„Mąż z delegacji przywiózł mi taką niespodziankę, że brzydzę się go dotknąć. Wydał wyrok na nasze małżeństwo”

nieszczęśliwa kobieta fot. Getty Images, Ekaterina Vasileva-Bagler
„Czułam się naprawdę okropnie, ponieważ Marka nigdy bym o coś takiego nie podejrzewała. Co więcej, zawsze byłam dumna z tego, że mam tak wspaniałego męża – kochającego, troskliwego i wiernego”.
/ 30.08.2024 19:30
nieszczęśliwa kobieta fot. Getty Images, Ekaterina Vasileva-Bagler

Wpatrywałam się w telefon niczym zaczarowana. Treść wiadomości nieprzeznaczonej dla moich oczu, a którą otrzymałam przez pomyłkę, dosłownie mnie zamurowała.

Jak mógł mi coś takiego zrobić?

Tyle dla niego poświęciłam. Dałam mu ciepły dom i dwóch synów, a on w delegacji zabawiał się z koleżanką z biura. Czy wszyscy faceci to zdradzające świnie?

– Kochana, uspokój się i nie rób niczego głupiego – po przeczytaniu tego nieszczęsnego SMS-a musiałam z kimś porozmawiać, więc zadzwoniłam do mojej przyjaciółki.

Mam ochotę go udusić – łzy same płynęły mi po policzkach, a w głowie miałam totalny mętlik.

– Wcale ci się nie dziwię – Anka ciężko westchnęła – ale rozbuchane emocje w niczym tu nie pomogą.

Miała rację. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że mleko już się rozlało i nic na to nie poradzę. Niemniej czułam się naprawdę okropnie, ponieważ Marka nigdy bym o coś takiego nie podejrzewała. Co więcej, zawsze byłam dumna z tego, że mam tak wspaniałego męża – kochającego, troskliwego i wiernego. Jak jednak widać, nawet po 15. latach wspólnego pożycia może się niespodziewanie okazać, że wcale nie znamy drugiego człowieka tak dobrze, jak by się nam wydawało.

Byłam doszczętnie zdruzgotana i nie mogłam przestać płakać. Marek wydzwaniał do mnie jak głupi i wysyłam wiadomości, że to wcale nie jest tak, jak mi się wydaje. Nie odpisywałam i nie odbierałam jego telefonów. Najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty wysłuchiwać kłamstw. To, co napisał do kochanki, nie pozostawiało wyobraźni żadnego pola do popisu i nie pozostawiało wątpliwości co do faktu, że mąż mnie zdradził. Przypuszczałam, że trwało to już od dłuższego czasu, tylko ja miałam klapki na oczach.

Nasza love story nie różniła się od innych

Marka znam od dzieciństwa. Chodziliśmy razem do podstawówki, a potem do ogólniaka. Nasi rodzice do dzisiaj mają serdeczne, zażyłe relacje. W tamtym czasie traktowałam go jak zwykłego kolegę. Dopiero gdy byłam już na studiach i przyjechałam któregoś razu do domu na Boże Narodzenie, niespodziewanie narodziło się między nami gorące uczucie.

Szybko zostaliśmy parą. Oboje studiowaliśmy w Warszawie, tylko na innych uczelniach. Po pół roku intensywnego randkowania Marek mi się oświadczył, a ja rzecz jasna go przyjęłam. Ślub odbył się niespełna rok później – z wielkim sentymentem wspominam ten dzień, bo był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Wzruszam się na samo wspomnienie tamtych chwil. Dałabym sobie wówczas rękę uciąć, że nasza miłość będzie trwać wiecznie i pokona wszelkie trudności. Zakochana kobieta bywa strasznie naiwną istotą…

W każdym razie rok po zawarciu małżeństwa powitaliśmy na świecie naszych synów – bliźniaków Kubę i Janka. Po wielu rozmowach ustaliliśmy, że ja zajmę się domem i dziećmi, a on będzie zarabiał na utrzymanie rodziny. Nie byłam tak do końca przekonana co do słuszności tej decyzji, ale w ostateczności przystałam na taki układ.

– Bardzo mądrze – chwaliła mnie wtedy moja matka – dzieci potrzebują normalnej mamy, a nie takiej, której przez większość dnia nie ma w domu.

Doceniał to, co robię

Przytakiwałam, ale obecnie wiem, że był to błąd, ponieważ kobieta powinna mieć własne pieniądze. Prawda zaś przedstawiała się tak, że byłam utrzymanką męża, co naturalnie nie oznacza, że nie miałam obowiązków. Wychowywanie dwóch niesfornych chłopaków i czuwanie nad ciepłem domowego ogniska to nie lada wyzwanie. Niejednokrotnie zazdrościłam Markowi, ponieważ wychodząc do pracy, mógł odpocząć od tego bałaganu.

Urabiałam się po łokcie od rana do nocy. Nie mogę jednak narzekać na brak wsparcia ze strony męża. Nie był tym typem faceta, który po powrocie z biura czy w wolne weekendy wylegiwał się do góry brzuchem na kanapie. Robił zakupy, zajmował się dziećmi i często powtarzał, żeby odpoczęła trochę.

– Może masz ochotę wybrać się do kosmetyczki albo na masaż? – pytał.

Pieniędzy mi nie wyliczał. Nie miał węża w kieszeni. Nasza sytuacja finansowa była naprawdę bardzo dobra, nie szło na nic się skarżyć. Ktoś, kto popatrzyłby na to wszystko z boku, powiedziałby, że mam idealne życie.

Zarzekał się, że romans był pomyłką

Marek wrócił z delegacji dwa dni wcześniej. Trawiło go poczucie winy – zwłaszcza że nie reagowałam na podejmowane przez niego liczne próby kontaktu. Ani mi się śniło bawić w jakieś ceregiele i jak tylko pojawił się w domu, od razu zażądałam wyjaśnień.

– Proszę cię, wybacz mi, zaczniemy wszystko od nowa – uderzył w błagalny ton. – Jestem takim idiotą. Przecież wiesz, że kocham cię nad życie.

– No właśnie nie wiem – odparłam drżącym głosem.

Nie chciałam się przy nim rozpłakać, ale niestety nie byłam w stanie nad tym zapanować. Wygarnęłam mu wszystko, co leżało mi na wątrobie. Kiedy spróbował mnie przytulić, odepchnęłam go od siebie. Poczułam obrzydzenie. Musiałam się uspokoić. Wybiegałam z mieszkania i chyba z godzinę szłam przed siebie, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, dokąd zmierzam. Potem oznajmiłam mężowi, że ma się zająć dziećmi i domem, bo ja wyjeżdżam na parę dni i mam w nosie, co on myśli.

Udałam się do Gdańska. Sama. Początkowo rozważałam wypad z Anką, ale nie miałam ochoty na towarzystwo. Kiedy spacerowałam ulicami tego pięknego miasta, dotarło do mnie, że odkąd zostałam żoną Marka, przestałam robić cokolwiek dla siebie. Swoje potrzeby ustawiłam na szarym końcu długiej kolejki i udawałam, że tak jest w porządku. Udało mi się nieco ochłonąć i nabrać sił przed czekającą mnie rozmową z mężem. Była nieunikniona. Okazało się niestety, że to nie koniec niespodzianek.

Jakby tego było mało...

– Ona jest w ciąży – wyznał Marek ponurym głosem.

Moje nogi zrobiły się niczym z waty. Patrzyłam z nieukrywanym wstrętem na człowieka, za którym kiedyś w ogień bym skoczyła.

– I co, zapraszasz na pępkowe? – złośliwości same cisnęły się na usta.

– Daj spokój…

– To odrażające tak postąpić wobec kogoś, kto tyle dla ciebie poświęcił.

Nie wyobrażałam sobie, abym w zaistniałych okolicznościach miała pozostać żoną Marka. Jestem w stanie wiele wybaczyć, ale nie zdradę. To najgorsze świństwo, jakie można zrobić drugiemu człowiekowi i nie ma to wytłumaczenia. Jak miałabym funkcjonować pod jednym dachem z mężczyzną, który sypiał z inną kobietą i na dodatek przyprawił ją o brzuch? Nie widziałam możliwości, żeby ratować małżeństwo – zostały z niego zgliszcza i najlepiej było je zostawić.

Rozwód nie był przyjemnym przeżyciem, niemniej zdania nie zmieniłam – było to jedyne słuszne rozwiązanie. Rozstanie słono Marka kosztowało, bo ja przecież do tej pory nie pracowałam zawodowo. Musiał zapewnić byt mnie i chłopakom. Obawiałam się, że sobie nie poradzę, niemniej praktyka pokazała, że strach ma jedynie wielkie oczy.

Znalazłam zatrudnienie – może bez kokosów, jeśli chodzi o wynagrodzenie, ale od czegoś trzeba było zacząć. Długo do siebie dochodziłam psychicznie. Kontakty z Markiem ograniczyłam do niezbędnego minimum – dotyczyły one wyłącznie dzieci.

Kochanka dała mu kosza

Jakieś półtora roku po rozwodzie, gdy jako tako stałam na nogach i powoli układałam swoje puzzle od nowa, napisał z prośbą o spotkanie. „Musimy porozmawiać, to naprawdę ważne” – przekonywał. Zgodziłam się głównie z ciekawości, aczkolwiek muszę przyznać, że na jego widok serce szybciej zabiło. Cóż, nie przestałam go kochać, ale nie pozwalałam, żeby uczucie przejęło nade mną władzę. Kochanka rzuciła go dwa miesiące temu i biedak nie miał co ze sobą począć.

– Czy mam u ciebie szansę? – zapytał.

– Nie, Marek, przykro mi – nie zamierzałam dawać mu nadziei na to, że między nami mogłoby jeszcze cokolwiek zaiskrzyć.

Serce podpowiadało coś innego, lecz zdrowy rozsądek wziął górę nad emocjami. Marek to doskonały przykład tego, że prawo karmy działa. Nie to, że miałam z tego satysfakcję – no, może odrobinę. Zniszczył to, co miał, bo tego nie doceniał. Poleciał za spódniczką, a później wielce się zdziwił, że dostał kopniaka w cztery litery. Mam nadzieję, że z całej tej historii wyciągnie konstruktywne wnioski, ale ja już w niczym wspierać go nie będę. To jego droga i niech zmierza nią sam.

Marzena, 40 lat

Czytaj także:
„Mój sposób na podryw był żenujący, ale przyniósł efekt. Poderwałem super dziewczynę na babciny przepis na ogórki”
„W mojej sypialni można było mrozić porcje rosołowe, a nie oddawać się przyjemnościom. Na mojego męża nic nie działa”
„Przyjaciółka zabawiała się z moim mężem, a ja milczałam. Czekałam na dobry moment, by zgotować mu zemstę na zimno”

Redakcja poleca

REKLAMA