Nigdy nie bawiłam się lalkami, nie interesowały mnie zabawy w dom. Od pięknych księżniczek czekających na swego księcia bardziej podobały mi się złe i przebiegłe macochy. Fascynowały mnie silne i niezależne kobiety, czasem wręcz czarne charaktery. Wiedziałam, że do wszystkiego w życiu trzeba dojść własną pracą.
Miałam wielu kolegów
Zainteresowania miałam, jak na dziewczynkę, nietypowe. Jeśli sięgałam po książki, to raczej przygodowe, sensacyjne lub fantastykę. Ale bardziej od czytania interesowały mnie nauki ścisłe. Matematyka, fizyka, później logika – oj, to był mój świat! Do tego byłam bardzo zorganizowana, lubiłam konkrety. Nie traciłam czasu na niepotrzebne dywagacje, nie roztrząsałam cudzych intencji. Świat przyjmowałam takim, jaki jest.
Dzięki temu miałam wielu kolegów i stosunkowo niewiele koleżanek. Lubiłam męskie towarzystwo, faceci byli dla mnie lepszymi partnerami do rozmowy i generalnie ciekawszymi kompanami. Nie wybuchali płaczem ni z tego, ni z owego, nie strzelali fochów bez powodu, no i byli bardzo przewidywalni. Z reguły byłam dla nich kumpelką i bardzo mi takie relacje odpowiadały.
Nie, niczego mi nie brakowało. Okres dojrzewania nastąpił u mnie dość wcześnie i z brzydkiego kaczątka przemieniłam się w całkiem apetycznego łabędzia. Miałam jednak swoje priorytety i nie w swoim wyglądzie upatrywałam szansy na realizację swoich planów. Zamierzałam robić karierę i odnieść sukces, a miała mi w tym pomóc ciężka praca. Dlatego też wybrałam kierunek studiów, który wśród kobiet popularnością się nie cieszył.
Byłam ambitna
Moi koledzy ze studiów początkowo uważali, że wszyscy wykładowcy będą mi dawać fory. Owszem, byli tacy, którzy sugerowali, że zapewne pomyliłam kierunki albo poszłam na te konkretne studia po to, by szukać męża. Byli i tacy, którzy próbowali dać mi do zrozumienia, że dużo łatwiej byłoby mi zaliczyć ich przedmiot, gdyby to oni zaliczyli. Cóż, jednym i drugim szybko pokazałam, że są w błędzie.
Byłam bardzo ambitna i skoncentrowana na celach, które zamierzałam osiągnąć. Na dodatek doskonale czytałam ludzkie emocje i potrafiłam to wykorzystać. Nie miałam problemów z nawiązywaniem relacji, współpraca w zespole nie była mi obca. Sprawdzałam się zarówno w roli lidera, jak i członka zespołu. Wiedziałam, że te cechy i umiejętności pozwolą mi na osiągnięcie wszystkiego tego, co sobie zaplanowałam.
Powoli dostawałam to, co chciałam
Na początek więc skończyłam studia z wyróżnieniem. W ramach realizacji kilku projektów akademickich współpracowałam z różnymi firmami. W jednej z nich zaproponowano mi płatny staż, z którego oczywiście skorzystałam. Pod koniec okresu próbnego szef wezwał mnie na rozmowę.
– Pani Alino, muszę przyznać, że pozytywnie mnie pani zaskakuje na każdym kroku – usłyszałam lekki podziw w jego głosie i pokraśniałam z dumy.
– Cieszę się, panie dyrektorze.
– Ale nie będę owijał w bawełnę: w naszej firmie chętniej zatrudniamy mężczyzn. Wiem, jak to brzmi…
– Może nie jest to „poprawne politycznie”, ale dla mnie całkiem zrozumiałe – wtrąciłam.
– Widzi pani, spodziewałbym się innej reakcji z pani strony. I może właśnie dlatego jednak zastanawiam się nad daniem pani szansy.
– Miło mi to słyszeć. Chciałabym udowodnić, że jestem warta tego, by mi ją dać.
– W przyszłym tygodniu przygotujemy dla pani propozycję umowy. Coś mi mówi, że zapowiada się owocna współpraca.
– Nie wypada mi się z panem nie zgodzić – uśmiechnęłam się.
Byłam wręcz zdziwiona, że nie zapytał o moje plany rodzinne. Ale może faktycznie spodziewał się oburzenia z mojej strony. Zupełnie niesłusznie z resztą. Kolejnym punktem na mojej liście rzeczy do zrealizowania była kariera. Zakładanie rodziny czy już, nie daj Boże, babranie się w pieluchach, kompletnie mnie nie interesowało. Aczkolwiek zapewne nie miałam tego wypisanego na czole.
Praca była najważniejsza
To nie było tak, że mężczyźni mnie zupełnie nie interesowali. Owszem, spotykałam się z kimś od czasu do czasu. Ale żadne głębsze relacje nie wchodziły w grę. Było mi dobrze samej, więc jeśli szukałam towarzystwa mężczyzn, to takich, którym nie w głowie było zakładanie rodziny czy budowanie związku. Oczywiście nie byłam cnotką, ale umiałam o siebie zadbać. Ten układ funkcjonował bardzo dobrze.
W firmie szybko udowodniłam, że jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. Cieszyłam się coraz większym zaufaniem szefa i dostawałam coraz bardziej ambitne zadania do wykonania. Moje działania przynosiły firmie coraz większe zyski, zespół, w którym pracowałam, był coraz bardziej doceniany i stawiany za wzór. Przyniosło mi to awans i sporą podwyżkę. A intuicja podpowiadała mi, że to dopiero początek mojej spektakularnej kariery.
Zostawałam po godzinach
Pracowałam ciężko, często również po godzinach. Pewnego wieczora byłam już w firmie tylko ja, gdy zjawił się szef.
– Pani Alino, pani jeszcze tutaj? – zdziwił się.
– Tak, przygotowuję dokumenty do tej fuzji… – odparłam znad stosu papierów.
– Ech, to będzie nasz ogromny sukces! Spora w tym pani zasługa.
– Nie tylko moja, cały zespół na to zapracował.
– Ale jakoś wszyscy już poszli, tylko pani wciąż na stanowisku.
– Nie lubię zostawiać rozgrzebanej roboty.
– Ale chyba nie zamierza tu pani siedzieć do rana? Nikt na panią nie czeka w domu? Oj, przepraszam, nie powinienem…
– Ależ, bez przesady. To nic osobistego. Nie, nikt na mnie nie czeka. Kiedyś sobie postanowiłam, że osiągnę sukces i aktualnie na spełnianiu tego postanowienia się koncentruję.
– Rzeczywiście jest pani na dobrej drodze. Miałem pani tego nie mówić, ale… – zrobił efektowną pauzę. – Po przejęciu tej firmy planujemy postawić na jej czele naszego człowieka.
– To raczej zrozumiałe – pokiwałam głową.
– Jest tylko jedna kandydatura na to stanowisko. Pani.
– No to teraz mnie pan zmotywował! – roześmiałam się.
– To zanim już zupełnie pani zamieszka w firmie, proszę się zbierać. Odwiozę panią do domu. Jutro też jest dzień.
– Ale… – próbowałam protestować.
– Żadne „ale”! To polecenie służbowe.
Dopięłam swego
Dokładnie miesiąc później świętowałam swój największy, jak do tej pory awans. Zostałam szefową całej włączonej do naszej firmy komórki, pierwszą kobietą na tak wysokim kierowniczym stanowisku. Miałam samodzielnie dobierać sobie ludzi i podejmować decyzje personalne w podległym mi zespole. Wiedziałam, że to duża odpowiedzialność, ale przecież właśnie tego chciałam!
Pod moimi rządami nasz nowy oddział rozrastał się i przynosił firmie ogromne zyski. Wreszcie czułam się jak kobieta sukcesu! Zarabiałam konkretne pieniądze, ale nie to było najważniejsze. Wiedziałam, że zrealizowałam kolejne punkty na swojej liście rzeczy do zrobienia. Do wszystkiego doszłam ciężką pracą, udowadniając wszystkim (i sobie), że kobiety też mogą odnosić sukcesy.
Sukces świętowałam w łóżku
Jakiś czas później nadszedł moment, w którym świętowaliśmy podpisanie kolejnego lukratywnego kontraktu. Miałam świetny, prężnie działający zespół złożony z dość młodych ludzi, z którymi naprawdę dobrze mi się pracowało. Tego dnia zostaliśmy po godzinach – ale w biurze słychać było jedynie strzelające korki od szampana. Naprawdę było co świętować i musieliśmy dać upust naszym emocjom.
Bąbelki chyba uderzyły mi do głowy nieco za bardzo, bo wylądowałam w łóżku z jednym ze stażystów, Maćkiem. To była namiętna noc, po której on chyba sobie coś obiecywał, ale szybko wybiłam mu to z głowy. Miał 25 lat, a ja 39. W życiu! Było, minęło, nie ma o czym mówić. Tak mu powiedziałam, tak też sobie powtarzałam.
Zaszłam w ciążę
Kilka tygodni później ze zdziwieniem wpatrywałam się w dwie kreski na teście ciążowym. Jak to się mogło stać? No tak, nie pomyśleliśmy o zabezpieczeniu. To znaczy: ja nie pomyślałam. A powinnam, przecież nie chciałam mieć dzieci. Właściwie tak naprawdę nie wiedziałam, czy on chciał, czy nie, i szczerze powiedziawszy nie interesowało mnie to.
I co teraz? Wpadłam w lekką panikę. Miałam przecież jasno sprecyzowany plan: sukcesy w pracy i żadnych pieluch! A tu proszę, dwie kreski. I młody tatuś… Nie, młodego tatusia nie zamierzałam w to mieszać. Musiałam coś wymyślić.
Godzinę później miałam już obmyśloną całą strategię. Należał mi się zaległy urlop i postanowiłam go wykorzystać i wyjechać na trochę. Gdy wrócę i ciąża stanie się widoczna, powiem kilku osobom w sekrecie, że miałam przelotny romans podczas urlopu i teraz noszę pod sercem jego owoc. Nikt nie musi znać prawdy. Zwłaszcza Maciek. A samotne matki też przecież mogą być kobietami sukcesu. Chyba.
Alina, 39 lat
Czytaj także: „Musiałem się nakombinować, by się z nią umówić, ale było warto. Moją uwagę przyciągnęła tajemnicą wypisaną na twarzy”
„Mój 23-letni synuś ciągle się gdzieś wałęsa, a ja załamuję ręce. Przecież to jeszcze dziecko, coś może mu się stać”
„Mąż i syn twierdzili, że jestem zbyt głupia, by móc studiować. Podcinali mi skrzydła i zabraniali się rozwijać”