„Miałam dość życia z wiecznym zrzędą. W delegacji wymieniłam tego oziębłego dusigrosza na gorącego Greka”

para fot. iStock, chabybucko
„Jestem tak po uszy zadurzona, że nie mam nawet siły zastanawiać się nad niczym innym, ale gdzieś w głębi duszy wierzę, że dam radę to wszystko jakoś ułożyć. Ostatecznie nasza firma ma oddział w Grecji, sądzę więc, że przełożony pójdzie mi na ustępstwa”.
/ 05.06.2024 18:30
para fot. iStock, chabybucko

Gdyby rok temu ktoś mi opowiedział, co przyniesie przyszłość, parsknęłabym śmiechem. Tkwiłam wtedy w poważnej relacji, dzieliłam dach ze swoim facetem, harowałam w mało ekscytującej, ale bezpiecznej robocie i utrzymywałam kontakty z przyjaciółkami, które zawsze znajdowały czas, by wysłuchać moich miłosnych rozterek.

Nie twierdzę, że między mną a Jackiem układało się wyśmienicie, ale ciągle sobie powtarzałam, że taki facet zdarza się niezwykle rzadko, więc tych kilka mankamentów to nic w porównaniu z jego zaletami.

Ciągle miał pretensje

Koszty i opłaty rozkładaliśmy po połowie. Tyle że gdy już dokonaliśmy podziału, mnie zostawały dosłownie grosze, podczas gdy on zarabiał na tyle dobrze, że mógł pozwolić sobie na wiele. Tymi wszystkimi dobrami nie chciał się jednak tak chętnie dzielić.

– Jesteś rozrzutna – wciąż mi to powtarzał, a ja miałam ochotę zgrzytać zębami ze złości.

Facet grał nie fair. Nasza relacja zaczęła się rozpadać, gdy namówił mnie na przeprowadzkę do większego lokum. Od tamtej pory kasę prawie w całości przeznaczałam na rachunki. Stałam się totalnie zależna od Jacka, a on coraz bardziej miał do mnie o wszystko żal.

– Czemu od razu sięgasz po jedzenie, zamiast włożyć zakupy do szafek?

– Dlaczego nigdy sama nie zabierzesz się za porządki?

– Nie potrafisz niczego zrobić bez pouczania?

Delegacja miała być oddechem

Miałam przeczucie, że niedługo dotrę do granicy wytrzymałości i pęknę niczym balonik. Wtedy mój przełożony zapytał, czy nie zechciałabym pojechać na konferencję do Grecji jako przedstawicielka naszego przedsiębiorstwa. Potraktowałam to jako prezent od losu. Ten wyjazd trafił się idealnie, bo gdyby nie ta oferta, pewnie jeszcze dziś spakowałabym walizki i zostawiła Jacka. Wiadomo, że mu się to nie spodobało.

– Planowaliśmy odwiedzić moją mamę w weekend. Zdajesz sobie sprawę, że nie będzie zachwycona?

– Cóż, w takim razie tym razem pojedziesz beze mnie – powiedziałam zdecydowanie, ale on się tak nadąsał, że ten wyjazd do Grecji zaczął mi działać na nerwy.

Mój entuzjazm także wyparował, kiedy zerknęłam na harmonogram wyjazdu: zero wolnego czasu, ciągle w dusznych, biurowych wnętrzach.

Cieszyłam się wyjazdem

Życie potrafi jednak zaskoczyć w bardzo pozytywny sposób. Mimo że mieliśmy ustalone plany, okazało się, że nasi greccy partnerzy nie trzymają się ich aż tak ściśle. Całe gadanie o interesach skończyło się właściwie po jednym dniu, a całą resztę – aż trzy pełne słoneczne dni – mogliśmy przeznaczyć na zwiedzanie tego cudnego zakątka świata.

I wtedy stało się coś, o czym nawet nie marzyłam: zorganizowali nam wycieczkę na Santorini, najcudowniejszą z wysp. Od dawna namawiałam Jacka, żebyśmy polecieli tam na wakacje, ale nigdy nie wyszło, bo on woli chodzić po górach, niż plażować. No i proszę, nareszcie miałam swój wymarzony rejs!

Ta niesamowita przygoda przypominała piękną baśń. Ocean miał barwę szmaragdową, a na jego tle majestatycznie kołysał się gigantyczny, ekskluzywny jacht – nigdy wcześniej nie miałam okazji zobaczyć podobnej łodzi, a co dopiero płynąć taką. Moi kompani pochodzili z różnych krajów, byli uśmiechnięci i spragnieni dobrej zabawy.

Cóż to był za fantastyczny czas! Greckie wino smakowało wyśmienicie i lało się strumieniami, a co kilka godzin zarzucaliśmy kotwicę w urokliwych zatokach, by zanurzyć się w orzeźwiających falach.

To była świetna zabawa

Ktoś opowiedział historię o pewnym naukowcu z Niemiec, który jakieś 100 lat temu postanowił puścić w morze butelkę, a w środku umieścił list. Każdy, kto by go znalazł, miał dać badaczowi znać, w którym miejscu go wyłowił.

Pomysłowy Niemiec chciał w ten nietypowy sposób zbadać morskie prądy. Co więcej, obiecał sowite wynagrodzenie śmiałkowi, który odeśle mu wiadomość. Cóż, pech chciał, że gdy po latach butelka wpadła wreszcie w ręce pewnego rybaka z Grecji, była to już nieaktualne, bo świat zdążył się postarzeć o dobrych sto lat.

A gdyby tak skreślić parę słów na kartce, wsadzić ją do butelki i cisnąć w odmęty oceanu? Może los podpowiedziałby mi jakieś mądre rozwiązanie? No i przeszłam od razu od pomysłu do czynów.

„Hej! Jestem, Ania. Mam 29 lat i pochodzę z pięknego kraju nad Wisłą. Śmiech to moja specjalność, a morze to moja wielka miłość. Jeżeli przypadkiem trafiłeś na butelkę z tą wiadomością, to odezwij się do mnie mailowo (tu wpisałam swój adres). Zrobisz mi tym ogromną przyjemność!”. Taką wiadomość wsadziłam w butelkę, zakręciłam mocno i puściłam w fale.

Było mi dobrze bez Jacka

Wypoczynek nad morzem tak mnie oczarował, że kiedy nadszedł czas powrotu, uświadomiłam sobie, iż wcale nie mam ochoty wracać. Nawet do mojego faceta.

Ta myśl mnie przeraziła. Próbowałam się jej pozbyć. Opuściłam swoją kabinę i wyszłam na pokład statku, stając na samym jego dziobie. Słońce powoli zanurzało się w morskich odmętach, nadając wodzie pomarańczową barwę.

Przepływaliśmy obok drugiego jachtu, dzieliło nas może ze 20 metrów. Na jego pokładzie stał facet o rozwichrzonych włosach i wyrzeźbionym  ciele. Miałam nadzieję, że nie zauważy, jak się w niego wpatruję. Nagle pomachał w moim kierunku. Odmachałam mu.

Ten widok utkwił mi w pamięci, gdy wracałam do kraju. Totalnie zakochana w greckich klimatach, z przeczuciem, że gdzieś tam czeka na mnie inny, wspanialszy los.

Był na mnie obrażony

Prawdopodobnie przez to bujanie w obłokach przegapiłam fakt, że mój ukochany po prostu się na mnie obraził. Dopiero kolejnego ranka dotarło do mnie, że coś jest nie tak, ale szczerze powiedziawszy, nie wzięłam tego do siebie tak jak zazwyczaj.

„Niech się obraża” – przeszło mi przez myśl. A jako że jego dąsy polegały na tym, że po prostu się nie odzywał, ja również milczałam – dzięki temu mogłam przynajmniej pogrążyć się we własnych fantazjach. Chyba zdał sobie sprawę, że sprawa rozwija się odmiennie niż zwykle, bo w pewnej chwili przerwał milczenie. Ma się rozumieć, miał do mnie ogromny żal.

– Wydaje mi się, że tylko ja pamiętam o wyrzucaniu śmieci.

– Piecyk gazowy chyba nie działa jak należy, trzeba go sprawdzić.

Sytuacja wyglądała dość niedorzecznie, ponieważ do tej pory zabraniał mi grzebać przy piecu, ale nie dałam się wytrącić z równowagi. Posłałam mu tylko promienny uśmiech i odparłam:

– Jasne, zajmę się tym z samego rana.

Po czym udałam się do swojej sypialni, by powspominać wakacje, przeglądając fotografie z wyjazdu do Grecji.

Zdenerwował mnie

Nasza relacja legła w gruzach przez tę nieszczęsną instalację grzewczą. Cała sprawa poszła gładko i niewielkim kosztem. Fart chciał, że gdy przeglądałam sieć w poszukiwaniu speca od pieców, wyszło na jaw, iż jeden z nich prowadzi interes na naszej klatce schodowej. Załatwił wszystko raz dwa i wziął za to grosze.

Mój chłopak nieźle się zdenerwował z tego powodu. Nie mógł otwarcie przyznać, że wkurza go to, że poszło mi tak gładko, dlatego zaczął wymyślać mnóstwo innych, totalnie bez sensu pretekstów. W końcu doprowadził mnie do łez. Zamknęłam się w pokoju, włączyłam komputer i zajrzałam do skrzynki mailowej.

Czekała na mnie niespodzianka

Na mojej poczcie była wiadomość od pewnego Greka o imieniu Kostas. Okazało się, że to on znalazł butelkę z moim listem w środku!

Napisał: „Cześć, Aniu, pracuję jako żeglarz i pochodzę z Grecji. Kilka dni temu, gdy byłem na morzu, znalazłem dryfująca butelkę. W środku odkryłem Twój list. Widzę, że lubisz się śmiać – zupełnie jak ja. Co powiesz na to, abyśmy kiedyś razem się pośmiali? Mieszkam na wyspie Paros i serdecznie cię tu zapraszam. Przyjedź w dowolnym terminie, kiedy tylko będziesz mogła. Pozdrawiam, Kostas”.

Poczułam, jakby moje serce miało za chwilę wyskoczyć z piersi! W mojej głowie powoli wszystkie elementy układanki zaczynały do siebie pasować. Wiedziałam, że nasz związek nie ma już przyszłości. Nie byliśmy dla siebie stworzeni.

Dostałam awans w pracy

Kolejnego poranka zostałam wezwana do biura mojego przełożonego.

– Pani Aniu – zaczął – od dłuższego czasu uważnie panią obserwuję. Na ogół nie prawię nikomu komplementów, co zapewne pani zauważyła, ale w tym przypadku zrobię wyjątek: jest pani dla naszej firmy prawdziwym skarbem. Chciałbym zaproponować pani wyższe stanowisko: od teraz byłaby pani odpowiedzialna za cały sektor sprzedaży w naszej firmie. Oczywiście wiąże się to ze znacznie wyższym wynagrodzeniem oraz prowizją od sfinalizowanych umów.

No i tyle mi powiedział, ale ja już odpłynęłam myślami gdzieś daleko. W głowie kłębiły mi się wizje, jak biorę sprawy w swoje ręce. Widziałam siebie, jak znajduję jakąś małą kawalerkę do wynajęcia, jak ruszam przed siebie, prosto w nieznane. Kto wie, co mnie tam czeka? Gdzie mnie poniesie ta ścieżka, którą zamierzam kroczyć? Jedno było pewne – byłam gotowa na nową przygodę.

Dałam sobie szansę

Uznałam, że skoro ten dzień tak dobrze się zaczął, to trzeba go równie dobrze zakończyć. 

„Hej, Kostas, nie uwierzysz, ale jestem przeszczęśliwa, że trafiłeś na moją butelkę. Naprawdę doceniam twoje zaproszenie – kto wie, może faktycznie wpadnę…”.

Odezwał się po jakichś pięciu minutach. Potem znowu, po kolejnych dziesięciu. I tak minęła cała noc na gadaniu.

Moje życie obróciło się o 180 stopni. Relacja z Jackiem dobiegła końca, ale nie przeżywałam z tego powodu jakichś większych katuszy, choć on chyba poczuł się urażony moim zachowaniem.

Udało mi się znaleźć przytulne gniazdko w ślicznej, zabytkowej kamieniczce. Jeśli chodzi o pracę, to układa się wprost wyśmienicie. A już za moment ruszam na kolejną wyprawę do słonecznej Grecji – od najbliższego piątku czekają mnie trzy tygodnie błogiego lenistwa w ramionach Kostasa! Sądzę, że w pełni sobie na to zasłużyłam.

Zbudowaliśmy z Kostasem fajną relację mailową. Napisał, żebym przyjechała do niego. Mówił, że jego chata jest tuż przy plaży, a z okna czasami widać nawet delfiny wyskakujące z wody. Nie mogę się doczekać wyjazdu! Mam już kupiony bilet lotniczy do stolicy Grecji, a z Aten popłynę statkiem na Santorini. On przypłynie po mnie motorówką i zabierze na Paros. Czy to nie brzmi cudownie?

Ruszyłam za głosem serca

Czekałam już od ponad godziny. Kostasa na przystani wciąż nie było. Powoli zapadał zmrok. Zastanawiam się, jak go rozpoznam, gdy już się zjawi. Ale nie denerwowałam się. Dookoła mnie rozpościerał się niesamowity widok! Otaczały mnie czerwone kwiaty ketmii, a także jasne i ciemnoróżowe bugenwille.

W knajpce przy porcie zrobiło się gwarno – rozbrzmiały dźwięki muzyki, a w tle słychać było radosne głosy i chichoty. Naraz mój wzrok przykuła niewielka łódka, ewidentnie nie należąca do zamożnych wczasowiczów, a raczej do miejscowych. Za sterem stał mężczyzna o ciemnych włosach i wspaniałej sylwetce – zupełnie jak antyczni bohaterowie.

Zaraz, moment… Czy ja go skądś nie znam? Mam wrażenie, że już go gdzieś widziałam, tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Może przyśnił mi się kiedyś? Wpatrywałam się w niego intensywnie, a on uniósł dłoń i pomachał w moim kierunku… Tak, to zdecydowanie on!

Zakochałam się

Trzy tygodnie zleciały jak z bicza strzelił na tych bajecznych wakacjach w Grecji. Lada moment będę musiała wrócić do swojej codzienności. Razem z Kostasem wylegujemy się na piaszczystej plaży, popijając pyszne wino i wsłuchując się w kojący szum fal. Jestem tak po uszy zadurzona, że nie mam nawet siły zastanawiać się nad niczym innym, ale gdzieś w głębi duszy wierzę, że dam radę to wszystko jakoś ułożyć.

Ostatecznie nasza firma ma oddział w Grecji, sądzę więc, że przełożony pójdzie mi na ustępstwa – w końcu darzy mnie sympatią i szacunkiem. Jeżeli jednak tak się nie stanie… Cóż, na pewno coś wykombinuję. Ale to nie jest temat na dziś. W tej chwili powtarzam sobie tylko: chwilo trwaj!

Czuję się jak w raju

Kostas zrywa dojrzałe winogrono i podaje mi je prosto do ust, a następnie całuje mnie. Mam wrażenie, że zaraz zemdleję z nadmiaru emocjiNagle dostrzegamy niesamowity widok! Niedaleko brzegu pojawiło się stado delfinów, na tyle blisko, że gdybyśmy tylko zanurzyli się w wodzie, moglibyśmy do nich podpłynąć bez większego problemu.

Kostas momentalnie podrywa się z miejsca i zaczyna klaskać w dłonie – to coś, co delfiny uwielbiają, więc zaczynają swój popisowy występ. Przeskakują jeden nad drugim, wydając przy tym zabawne dźwięki, zupełnie jakby całe to przedstawienie było przygotowane specjalnie dla nas. Rozpiera radość, mam wrażenie, że trafiłam do nieba! Kto wie, może faktycznie tak jest. I zaręczam, nigdzie się stąd nie wybieram.

Anna, 29 lat

Czytaj także:
„Humor męża to istna loteria. Nigdy nie wiem, czy dostanę kwiaty, kazanie, czy papiery rozwodowe”
„Chłopak zrobił ze mnie pośmiewisko w zaręczyny. To była przełomowa chwila w naszym związku, ale w drugą stronę”
„Chciałam być bezdzietną kobietą sukcesu, a zaszłam w ciążę ze stażystą. Nigdy się nie przyznam, czyje to dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA