Ten stan trwa już rok. Nasze plany dotyczące ślubu stanęły w martwym punkcie z dwóch powodów. Po pierwsze: nie stać nas na wesele. Po drugie: ja nie wiem, czy w tej sytuacji chcę za niego wychodzić.
Adrian nie wytrzymywał stresu w pracy
Kiedy go poznałam, imponował mi tym, że mimo 27 lat do pracy chodził w garniturze, po mieście jeździł służbowym samochodem. Miałam go za ambitnego faceta, który wiele w życiu osiągnie.
Sam nieraz wspominał, że chciałby założyć własny biznes, tymczasem pracował jako agent ubezpieczeniowy. Całkiem nieźle mu szło, praktycznie co miesiąc dostawał premię za wyniki.
Szef był z niego zadowolony, a i Adrian przechwalał się, że mierzy dużo wyżej. Nie wiem, kiedy to wszystko zaczęło się sypać.
Czy wtedy, gdy zawalił kilka spraw i nie wiedział, jak się z tego wyplątać? Potem było tylko gorzej. Brał zwolnienia lekarskie, urlopy na żądanie.
Kiedy razem zamieszkaliśmy widziałam, że nie może spać w nocy, cały czas się kręci.
Mówił, że to stres. Że dostał niemożliwe do zrealizowania cele. Niestety, jego nieobecność w pracy tylko pogarszała sytuację. Gdy nie pracował, tym bardziej nie mógł nadrobić zaległości.
Adrian uznał, że to depresja
Wydaje mi się, że naczytał się o depresji u mężczyzn i sam się zdiagnozował. Opowiadał mi o swoich kolegach z działu, którzy bez tabletek nie byli w stanie zwlec się z łóżka.
Sam nigdy nie poszedł do specjalisty, odwiedzał tylko swojego lekarza rodzinnego.
Wymyślał różne objawy, lekarz kierował go na badania, wypisywał L4 i tak funkcjonował miesiącami.
W końcu, kiedy lekarz odmówił wypisania kolejnego zwolnienia, Adrian musiał wrócić do pracy. Ale nie miał do czego. Zostawił niezałatwione sprawy, nie odbierał telefonów twierdząc, że tak z nim źle.
Gdy stawił się w drzwiach firmy, jedyne, co otrzymał, to wypowiedzenie. Nie musiał nawet pracować na okresie wypowiedzenia. Przez 3 miesiące dostawał pensję za nic.
A po 3 miesiącach, kiedy jego wypłata przestała przychodzić na konto, płynnie przeszliśmy do sytuacji, w której to ja utrzymuję nas oboje.
Utrzymuję nas oboje
I ten stan trwa do dziś. Płacę wszystkie rachunki, kupuję jedzenie. On czasem „pożyczy” stówkę od matki, ale wydaje te pieniądze na pizzę z dostawą, nie dokłada się więc do niczego.
Kiedy pytam, czy w ogóle szuka nowej pracy, tylko burczy coś pod nosem. Twierdzi, że nie chce już robić tego, czym zajmował się do tej pory i nie ma pomysłu na to, co dalej.
Planowaliśmy, że za 2 lata weźmiemy ślub. Mamy wybraną salę weselną, wpłaciliśmy kilka tysięcy zaliczki. To jedyne koszty, jakie ponieśliśmy, bo na wesele mieliśmy dopiero odkładać.
Tymczasem wszystkie pieniądze idą na życie, bo on nie kwapi się, żeby poszukać sobie jakiegoś płatnego zajęcia. Bo tych darmowych ma mnóstwo: oglądanie telewizji, granie na komputerze.
Ma co robić, gdy ja zasuwam w pracy. Szkoda tylko, że ten stan tak mu się spodobał, że ani myśli, aby to zmienić.
Nina, 31 lat
Czytaj także:
„Spędziłam urlop w Tunezji z moim eks, bo szkoda mi było kasy. Trafiliśmy do jednego pokoju i tego samego łóżka”
„Córka pomiatała mną, zamiast się opiekować. Dopiero w domu starości w końcu zaczęłam żyć godnie”
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”