„Marzyłam o życiu w willi z bogatym kochankiem, a nie na kredycie z mężem. Pazerność zaprowadziła mnie w ślepą uliczkę”

Kobieta z portfelem fot. iStock by Getty Images, Dusan Ilic
„Zaledwie kilka tygodni wystarczyło, bym podjęła decyzję o zakończeniu małżeństwa i zamieszkaniu z Markiem, który dla mnie porzucił partnerkę. To właśnie dzięki niemu dostrzeżono mnie w pracy. Zmieniłam dział, co wiązało się z dużą podwyżką”.
/ 21.07.2024 21:15
Kobieta z portfelem fot. iStock by Getty Images, Dusan Ilic

Rodzice zawsze otaczali mnie miłością i niczego mi w życiu nie brakowało. Udało mi się ukończyć studia, a potem znalazłam dobrą pracę. Stanęłam na ołtarzu z ukochanym. Wraz z mężem zdecydowaliśmy się wziąć pożyczkę hipoteczną na zakup mieszkania, a nawet zaczęliśmy snuć plany o powiększeniu rodziny. Nowina ta wprawiła w euforię zwłaszcza naszych rodziców.

Dlaczego jednak ja nie podzielałam ich radości? Powodem było to, że przez całe swoje dotychczasowe życie miałam poczucie, iż nie jest to droga, którą chcę podążać. Pragnęłam czegoś zupełnie innego. Czegoś znacznie większego. Już jako nastolatka pochłaniałam biografie aktorów i modelek z czasopism. Z czasem zaczęłam interesować się życiorysami uznanych literatów, filmowców. Pasjonowały mnie losy ludzi nauki. Zafascynowały historie przedsiębiorców. Zaintrygowały opowieści podróżników.

Ich życie było naprawdę fascynujące

Zdawałam sobie jednak sprawę, że tego typu osoby często wywodzą się z rodzin, w których pielęgnuje się konkretne ambicje i wartości. Mają solidny fundament, który ułatwia im wspinanie się po szczeblach kariery. Koneksje rodziców czy ich profesja niejednokrotnie otwierają przed nimi wiele drzwi do kariery. A nawet jeśli nie mają takiego zaplecza, to poza ogromnym talentem, los po prostu im sprzyja i są wręcz predestynowani do osiągnięcia wielkiego sukcesu. A co ze mną? Ucieleśnienie zwyczajności.

Niczym się nie wyróżniałam – ani aparycją, edukacją czy pracą, ani partnerem życiowym. Wśród bliskich krewnych tylko jeden miał interesujący fach – był pediatrą, a przydatne kontakty rodziców ograniczały się do elektryka i pani kierownik sklepiku z butami. Miałam wrażenie, że tkwię na jakimś zapadłym przystanku kolejowym i tylko się gapię na przejeżdżające pociągi, w których toczy się prawdziwe życie.

– Nonsens – oburzył się mój tata po wysłuchaniu mojego wywodu na temat życia i pragnień jakie mam w głowie. – Tego typu pragnienia to jak proszenie się o kłopoty, takie życie nie jest zarezerwowane dla ciebie. Na pewno zapoznałaś się dokładnie z życiorysami tych wszystkich osób, którym zazdrościsz barwnego życia, bogactwa i drogich samochodów. Prawie wszystkie ich sukcesy są efektem ogromnego stresu, osamotnienia i bólu. Wiążą się z wielkim poświęceniem i wyrzeczeniami. Czy byłabyś w stanie to znieść? Wątpię. Dostałaś propozycję pracy za granicą, w Austrii, ale odmówiłaś. Stwierdziłaś, że to zbyt wymagające. Więc o czym my tu w ogóle rozmawiamy?

– Widzisz u nich same pozytywy, takie jak popularność, pieniądze i fajne kontakty – przerwała mi mama. – A co z całą resztą? Poza tym, czy faktycznie masz tak pod górkę? Przecież nic ci nie dolega, jesteś otoczona miłością, masz gdzie mieszkać i pracujesz. Przypomnij sobie słowa babci: „wystrzegaj się pożądania rzeczy, które nie są ci przeznaczone”.

– Chcesz powiedzieć, że moje życie musi być banalne? – poczułam narastającą złość. – Siedzę z mężem w domu jak kura na jajach, jeżdżę starym gratem, noszę ciuchy z lumpeksu, a mój facet nie potrafi nawet spłacić rat i utrzymać rodzinę sam...

„I na dodatek nie patrzę na niego z przyjemnością” – dorzuciłam w duchu.

– No tak – odparł ojciec. – I lepiej podziękuj Stwórcy za to, jak teraz żyjesz. Módl się z całego serca, żeby nie zsyłał na ciebie żadnych „ciekawych” przygód. Nie ma nic lepszego od zwyczajnej, spokojnej egzystencji, zaufaj facetowi, który widział wojnę na własne oczy i stracił tych, których kochał najbardziej.

Nie potrafiłam znaleźć słów, by odpowiedzieć

Mój ojciec mówił tak, bo przyszedł na świat w polskiej rodzinie mieszkającej w Jugosławii. Przetrwał tam wojnę, gdy na początku lat 90. państwo jugosłowiańskie się rozpadło. Doskonale zdaję sobie sprawę, że te doświadczenia są przyczyną jego kurczowego trzymania się codziennej rutyny. Rozumiem też, dlaczego do dziś dręczą go nocne koszmary. Naprawdę rozumiem to wszystko. Jednak moi rodzice nie potrafili pojąć, że wcale nie tęskniłam za wstrząsającymi przeżyciami. Nie marzyłam również o czymś, co przekraczałoby moje możliwości.

Miałam świadomość, że raczej nie zostanę autorką międzynarodowego hitu ani nie dokonam przełomowego odkrycia. Marzyłam jednak o tym, aby spełniły się choćby moje skromne pragnienia. Chciałam, żeby zainteresował się mną facet, na którego samo spojrzenie wywołuje u mnie rumieńce. Taki jak Marek z działu marketingu. Pragnęłam jeździć wypasioną bryką – tak, aby koleżanki pękały z zazdrości. No i fajnie by było robić w życiu coś bardziej ekscytującego, niż tylko przygotowywać w pracy zestawienia wynagrodzeń w tabelkach. A o pensji przynajmniej na poziomie przeciętnego wynagrodzenia to już nawet nie wspomnę. Czy oczekiwałam od losu zbyt wiele?

Po wizycie u rodziny czułam się przygnębiona, rozżalona i zbuntowana. Zdawałam sobie sprawę, że gdy tylko wrócę do mieszkania, rozpętam jakąś kłótnię z mężem – o błahostkę, o niezbyt równo ułożone buty albo o za mocno podkręconą głośność w telewizorze. Na pewno nie przepuszczę okazji, żeby wytknąć mu, iż telewizor jest malutki i to on za to odpowiada. A na koniec na pewno się poryczę, a mój mąż, przestraszony i czujący się winnym, będzie bezradny. Jak zwykle oboje będziemy nieszczęśliwi. Przystanęłam na opustoszałym skwerze, podniosłam głowę, popatrzyłam na pochmurne niebo i cała roztrzęsiona od nadmiaru emocji, wykrzyczałam z głębi serca:

Ja na wszystko zasługuję!

Przysięgam, że w tamtym momencie dosłownie tuż przy uchu usłyszałam coś jakby chichot, a może raczej parsknięcie śmiechem. Ciarki przeszły mi po plecach, a każdy włos na skórze stanął na baczność. Ze strachem odwróciłam się gwałtownie, ale nadal nikogo nie było w pobliżu na skwerku. Do mieszkania wróciłam jakoś dziwnie pozbawiona sił i nawet nie miałam ochoty zrugać małżonka za to, że zapomniał zrobić zakupy. Kiedy szłam spać, towarzyszyło mi osobliwe poczucie, że ktoś mnie obserwuje.

Rano sytuacja się unormowała

Kilka dni później udało mi się zostać zwyciężczynią radiowej loterii, w której główną nagrodą było luksusowe auto. Wcześniej dość często brałam udział w tego typu zabawach, mając nadzieję, że kiedyś szczęście się do mnie uśmiechnie i prowadzący zadzwoni akurat do mnie. Po jakimś czasie jednak dałam sobie z tym spokój. Dotarło do mnie, że po prostu jestem jedną z tych osób, które nigdy nic nie wygrywają. Zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby tego dnia wziąć udział w konkursie. Usłyszałam w radiu, że do wygrania jest dokładnie taki samochód, o jakim zawsze marzyłam. Bez zastanowienia chwyciłam za telefon i wysłałam SMS-a.

Wtedy poczułam, jakby coś we mnie drgnęło. Nagle wszystko stało się bardziej wyraziste i pełne werwy. Po paru dniach, gdy zaparkowałam moją nową, wypasioną brykę na służbowym parkingu, odniosłam wrażenie, że pozostałe samochody westchnęły na jej widok. Jeszcze tego samego dnia zagadnął mnie na korytarzu Marek z działu marketingu, pytając o wrażenia z jazdy. Zasugerowałam mu, aby przekonał się o tym osobiście.

Skończywszy obowiązki służbowe, udaliśmy się na przejażdżkę poza granice miasta. Sposób w jaki kierował autem był zachwycający i pełen brawury, tak różny od stylu jazdy mojego puchatego niczym pluszowy miś małżonka. Prowadził pojazd adekwatnie do swojego charakteru. W naszej firmie był prawdziwą osobistością, to on był autorem koncepcji marketingowych i wizerunkowych, dzięki którym udawało się pozyskiwać lukratywne zlecenia. Teraz siedział za kierownicą mojego auta, spoglądając na mnie w taki sposób, że czułam jak moje ciało ogarnia istne pożądanie.

Zaledwie tydzień później połączyło nas gorące uczucie. Gdy minął miesiąc, podjęłam decyzję o zakończeniu małżeństwa i zamieszkaniu z Markiem, który specjalnie dla mnie rozstał się ze swoją partnerką. To właśnie dzięki niemu zaczęto dostrzegać mnie w pracy. Przeniesiono mnie do innego zespołu, gdzie moim zadaniem stało się rozliczanie ogromnych umów. Wraz z nowymi obowiązkami przyszła też podwyżka wynagrodzenia.

W końcu znalazłam się w pociągu do prawdziwego życia. Opuszczając zabitą dechami, rodzinną mieścinę, dostrzegłam skąpane we łzach oczy matki i pełen troski, a zarazem niezadowolenia wyraz twarzy ojca. Nie pojmowali, gdy tłumaczyłam, że dopiero podążanie za marzeniami stawia nas na ścieżce ku wypełnieniu swojego losu. Pragnęłabym móc powiedzieć, że dalej wszystko potoczyło się zgodnie z moimi wyobrażeniami.

Ale tak nigdy tak się nie dzieje, prawda?

Drogocenne samochody stają się celem złodziei. Przystojniacy pełni wigoru mężczyźni szybko się nudzą i lecą w ramiona kobiet z iskrą, które umieją przykuć ich uwagę na dłużej. A dobrze płatna praca, która wydaje się ciekawa, czasem okazuje się... lekko na bakier z przepisami. Po półtora roku stałam się singielką z odzysku bez samochodu i mieszkania, a w dodatku zarzucono mi udział w przekrętach firmy. Razem ze mną na rozprawę czekali mój kochanek, dyrektor finansowy i trzech szefów z zarządu.

Mark tłumaczył się, że kompletnie nie miał pojęcia o całej sytuacji, a ja tylko potwierdziłam, jaka jestem głupia, bo nie połapałam się w porę, co jest grane. I faktycznie, miał rację z tą moją naiwnością. Światełko ostrzegawcze powinno mi się dużo wcześniej zapalić, powinnam zrozumieć, że do siebie nie pasujemy, przecież to było oczywiste jak dwa plus dwa. Coś w tym gadaniu o tym, że ludzie są z różnych bajek i światów, jest prawdziwe. I wcale nie chodzi o to, że jedno z nich jest atrakcyjniejsze albo lepiej ubrane. Ani o to, że wywodzi się z jakichś „lepszych” czy „gorszych” kręgów towarzyskich.

Wszystko sprowadza się do tego, jak postrzegamy otaczający nas świat, innych ludzi i zasady, według których funkcjonujemy. Ja i Marek pochodziliśmy z kompletnie różnych rzeczywistości. Wcześniej jednak nie chciałam zauważyć tej przepaści między nami, będąc oślepioną jego wyglądem, sposobem bycia i myślą, że gdy będzie należeć tylko do mnie, inne kobiety będą pękać z zazdrości. Tak, zachowywałam się jak skończona idiotka. Na dodatek nie miałam własnego kąta, bo po rozwodzie sprzedaliśmy z byłym nasze mieszkanie, więc wróciłam do swojego starego pokoju u rodziców. Byli na tyle wyrozumiali, że nie wypominali mi popełnionych błędów. Zdawali sobie sprawę, że sama wystarczająco mocno się krytykowałam.

Los przecież spełnił moje życzenia

Około miesiąc po tym, jak znowu zamieszkałam z rodzicami, wpadła do nas z wizytą moja siostra. Przysiadła na skraju mojego łóżka i oznajmiła:

– Wiesz, coś nie daje mi spokoju. Zawsze chciałaś trzech rzeczy. I tak się akurat złożyło, że wszystkie trzy ziściły się jednocześnie. Nawet ta historia z Markiem, mimo że dałabym sobie głowę uciąć, iż zupełnie do siebie nie pasowaliście. Trochę nie jego poziom. Więc jak to się w ogóle stało? Skąd ten zbieg okoliczności?

– Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami. – To musiał być jakiś żart od losu.

Nagle, dosłownie na wyciągnięcie ręki, rozbrzmiał stłumiony śmiech. A może raczej chichot? W każdym razie ciarki przeszły mi po plecach. Obrzuciłam wzrokiem całe pomieszczenie, ale poza nami dwiema nikogo tu nie było.

– Usłyszałaś to? – rzuciłam pytanie.

– Ale co? – odpowiedziała zaskoczona.

Moje słowa nie dotarły do jej uszu. W tamtym momencie doznałam olśnienia – to, co mnie spotkało, było wynikiem moich własnych pragnień. Bez dwóch zdań. I wiecie co? Strach, jaki mną zawładnął, był większy niż kiedykolwiek przedtem. Trzeba uważać na swoje życzenia.

Monika, 33 lata

Czytaj także:
„Szwagier chciał od nas wyłudzić 50 tysięcy. Gdy się nie zgodziliśmy, zrobił coś okropnego”
„Wakacje pod Giewontem zaprowadziły mnie na szczyt radości, a potem rozpaczy. Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie”
„Pożyczyłam córce 10 tysięcy na rozwód, a ona teraz nie chce mi oddać kasy. Uznała ją za darowiznę”

Redakcja poleca

REKLAMA