„Mąż wolał moczyć wąsy w butelce, zamiast zawieźć mnie na porodówkę. Urodziłam w taryfie, a poród odbierał taksówkarz”

matka z dzieckiem fot. Getty Images, shurkin_son
„Nie zdążyliśmy nawet wyjechać z mojej dzielnicy, kiedy poczułam, że to już ten moment. Krzyczałam z bólu i przerażenia, a taksówkarz, widząc mój stan, natychmiast zjechał na pobocze. Trafiłam na faceta, który potrafił zachować zimną krew”.
/ 09.06.2024 19:00
matka z dzieckiem fot. Getty Images, shurkin_son

Maćka poznałam jeszcze na studiach. Był pierwszym facetem, który od początku wydawał mi się być „dobrym wyborem”. Bystry, troskliwy, ale i zabawny, z wieloma pasjami. Było z nim o czym porozmawiać. Odstawał na tle moich byłych chłopaków, wśród których znajdowali się tacy, na których poleciałam wyłącznie z uwagi na wygląd i ci, którzy tak bardzo chcieli się ze mną umawiać, że aż zaczynali mi imponować swoją gorliwością.

Dobry chłopak, ale zabawowy

Nasz związek dość szybko się rozwijał. Nie potrzebowałam dużo czasu, żeby kompletnie zakochać się w Maćku. Zresztą nie było to uczucie jednostronne, bo i on szalał na moim punkcie. Niestety, kiedy już się zaangażowałam i uwierzyłam, że zostaniemy ze sobą do końca życia, o wiele łatwiej przychodziło mi tolerowanie wad Maćka. A tych wychodziło na wierzch coraz więcej.

Nie mówię, że ja ich nie mam, ale te jego były dla mnie wyjątkowo trudne do przełknięcia i potencjalnie alarmujące. A jednak nie potrafiłam go zostawić, choć może powinnam była.

Nasz związek zamienił się w sinusoidę. Ciche dni i wielkie awantury kończyły się przeprosinami i obietnicami poprawy, a potem znowu wszystko wracało „do normy”.

Nie mogę jednak powiedzieć, że zupełnie nam się nie układało, bo tak nie było. Dzieliliśmy wiele wartości, dogadywaliśmy się w prowadzeniu domu, kiedy już ze sobą zamieszkaliśmy. Ale niestety, problem nieumiarkowania w piciu alkoholu nadal pozostawał, a Maciek kompletnie nie widział w tym nic złego.

Obiecywał, że kiedyś przestanie

– Dlaczego mam się ograniczać? Jestem zmęczony po ciężkim tygodniu w pracy, nie muszę wstawać następnego dnia z samego rana, więc czemu nie mogę się spotkać z chłopakami i wyluzować? – argumentował zirytowany.

– A tylko w taki sposób można się wyluzować? Bez alkoholu się nie da? – pytałam.

Nie rób ze mnie jakiegoś pijaka! Rozumiem, gdybym pił każdego dnia, gdybym nie potrafił utrzymać pracy, bo codziennie jestem pijany, ale to mi się zdarza może raz w miesiącu! Maksymalnie dwa – upierał się.

– Tak, ale jak już zaczynasz, to do momentu, aż cię odetnie! – wściekałam się. – Nie widzisz w tym problemu?

Wtedy zwykle się obrażał i tak zaczynała się kolejna seria cichych dni. Nie potrafiłam z nim wygrać w kwestii alkoholu. A bez pewności, że kiedyś przestanie, nie mogłam się zdecydować na dalsze kroki w naszym związku – takie jak na przykład dziecko.

– Ale czemu ty się martwisz na zapas? Przecież to oczywiste, że nie będę sobie mógł pozwolić na takie szaleństwa, jak będziemy mieli dziecko! – pienił się znowu.

– A skąd mogę to wiedzieć, skoro jeszcze nigdy dobrowolnie nie umiałeś postawić się do pionu i zrezygnować z wyjść z kolegami?

– Dla mnie to oczywiste, że bycie ojcem będzie ode mnie wymagać większej powagi i dziwi mnie, że w ogóle w to wątpisz – dąsał się.

Los zdecydował za mnie

Przez dłuższy czas nie poruszaliśmy tego tematu. Maciek może faktycznie odrobinę spoważniał, ale nadal zdarzały mu się imprezy, z których wracał w żenującym stanie.

W międzyczasie jednak okazało się, że jestem w ciąży. Nie było więc już czasu na zastanawianie się, co by było gdyby, bo to, z czym tyle czasu zwlekałam, działo się już teraz. 

Na chwilę jednak zapomniałam o wszystkich problemach. Radość Maćka na wieść o mojej ciąży przyćmiła na moment moje obawy. Co więcej, ukochany od razu mi się oświadczył i zdecydowaliśmy się na szybki, kameralny ślub.

– Zadbam o ciebie i nasze dziecko, o nic się nie martw – obiecał mi od razu po ceremonii, a mi aż rosło serce na dźwięk tych zapewnień.

Myślałam, że zmądrzał

Początek ciąży przebiegał bez większych problemów. Maciek faktycznie zdawał się pozmieniać swoje priorytety, co dało mi trochę nadziei. Cieszyłam się, gdy widziałam go pomagającego w domu. Przez pierwszych kilka miesięcy ani razu nie przegiął z imprezowaniem, choć byliśmy na kilku przyjęciach. Pod koniec mojej ciąży został jednak zaproszony na okrągłe urodziny przyjaciela z podstawówki.

– Maciek, tylko proszę cię, nie przeginaj, bo w każdej chwili mogę zacząć rodzić – przypomniałam mu przed wyjściem.

– Postaram się, ale nie przejmuj się na zapas, mamy jeszcze trochę czasu.

Był późny wieczór, kiedy poczułam, że coś jest nie tak. Skurcze zaczynały być coraz częstsze i bolesne. Dzwoniłam do Maćka, ale bezskutecznie. Z każdym kolejnym telefonem byłam coraz bardziej wściekła. Zrobiło mi się ciemno przed oczami ze złości i bezradności, ale musiałam działać. Zadzwoniłam więc po taksówkę.

– Proszę jak najszybciej przyjechać na Kasztanową, chyba zaczynam rodzić, a karetka zabierze mnie do najbliższego szpitala, nie do mojego – mówiłam z trudem, próbując nie wpaść w panikę.

Taksówka przyjechała błyskawicznie

Kierowca pomógł mi wsiąść do auta, ale kiedy ruszyliśmy, skurcze były już na tyle silne, że ledwo mogłam oddychać. Nie zdążyliśmy nawet wyjechać z mojej dzielnicy, kiedy poczułam, że to już ten moment.

Krzyczałam z bólu i przerażenia, a taksówkarz, widząc mój stan, natychmiast zjechał na pobocze. Do dziś dziękuję niebiosom, że trafiłam na faceta, który potrafił zachować zimną krew.

– Spokojnie, damy radę – powiedział, próbując mnie uspokoić. – Odbierałem kiedyś samodzielnie poród mojej żony, bo trafiliśmy na strajk i nie mogliśmy dojechać do szpitala.

– Ale ja nie mogę urodzić w samochodzie! Co, jeśli coś się stanie? – załkałam.

– Proszę oddychać, zapewniam panią, że wszystko będzie dobrze – cierpliwie mnie uspokajał. 

Oczywiście natychmiast zadzwonił po pogotowie, ale usłyszał, że karetka może przyjechać nawet za kwadrans. Wszystko działo się tak szybko, więc musiałam zaufać mu całkowicie. Pomagał mi oddychać, podtrzymywał głowę, instruował, jak mam się zachować. Czułam, że jest przy mnie ktoś, kto wie, co robić.

– Jeszcze chwilę, jeszcze trochę – mówił spokojnym głosem, a ja walczyłam z bólem, robiąc wszystko, co kazał.

Usłyszałam płacz mojego dziecka

I wtedy właśnie podjechała karetka, a ja i maluch zostaliśmy zapakowani na nosze i zabrani przez lekarzy. Kiedy dojechaliśmy do szpitala, okazało się, że dziecku nic nie dolega, jest zupełnie zdrowe i silne, a i mój stan był stabilny. Postanowiłam znowu zadzwonić do Maćka. Nie odebrał. Spróbowałam znowu i znowu, ale bezskutecznie. Wysłałam mu też kilkanaście wiadomości, ale na żadną nie odpowiedział.

Choć powinnam w tym momencie płakać z radości na widok zdrowego, rumianego niemowlaka w moich ramionach, płakałam ze wściekłości i frustracji. „Przecież mogło nam się coś stać! Co, gdyby taksówkarz zwyczajnie mnie wysadził na ulicy?” – myślałam rozdygotana.

Mąż mnie zawiódł

Udało mi się przysnąć dopiero nad ranem. Gdy się obudziłam, Maciek siedział na brzegu szpitalnego łóżka. Był trzeźwy, choć jego oczy były przekrwione, a zapach alkoholu zdradzał, co robił przez ostatnie godziny.

– Jak mogłem to przegapić… – wyszeptał, a jego głos drżał.

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam wzrok.

– Julka, tak bardzo cię przepraszam…

– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co mogło się stać? Zawdzięczamy życie i zdrowie naszego dziecka przypadkowemu mężczyźnie! Urodziłam w taksówce! Rozumiesz to? – wyrzucałam z siebie słowa pełne wściekłości.

– Znajdę tego faceta i porządnie się odwdzięczę… Przepraszam, Julka. Już nigdy więcej – obiecał.

Czas pokaże, czy Maciek dotrzyma swojej obietnicy. Na razie skupiam się na naszym dziecku, a męża trzymam nieco na dystans. Mimo wszystkich trudności wierzę jednak, że damy radę. Przede mną nowe wyzwania, a życie zaskakuje nas na każdym kroku. Ale teraz wiem, że w najważniejszych momentach potrafię być silna, nawet gdy najbliższa osoba zawodzi.

Julia, lat 28

Czytaj także:
„Życie było dla mnie wielką imprezą. A teraz tonę w pieluchach, bo dziewczyna zostawiła mnie z niemowlakiem”
„Urabiałam się przy dzieciach po łokcie, a mąż marzył o 5. Uszy mi puchły, bo wciąż słyszałam «mamo!»”
„Brat chciał wesela bez dzieci i problemów, a ja jestem samotną matką. Wściekł się, bo przyszłam z synem”

Redakcja poleca

REKLAMA