„Urabiałam się przy dzieciach po łokcie, a mąż marzył o 5. Uszy mi puchły, bo wciąż słyszałam «mamo!»”

matka z dzieckiem fot. iStock, urbazon
„Choćbym nie wiadomo jak się wysilała i gnała, to ciągle miałam jakieś obowiązki domowe do ogarnięcia i non stop goniłam z terminami. O rozpoczęciu jakiejś pracy mogłam najwyżej pomarzyć. Kiedy dowiedziałam się, że znowu jestem w ciąży, poczułam się totalnie przybita”.
/ 06.06.2024 18:30
matka z dzieckiem fot. iStock, urbazon

Odkąd sięgam pamięcią, chciałam mieć dużą rodzinę, być może ze względu na fakt, że dorastałam jako jedynaczka. Od najmłodszych lat wychowywałam się sama, mając za towarzystwo jedynie rodziców. Nigdy nie dane mi było cieszyć się wspólnymi zabawami czy psotami z rodzeństwem. Byłam strasznie zazdrosna, że koleżanki i koledzy ze szkoły mieli rodzeństwo, a ja nie.

Kiedy wyszłam za mąż sądziłam, że Wojtek i ja jesteśmy zgodni w kwestii posiadania licznego potomstwa, ponieważ on również marzył o co najmniej trójce pociech.

– Czemu nie od razu czwórka maluchów? – żartował.

Damy sobie radę, choćby przyszła na świat piątka bobasów – odpowiadałam.

Byłam naiwna 

Gdy na świat przyszła już nasza trzecia pociecha, radość wypełniała moje serce, choć jednocześnie czułam się wykończona jak nigdy dotąd. Roboty było co niemiara. Nie mogę narzekać, mąż wspierał mnie jak tylko potrafił – był wspaniałym partnerem i tatą. No ale wiadomo, obowiązki zawodowe wzywały i w tych momentach zostawałam z całym tym rozgardiaszem sama jak palec.

Od czasu do czasu zaglądała do nas mama męża, ale jej wizyty nie trwały zbyt długo. Spędzała chwilę na zabawie z dwójką naszych starszych dzieci, pomagała prasować ubrania i to wszystko. Z kolei moja mama kompletnie nie sprawdzała się w opiece nad maluchami. Wychowywała tylko mnie, swoją jedyną córkę, i zawsze podkreślała, że ta decyzja była świadoma i przemyślana.

U was można dostać fioła – mówiła często i dało się zauważyć, że ten ciągły rozgardiasz panujący w naszym mieszkaniu doprowadzał ją do szewskiej pasji.

Mama wpadała do naszego domu niczym trąba powietrzna, obdarowywała nasze pociechy upominkami i łakociami, w pośpiechu piła kawę w kuchni i to był cały nasz kontakt. Uwielbiałam swoje maleństwa, jednak ciągle odczuwałam zmęczenie. W zasadzie w ogóle nie miałam chwili wytchnienia.

To nie było planowane

Nasza czwarta pociecha pojawiła się na świecie gdy Maciuś, pierworodny syn, rozpoczynał edukację w zerówce. Mama złapała się za głowę, gdy usłyszała nowinę o mojej kolejnej ciąży.

– Serio? Trójka dzieciaków to za mało? – westchnęła, opadając bezwładnie na sofę. – Córcia, ty ledwo zipiesz, masz w ogóle czas dla siebie?

Fakt, kolejny bobasek nie był w planach, ale prawda jest taka, że średnio się pilnowaliśmy. No i masz, wyszło jak wyszło.

– Mamo, a kiedy będę miał brata? – zagadnął Maciek, gdy wraz z nowo narodzoną Joasią przekroczyłam próg domu po powrocie z oddziału położniczego. – Same siostrzyczki tylko – na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.

– Dajmy mamie jeszcze trochę czasu, mały – Wojtek zareagował śmiechem. – Poczekajmy, aż Joasia trochę urośnie, a mamusia nabierze sił.

Nie chciałam piątego dziecka

„Nabierze sił?” – pomyślałam przelotnie. Ten mój Wojtuś to taki naiwniaczek. Jak on sobie wyobraża, że odpocznę z czwórką brzdąców na głowie? Nie zdążyłam nawet powiedzieć ani słowa, a tu Maciuś znów zaczął swoje.

– No ale Pawełek ma dwóch braciszków, a ja tylko same siostrzyczki. Mamuś, a kiedy ja będę miał braciszka? – nie dawał za wygraną.

Szczerze mówiąc to na razie nie planowałam rodzić Maciusiowi żadnych kolejnych braciszków ani siostrzyczek. Właściwie to byłam przekonana, że czworo urwisów w zupełności mi wystarczy. Od kiedy starsza trójka zaczęła chodzić do przedszkola i do szkoły, zaczęłam myśleć o tym, żeby wrócić do pracy, wyjść trochę między ludzi, a tu, niestety, znowu czekają mnie pieluchy.

Tylko teściowa trochę pomagała

Joasia była bardzo grzeczna, bardziej niż jej starsze siostry i braciszek. Gdy się nią zajmowałam, miałam czas, żeby ogarnąć domowe sprawy, a czasem nawet na chwilkę przysiąść i odsapnąć. Ale za to miałam kłopot z zaprowadzaniem dziewczynek do przedszkola, a Maciusia do szkoły.

Całe szczęście, że teściowa, która niedawno przeszła na emeryturę, zaoferowała swoją pomoc. Zgodziła się przyprowadzać dzieciaki po zajęciach. Rano jednak nie chciała się fatygować.

– Wiecie, nie mam już tyle energii, żeby latać tam i z powrotem – oznajmiła stanowczo.

Drugiej babci naszych pociech nawet nie śmieliśmy sugerować, żeby zaprowadzała maluchy do przedszkola. Córeczki pod opieką Wojtka ruszały rankiem do placówki, a ja byłam odpowiedzialna za odprowadzanie Maciusia, biorąc ze sobą Asię w wózeczku.

Mama męża przyprowadzała potem całą gromadkę i od razu się zmywała, a w domu rozpoczynało się istne piekło, z którym do momentu powrotu Wojtka zmuszona byłam radzić sobie w pojedynkę.

Mąż chciał mieć jeszcze syna

Gdy nasza najmłodsza pociecha miała 6 miesięcy, mąż wyznał mi, że chciałby doczekać się jeszcze jednego potomka płci męskiej.

– Kochanie, wydaje mi się, że trochę za bardzo wybiegasz w przyszłość – odparłam. – Nasza Joasia dopiero raczkuje. Poza tym mam wątpliwości czy podołalibyśmy wychowaniu piątki dzieci. Myślę, że nasza gromadka jest już wystarczająco liczna.

– No wiesz, nie namawiam cię do powiększenia rodziny od razu. Zaczekamy, aż nasze dzieciaki trochę podrosną i wtedy pomyślimy o kolejnym bobasie.

Mój małżonek najwyraźniej miał już ułożony plan w głowie. Odniosłam jednak wrażenie, że stracił kontakt z rzeczywistością. W końcu pod naszym dachem wciąż było gwarno od czworga maluchów

Niektórzy nam zazdrościli

Nie powiem, łatwo nie było, ale zawsze sobie radziliśmy. Żartowałam, że tylko moja przyjaciółka z czasów szkolnych, Tosia, czuła się jak ryba w wodzie w naszym pełnym dzieci mieszkaniu. W końcu sama dorastała w wielodzietnej rodzinie.

– Spójrz tylko, jakie to wspaniałe, być członkiem tak licznej rodziny – powiedział kiedyś Marek, mąż Tośki, podczas jednej z ich wizyt u nas.

– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w takich warunkach ciężko o odrobinę ciszy i spokoju – mruknęła Tośka. – Michalina, podziwiam twoją decyzję o posiadaniu gromadki pociech.

– Może warto, żebyśmy również zaczęli się nad tym zastanawiać… – próbował kontynuować Marek, ale zazwyczaj Tośka mu na to nie pozwalała.

– Nie ma pośpiechu. Mamy jeszcze czas, to nie jest pilna sprawa.

Byłam przemęczona

W tamtym okresie doskonale wiedziałam, co czuje. Uwielbiałam nasze pociechy, ale z trudem przypominałam sobie czas, kiedy ostatnio byłam wypoczęta. Nie pamiętałam już, jak to jest przespać spokojnie całą noc, bez zrywania się do dzieci.

Nieustannie słyszałam: „mamuś, zrób to”, „mamo, daj tamto”, „mamo, podaj”, „mamo, pomóż”. Mój czas wypełniało głównie pranie, przygotowywanie posiłków, porządki oraz prasowanie ubrań. Gdy wychodziłam na zakupy, to przeważnie do osiedlowego sklepiku albo na pobliski ryneczek.

Choćbym nie wiadomo jak się wysilała i gnała, to ciągle miałam jakieś obowiązki domowe do ogarnięcia i non stop goniłam z terminami. O rozpoczęciu jakiejś pracy mogłam najwyżej pomarzyć.

Kiedy dowiedziałam się, że znowu jestem w ciąży, poczułam się totalnie przybita. Pomyślałam sobie, że to już koniec moich marzeń o wyjściach na babskie pogaduchy i relaksie bez zobowiązań. Cały mój świat zawęził się do opieki nad dzieciakami, dbania o męża i zajmowania się domem. Nawet gdy ruszaliśmy gdzieś na urlop, to zawsze całą rodziną.

Niestety, ani jedna babcia nie była skłonna zająć się całą gromadką naszych pociech, żebym miała chwilę wytchnienia. Z tego powodu z urlopu wracałam przeważnie bardziej wyczerpana niż przed wyjazdem.

Nie miałam już siły na nic

Za każdym razem, gdy odwiedzała mnie Tośka z odświeżoną fryzurą, w pełnym makijażu i z dopiero co zrobionymi paznokciami, po prostu umierałam z zazdrości – o jej beztroski styl życia, niezależność i wszystkie te chwile, które może przeznaczyć tylko dla siebie.

Kompletnie nie wiem, jak Wojtek zdołał mnie przekonać do tego, że super byłoby posiadać kolejnego potomka, w szczególności chłopca. Przecież nie miałam ochoty ani na syna, ani na córkę. Ledwo dawałam radę z tą czwórką dzieciaków. Kiedy zrobiłam badanie i wyszło na jaw, że ponownie spodziewam się dziecka, Wojtek był wniebowzięty, a ja wybuchnęłam płaczem.

W sumie nie powinnam ronić łez, tylko lepiej się pilnować.

Nie mazgaj się, pomogę ci – pocieszał mnie Wojtek, ocierając mi łzy spływające po twarzy. – To okazja do radości, a nie do smutku, w końcu to początek nowego życia. Jeszcze zobaczysz, będziemy mieli kolejnego syneczka.

Ufałam jego słowom o wsparciu, bo naprawdę był świetnym tatą dla naszej czwórki. Ale byłam tak wykończona zwykłą codziennością, że nie mogłam się cieszyć. A teraz od początku – pampersy, obiadki, kolki i zarwane noce. Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę?

Przyjaciółka też miała zostać mamą

Tośka pojawiła się u mnie parę dni później cała w skowronkach.

– Michasia, spodziewam się dziecka! – wyrzuciła z siebie, ledwo przekroczyła próg.

Emanowała wielkim szczęściem, którego nijak nie byłam w stanie podzielać.

– U mnie to samo – bąknęłam cicho.

Moja przyjaciółka zdawała się kompletnie ignorować moje słowa.

Mam przeczucie, że urodzę dziewczynkę. Bardzo bym chciała, żeby to była córka – wyrzucała z siebie słowa niczym seria z automatu. – Ale mój Marek wolałby chłopca. Wiesz, tak sobie dumam, że idealnie byłoby, gdybym urodziła bliźniaki. Za jednym podejściem miałabym dwójkę dzieci i po sprawie – dorzuciła i dopiero wtedy spojrzała na mnie uważniej. – Czemu nic nie mówisz? Chwila, co ty przed chwilą powiedziałaś? Że też? – chyba dopiero teraz dotarła do niej treść moich słów. – Miśka, serio? Powiedz, że sobie ze mnie kpisz.

– Mówię poważnie.

– Oszalałaś kompletnie – oznajmiła moja kumpela, a ja znowu się rozkleiłam. Choćbym nie wiem jak się starała, nie mogłam wykrzesać z siebie entuzjazmu z powodu następnej ciąży.

Kolejna ciąża mnie dobiła

Obie przygotowywałyśmy się na powitanie naszych maluchów. Ona przepełniona szczęściem i podekscytowaniem, ja zaś pełna zniechęcenia. Tylko Maćkowi udało się poprawić mi humor, kiedy powiedział:

W końcu doczekam się brata! – chociaż, szczerze mówiąc, on sam nie odczuwał już takiej tęsknoty za kolejnym chłopakiem w rodzinie.

Skończył już jedenaście lat i pragnienie posiadania maleńkiego braciszka gdzieś uleciało pośród ciągłego harmidru panującego w naszym domu.

Tośce nie było dane zostać mamą bliźniąt. Na świat przyszła za to jej córeczka, drobniutka i wątła niczym porcelanowa laleczka, która zdecydowała się pojawić odrobinę wcześniej niż zakładał to kalendarz. Świeżo upieczeni rodzice, Tośka i Marek, nie posiadali się z radości, rozpieszczając swój najcenniejszy skarb.

Marzę, żeby wreszcie odpocząć

My z kolei mogliśmy cieszyć się z narodzin Mateusza, naszego dorodnego, krzepkiego synka.

Odkąd na świat przyszedł drugi syn, za wszelką cenę pilnuję, żeby nie zajść w kolejną ciążę. Ani razu nie zdarzyło się, żebym zapomniała o antykoncepcji. Wciąż jestem potwornie wykończona, ciągle niedospana. Trudno mi sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czułam się wypoczęta i pełna energii.

W skrytych zakamarkach mojego serca marzy mi się taki moment, gdy moje pociechy osiągną pełnoletność, opuszczą rodzinne gniazdko, a ja nareszcie zrobię coś wyłącznie dla siebie. Poświęcę czas na porządny, niczym niezakłócony sen albo cały dzionek spędzę wylegując się przed telewizorem, zajadając się przy tym słodkościami.

Nawet przez myśl mi nie przechodzą żadne wczasy czy spotkania towarzyskie. Nie starczyłoby mi na to energii. Bardziej zależy mi na zwykłym relaksie w ciszy i spokoju. Całym sercem kocham moje dzieci, ale po prostu brakuje mi sił na zwyczajną, szarą codzienność. Ona mnie po prostu przygniata.

Mąż mnie zirytował

A co ostatnio usłyszałam od mojego męża? Stwierdził, że kompletnie przestałam o siebie dbać.

Weź przykład z Tośki, jak ona o siebie dba – dorzucił jeszcze swoje trzy grosze, a mnie normalnie szlag trafił.

Miałam wielką chęć po prostu na niego nawrzeszczeć. Tośka wychowuje tylko jedno dziecko, do którego przychodzi niania, a sama codziennie chodzi do pracy, w której po wielu latach udało jej się wspiąć na stanowisko kierownicze. A ja? Co ze mną?

Dzień za dniem zajmuję się gromadką pięciorga pociech, a na dokładkę moim mężem, który z biegiem czasu odpuścił sobie pomaganie w obowiązkach domowych i zaczął non stop gadać o tym, jak to on haruje na potęgę dla rodziny.

Marzę o tym, żeby mu dokopać i powiedzieć, co o tym myślę, ale nawet na to brakuje mi sił. Totalnie wyczerpałam już swoje pokłady energii, nawet na zwykłą sprzeczkę.

Michalina, 36 lat

Czytaj także:
„Oddałam syna do adopcji, bo nie chciałam, by klepał ze mną biedę. Nie byłam w stanie dać mu nic oprócz miłości”
„Myślałam, że przeżywanie ciąży jednocześnie z przyjaciółką będzie cudowne. A ona nagle zrobiła mi takie świństwo”
„Marzyłem o dzieciach, ale moja żona ciągle była przeciwna. Gdy poznałem powód, z żalu niemal pękło mi serce”

Redakcja poleca

REKLAMA