Matka wciąż kupuje ciuchy i wiecznie pożycza ode mnie do pierwszego. Gdy się zbuntowałam, nabrała chwilówek, które przestała spłacać. Pożyczkodawca przekazał sprawę do sądu. A ten do komornika, który zajął wartościowe sprzęty z jej mieszkania. Niczego to ją jednak nie nauczyło.
Dla niej byłam „tylko” nauczycielką
Matka zadzwoniła do mnie z płaczem. Akurat miałam radę pedagogiczną w szkole i przedstawiałam swoje pomysły na konkurs czytelniczy. Na co dzień byłam nauczycielką polskiego w liceum. Kochałam swoje zajęcie, chociaż trzeba przyznać, że namówienie dzisiaj dzieciaków do czytania nie było najłatwiejsze. W końcu wszystkie omówienia i wypracowania są na wyciągnięcie ręki w necie, a specjalne programy napiszą za nastolatków każdy temat.
Na szczęście jednak miałam świetny kontakt z młodzieżą. Dzięki temu moje lekcje były nie tylko nudnym przygotowaniem do matury i nadążaniem z wymaganym programem polegającym na błyskawicznym przejściu przez kolejne epoki literackie.
Wspólnie z Kasią, naszą pełną pasji bibliotekarką, stworzyłyśmy klub czytelniczy i szkolny teatr. Nawet organizowaliśmy wieczorki literackie, na które udało się nam zaprosić kilku lokalnych pisarzy i jedną znaną autorkę literatury kobiecej, która miała mnóstwo fanów na FB.
– Ty Patka naprawdę potrafisz dogadać się młodymi ludźmi. Nie mam pojęcia, jak to robisz. Ja jak nie robię kartkówek niemal na każdej lekcji, to wszyscy ignorują mój przedmiot – mówiła na pół z podziwem, a na pół z lekką zazdrością Joanna, nasza młoda geografka, która przejęła etat, gdy pan Ambroży poszedł na zasłużoną emeryturę.
– Po prostu traktuję ich tak, jak sama chciałam być traktowana, gdy jeszcze chodziłam do liceum – powiedziałam jej z uśmiechem. – Nie martw się, z czasem ty też wypracujesz własny styl uczenia – dodałam, chociaż raczej nie wróżyłam jej świetlanej kariery pedagoga, bo Aśka zwyczajnie nie lubiła nastolatków, a oni świetnie to wyczuwali.
Do mieszkania wszedł komornik
Ale wracając do mojej matki, akurat przedstawiałam swoje pomysły dyrektorce i zignorowałam wibrację telefonu w torebce. Ktoś jednak nie ustępował. Raz, drugi, trzeci… W końcu przeprosiłam wszystkich i odebrałam ten nieszczęsny telefon, sądząc, że może stało się coś złego. W pewnym sensie tak. Ale nie żaden niespodziewany wypadek, choroba lub coś w tym stylu.
– Patrycja, dlaczego ty znowu nie odbierasz? Myślałby kto, że jesteś ważnym chirurgiem, który akurat przeprowadza operację. Przecież tym swoim dzieciakom zawsze możesz kazać coś czytać czy pisać i odebrać jak widzisz, że dzwoni twoja matka – od razu na mnie naskoczyła, nie zapominając, żeby przy okazji wbić mi szpilę dotyczącą mojego zawodu.
Ona od zawsze marzyła, że zostanę dentystką i będę leczyć zęby całej rodzinie. Jeśli już, to dlaczego akurat dentystką, a nie jakimś innym lekarzem? Nie mam zielonego pojęcia. Szczerze mówiąc już dawno porzuciłam próby zrozumienia postępowania i słów mojej matki. Doskonale wiedziałam, że doszukanie się w jej zachowaniu logicznego ciągu graniczyło z cudem.
Tymczasem ona kontynuowała:
– Jakiś natrętny wariat wpakował mi się do mieszkania i okleja moje rzeczy. Przyjedź i zrób coś z tym – niemal krzyczała.
– Nie żaden wariat, tylko komornik sądowy – w tle usłyszałam zrezygnowany głos.
No tak, to było do przewidzenia. Prowadziła taki styl życia, że kiedyś musiała się tego doczekać. Jednak w końcu to moja matka. Nie mogę przecież pozwolić, żeby ją zlicytowali.
– Już jadę mamo. I przestań tak wrzeszczeć, bo ten człowiek tylko wykonuje swoją pracę – dodałam z nutką złośliwości, ale ona zupełnie tego nie zauważyła.
– Tylko się pospiesz. Masz przecież blisko z tej swojej szkoły. A ten człowiek właśnie otwiera moją szafę. Proszę, to zostawić – usłyszałam jeszcze pisk i dźwięk przerwanego połączenia.
Rany boskie! Czy moja matka jest zwariowaną nastolatką, żebym znowu musiała ruszać jej na ratunek? Już od dawna dokładnie tak się czułam. Zupełnie jakbyśmy zamieniły się rolami. Jakbym to ja była teraz ta dorosła i odpowiedzialna, a ona odgrywała rolę szalonej małolaty, która myśli tylko o ciuchach, kosmetykach i zakupach.
Uzależniła się od zakupów
Właśnie. Zakupy. To była ostatnio jedyna pasja mojej matki. Która inna kobieta mająca pięćdziesiąt osiem lat zachowuje się w ten sposób? Myślę, że żadna. Przynajmniej ja innej takiej nie znam. Odkąd ojciec wyjechał za granicę i poznał tam tę swoją Sarę, matka dostała jakiegoś amoku. Mimo że już od ponad dziesięciu lat i tak byli po rozwodzie. Na wieść, że jej były mąż znalazł sobie młodszą partnerkę, kompletnie zwariowała.
Całkowicie zmieniła swój styl życia. Zaczęła się stroić, robić mocny makijaż, co chwila biegać do kosmetyczki i fryzjerki. Nawet powiększyła sobie usta botoksem. Od zawsze pracuje w prywatnej klinice jako rejestratorka. To naprawdę prestiżowa placówka, która przyjmuje raczej bogatych pacjentów. Jakiś czas temu nawet pewna piosenkarka robiła u nich operację plastyczną. Co ważne, właściciele kliniki są odpowiedzialnymi ludźmi, którzy naprawdę cenią swój personel. W praktyce oznacza to, że moja matka dobrze tam zarabia. Podstawa naprawdę dużo przekracza najniższą krajową, a do tego dostaje premie i wiele okazjonalnych dodatków do pensji.
Dlaczego mówię o jej zarobkach? Ano dlatego, że tej kobiecie wiecznie brakuje pieniędzy. Mieszka w trzypokojowym mieszkaniu w całkiem przyjemnym bloku. Dokładnie tam, gdzie się wychowałam. Czynsz jest naprawdę atrakcyjny, a żadnych dodatkowych opłat nie ma. Do pracy ma zaledwie trzy przystanki tramwajem. Koszt biletu miesięcznego to tak naprawdę jakieś grosze.
Jest też właścicielką przestronnej kawalerki w centrum, którą odziedziczyła po dziadkach. Kawalerkę tę od lat wynajmuje. Teraz mieszka tam para polecona jest przez ciotkę Grażynkę. Tak się składa, że z ciotką, która jest moją chrzestną, mam świetny kontakt. Dzięki temu wiem, że za wynajem do ręki dostaje dokładnie dwa i pół tysiąca złotych. Dlaczego więc wiecznie ma długi?
Nowe ciuchy stały się jej obsesją
Oczywiście, że z własnej winy. Matka wszystkie pieniądze wydaje bowiem na ciuchy, kosmetyki i inne duperele. Tuż po pensji z błyskiem w oku biega po butikach i galerii handlowej. Jej szafa już zaczęła pękać w szwach, dlatego jakiś czas temu mój dawny pokój przerobiła na garderobę. Nigdy nie zapomnę, gdy weszłam tam pierwszy raz po remoncie. Niemal z czcią zaczęła mi pokazywać kolejne wieszaki, półki na buty i torebki, stojaki. Pomieszczenie zostało zabudowane od podłogi po sam sufit.
– Widzisz jak pięknie się urządziłam? – zaczęła pokazywać mi swoją kolekcję. – Tutaj mam rzeczy do pracy, tutaj codzienne, tam zestawy, w których chodzę na spacery, a te obok to są na zakupy… – wyliczała, a ja robiłam wielkie oczy.
Rzeczy, w których chodzi na zakupy? Czy ja też mam oddzielne stylizacje na każdą okazję? Owszem, dzielę ubrania na oficjalne, wieczorowe i codzienne, ale bez przesady. A u matki każda jedna rzecz miała swoje własne miejsce. Widać też było, że wszystko jest drogie, z metkami znanych projektantów. Takich zakupów nie robi się na wyprzedażach. Za niektóre jej torebki ja miałabym opłaconą ratę kredytu i czynsz na trzy miesiące. Albo nawet na dłużej.
W tym czasie akurat moje bliźniaczki zaczynały pierwszą klasę, mąż miał ciężki okres w pracy, a w naszej szkole były cięcia etatów, dlatego byłam zmuszona poszukać dodatkowego zajęcia w innej placówce. W efekcie byłam zabiegana cały dzień i nie miałam czasu śledzić poczynań mojej matki. Ale przecież to jeszcze młoda, zdrowa kobieta, a nie seniorka wymagająca opieki.
Zanim się obejrzałam, ona po raz pierwszy przyszła do mnie z płaczem, żebym pożyczyła jej kilka stówek, bo właśnie odcięli jej prąd. Myślałam, że po prostu miała cięższy miesiąc i więcej wydatków, więc dałam jej te pieniądze. I to był mój błąd. Od tego czasu po pożyczki zaczęła przychodzić regularnie. Pensję dostawała dziesiątego, a czasami już koło dwudziestego była u mnie z prośbą o pieniądze, bo nie ma na czynsz.
W końcu nie wytrzymałam.
– Mamo, co się dzieje? Na co ty wydajesz tyle kasy? Przecież nie masz dużych kosztów życia – to była prawda, ale moje słowa wyprowadziły ją z równowagi.
Zaczęła krzyczeć, że w tych czasach nie można liczyć nawet na własne dzieci.
– Jasne, jak ja o ciebie dbałam i cię utrzymywałam, to było dobrze. A teraz jak matka potrzebuje pomocy, to żałujesz jej tych sześciu stów – wrzeszczała.
– Ja ci niczego nie żałuję mamo. Nam też jednak się nie przelewa. Sama wiesz, że w szkole zarabiam mniej od ciebie. Marek też nie przynosi do domu kokosów. A ty masz jeszcze tę kasę z wynajmu – dodałam.
Zaczęła brać chwilówki
Skutek był taki, że na jakiś czas zrobił się spokój. Ale to była jedynie cisza przed burzą. Teraz okazało się bowiem, że matka wcale nie zrezygnowała z tych swoich obsesyjnych zakupów. Dalej znosiła do domu tony ciuchów i kosmetyków. Tylko zamiast pożyczać ode mnie, zaczęła brać szybkie pożyczki. W efekcie do jej drzwi zapukał komornik, a ona w ogóle nie rozumiała, o co chodzi.
– Komornicy nie przychodzą bez podstawy – powiedziałam jej wyprowadzona z równowagi. – Musiałaś czegoś nie spłacać w terminie.
– Oj tam, pewnie chodzi o te ich durne ponaglenia, które ostatnio bez przerwy przesyłali – odpowiedziała z beztroską i wyjęła z szuflady cały plik wezwań do zapłaty wysyłanych przez znaną firmę windykacyjną.
Okazało się, że nabrała chwilówek, które przestała spłacać. Monity po prostu ignorowała, dlatego pożyczkodawca przekazał sprawę do sądu. A ten do komornika, który zajął jej wartościowe sprzęty z mieszkania. Zestaw kina domowego, laptop, mikrofalówkę, zmywarkę. Co miałam zrobić? Wyciągnęłam nasze oszczędności na czarną godzinę i pospłacałam jej długi. Matka płakała i przysięgała, że teraz już będzie żyć oszczędniej i nie doprowadzi do takiej sytuacji.
Jednak ostatnio zauważyłam, że znowu miała ze sobą drogą torebkę. Sprawdziłam w sieci i cena zwaliła mnie z nóg. Trzy i pół tysiąca złotych. A mnie jeszcze nie oddała całego długu. Ona już chyba niczego się nie nauczy.
Coraz częściej myślę, że jest zakupoholiczką i trzeba ją wysłać na terapię. Ale jak to zrobić? Ona twierdzi, że nie ma żadnego problemu. Że nad wszystkim panuje i nie ma najmniejszego zamiaru iść do psychologa.
– Chcesz zrobić ze mnie jakąś wariatkę – powiedziała, gdy zaproponowałam, że umówię jej wizytę. – To człowiek całe życie pracuje i już nie może kupić sobie nowego ciucha?
I jak ja mam jej pomóc? Już nie mam do niej siły, ale muszę coś zrobić. Zanim zlicytują jej mieszkanie albo kawalerkę, która kiedyś miała być zabezpieczeniem dla moich dzieci.
Patrycja, 37 lat
Czytaj także:
„Zakochałam się w księdzu i całkiem straciłam głowę. Ślepo wierzyłam, że on rzuci dla mnie sutannę i Boga”
„Mąż bawił się ze mną w dom, a z kochanką harcował pod kołdrą. Chciał trwać w tej farsie, bo nie mógł się zdecydować”
„Gdy poznałam prawdę o swoim mężu, to zarządziłam ewakuację. Nie będę brała na siebie jego błędów przeszłości”