„Mąż zabiera mi całą wypłatę, bo to on rządzi w domu. Muszę go prosić o pieniądze nawet na kupno najtańszych podpasek”

para z pieniędzmi fot. Getty Images, SimpleImages
„Uległam jego namowom i przy najbliższej okazji złożyłam w pracy dyspozycję przelewów wynagrodzenia na jego konto, a swój rachunek zamknęłam. Wtedy mąż stał się władcą absolutnym, a rządy sprawował twardą ręką”.
/ 14.06.2024 20:30
para z pieniędzmi fot. Getty Images, SimpleImages

Zawsze miałam się za silną, niezależną kobietę. Najwyraźniej nie znałam samej siebie. Dałam zdominować się mężowi do tego stopnia, że pozwoliłam mu decydować o moich pieniądzach. Sama nie wiem, jak do tego doszło, ale w małżeństwie czuję się jak w korporacyjnej strukturze, w której rękę na kasie trzyma zimny księgowy.

To było upokarzające

– Roman, potrzebuję siedemdziesięciu złotych – poprosiłam męża.

– A na co ci aż tyle pieniędzy? – zdziwił się.

Muszę kupić szampon i odżywkę.

– I chcesz na to wydać aż tyle?

– Wiesz przecież, że mam łamliwe włosy. Jakoś muszę o nie zadbać. Poza tym zamierzam kupić jeszcze kilka innych kosmetyków. Upatrzyłam sobie trochę fajnych rzeczy z promocji.

– Proszę – powiedział i wręczył mi dwa banknoty.

– Ale to jest tylko trzydzieści złotych – zauważyłam.

– To musi ci wystarczyć. W tym miesiącu i tak za dużo już wydałaś – wytknął mi.

– Żartujesz sobie, prawda? Ile niby wydałam?

– Jeżeli nie pamiętasz, to chętnie ci przypomnę – powiedział i wyciągnął z kieszeni kartkę. – 120 zł na biustonosz, 20 zł na podpaski, 14 zł na pomadkę ochronną, 41 zł na...

Wściekłam się

Przestań mnie rozliczać z każdego grosza – przerwałam mu. – Jeżeli nie zauważyłeś, kupiłam tylko niezbędne rzeczy, bez których trudno się obejść.

– No nie wiem, czy ten biustonosz był taki niezbędny.

– Owszem, był. Ze starego już drut wychodził. Miałam kaleczyć sobie ciało? A może przez cały czas nosić jeden?

– Aldonko, ja chcę tylko powiedzieć, że musimy oszczędzać. Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie. Dobrze jest mieć jakąś poduszkę finansową.

– Ale nie można oszczędzać na rzeczach pierwszej potrzeby.

– Można. Wystarczy wybrać tańsze zamienniki. Zamiast kupować jakiś drogi szampon, weź pokrzywowy, a odżywkę możesz sobie zrobić z jajek.

Tak kończy się każda nasza rozmowa na temat wydatków. U nas, to Roman trzyma rękę na pieniądzach. Skrupulatnie wylicza mi każdy grosz i rozlicza moje zakupy, jakby był jakimś nadzorcą finansowym. Na wszystko muszę mieć jego zgodę. Jak tak dalej pójdzie, to za każdym razem, gdy zechcę sobie coś kupić, będę musiała przedkładać mu formalny wniosek.

Sama jestem sobie winna

Doskonale wiem, że pretensje mogę mieć tylko do siebie. Sama pozwoliłam, by tak mnie traktował. Niedługo po naszym ślubie Roman wyszedł z propozycją założenia wspólnego konta. „Będzie nam łatwiej kontrolować wydatki” – argumentował, a ja zgodziłam się na to.

Początkowo nie miałam żadnego problemu z dostępem do pieniędzy, które zarabiałam. Mieliśmy dwie karty, więc mogłam swobodnie korzystać ze środków zgromadzonych na rachunku. To nie tak, że szastałam pieniędzmi na lewo i prawo, ale przecież każdy człowiek ma swoje potrzeby. Od czasu do czasu musiałam przecież kupić sobie nowe rajstopy czy majtki. Musiałam kupować środki higieniczne i inne niezbędne rzeczy. Ale w opinii Romana, przepuszczałam wypłatę na same głupoty.

Pewnego dnia pokłóciliśmy się o to. W gniewie, zarzucił mi nadmierną rozrzutność, bo ośmieliłam się wydać 200 zł na spodnie, które mi się podobały. Powiedziałam mu wtedy, że jeżeli zamierza mówić mi, co mogę kupić, a czego nie, to niech się wypcha tym całym wspólnym kontem. Następnego dnia poszłam do banku i otworzyłam nowy rachunek, na który przekierowałam swoją wypłatę. „Skończyło się zaglądanie do mojego portfela” – pomyślałam z zadowoleniem. Roman uniósł się honorem i zrobił to samo.

Musiałam poprosić go pomoc

Nie było mi dane długo cieszyć się wolnością finansową, bo kilka miesięcy później stało się coś, co mój mąż wykorzystał na swoją korzyść. To był maj, czyli czas, w którym pieniądze rozchodzą się z prędkością światła. Po Wielkanocy byłam spłukana niemal do zera. Przyznaję, trochę zaszalałam z prezentami dla dzieci w rodzinie i z zakupami świątecznymi, ale tłumaczyłam sobie, że radości nie można wyceniać.

Jak na złość, tuż po świętach zmogła mnie infekcja. Lekarz wydał mi receptę dłuższą niż przeciętna lista zakupów, a ja nie miałam pieniędzy, by ją zrealizować. Musiałam więc poprosić męża o wsparcie.

– Roman, możesz wykupić mi leki? – zapytałam zachrypniętym głosem.

– Jasne. Przelej mi tylko pieniądze.

– Zapłać za mnie, dobrze? Oddam ci w czerwcu.

– Dlaczego? Nie masz już kasy?

– Przed chwilą były święta. Wiesz przecież, ile wszystko kosztuje. Poza tym na wiosnę zawsze jest zastój w branży i za zeszły miesiąc wzięłam mniejszą prowizję.

Zmanipulował mnie

Spojrzał na mnie z politowaniem, a jego wzrok zdawał się mówić: „Przecież mówiłem, że tak się to skończy”.

– I widzisz? Zawsze mówiłem, że nie potrafisz obchodzić się z pieniędzmi. Teraz widzisz, że miałem rację. Na następną wypłatę trochę jeszcze poczekasz i gdybym ja nie pracował, poumieralibyśmy z głodu.

– Roman, daj spokój! – zdenerwowałam się. – Sama zapłaciłam za ciasto, wędliny i inne świąteczne przysmaki. Sama kupiłam prezenty dla wszystkich. Ty naprawdę myślisz, że to wszystko jest za darmo?

– Nie, ale gdybym miał coś do powiedzenia, to stwierdziłbym, że miałaś za duży gest. Wystarczyło kupić coś symbolicznego, albo w ogóle odpuścić sobie podarunki. Tymczasem ty zabawiłaś się w bogatego darczyńcę. I widzisz, jak się to skończyło? Zostałaś bez grosza.

– Kupisz mi te leki, czy nie?

– Oczywiście, że tak. Ale zastanów się, czy nie będzie lepiej, jeżeli to ja będę zarządzał pieniędzmi.

Sama nie wiem, czy to z gorączki, czy wtedy rzeczywiście uznałam, że może mieć rację, ale zgodziłam się z nim. Uległam jego namowom i przy najbliższej okazji złożyłam w pracy dyspozycję przelewów wynagrodzenia na jego konto, a swój rachunek zamknęłam. Wtedy zaczęło się wyliczanie każdego grosza. Mój mąż stał się władcą absolutnym, a rządy sprawował twardą ręką.

Popełniłam błąd

Nie minęło dużo czasu, gdy zrozumiałam, że popełniłam fatalny błąd, ale w pamięci wciąż miałam tamtą sytuację, gdy zostałam bez grosza. Przekonywałam samą siebie, że tak rzeczywiście jest lepiej, ale gdy pewnego dnia powiedział mi, że mam kupować najtańsze podpaski, pozbawił mnie wszelkich złudzeń w tej kwestii.

Nie chciałam kolejny raz zakładać nowego konta bankowego i zmieniać dyspozycji przelewów w pracy. Bałam się, że księgowa pomyśli sobie, że jestem szalona. To nie mogło jednak dłużej trwać. Wzbraniałam się przed tym, ale z braku lepszego wyjścia postanowiłam poszukać pomocy u teściowej. Umówiłam się z nią na herbatę i powiedziałam wprost, jak wygląda sytuacja.

Myślałam, że teściowa mnie poprze

– A co w tym złego, że mężczyzna zarządza domowym budżetem? – zareagowała zdziwieniem na moje słowa.

– Mamo, przecież tak nie powinno być, że muszę się prosić o pieniądze na podstawowe potrzeby. Chciałabym, żebyś porozmawiała z nim na ten temat. Może mamę posłucha, bo na moje argumenty jest głuchy.

– Skarbie – pokręciła głową z politowaniem. – My, kobiety, nie mamy głowy do takich rzeczy. Od trzydziestu ośmiu lat jestem żoną Stefana i odkąd sięgam pamięcią, to on trzyma pieniądze w naszym domu. Tak jest lepiej. Gdybym sama miała się rządzić, pewnie nie dorobilibyśmy się mieszkania i działki na ogródkach. Pewnie niczego byśmy nie mieli. A tak...

– Mamo, jak możesz tak mówić? Przecież to nie jest normalne, że kobieta musi prosić się o każdą złotówkę.

– Aldonko, spójrz na to w ten sposób. Przejmując kontrolę nad domowymi finansami, mój syn zdjął z twoich barków ogromny ciężar. Nie musisz martwić się, czy wam wystarczy. Nie musisz myśleć, czy macie jakieś oszczędności.

No tak. Najwyraźniej swoje władcze zapędy Roman wyniósł z domu. Po tych słowach wiedziałam już, że teściowa mi nie pomoże. Sama tak żyła przez wiele lat, aż w końcu uznała tę patologiczną sytuację za normalną.

Z matką męża rozmawiałam w zeszłym roku. Od tamtego czasu nie zmieniłam w swoim życiu niczego. Roman dalej trzyma łapę na mojej wypłacie, jakby to była jego kasa. Nie podoba mi się to, ale zawsze, gdy chce się zbuntować, dopada mnie myśl, że być może rzeczywiście jestem zbyt rozrzutna i nie powinnam zarządzać pieniędzmi. Sama już nie wiem, kto tu oszalał – ja czy mój mąż.

Aldona, 33 lata

Czytaj także: „Mąż marnował kasę na totolotka, ale nigdy nie wygrał. Gdy umierał, sfałszowałam kupon, by dać mu trochę radości”
„Po 50. integruję się z sąsiadami. Jednemu sięgnęłam do portfela, a drugiemu wskoczyłam do łóżka”
„Zdradę męża odkryłam przez słoik śledzi. Już ja mu pokażę, co stracił, a potem puszczę go w samych skarpetkach”

 

Redakcja poleca

REKLAMA