Zwierzę się obudziło i ma ochotę pohulać. Udaję, że nie widzę, ale nie z nim takie numery. Znowu czuję się, jak postawiona pod ścianą. Pustka w myślach i popłoch w sercu. Co jeszcze wymyślić, czym się wyłgać?
– No chodź… Dobrze nam zrobi poobiednia drzemka.
– Nie, muszę trochę popracować.
– Praca nie zając, nie ucieknie, ha, ha!
Nie chcę mu robić przykrości, ale też nie mogę już dłużej udawać, bo ile można? I jaki to ma sens? Tyle lat skrywania prawdy, tyle lat niezręcznego fałszu. Jak się dziś z tego wytłumaczyć? Z czegoś tak skomplikowanego i trudnego do wyjaśnienia, nawet komuś obcemu, a co dopiero bliskiej i kochanej osobie.
Wierzyłam, że to się skończy w sposób naturalny: zestarzeję się i przestanę go pociągać. Przynajmniej jedna zaleta starości. Do tego czasu jakoś wytrzymam, a on znajdzie młodszą kochankę, jak wszyscy. Wymieni mnie na nowszy łóżkowy model. Tak się przecież dzieje, prawda? Mężczyźni albo tracą zainteresowanie samym seksem, albo starzejącymi się partnerkami. Znajdują sobie świeższe, atrakcyjne i bardziej chętne. Czasem odchodzą na dobre, częściej jakoś to godzą: przywiązanie do żony i rodziny z seksualnym szaleństwem na boku, męskie poczucie odpowiedzialności z radosną chłopięcą beztroską.
Miałam nadzieję, że tak stanie się z nami – pozostaniemy partnerami, najbliższymi przyjaciółmi, ale do łóżka kogoś sobie znajdzie. Kiedyś był w tym dobry, urodzony uwodziciel, czaruś, myślę, że wciąż niejedna by się skusiła. Gdyby tylko przy mnie został, nie czułabym zazdrości o seks z inną, sądzę, że raczej ulżyłoby mi. Może od czasu do czasu jakiś numerek dla podtrzymania więzi – delikatnie i niedługo, to by mnie jeszcze kręciło.
Ale nie ciągle i ciągle. To nieustanne dotykanie, ocieranie się, poklepywanie, obłapianie, ja nie mogę tego znieść.
Jego fizyczne potrzeby mnie miażdżą
Jesteśmy parą od dwudziestu czterech lat, ale nie wszystkie spędziliśmy razem. Kilkuletnia przerwa w środku obojgu nam minęła w innych związkach, jemu nawet w kilku. To ja odeszłam, a potem wróciłam, choć tak naprawdę nigdy nie odeszłam na dobre. Uważałam, że łączy nas dużo więcej niż jedynie wspólne życie.
Janek od początku był mi przyjacielem, mentorem, wyrocznią w sprawach wszelkich, głosem trzeźwego rozsądku, którego mi zawsze brakowało, opatrunkiem na rany i naczelnym rozśmieszaczem. Potrafi rozbroić śmiechem najbardziej konfliktową sytuację, z tym talentem się urodził. Ale mnie się wydawało, wtedy, za pierwszym razem, że to za mało na wspólne spędzenie życia. Janek nie wpasowywał mi się w definicję miłości, ponieważ nie pociągał mnie seksualnie. Nigdy. Uwielbiałam go, podziwiałam, imponował mi niemal wszystkim, poza fizycznością. W łóżku budził we mnie w najlepszym razie obojętność.
Nie dawałam mu tego odczuć. Było to dla mnie samej straszliwie krępujące – jak okazać mężczyźnie, z którym tak poza tym jest świetnie, całkowity brak seksualnego zainteresowania? Jak mu o tym powiedzieć? To już lepiej sięgnąć po odwieczną kobiecą strategię, czyli udawać. Westchnąć, sapnąć, zadrżeć, przewrócić oczami – i spokój. Oczywiście nie zgrywałam się na demona seksu, dawałam do zrozumienia, że moje potrzeby są niewielkie, ale to jeszcze bardziej go rozpalało.
– Popracujemy nad tym. Nie ma kobiet oziębłych i ty też nią nie jesteś, kochanie, przecież widzę to, czuję. To tylko kwestia tego, żeby się odpowiednio postarać. Zostaw to mnie.
Miał rację, a zarazem jej nie miał. O tym, że nie jestem ani trochę oziębła, przekonałam się, gdy poznałam Alka. Tyle tylko, że Alek nie musiał się za specjalnie starać. Gdy tylko rzuciłam na niego okiem, poczułam seksualną fascynację. Podobał mi się wściekle: jego szerokie ramiona, gładka biała skóra, twarz wyrzeźbiona dłutem artysty, ręce o długich szczupłych palcach. Gdy mnie pieściły, natychmiast zapominałam o bożym świecie. Istny szał ciał, który wzięłam za prawdziwą miłość. Przeciwieństwo tego, co łączyło mnie z Jankiem.
Moje małżeństwo to pomyłka
Trudno, musimy się rozstać. Żal, ale nie będę przez całe życie udawać kogoś, kim nie jestem, wymyślać coś, czego nie ma. Należy mi się zdrowa seksualna relacja, każdemu się należy. Udany seks jest ważny. W imię czego mam się go wyrzekać? Łączy nas uczucie kalekie, niepełne. On o tym nie wie, ale wystarczy, że ja wiem. To ja jestem poszkodowana, stratna. Nie powinnam mieć wyrzutów sumienia. Ludzie się rozstają, gdy są ku temu istotne powody. Tyle że nie potrafiłam być szczera nawet w okolicznościach rozstania i powiedzieć o tych powodach Jankowi.
– Co takiego on ma, czego ja nie mam? – pytał nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
– Nie wiem, Janku, przykro mi, po prostu się zakochałam. Oszalałam na jego punkcie. Spróbuj to zrozumieć!
– Właśnie próbuję, ale nie mogę. Czy naprawdę myślisz, że będziesz z tym facetem szczęśliwa? Co cię napadło? Rozśmieszy cię tak jak ja? Ugotuje taką pyszną zupę, jak moja? Przegadacie razem całą noc?
– Ma inne zalety.
– To powiedz, jakie? Dlaczego mi ich nie wymienisz? Jest lepszy w łóżku, naprawdę?
Nie mogłam tego powiedzieć. „Naprawdę” więzło mi w ustach. Bezradnie kręciłam głową. Płakałam z żalu i upokorzenia, które czułam za niego, w jego imieniu.
– Więc chociaż zróbmy to na pożegnanie, jeszcze ten jeden raz. Nie wiem, jak sobie bez ciebie poradzę, Wiolu, kocham cię.
– Przestań. Odchodzę od ciebie do kogoś drugiego, przyjmij to wreszcie do wiadomości. Nie będę z tobą spała na pożegnanie, bo sypiam teraz z kim innym. Kropka!
Popatrzył na mnie wzrokiem zranionego byka. Jeszcze niedawno był taki potężny, a teraz zrobiłam z niego małą zieloną żabkę, cokolwiek rozdeptaną. Czułam się podle, podle, podle! Gdybym umiała mu wszystko wytłumaczyć, może sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Nie mam pojęcia jak, ale inaczej. A tak…
Przy Alku wiecznie mi czegoś brakowało. Udane życie seksualne nie cerowało dziur, które szybko zaczęły tworzyć się i rozrastać w rozmaitych kierunkach. Kilkanaście lat z Jankiem zrobiło swoje, mimo że nie mieliśmy dzieci, i tak pozostało między nami mnóstwo wspólnych spraw. Nie umiałam się całkowicie od niego odciąć i to był na pewno błąd. Inna sprawa, że były mąż też nie odpuszczał. Sprawiał wrażenie, że pragnie mnie odzyskać, mimo że wiązał się z innymi kobietami. Nie byłam o nie zazdrosna, pewnie dlatego, że wciąż czułam się dla niego najważniejsza. W końcu nie pojawiła się ta jedna jedyna, tylko coraz to jakaś nowa. Lekkomyślnie z tym igrałam, chodziłam po cienkim lodzie. Im więcej problemów pojawiało się z związku z Alkiem, tym częściej dzwoniłam do Janka, żeby pogadać, pośmiać się, wyluzować. Nie zwierzałam mu się, nie skarżyłam, nie zdradzałam z problemami. Kontakty z Jankiem dawały mi wytchnienie. Ale z drugiej strony prowokowały dzikie sceny zazdrości. Koło się zamykało, sprężyna się nakręcała.
– Słuchaj, Janek to Janek. Nie możesz ode mnie wymagać, bym przestała się do niego odzywać. Żyliśmy ze sobą wiele lat, był moim mężem, najbliższą mi osobą. Ale poza przyjaźnią nic mnie z nim nie łączy, a nawet już nie łączyło w chwili, gdy my się poznaliśmy.
– W bajki nie wierzę, wybacz, moja droga. Nie wierzę w przyjaźń między babą a facetem. Zawsze podszyta jest pożądaniem.
– Wcale nie zawsze, bo u mnie nie jest.
– Może u ciebie nie, ale u niego na pewno.
– Skąd wiesz?
– Przestań się wygłupiać, Wiolka. Przecież on ciągle cię kocha i chce. A ty bawisz się nim jak pieskiem.
To nie była prawda, nie bawiłam się. I nie brałam pod uwagę możliwości powrotu do niego. Ten rozdział był już zamknięty.
– Wiolka, ja się nie zgadzam na to, byś była z nim w ciągłym kontakcie. Dosyć tego! – wykrzyknął pewnego dnia, gdy skończyłam godzinną rozmowę z Jankiem. Omówiliśmy filmowe premiery i najnowsze polityczne wolty, obmówiliśmy kilkoro wspólnych znajomych, pochichotaliśmy i pożegnaliśmy się w szampańskich humorach. Alek przypatrywał mi się z wściekłością. Uśmiechnęłam się do niego, na próżno.
– Wybieraj, Wiolka. Albo on, albo ja!
– Chyba oszalałeś! Odbiło ci, słowo daję.
– Jeszcze raz powtarzam: zostajesz ze mną i zrywasz z nim wszelki kontakt albo koniec z nami.
– Alek, to nie ma najmniejszego sensu. Jak możesz być zazdrosny o faceta, którego rzuciłam dla ciebie. Żyło mi się z nim nieźle, ale wybrałam ciebie. Więc nie każ mi wybierać drugi raz.
– Każę ci!
– Tak nie będziemy rozmawiać.
– Wiesz co? Niezła suka z ciebie!
Zamurowało mnie. Co takiego? Czy ja się przesłyszałam?
– Tak, suka. Zerwałaś z mężem, bo za mało go kochałaś. Ale mnie kochasz jeszcze mniej.
– Gdy mówisz takie bzdury, to rzeczywiście moja miłość ulatnia się jak siwy dym.
– Wracaj więc do swojego mężulka. Mam was oboje dosyć. Żyjemy w trójkącie i trochę mi w nim za ciasno. Rzygać mi się chce, jak słucham tych waszych rozmówek.
– Alek, to podłe, co mówisz.
– Sama jesteś podła. Odeszłaś od niego, to i odejdziesz ode mnie. Szmata.
No, tego to już rzeczywiście było za wiele. Takich rzeczy nie mówi się kobiecie nawet w wielkim gniewie. Jeszcze tej samej nocy spakowałam manatki, a następnego dnia wyprowadziłam się. Najpierw do koleżanki, a potem… do Janka. Gdzieżby indziej, skoro akurat był sam i w ogóle mu nie przeszkadzało, byśmy znów razem zamieszkali? Komu innemu mogłabym wypłakać się na ramieniu? Z kim podzielić się goryczą?
– Sukinsyn z tego twojego Alusia. Od początku wiedziałem, co za ziółko z niego!
– Miałeś rację. Wybacz mi.
Wybaczył. Miesiąc później drugi raz wzięliśmy ślub. W tym samym urzędzie, przed tym samym urzędnikiem. Nawet nas pamiętał, chociaż minęło tyle lat. W dawnych czasach, kiedy nie było jeszcze feministek i artykułów poświęconych seksualnemu życiu w kobiecej prasie, mówiło się o „obowiązku małżeńskim”. Wymyśliłam sobie, że taki „obowiązek” da się w zasadzie przyjąć. Tyle pokoleń kobiet to robiło, może miały rację? Może były mądrzejsze od dzisiejszych egoistek, które w dążeniu do osiągnięcia pełni szczęścia najczęściej po prostu się gubią, tak jak ja się pogubiłam? Czy już samo rozmyślanie o szczęściu, rozbieranie go na składniki pierwsze, nie prowadzi do depresji, nie jest receptą na porażkę?
Wszystkiego mieć nie można
Janek odzyskał mnie swoją miłością i sprawił, że bezpiecznie grzałam się w jej cieple. Coś mu za to byłam winna. Nigdy nie zdradziłam się ze swoją niechęcią do seksu z nim. To nie tak, że zawsze się zmuszałam, czasem bywało przyjemnie i mnie. Ale generalnie unikałam, jak mogłam. Lata mijały i czekałam, że te emocje się w nim wypalą. Przynajmniej emocje wobec mnie. Ale Janek był mi absolutnie wierny, to typ monogamiczny. Wznosiłam oczy do nieba i czyniłam swoją powinność. Z czasem mogłam już pozwolić sobie na pewną szczerość.
– Janeczku, jestem stara. To już w tej chwili jest wbrew naturze. Ona sama mnie wyeliminowała. Technicznie rzecz biorąc, nie jestem już nawet kobietą.
– Dla mnie jesteś, i to najpiękniejszą. Nie chcę innej. Nie podobają mi się.
– A wiesz, to może nawet szkoda.
– Nie wiesz, co mówisz, kochanie.
Nie wiedziałam do momentu, w którym ujrzałam go z tą młodą dupą. Nie była nawet taka bardzo młoda, ale na pewno młodsza ode mnie ze dwadzieścia lat. Zobaczyłam ich z okna samochodu. Szli ulicą roześmiani, całkowicie pochłonięci sobą. Najpierw pomyślałam, że się pomyliłam, to nie mógł być mój mąż, co by robił o tej porze w tej dzielnicy, z jakąś babą. Ale to na pewno był on, a co mógł robić, mogłam się tylko domyślać, gdy weszli w głąb klatki schodowej starej kamienicy – Janek delikatnym, a jednocześnie natrętnym gestem głaskał ją po plecach, gdy szukała kluczy w wielkiej torebce. Zazdrość mnie ścięła w kolanach, gdybym nie siedziała w aucie, przewróciłabym się, runęła jak nieżywa.
A więc to nie tak. To zupełnie nie tak, jak myślałam. Z całym swoim „poświęceniem”, z wzorowo wypełnianym niemal co noc „małżeńskim obowiązkiem” jednak mu nie wystarczam. Nigdy nie przypuszczałam, że to będzie aż tak bardzo boleć. Strasznie, przejmująco, do szpiku kości. Okłamuje mnie, żyje z inną, dotyka jej pleców tak samo jak moich. Czy szepcze jej do ucha te same miłosne zaklęcia? Od jak dawna tej? Od jak dawna innym? Ale przecież ja też go okłamuję, wiem nawet, jak długo.
Nie mam prawa mieć do niego pretensji. Przecież pozwoliłam mu na to, wręcz tego chciałam. Sama nie wiem, jak mi się udało wrócić do domu i nie spowodować wypadku, nie zostać tam, nie liczyć czasu, który spędzili razem, nie poddać się oszalałej z zazdrości wyobraźni. Kłamstwo się mści. Oszukiwanie kogoś i oszukiwanie siebie. Zemsta pojawia się nagle, znienacka, wali mocno i nieubłaganie. Nie warto było udawać, bać się, krępować, wstydzić. Nawet w najlepszej wierze, dla dobra nas obojga, jak sądziłam.
Zrozumiałam to dopiero tego dnia, sparaliżowana zazdrością, lękiem, smutkiem. W co ja nas oboje wplątałam?
Wioletta, 54 lata
Czytaj także:
„Mam trzydziestkę na karku, a sypialnię dzielę z kotem. To nie moja wina, że działam jak lep na jędze”
„Za młodu podglądałem sąsiadkę i zapamiętałem ją na zawsze. Po 15 latach wróciła i postanowiła mnie za to ukarać”
„Siostra nie przyznała się, że miała dostęp do konta mamy. Podbierała z niego po cichu kasę przez kilka lat”