„Nie jest mi wstyd, że zdradziłam męża. Ramię jego najlepszego przyjaciela tylko czekało, by mnie przyjąć”

załamana kobieta fot. iStock, nensuria
„Czy to było kolejne kłamstwo, kolejna ułuda? Przecież gdyby był prawdziwym przyjacielem, nie doszłoby do tego wszystkiego. A jednak stało się. Boże, jak ja nie cierpię tego stwierdzenia! Stało się?”.
/ 09.08.2024 10:16
załamana kobieta fot. iStock, nensuria

Centrum handlowe było pełne ludzi. No ale nie mogłam wysiedzieć w pustym domu, w którym każdy kąt zdawał się zionąć niemą pretensją. A w głowie – ogłuszający łoskot myśli. Musiałam czymś go uciszyć, oszukać. Czułam, że nie mogę zostać w mieszkaniu ani chwili dłużej, bo oszaleję.

Marcin był w podróży służbowej i zostały jeszcze dwa dni do jego powrotu. Dwie doby, kiedy mogłam udawać, że moje życie wygląda tak samo jak przed jego wyjazdem. Jak przed tym cholernym wieczorem z finałowym meczem ligi mistrzów, który postanowiłam obejrzeć z starym przyjacielem…

Przyjacielem? Czy to było kolejne kłamstwo, kolejna ułuda? Przecież gdyby był prawdziwym przyjacielem, nie doszłoby do tego wszystkiego. A jednak stało się. Boże, jak ja nie cierpię tego stwierdzenia! Stało się? Nic się samo nie dzieje między ludźmi. To tylko wygodna wymówka. Łatwiej powiedzieć, że coś się stało, niż przyznać, że to nasza wina, nasz wybór, nawet jeśli podyktowany emocjami chwili. Zdradziliśmy Marcina z własnej woli. Razem to zrobiliśmy. Żałosna klasyka gatunku… Słomiana wdowa i przyjaciel rodziny!

Spojrzałam na własne odbicie w sklepowej wystawie. Aż nie mogłam w uwierzyć, że wyglądam całkiem normalnie, jak zwykle. Nie było po mnie widać oznak zdrady. Ot, zadbana trzydziestolatka, powoli spacerująca po galerii handlowej. Z drugiej strony, czego się spodziewałam: szkarłatnej litery na piersi, piętna na czole? Ciekawe, ilu z tych ludzi wokół, też wyglądających na uczciwych i porządnych, ma podobny grzech na sumieniu? Pewnie dużo, przecież statystyki są bezlitosne. Zdradzamy się wszyscy na potęgę. Czy ja się teraz pocieszam i usprawiedliwiam? Może trochę…

Tak czy inaczej, jakoś trzeba to załatwić. Nie rozmawiałam jeszcze z Robertem, odrzuciłam kilka jego połączeń. Chyba jeszcze nie byłam gotowa. Tylko co ma do rzeczy moja gotowość, skoro czas mijał nieubłaganie…

Robert czuł się podle. Czyli było nas dwoje…

Jakby wywołany moim myślami zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Cholera, znowu Robert. Westchnęłam. Nie ma sensu dłużej tego odkładać.

– Tak? – zaczęłam zdecydowanym tonem.

– Cześć – Robert nie brzmiał tak pewnie jak zawsze. – Przeszkadzam?

– Nie.

– Dzwoniłem już kilka razy.

– Wiem, miałam oddzwonić, ale sam wiesz, jak jest.

Na chwilę zapadła cisza.

– No właśnie… nie wiem. Pomyślałem, że powinniśmy porozmawiać.

– Zgadza się, powinniśmy.

– Może się spotkamy?

Przez chwilę zastanawiałam się nad najlepszą dla nas opcją.

– Słuchaj, Robert, z jednej strony wydaje mi się, że to nie jest rozmowa na telefon, ale z drugiej sądzę, że właśnie tak powinniśmy porozmawiać.

– Masz rację – zgodził się szybko. Też nie miał ochoty na spotkanie…

– Czyli do rzeczy. Trochę nam odbiło… 

– Delikatnie mówiąc – mruknął. 

– Nie ma dla nas usprawiedliwienia. Zwalanie na wygraną Realu Madryt też nic nie da. Zachowaliśmy się jak napaleni smarkacze.

– Całkowicie się z tobą zgadzam. I chciałem przed wszystkim cię przeprosić. Nigdy nie powinienem do tego dopuścić.

Zapadła cisza. Spojrzałam na wyświetlacz, żeby sprawdzić, czy połączenie nadal trwa. Wszystko było okej. To znaczy nie było, a przedłużające się milczenie dowodziło, że Robert czuje się podle. Czyli było nas dwoje.

– Błagam cię, tylko nie zaczynaj mnie teraz przepraszać, bo poczuję się jeszcze gorzej. Przecież to nie ty masz męża…

– Właśnie! I o to chodzi. Ja nie miałem nic do stracenia.

– Czyżby? – spytałam cicho. – A Marcina?

– Fakt. Nie mam pojęcia, jak mu teraz spojrzę w oczy.

– Ty? – jęknęłam. – A co ja mam powiedzieć? Ja z nim mieszkam!

– Kaśka, dasz radę. To, co się stało, było błędem. Oczywistym i bezdyskusyjnym. Udźwigniesz to i pójdziecie dalej razem. Jesteście świetną parą.

– Świetnym parom nie przytrafiają się takie rzeczy…

– Nie tylko takie, dużo gorsze! Uwierz mi, ten incydent nie może was zniszczyć.

– Robert, zrozum, on mi nie wybaczy…

– Dlatego mu nie mów.

– Co?!

– Dobrze słyszałaś. Absolutnie nic mu nie mów. Jeżeli mu powiesz, sprawisz, że to on będzie musiał sobie radzić z twoją zdradą. A przecież nie zasłużył na to. Kaśka, oboje wiemy, że dla nas to nic nie znaczyło. Nie bagatelizuję sprawy, ale taka prawda. Jesteśmy tylko ludźmi i ulegliśmy pokusie w chwili słabości. Jeżeli mu powiesz, zaczniesz przepraszać i prosić o wybaczenie, spowodujesz, że to, co się stało, pozostanie z wami już na zawsze. A tego przecież nikt nie chce. Tobie i tak nie będzie łatwo, bo musisz znaleźć siły, by wybaczyć samej sobie. Nie wciągaj w to Marcina. Nie rób tego facetowi, którego naprawdę kochasz.

– Nie wiem, naprawdę nie wiem… A budowanie przyszłości na kłamstwie? A szczerość, lojalność i wszystko, co z tym związane? – zaczęłam panikować. – Nie dam rady!

– Kasiu, dasz, bo dobrze wiesz, że mam rację. Popełniliśmy błąd, jak wielu innych ludzi. Ważne, żeby w imię szczerości nie wylać dziecka z kąpielą. Marcin jest twoim życiem, ty jesteś jego. A ja po prostu na jakiś czas zniknę.

– Jak to znikniesz?

– Dostałem propozycję kontraktu w Brazylii. I myślę, że najlepszą rzecz, jaką mogę teraz zrobić, to wyjechać na pół roku. Wierzę, że kiedy wrócę, wszystko będzie dobrze.
Zamilkłam.

– Kaśka, jesteś tam?

– Jestem. Myślę. Naprawdę uważasz, że nie powinnam się przyznawać? Że to, co się stało, nie jest warte takich konsekwencji?

– Zdecydowanie! Nie możesz pozbywać się własnych wyrzutów sumienia kosztem Marcina. Nie mówię tego dla własnej wygody. Gdyby chodziło tylko o mnie, o to, że przez własną głupotę stracę przyjaciela, okej, wziąłbym to na klatę. Ale tu chodzi o wasze małżeństwo! Ono jest priorytetem. I tak, uważam, że powinnaś zrobić wszystko, abyście z sytuacji, w jaką wpakowaliśmy się przez nasze głupie zachowanie, wyszli obronną ręką.

– Może masz rację – wciąż się wahałam.

– Mam, Kasiu, mam. I liczę, że gdy wszystko sobie w spokoju przemyślisz, podejmiesz najlepszą decyzję. Pamiętaj też, że jestem gotowy na każdą opcję. Jeżeli zdecydujesz się mu powiedzieć, wezmę winę na siebie.

– Nie zgadzam się, do niczego mnie nie zmuszałeś. Dziękuję, że zadzwoniłeś. I… przepraszam. Nawet nie wiesz, jak mi wstyd…

– Kaśka, przestań, nie będziemy się teraz samobiczować. Trzeba zmierzyć się konsekwencjami, a potem iść dalej. Ale branie odpowiedzialności nie może oznaczać ranienia kogoś, kto nic złego nie zrobił. Pamiętaj, jestem zawsze po twojej stronie, po waszej stronie. Przepraszam, bardzo mi przykro, cofnąłbym czas, gdybym mógł.

– Ja też. Dzięki, Robert. – Nie kłamałam, naprawdę mi ulżyło. – Kiedy wylatujesz?

– Bilety mam na przyszłą środę. Będzie dobrze, trzymaj się.

Ludzie nadal spacerowali po korytarzach galerii, ale jakby w zwolnionym tempie. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie pomyślałam, by zataić moją zdradę przed mężem. Chciałam mu powiedzieć natychmiast, gdy tylko wróci, gdy stęskniony przekroczy próg…

Nie mogę dopuścić, by Marcin cierpiał przeze mnie

Dlaczego tak mi na tym zależało? Powoli zaczynało to do mnie docierać. Chciałam mu wyznać prawdę jak najszybciej, by zrzucić z siebie ciężar winy i dostać rozgrzeszenie. Bo pewnie w końcu by mi wybaczył. Trwałoby to krócej lub dłużej, kosztowało wiele łez, cierpień, gorzkich rozmów, ale dałby mi jeszcze jedną szansę, a ja poczułabym się lepiej. Tylko co z nim? To on zostałby z moim grzechem. To on musiałby się z nim uporać, przerobić go w głowie i sercu, zdobyć się na trud ponownego zaufania, dodatkowo straciłby dobrego kumpla, bo jemu nie wybaczyłby nigdy, i nic już dla niego nie byłoby takie samo jak przedtem. Zmieniłby się po takim doświadczeniu. A wszystko po to, żebym ja poczuła się lepiej…

Może Robert miał racje? Może moją karą powinno być to, że muszę sobie poradzić z własną zdradą, że muszę sobie wybaczyć i nie dopuścić do tego, żeby Marcin przez mnie cierpiał. Tym bardziej że moja miłość do niego była oczywista! Zbłądziłam, zawsze będę tego żałować, ale Marcin nie musi...

I nagle wszystko zaczęło inaczej wyglądać. Znalazłam wyjście, którego do tej pory nie brałam pod uwagę. Czy to najlepsze rozwiązanie, tego jeszcze nie wiedziałam, ale przemawiało do mnie. Wszystko w życiu jest kwestią wyboru. Czasami wybierzemy dobrze, czasami totalnie źle. Ale jedna myśl stawała się coraz bardziej wyraźna. Jeżeli istnieje taka możliwość, to karę za złe wybory powinna ponosić osoba dokonująca tych wyborów. Rozumowanie Roberta miało sens.

Kiedy Marcin wróci, przytulę się mocno do niego. Z wiarą, że znajdę siłę, by sobie wybaczyć. Będę go kochać jeszcze bardziej i każdego dnia będę mu wynagradzać mój błąd, o którym nie musi wiedzieć…

Katarzyna, 32 lata

Czytaj także:
„Po dwóch dekadach harówki miałam tego serdecznie dosyć. Postanowiłam zacząć zarabiać na tym, co kocham”
„Teściowie jeżdżą na urlop razem z byłą żoną mojego męża. Bierze mnie na mdłości, gdy widzę, jak jedzą sobie z dziubków”
„Odkryłem, że żona łajdaczy się z innym facetem. A potem, że przez lata żyliśmy w trójkącie z ich parszywym sekretem”

Redakcja poleca

REKLAMA