„Mąż zostawił mnie samą z dzieckiem, bo >>straciłam duszę artystki<<. W sumie powinnam mu podziękować”

kobieta myśli o zdradzającym mężu fot. Adobe Stock, annanahabed
„Nocne płacze dziecka wykańczały mnie nerwowo. Mój mąż uznał, że jego wkład w rodzinę został wyczerpany. Dał mi dziecko, zatem powinnam nosić go na rękach”.
/ 17.05.2023 18:30
kobieta myśli o zdradzającym mężu fot. Adobe Stock, annanahabed
Kiedy urodziłam Marzenkę, miałam 25 lat. Nie byłam jeszcze gotowa. I nie od razu pokochałam córkę. To gadanie, że miłość do dziecka jest wpisana w geny, to zwykłe bzdury. Przynajmniej w moim przypadku.
 

Nie radziłam sobie…

Nocne płacze dziecka wykańczały mnie nerwowo. Mój mąż uznał, że jego wkład w rodzinę został wyczerpany. Dał mi dziecko, zatem od tej pory, niczym niemowlę, powinnam nosić go na rękach. Dosłownie chodziło o zaspokajanie potrzeb ciała i ducha. Jednak po całym dniu niańczenia córeczki, nie nadawałam się ani do zabaw w łóżku, ani tym bardziej do wieczornych rozmów o sztuce.

Mój mąż był kustoszem wystaw i przed narodzinami Marzenki często rozmawialiśmy o prezentacji określonych kolekcji. Skończyłam akademię sztuk pięknych, mogłam mu więc pomóc w wielu sprawach. Kiedy jednak urodziłam małą, nie miałam czasu na przeglądanie fotogramów wystawienniczych i zastanawianie się, jak ułożyć eksponaty, żeby sprostały wymyślonej idei wystawy.
 
Prócz tego, po porodzie nie czułam się zbyt atrakcyjna fizycznie. I ciężko znosiłam połóg… Hm… Chyba już wiadomo, do czego zmierzam. Otóż rok po porodzie mąż odszedł ode mnie. Nie wiem, co zaszło wtedy w mojej głowie, ale przepełniające mnie uczucia zmieniły się o 360 stopni. Tak jak wcześniej nie lubiłam swojego dziecka i kochałam męża – tak teraz pokochałam Marzenkę całym sercem, a mąż stał się moim wrogiem.
 
Nie, nie zamierzałam w żaden sposób się na nim mścić. Rozwiedliśmy się w zgodzie, ale wymogłam na nim obietnicę, że nigdy nie będzie interesował się moim dzieckiem. Wyraźnie podkreśliłam słowo „moim”, a mąż chętnie na to przystał. Wtedy chyba po raz pierwszy dotarło do mnie, za jakiego dupka wyszłam. Chce odejść? Wolna droga! Reszta życia upłynęła mi między pracą zawodową a wychowaniem córki.
 

Połączyła nas bardzo silna więź

Była tak mocna, że niekiedy dochodziło do dziwnych sytuacji. Na przykład moja dziewczynka jechała na kolonie. Pakowałam ją i po wyjeździe czekałam na listy. Trzy dni później dostałam gorączki. Następnego dnia temperatura spadła, ale wieczorem ponownie skoczyła do 39,5. W nocy, w trakcie sennej maligny, przyśniło mi się, że Marzenka również niedomaga. Leżała w kolonijnej izolatce i miała rozpalone czoło.
 
„Ktoś powinien zainteresować się chorym dzieckiem, dlaczego nikogo obok niej nie ma?” – myślałam. We śnie zobaczyłam przewieszony przez poręcz łóżka ręcznik. Zmoczyłam go, gdyż w rogu salki była mała umywalka. Położyłam chłodny kompres na rozpalonym czole Marzenki i co kilka minut go zmieniałam.
 
Kiedy obudziłam się rano, dostrzegłam, że moja kołdra jest mokra. Rozejrzałam się wokół. Wtedy dostrzegłam obok łóżka mokrą ściereczkę. Nie pamiętałam, żebym ją tu przyniosła. Najwidoczniej wysoka gorączka spowodowała, że nie pamiętałam, co robiłam w nocy.
 
Czułam się jednak znacznie lepiej i choroba już nie wróciła. 
 
Kilka dni później dostałam list od Marzenki. Napisała, że u niej dużo nowinek. 
 
I że opowie mi o wszystkim, jak wróci. Pisała, że czuje się dobrze. „Muszę lecieć – kończyła list – bo właśnie wychodzimy na wycieczkę”.
 

Marzenka była zakochana

Po powrocie z kolonii powiedziała mi prawdę:
– Trzy dni po wyjeździe dostałam gorączki. Następnego dnia temperatura spadła i lekarka sądziła, że to było tylko przeziębienie. Jednak wieczorem poczułam, że znów mam rozpalone czoło. Położono mnie w izolatce. W nocy było mi bardzo gorąco. Kilka razy zawołałam pielęgniarkę, ale nikt mnie nie słyszał. Wtedy nieoczekiwanie ukazałaś się w drzwiach.
 
– Mówisz o mnie? – zapytałam.
 
– Tak, to byłaś ty, mamo, jestem pewna. Podeszłaś do mojego łóżka, położyłaś mi dłoń na głowie i pokręciłaś smutno głową. Chciałam o coś spytać, ale odwróciłaś się i podeszłaś do umywalki. Po chwili wróciłaś z mokrym ręcznikiem i położyłaś mi na czole chłodny okład. Następnego dnia choroba minęła i już nie powróciła – zakończyła opowieść.
 
Nie powiedziałam wówczas małej, co mi się wtedy przydarzyło. 
 
Moja koleżanka, która mówi o sobie, że jest wróżką, po wysłuchaniu mojej opowieści stwierdziła:
 
Wygląda na to, jakby wasza dusza żyła jednocześnie w dwóch ciałach. Macie wspólną karmę.
 
Nie mam pojęcia, co to takiego ta karma, ale z pewnością ja i Marzenka jesteśmy ze sobą wyjątkowo mocno związane. Kiwnęłam więc, że rozumiem i już więcej nie wracałam do tych spraw…
 
Z roku na rok moja więź z córką pogłębiała się. Mogłam ze stuprocentową pewnością powiedzieć, kiedy jest smutna, kiedy wesoła, a kiedy coś ją boli. Pewnego dnia doświadczyłam silnego przypływu emocji, jakby oblała mnie chłodna (a był wtedy upał) i pachnąca fala. Tego wieczoru córka zapukała do mojej sypialni. Potem wśliznęła się pod kołdrę. Dawno tego nie robiła.
 
– Chciałam powiedzieć ci coś bardzo ważnego – usłyszałam jej uszczęśliwiony głos.
 
– Zamieniam się w słuch.
 
– Zakochałam się, i to z wzajemnością.
 
– Co to za chłopak?
 
– Studiujemy na jednym wydziale. Maciej jest asystentem wykładowcy.
 
Po sześciu miesiącach moja córka była już mężatką, a ja cieszyłam się, że opiekuje się nią mądry facet. Trzy lata później byłam już babcią, która od czasu do czasu opiekowała się Zosią w weekendy, by jej rodzice mieli czas tylko dla siebie.
 

Obudziłam się w samochodzie

Uwielbiałam swoją wnuczkę i była to dla mnie prawdziwa frajda.  
Ostatniego lata Marzenka z rodziną wyjechali nad morze. Udało im się wynająć fantastyczny pensjonat w Sopocie, blisko morza. Pogodę mieli wyśmienitą. Czego chcieć więcej? 
 
Niestety, jak to na urlopie, czas szybko minął, i po dwóch tygodniach zaczęli przygotowywać się do wyjazdu. Jednak nie wyjechali rano, jak zamierzali, tylko dopiero po osiemnastej. Okazało się, że stary akumulator odmówił posłuszeństwa (pewnie z powodu ciągle włączonej klimatyzacji) i musieli czekać na mechanika z warsztatu, który miał go wymienić.
 
Właściwie, w tej sytuacji powinni wyjechać następnego dnia, ale Robert, mąż Marzeny, musiał być rano w pracy. Nie mieli więc za bardzo wyboru. Do domu mieli ponad siedem godzin jazdy, ale ponieważ prowadzili oboje, to zdecydowali się wyruszyć. 
 
Kiedy przeczytałam od nich esemesa, że ruszają, nieoczekiwanie poczułam się bardzo zmęczona. Nie chciałam się jednak kłaść do łóżka. Zamierzałam obejrzeć ulubiony serial. Usiadłam zatem w fotelu przed telewizorem i… usnęłam.
 
Obudziłam się w jadącym samochodzie. Na tylnym siedzeniu spała wnuczka. Na przednim, obok siedzącej za kierownicą Marzenki, drzemał mój zięć. Ja sama czułam się bardzo ociężała i zmęczona. Kamienne powieki opadały mi na oczy. W pewnej sekundzie zrozumiałam, że to nie ja jestem senna, ale siedząca za kierownicą Marzenka.
 
– Córeczko – szepnęłam jej do ucha – zatrzymaj się, proszę. Musisz się chwilę zdrzemnąć.
 
– Do domu mamy tylko 20 kilometrów. To już niedaleko. Szkoda na to cza…
 
Moja córka mówiła do mnie coraz wolniej, a przy ostatnich słowach usnęła. W oddali zobaczyłam światła mknącej z przeciwka ciężarówki. Jednocześnie nasz samochód powoli zbaczał w lewo, aż wreszcie wjechał na przeciwległy pas. Musiałam coś zrobić. Inaczej przecież… Wtedy spojrzałam na radio.
 
Przekręciłam jego gałkę na cały regulator. Wnętrze zalała głośna muzyka. Wszyscy poderwali się z miejsc. Marzenka oprzytomniała. Krzyknęła wystraszona, gdy zorientowała się, po jakim pasie jedzie. Spojrzałam na zegar na tablicy rozdzielczej. Była godzina druga w nocy.  Obudziłam się w swoim mieszkaniu. W ciemności zobaczyłam świecące wskazówki budzika. Była minuta po drugiej.
 
W niedzielę przyszli do mnie na obiad. W pewnym momencie zięć zaczął opowiadać mi o tym, co wydarzyło się w drodze powrotnej w samochodzie. Był bardzo przejęty i poruszony.
 
– Nie mam zielonego pojęcia – wyznał w pewnej chwili – jak to się stało. Przecież gdyby nie obudziła nas muzyka, mogłoby dojść do wypadku, a wtedy…
 
„Dobrze, że byłam tam z wami” – pomyślałam. Wbrew logice jestem wdzięczna byłemu mężowi za tak cudowną relację z córką.

 

Redakcja poleca

REKLAMA