Źle wychowałam to moje dziecko, oj źle. Ewelina była moją ulubienicą. Starszy od niej pięć lat Olek zawsze wydawał mi się taki zaradny.
– On sobie da radę. To silny chłopak, nie daje sobie w kaszę dmuchać – często powtarzałam do Stefana, mojego męża. – Ewelinka jest przeciwieństwem brata. Taka wrażliwa i delikatna. Pochyla się nad każdym bezdomnym psiakiem i kociakiem.
Rozpieściliśmy córkę
Mąż również kochał córkę i rozpieszczał ją do granic możliwości. I chyba właśnie to nasze chuchanie i dmuchanie zrobiło swoje. Ewelina przyzwyczaiła się, że wszystko jej się należy i powinna dostawać bez wysiłku. Wystarczyło, że zrobiła smutne oczy i powiedziała to swoje „mamusiu” lub „tatusiu”, żebyśmy rzucali wszystko i biegli ratować nasze dziecko.
Dlaczego nie dostrzegłam, że nie tędy droga? Sama nie wiem. Chyba miłość macierzyńska całkowicie mnie zaślepiła. Ile to razy w liceum biegałam do szkoły i wypraszałam u nauczycieli możliwość drugiej szansy i poprawy ocen. Bo moja córcia wcale nie miała ochoty się uczyć. Do szkoły chodziła głównie, żeby spotykać się ze swoim ówczesnym chłopakiem i koleżankami, umawiać na imprezy i chwalić nowymi ciuszkami, które kupowałam jej bez opamiętania. Często odmawiając sobie tego i owego. Byleby tylko Ewelina była szczęśliwa.
Nie słuchałam syna
Syn dawno mówił mi, że powinnam więcej wymagać od Eweliny
Długo myślałam, że takie podejście jest dobre, a córka kiedyś odpłaci mi za troskę. Olek o wiele trzeźwiej patrzył na świat i moją relację z jego siostrą. Już jako student powtarzał, że niepotrzebnie tak rozpieszczam tę małolatę.
– Oj synuś, synuś. Nie bądź zazdrosny. Ty jesteś dorosły chłopak, silny i przebojowy. Potrafisz sobie radzić w życiu. Ewelina potrzebuje mojego wsparcia – mówiłam, a on tylko machał lekceważąco ręką i wracał do swoich codziennych spraw.
Gdybym wtedy wzięła pod uwagę jego słowa, być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale ja byłam ślepa i głucha na jego argumenty. No cóż, ludzie uczą się na błędach, a mnie przyszło przekonać się o tym dopiero na starość.
Chciałam, żeby córka miała lżej
Ewelina skończyła liceum, później zafundowałam jej zaoczne studia. Wybrała finanse i bankowość. Chciałam, żeby zatrudniła się w banku i miała lżejsze życie ode mnie. Ja przez te wszystkie lata byłam woźną. Lubiłam tę szkołę i dzieciaki. Grono pedagogiczne długo się nie zmieniało, dyrektorka to ludzka kobieta, dlatego chwaliłam sobie atmosferę. Nie oszukujmy się jednak, to była ciężka fizyczna praca.
Mycie dużych okien, dźwiganie wiader z wodą, szorowanie łazienek i podłóg odbiło się na moim zdrowiu, dlatego przejście na emeryturę było dla mnie niczym zbawienie. Siadły mi stawy i kręgosłup, już nie miałam siły na codzienną harówkę, a wymogi dotyczące czystości w szkołach stawały się coraz bardziej restrykcyjne.
Zamieszkałam z córką i jej rodziną
Przeszłam na emeryturę, ale nie nacieszyłam się długo tym moim odpoczynkiem. Po roku zmarł Stefan i zostałam wdową. Wtedy do naszego mieszkania wprowadziła się córka z mężem i dzieciakami.
– Wiesz mamo, nie ma sensu, żebyśmy płacili krocie za wynajem tej klitki, podczas, gdy ty mieszkasz wygodnie w trzech pokojach. Zresztą, co będziesz robić tutaj sama bez ojca? Razem nam będzie raźniej – przekonywała.
– Pewnie córuś, pewnie – cieszyłam się, że znów będą ją miała blisko siebie. – Jeszcze pomogę ci w opiece nad Kasią i Tomkiem, a ty poszukasz jakieś pracy. Dwie pensje to zawsze nie jedna. W ten sposób będziecie mogli coś odłożyć – dodałam.
Ewelina nie chciała pracować
Myślałam, że Ewelina się ucieszy, ale na wspomnienie pracy, jedynie się wzdrygnęła.
„Czyżby nie chciała mieć własnych pieniędzy? Ja zawsze byłam za tym, żeby kobieta była niezależna” – myślałam.
Przez kolejne lata nasze relacje układały się poprawnie. Ewelina nie wróciła jednak do pracy, twierdząc, że więcej zarobi na robieniu paznokci koleżankom niż harówce dla kogoś.
– Nie mam zamiaru codziennie wstawać o piątej i biec z wywieszonym językiem, żeby robić u kogoś – mawiała, a ja przestałam już nalegać.
Skoro jej mąż nie protestuje, to widocznie odpowiada im taki układ. Szybko jednak zauważyłam, że moja córka podczas tych kilku lat życia na swoim niewiele wydoroślała. Po powrocie wszystkie obowiązki domowe zrzuciła na mnie, a sama wciąż gdzieś biegała. A to na siłownię, a to do fryzjera, na zakupy czy spotkanie z koleżanką.
Cały dom był na mojej głowie
To ja robiłam śniadania i kolacje dzieciom, gotowałam obiady dla całej rodziny, ogarniałam mieszkanie, robiłam pranie, prasowałam, pilnowałam zakupów i płacenia rachunków. Czasami tylko zięć w sobotę podwiózł mnie do marketu, żebym nie dźwigała tych ciężkich toreb.
– Widzę mamo, że jesteś przemęczona. Nie pozwalaj, żeby Ewelina weszła ci na głowę – tylko raz pożalił się na żonę.
Czas mijał, dzieci rosły, a w naszym domu niewiele się zmieniało. Nadal to ja zajmowałam się wszystkimi obowiązkami, bo córka nie miała na nic czasu. Twierdziła, że chodzi robić te paznokcie i dużo na tym zarabia, ale jak to było, to ja tak naprawdę nie wiem.
Zięć się wyprowadził
Aż nagle spadła na mnie wiadomość, że Łukasz rozwodzi się z Eweliną. Zięć spakował walizki i wyprowadził się do jakiegoś kolegi. Wcześniej słyszałam jakieś utarczki i podniesione głosy, ale byłam przekonana, że to zwyczajne małżeńskie nieporozumienia. Okazało się jednak, że to poważniejsza sprawa.
Córka chodziła wściekła jak osa. Złość najczęściej wyładowywała na mnie. Tę jej nerwowość zrzucałam jednak na trudny okres w życiu. Niestety z czasem było coraz gorzej. Jakby nagle ktoś rozciął worek wypełniony po brzegi nieszczęściami, które jedno po drugim zaczęły wypadać i wpływać na nasze życie.
Nie podobało mi się to
Najpierw Ewelina zaczęła spotykać się z Markiem. Ten typ od razu mi się nie spodobał. Wysoki, łysy, przypakowany, w jakimś luźnym dresie i z tatuażami pokrywającymi całe ręce.
– Ten nowy facet twojej córci to chyba jakiś gangster – kiedyś zaczepiła mnie na schodach sąsiadka.
– Co też pani plecie. Że też pani się nie zajmie swoimi sprawami. Jakoś nie widzę, żeby dzieci panią odwiedzały, dlatego zazdrości mi córki u boku – fuknęłam i poszłam do windy.
Okazało się jednak, że pani Halina mogła mieć rację. Marek nigdzie nie pracował na stałe, sprowadzał do domu jakieś podejrzane towarzystwo. Przestałam się tutaj czuć jak u siebie.
Potrzebowałam opieki
Właśnie wtedy spadło na mnie kolejne nieszczęście. Poszłam na zakupy i nagle zakręciło mi się w głowie na samym środku supermarketu. Obudziłam się w szpitalu podpięta do jakichś rurek. Nie mogłam poruszyć ręką. Chciałam kogoś zawołać, ale spierzchnięte usta odmawiały posłuszeństwa.
Okazało się, że miałam udar. Nie był to bardzo ciężki przypadek i całym szczęściem ktoś ze sklepowej obsługi błyskawicznie wezwał karetkę. Ze szpitala wyszłam jednak z poważnym niedowładem jednej strony. Potrafiłam poruszać się o kuli, ale wykonanie zwykłych czynności sprawiało mi poważne trudności. Do tego doszły problemy z mową i pamięcią. Na nowo musiałam uczyć się wielu podstawowych rzeczy.
– Będzie pani potrzebować stałej opieki. Niezbędna jest także regularna rehabilitacja. Ma pani pomoc? – miła lekarka próbowała wybadać moją sytuację.
– Oczywiście, zajmie się mną córka – powiedziałam z przekonaniem.
Po chwili uświadomiłam sobie jednak, że Ewelina niekoniecznie będzie zadowolona z mojego stanu. Wnuki już studiowały i do domu przyjeżdżały bardzo rzadko.
Córka zaczęła się nade mną znęcać
I tak zostałam skazana na opiekę Eweliny i tego jej nowego faceta. Jednak opieka córki pozostawiała wiele do życzenia. Nie w smak była jej obłożnie chora matka, której trzeba było podawać jedzenie, pomagać w codziennej higienie, załatwić rehabilitację.
Widziałam, że każdą czynność wykonywała ze złością. Niejednokrotnie wychodzili gdzieś z Markiem na całą sobotę lub niedzielę, a ja zostawałam w mieszkaniu sama. Starałam się w miarę możliwości sobie radzić, ale było to coraz trudniejsze. Brakowało mi sił. Kiedyś poślizgnęłam się w łazience i nie miałam siły wstać.
Moja sypialnia zaczęła zarastać brudem, a Ewelina robiła mi awantury o każdy drobiazg.
– Gdybym wiedziała, że będziesz dla mnie takim utrudnieniem, w ogóle bym się tutaj nie wprowadzała – wrzeszczała.
W końcu doszło do tego, że czasami nawet zaczęła mnie poszturchiwać, albo na złość nie dawała mi przez cały dzień nic do jedzenia.
„Boże, przecież ta dziewczyna to jakiś potwór, a nie moja kochana córeczka” – coraz częściej myślałam, ale bałam się komuś pożalić.
Zresztą, niby komu miałam powiedzieć o gehennie, którą przechodzę? Syn od wielu lat mieszkał za granicą i nie chciałam zawracać mu głowy. Wnuki same miały ciężko, a sąsiadka to przecież obcy człowiek.
Były zięć mi pomógł
I pewnie wszystko zostałoby tak jak było aż do mojej śmierci, gdyby nie… Łukasz. Tak, pewnego dnia odwiedził mnie były zięć. Przyszedł akurat, gdy Ewelina była sama w domu i pukał do drzwi tak długo, aż mu odtworzyła. Gdy zobaczył w jakim stanie się znajduję, powiedział, że nie mogę zostać w tym miejscu nawet chwili dłużej.
To on, ten obcy w sumie dla mnie człowiek, zabrał mnie do siebie i załatwił miejsce w kameralnym domu seniora.
– Skontaktowałem się z Olkiem, on dołoży do mamy emerytury – mówił. – To na pewno wystarczy na opiekę.
Byłam mu wdzięczna i rozpłakałam się.
Odzyskałam godność i spokój
Zawsze myślałam, że domy starości to smutne miejsca, gdzie niedołężni i niechciani przez nikogo ludzie czekają na śmierć. Jakże się myliłam. To właśnie tutaj odzyskałam godność.
Mam własny pokój z telewizorem, pyszne posiłki i wiele zajęć z innymi pensjonariuszami. Przez cały dzień dostępna jest opieka pielęgniarek, przychodzi do mnie lekarz. Korzystam też z rehabilitacji i mój stan wyraźnie się poprawia. Ostatnio nawet przeszłam kawałek w ogrodzie bez kuli, a koleżanki biły mi brawo.
A co z moją córką? Nie chcę jej znać. Ewelina bardzo mnie skrzywdziła i nigdy jej tego nie wybaczę.
Elwira, 70 lat
Czytaj także: „Dzieci nie chciały spędzać wakacji na wsi, choć kiedyś lubiły. Córka w końcu wyznała, co kazał jej robić dziadek”
„W sanatorium pozwoliłem sobie na niewinny flirt. Nie sądziłem, że ta zaborcza kobieta rozbije moje małżeństwo”
„Przez lata usługiwałam mężowi i dzieciom. A teraz okazało się, że mną gardzili, bo nie mam nawet matury”