„Na emeryturze myślałam, że zostanę żoną rolnika. Dałam się nabrać, bo on szukał tylko naiwnej baby z kasą i parobka”

starsza kobieta na wsi fot. Adobe Stock, VAKSMANV
– Chciałabym, żebyś mi oddał pieniądze – powiedziałam cicho. – Jakie pieniądze? – Jak to jakie? Te, które włożyłam w remont twojego domu. – Włożyłaś, bo chciałaś. Możesz tu mieszkać i ze wszystkiego korzystać, nikt cię nie wyrzuca. Ja pieniędzy nie mam.
/ 25.09.2024 15:13
starsza kobieta na wsi fot. Adobe Stock, VAKSMANV

Sądziłam, że w Adamie odnalazłam bratnią duszę, partnera na stare lata… On widział to inaczej. Ale na pewno byłam mu potrzebna.

Adama poznałam na wczasach w Łebie. Wybrałam się nad morze zaraz po przejściu na emeryturę. Od lat nigdzie nie wyjeżdżałam. Po śmierci męża sama wychowywałam dwie córki. Zawsze brakowało mi pieniędzy, a jeśli już jakieś były, wydawałam je na dzieci. Dla siebie było mi żal.

Odkąd dziewczyny poszły na swoje, zaczęłam z kolei oszczędzać. Postanowiłam, że muszę mieć parę groszy odłożonych na czarną godzinę. Dopiero kiedy znalazłam się na emeryturze, postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Pierwszy tydzień spędziłam na spacerach, zwiedzaniu okolicy i czytaniu książek.

Poznałam go nad morzem

Pewnego dnia w kawiarni przysiadł się do mnie mężczyzna, mniej więcej w moim wieku, szczupły i zadbany. Zaczęliśmy rozmawiać, poszliśmy na długi spacer plażą.

Adam był miły, opowiadał o sobie i równie chętnie słuchał tego, co ja miałam do powiedzenia. Już nie pamiętałam, kiedy tak miło spędziłam popołudnie, od śmierci męża nikogo nie miałam. Tego wieczoru, kiedy znalazłam się już w swoim pokoju, przebiegła mi przez głowę myśl, że może jeszcze mogłabym się z kimś związać, że może mogłabym ułożyć sobie życie.

W sumie nie byłam jeszcze taka stara… Tamtego lata zaczęliśmy się z Adamem spotykać, chodziliśmy na obiady, na spacery, dużo rozmawialiśmy, nawet ze dwa razy wybraliśmy się wieczorem na tańce. Wydawało mi się wtedy, że go dobrze poznałam. Przed wyjazdem wymieniliśmy się numerami telefonów i umówiliśmy się, że Adam przyjedzie mnie odwiedzić.

Był wdowcem, dzieci z żoną nie mieli, mieszkał samotnie na wsi, gdzie prowadził niewielkie gospodarstwo ogrodnicze – pomidory pod folią i jakieś tam inne warzywa. Nie znałam się na tym, od urodzenia mieszkałam w mieście.

Czułam się samotna

Kiedy przyjechał do mnie po raz pierwszy, wynajął sobie pokój w hotelu. Jednak następnym razem zapytał, czy mógłby zatrzymać się u mnie. Zgodziłam się. Przy trzecich odwiedzinach wspomniał, że może teraz ja przyjechałabym do niego, albo może w ogóle zamieszkałabym z nim na wsi. W pierwszej chwili byłam zszokowana tą propozycją.

– Adam, przecież ja nigdy nie mieszkałam na wsi! – zaoponowałam. – Może warto spróbować.

Cisza, spokój, świeże powietrze. Pracowalibyśmy sobie razem i odpoczywali razem, we dwoje zawsze łatwiej.

– Może i łatwiej, ale ja nie mam pojęcia o pracy w gospodarstwie.

– Wszystko ci pokażę, wszystkiego nauczę. Przemyśl to, Marysiu, proszę.

Zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami, ale kiedy dziś o tym myślę, wychodzi mi, że zachowałam się gorzej niż naiwna nastolatka. Byłam samotna, to fakt, czułam się z tym źle, to następny fakt. Potrzebowałam kogoś bliskiego, kogoś, na kim mogłabym się wesprzeć, komu mogłabym się pożalić albo choćby z nim pogadać. Dlatego się zgodziłam.

Mieszkania nie sprzedam

Kiedy jednak Adam zaczął mnie namawiać, abym sprzedała swoje mieszkanie, przestraszyłam się. Zadzwoniłam do córki, a moja Agnieszka za głowę się złapała.

– Mamuś, nie rób tego. Chcesz mieszkać z tym panem, dobrze, ale nie pozbywaj się mieszkania.

– Ale wiesz, córciu… – zaczęłam tłumaczyć – ja będę na wsi, a czynsz i tak trzeba płacić.

– Mamo – przerwała mi gwałtownie – to wynajmij to mieszkanie.

Adam nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, próbował tego po sobie nie pokazać, ale widziałam.

– Po co zamierzasz je trzymać? – zapytał kiedyś. – Wzięlibyśmy… to znaczy, chciałem powiedzieć, wzięłabyś za nie trochę pieniędzy. Ja jednak podjęłam decyzję, że nie będę pozbywać się mieszkania, i wynajęłam je. Sprzedałam tylko przed wyjazdem trochę biżuterii, nie chciałam być bez grosza. Adam mieszka na końcu wsi, do centrum, do ryneczku ze sklepami, kościołem i szkołą jest od niego dość daleko.

Miał skromne warunki

Domek ma mały, czysty i zadbany, ale więcej niż skromny. Jak przyjechałam, nie było łazienki ani toalety. Brakowało również centralnego ogrzewania. Paliło się w węglowej kuchni, a ja nie miałam pojęcia, jak się to robi. Gaz, owszem, był, ale z butli, więc trzeba było go oszczędzać. Wstawaliśmy bardzo wcześnie i zbieraliśmy pieczarki, które Adam uprawiał. Latem było zbieranie pomidorów w tunelach, potem papryki.

Adam jeździł gdzieś dostawczym samochodem wszystko to sprzedawać, a ja gotowałam wtedy obiad i zajmowałam się ogrodem. Właściwie to siedziałam na tym końcu świata i nie oglądałam ludzi.

O przyjemnościach, które Adam mi obiecywał, mogłam pomarzyć. Poznałam tylko dwie najbliższe sąsiadki, lecz niewiele miałyśmy wspólnych tematów. Kilka razy przebiegło mi przez myśl, żeby się spakować i wyjechać. Mieszkanie wynajęłam jednak na rok, nie miałam gdzie się podziać.

Zasponsorowałam łazienkę

Jesienią zaczęłam rozmawiać z Adamem na temat łazienki i ogrzewania.

– Jak my tu będziemy żyli zimą? Kto to widział, żeby do toalety biegać za stodołę – żaliłam się..

– Mojej żonie to nie przeszkadzało – zaperzył się. – Zresztą, skąd mam wziąć na to fundusze? – dodał.

– No przecież sprzedałeś mnóstwo pomidorów i pieczarki. I maliny przecież były – przypomniałam mu.

– To wcale nie było dużo. Poza tym muszę mieć pieniądze na nasiona, nawozy, wszystko kosztuje.

– To ja ci pożyczę pieniądze – zaproponowałam w końcu. – Tylko zróbmy tę łazienkę w mieszkaniu.

– Jeśli cię na to stać…

Wyjęłam oszczędności z banku, kupiliśmy wyposażenie do łazienki. Adam wynajął fachowców. Podciągnęli wodę i z części spiżarni zrobili łazienkę. Założyli także centralne ogrzewanie i teraz, kiedy paliło się pod kuchnią, grzały się również kaloryfery w obu pokojach. Byłam zachwycona, nie zastanawiałam się ani przez moment, że to wszystko za moje pieniądze.

Cieszyłam się jak dziecko, że teraz już będzie wspaniale. Niestety, nie było. Adam znikał na całe wieczory, a ja siedziałam sama przed telewizorem. Kiedy pytałam gdzie był, twierdził, że załatwiał sprawy, podpisywał umowy na warzywa. W końcu pożaliłam się córkom przez telefon.

– Wracaj do domu, mamo – usłyszałam. – Po co ty tam siedzisz?

– Mieszkanie wynajęłam przecież, nie bardzo mam gdzie mieszkać…

To wypowiedz najem, a na razie przyjedź do mnie – zaproponowała bez namysłu Agnieszka.

– Zobaczę, córciu, zastanowię się. Nie chciałam przyznawać się córkom, że wszystkie swoje oszczędności włożyłam w remont domu Adama. Wstydziłam się własnej naiwności i głupoty. Postanowiłam zapytać, kiedy mi odda.

– Żartujesz sobie – usłyszałam w odpowiedzi. – Zrobiliśmy to wszystko na twoje życzenie, mnie na takie wydatki nie byłoby stać.

– Ale przecież umawialiśmy się, że to tylko pożyczka…

– Zobaczymy, jakie będą w tym roku ceny warzyw – odparł.

Chciałam wracać do siebie

No więc czekaliśmy. Jednak następnego lata, nieprzyzwyczajona do pracy na wsi, zaczęłam chorować. Zaczął mi wysiadać kręgosłup, zaczęły boleć mnie stawy. Lekarz w miasteczku stwierdził kategorycznie:

– Powinna pani o siebie zadbać. Potrzebny pani odpoczynek, zabiegi rehabilitacyjne, może sanatorium. Adam tylko się zdenerwował, kiedy mu o tym powiedziałam.

– Przecież sam nie będę wszystkiego robił w gospodarstwie! Zwlekałam kilka dni, aż w końcu podjęłam decyzję.

– Adam, ja chcę wracać do siebie.

– To wracaj – odpowiedział burkliwie, nawet na mnie nie patrząc. Łzy stanęły mi w oczach, chociaż już dawno wiedziałam, że mu ma mnie nie zależy. – Chciałabym, żebyś mi oddał pieniądze – powiedziałam cicho. – Jakie pieniądze? – Jak to jakie? Te, które włożyłam w remont twojego domu. – Włożyłaś, bo chciałaś. Możesz tu mieszkać i ze wszystkiego korzystać, nikt cię nie wyrzuca. Ja pieniędzy nie mam.

Nie będę żoną takiego rolnika

Jeszcze tego samego wieczoru spakowałam swoje rzeczy. Rano poszłam pieszo na autobus. Nie miałam ochoty nawet żegnać się z Adamem. W Lublinie zatrzymałam się na trochę u koleżanki. Moi lokatorzy obiecali, że w ciągu dwóch miesięcy się wyprowadzą.

– Dziękuję ci, Agnieszko, że nie pozwoliłaś mi sprzedać mieszkania – powiedziałam córce.

Poleciałam do niej do Londynu na te dwa miesiące. Odpoczęłam, pozajmowałam się wnukami, ale bardzo się cieszyłam, kiedy wracałam do siebie, do swojej kuchni, do swojej kanapy w salonie i swojego łóżka w sypialni. Zostałam, co prawda, bez oszczędności i bez biżuterii, ze skromniutką emeryturą, ale na szczęście nadal miałam własny kąt.

I właściwie do nikogo nie mogę mieć pretensji, sama jestem sobie winna. Mogłabym iść do sądu, ale nie mam nawet żadnego dokumentu, że pożyczyłam Adamowi te pieniądze. Już nigdy nie będę układać sobie życia, niech lepiej zostanie, jak jest.

Maria, 64 lata

Czytaj także: „Matka ciągle wydaje na nowe ciuchy, a potem płacze, że nie ma na czynsz. Nawet komornik nie przemówił jej do rozsądku”
„Przez dzieci i wnuki straciłam męża. Nie miałam czasu o niego dbać, więc na starość ktoś inny gotuje mu rosołek”
„Córka chce dostawać 800 zł kieszonkowego jak koleżanki. Obraża się, że przez nas mówią, że jest biedna”

Redakcja poleca

REKLAMA