„Humor męża to istna loteria. Nigdy nie wiem, czy dostanę kwiaty, kazanie, czy papiery rozwodowe”

pokłócona para fot. Getty Images, Dreet Production
„Kiedyś przyczepił się do mnie, że nie włączyłam okapu nad kuchenką i cały dom śmierdzi bigosem. Ale mi wtedy nawrzucał. Powiedział, że nawet obsługa prostego sprzętu przerasta moje możliwości i że mam iloraz inteligencji muszki owocówki”.
/ 03.06.2024 19:00
pokłócona para fot. Getty Images, Dreet Production

Życie z Radkiem przypomina jazdę kolejką górską – raz w górę, a raz w dół. Jego humor jest jak sinusoida i nigdy nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. W jednej chwili ma wyśmienity nastrój, by za kilka minut wpaść w złość z byle powodu.

Radek nie gryzł się w język

Jednego dnia wita mnie kwiatami, a następnego wraca do domu zły jak osa i czepia się o każdą bzdurę. Mówię poważnie, zwariować można z tym człowiekiem. A muszę powiedzieć, że nie zawsze tak było. Kiedyś był zupełnie inny. Nasze życie przypominało spacer po kwiecistej łące, a nagle zmieniło się w spacer po polu minowym. Musiałam coś z tym zrobić.

Nic nie dobija tak bardzo, jak niepewność, a to uczucie towarzyszy mi każdego dnia. Nigdy nie wiem, w jakim nastroju Radek wróci z pracy. Mam pięćdziesiąt procent szans, że czule mnie przywita i tyle samo, że już w progu do czegoś się przyczepi. A gdy chce, zawsze znajdzie powód. A to buty stoją nie tam, gdzie powinny, a to kurtka wisi nie na tym wieszaku, na którym jego zdaniem wisieć powinna, a to to, a to tamto. A gdy jest zdenerwowany, nie przebiera w słowach.

Potrafi zrobić mi ogromną przykrość i trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że sprawia mu to autentyczną przyjemność. Kiedyś przyczepił się do mnie, że nie włączyłam okapu nad kuchenką i cały dom śmierdzi bigosem. Ale mi wtedy nawrzucał. Powiedział, że nawet obsługa prostego sprzętu przerasta moje możliwości i że mam iloraz inteligencji muszki owocówki. 

Za każdym razem mnie rani

Zrobiło mi się tak przykro, że pobiegłam do sypialni, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Po latach życia u jego boku powinnam być bardziej odporna na jego humory, ale do pewnych rzeczy po prostu nie da się przyzwyczaić.

Innego dnia siedział przed telewizorem, gdy promienie słońca wpadły przez okno i oświetliły kurz zalegający na ekranie.

– Nawet porządku nie potrafisz utrzymać? Masz aż tak dużo obowiązków? – wrzeszczał.

– Radek, nie mogę kilka razy dziennie ścierać kurzów. Przecież od lat mieszkamy w ruchliwym centrum. Zdążyłeś chyba zauważyć, że w naszym mieszkaniu robi się nieporządek w ekspresowym tempie, bo oprócz kurzu na wszystkim gromadzi się też pył z ulicy. Zwłaszcza wiosną i latem, gdy okna są otwarte.

– Oczywiście, jak zwykle szukasz wymówek dla swojej nieporadności. Wiesz co, Anka? Czasami mam wrażenie, że ożeniłem się z karykaturą kobiety.

Mąż nie jest złym człowiekiem

Mogłabym wymieniać takie przykłady w nieskończoność. Dlaczego więc jeszcze nie odeszłam od niego, skoro jest tak źle? Bo wbrew pozorom, Radek nie jest złym człowiekiem. Nie zawsze ma taki nastrój. Bywają dni, kiedy jest naprawdę wspaniale. Wraca z pracy w dobrym humorze i całuje mnie na powitanie. Czasami przynosi kwiaty. Przy obiedzie pyta, jak mi minął dzień, a później zabiera mnie gdzieś, najczęściej do kina albo do teatru. Kiedy ma dobry nastrój, potrafi być naprawdę czuły i kochany, a ja wiem, że niczego wtedy nie udaje.

Nie, ucieczka to żadne rozwiązanie. W małżeństwie jest się na dobre i na złe, a że w naszym życiu pojawiają się gorsze momenty, nie oznacza to, że mam mu rzucać w twarz papierami rozwodowymi. Jestem przekonana, że szczerą rozmową można zażegnać wszystkie problemy. Poczekałam na jego dobry dzień i powiedziałam szczerze, co leży mi na sercu.

Nie dało się z nim rozmawiać

– Radek, dlaczego czasami zachowujesz się tak, że trudno z tobą wytrzymać? – zapytałam, gdy spacerowaliśmy parkowymi alejkami.

– Co masz na myśli?

– Czasami wychodzi z ciebie pan czepialski. Mam wrażenie, że na siłę szukasz powodu, żeby zrobić mi przykrość. Ja nie jestem z betonu, Radek. Jestem człowiekiem i mam uczucia, a twoje słowa potrafią ranić. Będę z tobą szczera, gdy masz te swoje złe dni, nie poznaję cię. Potrafisz mi naubliżać za nic, jakbyś rozładowywał na mnie swoje frustracje.

– A ja mam wrażenie, że czasami to ty robisz wszystko, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Wydaje mi się, że każdego dnia knujesz, czym zdenerwować mnie tym razem.

– To bzdury i doskonale wiesz o tym. Przecież...

– Czy ty zawsze musisz się mnie czepiać?! – ryknął. – Nawet pospacerować nie można w spokoju, bo umyślisz sobie coś w swojej małej główce i brzęczysz mi za uchem jak natrętny komar!

– Nie denerwuj się. Jeżeli będziesz krzyczał, na pewno nie dojdziemy do porozumienia.

– Jak niby mam się nie denerwować, skoro ze wszystkich sił starasz się doprowadzić mnie do furii? Wiesz co? Weź to sobie – powiedział i podał mi kluczyki do samochodu. – Ja wrócę do domu autobusem.

Właśnie o tej sinusoidzie mówiłam na początku. W jednej chwili jest dobrze, a w następnej wychodzi z niego drań. Wiele razy próbowałam podjąć ten temat, ale zawsze kończyło się tak samo. Albo się wycofywał z rozmowy, albo wpadał w złość. Tak dłużej jednak nie mogło być. Postanowiłam zagrać va banque.

Potrzebowaliśmy pomocy

Umówiłam wizytę w poradni małżeńskiej, licząc na to, że tego dnia Radek akurat będzie miał dobry humor. Miałam szczęście. Wrócił z pracy w wyśmienitym nastroju.

– Może zamiast w domu, zjedzmy coś na mieście – zaproponowałam.

– A na co masz ochotę?

– Sama nie wiem. Po prostu chodźmy na spacer, a gdy trafimy na jakąś miłą restaurację, wejdziemy do środka i sprawdzimy, co mają w menu. Co ty na to?

– Jak na lato.

Prowadziłam nas tak, żebyśmy doszli pod budynek, w którym mieści się poradnia.

– Wejdziemy? – zapytałam.

– Ale nie widzę tu szyldu restauracji.

– Obiad może poczekać. Najpierw wejdźmy i zobaczmy, co tutaj mają do zaproponowania.

– Anka, co ty wykombinowałaś?

– Nic takiego. Po prostu uznałam, że powinniśmy skonsultować nasze problemy ze specjalistą.

– A nie uznałaś, że powinnaś zapytać mnie o zdanie?

– Gdybym to zrobiła, na pewno pokłócilibyśmy się o to – stwierdziłam i w duchu modliłam się, żeby nie dostał jednego z tych swoich napadów wściekłości.

– Kotku, nie potrzebujemy żadnej terapii – powiedział łagodnym.

– Jedna wizyta. O nic więcej nie proszę. Jeżeli uznasz, że to bez sensu, na następne nie będę nalegać.

– Niech będzie, skoro tak bardzo zależy ci na tym. Ale później idziemy na obiad, bo kiszki grają mi marsza.

– Obiecuję.

Pierwsza wizyta okazała się jedną z wielu. To nie było łatwe doświadczenie, ale terapia pozwoliła nam wykonać ogromny krok naprzód. Zrozumieliśmy, że sedno sprawy tkwi w nieprzepracowanych problemach emocjonalnych i w nagromadzonym stresie, któremu dawał ujście wybuchami złości. Jest już lepiej, znacznie lepiej. Może nie idealnie, ale Radek uczęszcza na terapię indywidualną i robi ogromne postępy. Nasza komunikacja wkroczyła na zupełnie inny poziom, do którego wcześniej nie byliśmy w stanie nawet się zbliżyć.

Anna, 40 lat

Czytaj także:
„W prezencie od męża dostałam przeterminowaną czekoladę i rajtuzy z dziurami. Zawsze traktował mnie jak pomiotło”
„Odkąd się przeprowadziłam, rodzina traktuje mój dom jak kwaterę wypoczynkową. Myślą, że to darmowa agroturystyka”
„Mama okłamała mnie, że mój ojciec nie żyje. Wszyscy znajomi znali prawdę i śmiali mi się prosto w twarz”

Redakcja poleca

REKLAMA