„Mąż w domu był draniem, a poza nim traktował mnie jak królową. Nikt mi nie wierzył, w jakim piekle żyję”

smutna kobieta fot. Getty Images, Halfpoint Images
„Dostawałam średnio raz na tydzień, za każdym razem coraz mniej wierząc, że wszystko się jakoś ułoży. Bo o tym, że się ułoży przekonywał mnie miodowy miesiąc, który następował po każdym laniu. Śniadania do łóżka, czekoladki i inne mydlenie moich naiwnych oczu”.
/ 06.06.2024 20:30
smutna kobieta fot. Getty Images, Halfpoint Images

W naszym mieście mój mąż jest bezkarny – już samo to zdanie, nawet jeśli wypowiem je sama do siebie, brzmi jak zaciskająca się pętla wokół szyi. Ksiądz, policjanci, lekarze, samorządowcy, dziennikarze – wszyscy ci ludzie znają mojego męża jako dobrego człowieka. Wzór do naśladowania.

Czułam się wyróżniona

Ja przy nim wypadam blado, więc gdybym powiedziała prawdę, potraktowaliby mnie jak wariatkę. Gdzie mi tam do pana biznesmena, starszego ode mnie o piętnaście lat, pokochanego nawet przez moją rodzinę, hojnego, opiekuńczego, odpowiedzialnego. 

Ale co im się wszystkim dziwić, przecież ja też tych dziesięć lat temu pewnego dnia doszłam do wniosku, że złapałam pana Boga za nogi. O ile nie aniołów w całym kosmosie za skrzydła. Tak mnie, głupią, oczarowało, kiedy Adam pojawił się w drzwiach najdroższej w mieście restauracji.

Był dżentelmenem

– Witaj, Angeliko – powiedział, wręczając mi bukiet czerwonych róż.  – Moja piękna Angeliko… – zaczął wpatrywać się w moje oczy, kiedy usiedliśmy – co by moja księżniczka zjadła?

–  Och, nie przesadzaj, daleko mi do księżniczki – zaczerwieniłam się.

–  Nie, nie! Zbyt skromna jesteś, kochana ­– zdementował. ­– Co chciałaby księżniczka dzisiaj zjeść?

–  Co polecasz? ­– przeleciałam wzrokiem po karcie dań. W obliczu tak drogich potraw naprawdę nie wiedziałam, co wybrać.

Ostatecznie zamówiłam comber z królika z farszem z… chyba czarnych kurek i moreli, a on kotlety z jakimś mega ekskluzywnym tatarem cielęcym i marynowaną szalotką. Przypominało wręcz dzieło sztuki. A jednak za bardzo się tym nie najadłam. Liczył się jednak ogólny nastrój, który był tak odświętny, że miałam wrażenie, jakbym wygrała co najmniej milion w totka.

„Nie tylko umie pięknie mówić, ale i zadbać o kobietę” – pomyślałam. Chciałam takiego faceta!

Przestał się maskować

Pierwszy raz zrobił mi dziką awanturę pięć tygodni po ślubie. O to, że za długo przygotowywałam obiad. Długo się, łachudra, nie maskował. A jednak to ja poczułam wyrzuty sumienia, że go zawiodłam. Widocznie jednak zrozumiał swój błąd. Zresztą natychmiast zaczął mnie przepraszać.

– Kochanie, wybacz mi, proszę, więcej się to nie powtórzy.

Odpowiedziałam ciszą, nie wiedząc, jak zareagować. Ostatecznie przekonał mnie namiętnym buziakiem i innymi pieszczotami. A wieczorem kupił śliczny złoty łańcuszek ze słonikiem. Na nieszczęście raczej niż szczęście.

Robił mi awantury

Prawdziwy szok przeżyłam dwa miesiące później. Wrócił do domu o szesnastej.

– Zjadłbym konia z kopytami. Co na kolację? ­– rzucił już w przedpokoju. 

– Kotleciki z soczewicy.

– Co? 

– Jak to co?

– Czy ja się może przesłyszałem? Serwujesz mi wegetariańskie żarcie? Czy ja wyglądam na królika? – Jego źrenice niebezpiecznie się rozszerzyły.

– Nnooo, przecież sam ostatnio na przyjęciu u burmistrza wygłosiłeś wykład o zaletach wegańskiej diety.

Głupia jesteś, żona burmistrza jest weganką, więc…

– A, chciałeś się podlizać?

– Co? Nie znasz się, ja… Ty żmijo. – I w tym momencie zrobił się czerwony na twarzy, a jego dłoń znalazła się na moim policzku.

Znalazła się – tak właśnie bym to określiła. Bo w pierwszej chwili byłam tak zaskoczona, że straciłam orientację, czyj to w ogóle policzek, czyja to ręka.

Zasypywał mnie prezentami

Muszę powiedzieć, że on też wydawał się zaskoczony. A potem znowu – biżuteria, perfumy i bukiet czerwonych róż. „Wybacz mi, kochanie” i tym podobne bzdety. Uwierzyłam, bo chciałam uwierzyć. Wówczas – jako zakochana żona ­– uwierzyłabym nawet w to, że kosmici porwali mojego męża i wgrali mu komendę uderzenia mnie. 

Potem poszło już z górki – pół roku po ślubie dostałam porządnie. Czy tym razem bukiet róż był także porządny? Nie, i nie było żadnego pierścionka, kolczyków, perfum czy bransoletki. Mój mąż stwierdził twardo, że zasłużyłam. Dlaczego? Bo zaszłam w ciążę

Potem odpuścił. Na cztery lata. Po tych czterech latach dostawałam średnio raz na tydzień, za każdym razem coraz mniej wierząc, że wszystko się jakoś ułoży. Bo o tym, że się ułoży przekonywał mnie miodowy miesiąc, który następował po każdym laniu. Śniadania do łóżka, czekoladki i inne mydlenie moich naiwnych oczu.

Nie wzywałam pomocy

I tak z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, stawałam się coraz większym cieniem siebie. Cieniem wesołej dziewczyny, którą byłam kiedyś. Chociaż mąż bardzo dbał, abym wyglądała dobrze. Ekskluzywne kosmetyki, drogi fryzjer, markowe ciuchy.

I to czekanie – wróci w dobrym humorze, czy znowu będzie bieda? Zacznie krzyczeć już od progu, czy zdenerwuje się dopiero pod jakimś byle pretekstem?

Powinnam wyjść na korytarz i krzyczeć. Wzywać pomocy. Ale często jestem tak ogłuszona, że nie wiem, co się dzieje. Jest też na tyle sprytny, że często po takiej akcji wykupuje sanatorium dla którejś mojej cioci, aby podtrzymać dobre wrażenie. Zrobi wieczorem trzęsienie ziemi, a rano, jakby nigdy nic, założy elegancki garnitur, psikając się drogimi perfumami. 

– Kochanie, wiem, że wczoraj nabroiłem, ale przyjdzie pani Kasia do sprzątania. Nie musisz się niczym martwić – cmoka mnie w policzek.

Gotowało się we mnie

Potem przychodzi pani Kasia i od progu woła:

– Pani to ma farta w życiu. Taki mąż. Obrotny, przemiły. Nieraz widziałam go z kwiatami. Od razu widać, że zakochany w żonie na zabój!

 – Tak pani uważa?

 – No a czemu nie? Szczęściara. Sama chciałabym tak mieszkać.

 – Ach tak…

Rodzina też była za nim, bo załatwił im robotę. Siostrzenicy. Ojczymowi. Kuzynce. Wymagał, ale i dobrze płacił. 

– Masz tysiaka, kup coś na tę mogiłę na twarzy – drań powiedział to po jednym laniu, kiedy leżałam skulona na kanapie i przykładałam zimny ręcznik na opuchliznę. Rzeczywiście, kosmetyki potrafiły zdziałać cuda. Ale nawet najlepszy kosmetyk nie pokolorował smutku na mojej twarzy. 

Może to ja jestem winna

Kiedyś, gdy siedziałam taka obolała, apatyczna, załamana w kuchni, nakryła mnie moja siostra, Dominika.

– Zamierzasz coś z tym zrobić?

– Kiedyś zadzwoniłam już do samego komendanta policji i powiedziałam, co się stało. 

– I co zrobił?

Przecież to kolega Adama

– No i?

– Poradził mi, abym postarała się być lepszą żoną. 

Zdziwiona, zaczęła mi się przyglądać. 

– Zresztą może miał rację. Może to ja jestem jakaś wybrakowana, niedobra? Może on mnie tak naprawdę nie bije?

Nie mogłam na siebie patrzeć

Podeszła do kredensu, otworzyła szafkę, wyjęła lusterko i przyszła  z nim do mnie. Przyłożyła lusterko do mojej twarzy. Zobaczyłam w nim posiniaczoną twarz. Swoją? 

– Teraz widzisz? Lusterko nie kłamie

– Tak – odpowiedziałam apatycznie.

Następnego dnia przyszła do mnie rankiem, jeszcze przed pracą. Usiadła w salonie, a kiedy wróciłam z filiżankami kawy powiedziała:

– Kochana, muszę już uciekać, praca mnie goni.

– No, dobrze, to... pa  – byłam trochę zaskoczona, ale Dominika zawsze była roztrzepana. 

Nawet zupa była zła

Przez kilka dni był względny spokój. Mąż przychodził z pracy później. Zmęczony kładł się od do łóżka. Po tygodniu jednak nie wytrzymał. Co tym razem? Przysłowiowa zupa była zbyt… orientalna.

– Co ty mi, kobieto, dodałaś do tej pomidorowej?

– Co? A, makaron ryżowy, bo zwykły mi się skończył

– Czy ja wyglądam na chińczyka? – wycedził przez zęby.

– Nie – skuliłam się w sobie. 

Po wszystkim owinęłam się kocem. Płakałam do rana. Następnego dnia znowu przyszła Dominika.

Siostra dziwnie się zachowywała

– Coś często ostatnio mnie odwiedzasz – powiedziałam na powitanie.

Martwię się o ciebie

– Czego się napijesz? Upiekłam szarlotkę – powiedziałam.

– Kawę z mleczkiem poproszę.

Pobiegłam do kuchni, a kiedy wróciłam z filiżankami parującej kawy i talerzykami wystrojonymi szarlotką, sytuacja sprzed tygodnia powtórzyła się. Dominika stała już przy drzwiach. 

– Idę, muszę coś załatwić.

– Pa…

Przez kolejne dwa dni znowu było spokojnie, wręcz nudno. Za to na trzeci dzień… Jak zwykle o szóstej rano krzątałam się w kuchni, przygotowując śniadanie, kiedy ogłuszyły mnie światła. Dochodziły z holu, a raczej z ulicy.

Byłam zaskoczona

Jacyś ludzie stali obok naszej bramy. Pomyślałam, że najpewniej kręcą jakiś serial i poszłam do kuchni. Miałam nastawić ekspres do kawy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przemknęło mi przez myśl, że znowu przyszła Dominika. Miałam jeszcze poobijaną buzię i spuchnięte wargi.

– Dzień dobry, komisarz Sarnowski, czy zastaliśmy męża? – Policjant podstawił mi pod nos odznakę. Razem z innymi funkcjonariuszami weszli do domu.

Za nimi próbowali się dostać do mieszkania filmowcy z kamerami i mikrofonami. Na mój widok zaczęli pstrykać i filmować. Część z nich weszła do holu, a wraz z nimi lekarz, który chciał mnie obejrzeć. Pokręcił głową na mój widok.

W tym momencie mój mąż powoli zszedł z góry. Policjanci zakuli go w kajdanki. Wyglądał na bardzo zaskoczonego. Nawet nie próbował uciekać. Na ulicy jacyś ludzie zaczęli krzyczeć do niego:

– Ty padalcu!

– Bydlaku jeden, zgnij w więzieniu!

Wszystko się nagrało

Kiedy zostałam sama w domu, powoli zaczęło docierać do mnie to, co się stało. Zaczynałam rozumieć… Dominika. Rozglądanie się po domu. Szybkie wychodzenie. No tak, ona musiała zainstalować kamery. Poczułam ulgę. Intuicyjnie czułam, że mój mąż tak szybko się w domu nie pojawi.

Nagrało się wszystko – powiedziała Dominika, która przyszła do mnie już po piętnastu minutach. Tym razem wypiła wreszcie herbatę i zjadła herbatniki, które wygrzebałam z szafy. Właściwie mogłam jeszcze postawić szampana, bo było co świętować.

– Nagranie pokazałam policji i wysłałam do dziennikarzy. 

Teraz mąż czeka w areszcie na rozprawę, a prawnik z fundacji przeciw przemocy w rodzinie wniósł o rozwód do sądu z orzeczeniem winy.

Angelika, 33 lata

Czytaj także:
„Opiekowałam się kochankiem, gdy walczył o życie. Zamiast mi podziękować, wrócił szybko do żony”
„Brat chciał wesela bez dzieci i problemów, a ja jestem samotną matką. Wściekł się, bo przyszłam z synem”
„Gdy córka oznajmiła, że ma chłopaka, poczułem się jak w telenoweli. W oko wpadła mi bowiem jego matka”

Redakcja poleca

REKLAMA