierze psa na spacer – ledwo wymamrotał. – Nie dałem rady z nim wyjść od wczorajszego dnia.
– Myśli pan, że pójdzie ze mną? A co będzie z panem? – spytałam z niedowierzaniem.
– Na pewno pójdzie, to mądry piesek. Dam radę poczekać te kilka minut.
Natychmiast chwyciłam za telefon i wezwałam pogotowie. Zgodziłam się zaczekać przy wejściu do budynku. Gdy tylko uchyliłam drzwi, psiak wystrzelił na zewnątrz. Popędziłam za nim ile sił w nogach. Było jasne, że musiał załatwić pilną potrzebę!
Zwierzak był bardzo zdenerwowany
– Hej, proszę po nim posprzątać! Wszyscy mają psy, a później człowiek wdepnie w te nieczystości! Potrzebuje pani woreczka? – dobiegł mnie krzyk z mieszkania na dole.
– Chętnie wezmę – odparłam.
Zdziwiło mnie, że piesek nie chciał dłużej zostać na dworze. Zaraz kiedy wyrzuciłam woreczek do śmietnika ruszył pędem do mieszkania. Podążyłam jego śladem. Stan mojego sąsiada pogarszał się. Na szczęście usłyszałam nadjeżdżającą karetkę, więc wyskoczyłam na klatkę, wołając, by ratownicy się pospieszyli.
Gdy ratownicy weszli, nie potrafiłam udzielić podstawowych informacji o moim sąsiedzie. Nawet jego imienia nie znałam, nie mówiąc już o wieku czy zawodzie. Po tym, jak zabrali go karetką, zostałam sama z jego psem. Zwierzak był bardzo zdenerwowany – chodził w kółko, skrobał w drzwi i popiskiwał. Znalazłam w kuchni suchą karmę i napełniłam miskę świeżą wodą, ale pies nie chciał jeść. Zamiast tego usiadł przy wejściu i wpatrywał się we mnie badawczo.
– Spokojnie, mały – odezwałam się do niego. – Odwiedzę twojego pana już jutro.
Dobrze, że ratownik podał mi nazwę szpitala. A ponieważ klucze leżały w korytarzu, mogłam bez problemu zamknąć mieszkanie.
– Wykonaliśmy badanie i udało nam się usunąć zwężenie w aorcie – przekazał lekarz. – O mały włos, a doszłoby do zawału. Jak na trzydziestolatka ma stanowczo zbyt wysoki cholesterol. Musi pani bardziej pilnować męża...
– To nie jest mój małżonek, tylko sąsiad – sprostowałam. – Praktycznie się nie znamy.
– No to miał wyjątkowe szczęście – stwierdził lekarz, uśmiechając się. – Dzięki pani wciąż żyje.
– Czy mogę go zobaczyć? – zapytałam.
– Nie w tej chwili, potrzebuje odpoczynku – odparł doktor.
Kiedy wróciłam do mieszkania sąsiada, zobaczyłam smutnego psa w rogu pokoju. Zdecydowanie nie wyglądał na szczęśliwego. Machałam smyczą, próbując zachęcić go do wyjścia, ale odpowiedział mi tylko ciężkim westchnieniem i obojętnym spojrzeniem. Później tego dnia pojechałam z powrotem do szpitala. Personel zgodził się, żebym weszła na górę. Na szczęście zastałam sąsiada przytomnego – nawet starał się do mnie uśmiechnąć.
Zwrócił się do mnie z prośbą
– Spokojnie, zaopiekuję się twoim psem – powiedziałam. – Przenocuje u mnie, nic mu nie jest, po prostu za tobą tęskni... Może powinnam kogoś zawiadomić o tym, że tu leżysz?
– Jedyna rodzina, jaką mam, to mama – odpowiedział słabym głosem. – Niestety choruje i mieszka daleko stąd. Wolałbym jej nie martwić.
Zwrócił się do mnie z prośbą o dostarczenie dokumentów z jego mieszkania.
– Z Felkiem dasz sobie radę, wystarczy go zamykać i wypuszczać na dwór. On zna tę rutynę, więc nie będzie się stresował. Naprawdę przepraszam za te wszystkie problemy...
– Daj spokój! A może powinnam kogoś powiadomić? Może przyjaciół albo partnerkę?
– Nie ma takiej potrzeby. Jestem singlem, a kumple mają teraz dużo na głowie – rzucił bez namysłu.
– No dobra, zajmę się więc pieskiem i przyjdę do ciebie jutro... Chcesz, żebym coś przyniosła?
– Nie ma takiej potrzeby, dziękuję. To wspaniale, że mam ciebie! – na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech, a ja zamilkłam, nie wiedząc, jak zareagować.
Mimo że jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, a kondycja pozostawiała wiele do życzenia, budziły się we mnie nieznane dotąd emocje. Czułam nieodpartą chęć zaopiekowania się nim, potrzymania jego ręki... Miałam ochotę poprawić mu poduszkę i posiedzieć obok.
Nie mogłam w to uwierzyć
Nie musiałaby paść między nami ani jedna sylaba – wystarczyłyby jego ciepły uśmiech i spojrzenie. To było jak przypływ nowej energii! Zupełnie jakby ktoś zdjął mi z oczu ciemną zasłonę i wszystko nabrało kolorów. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale ten mężczyzna działał na mnie jak magnes. Chciałam być blisko, poczuć jego obecność, zobaczyć, jak zareaguje na mój dotyk.
Chwycił moją dłoń, jakby czytał w moich myślach. Całe cierpienie po rozstaniu z mężem rozpłynęło się w jednej chwili. Nie mogłam w to uwierzyć.
– Będziesz tu znowu jutro? – wyszeptał. – Bardzo cię proszę...
– Oczywiście, że będę. I następnego dnia też, i tak często jak będziesz chciał. Zawsze możesz na mnie liczyć.
– Obiecujesz?
– Daję słowo!
– Adam jestem. No a ty jak masz na imię?
– Nie uwierzysz, ale nazywam się Ewa – parsknęłam śmiechem. – Co za niezwykły przypadek!
– Według mnie to nie przypadek. Najpierw długie lata osobno, później spotkaliśmy się i kłóciliśmy, a teraz wspólnie zmierzamy z powrotem do Edenu.
– Nie martwisz się, że przyjdzie jakiś wąż i namówi mnie do czegoś niedobrego?
– Mamy przecież psa. On nas uchroni!
Tak zaczął się nasz związek i teraz żyjemy w szczęściu. Najwyraźniej los tak to wszystko zaplanował.
Ewa, 31 lat
Czytaj także:
„Przyszli teściowie mieli mnie za brudasa, bo jestem mechanikiem. Nieokrzesany burak zhańbi ich sterylną córkę lekarkę”
„Syn znalazł sobie roszczeniową żonę z miasta. Doi z niego kasę i rozstawia po kątach, a on się nie sprzeciwia”
„Zaprzyjaźniłam się z teściową. Mydliła mi oczy słodkimi słówkami, a za plecami szykowała na mnie zasadzkę”