„15 lat temu mąż wyszedł po ziemniaki i już nie wrócił. Teraz nagle się zjawił i ma pretensje, że nie czekałam”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, frank11
„Zaakceptowałam fakt, że Leszka nie ma i mówiąc wprost, że nie żyje. Postawiłam mu nagrobek na cmentarzu i uznałam tę część mojego życia za skończoną. A tu nagle zrobił mi niespodziankę. Tyle tylko, że tamtego świata już nie ma! Nie istnieje już tamta Honorata ani taka rodzina jak kiedyś”.
/ 21.07.2024 22:00
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, frank11

15 lat temu mój mąż po prostu zniknął. Dla mnie był to niewyobrażalny dramat. Teraz dramatem okazał się fakt, że Leszek dał o sobie znać. Wciąż widzę siebie, gdy siedziałam i czekałam, aż wróci na obiad.  Irytowałam się, zastanawiając czemu go jeszcze nie ma z tymi przeklętymi ziemniakami, które miał kupić!

Mąż zniknął, pozostawiając mnie pogrążoną w ciągłych rozmyślaniach o jego losie. Dręczyłam się tymi myślami od dawna – towarzyszyły mi dniami, tygodniami, aż wreszcie minęły całe miesiące. Przerażała mnie wizja, że Leszek już nie żyje – wolałam wyobrażać sobie, że teraz jakaś inna kobieta gotuje mu obiady. Może zajęła moje miejsce? Męczyła mnie ta niepewność – co się stało, że po prostu przepadł? Policjanci mieli całą masę teorii, z których każda kolejna wydawała się gorsza od poprzedniej. Podejrzewali, że znudził się życiem rodzinnym i uciekł do swojej nowej sympatii. Dopytywali, czy kręciło go ryzyko, czy był zadłużony...

A jak jest dzisiaj?

– A jaki charakter ma pani mąż? – dopytywali.

Trudno odpowiedzieć na pozornie tak proste pytanie. No więc, jaki on jest…?

– Radosny, zaradny, troskliwy – odpowiadałam. – Nigdy nie miał depresji. Oczywiście, że kocha mnie i nasze dzieci.

Kim jest mężczyzna, którego udało się odszukać po 15 długich latach? Z wyglądu przypomina mojego Leszka, ale jego twarz naznaczona jest licznymi bruzdami i zmarszczkami, zdradzającymi trudy, jakie musiał znosić. Co kryje się w jego wnętrzu? Tego nie wiem... Stał się dla mnie kompletnie obcą osobą, o której nie umiem nic powiedzieć.

Modliłam się o jego powrót

Gdy Leszek zniknął, nie chciałam nawet myśleć, że już nigdy się nie pojawi. A tym bardziej, że znajdą go martwego. Kurczowo trzymałam się myśli, że na pewno gdzieś tam jest, tylko… spotkało go coś okropnego.

Prosiłam Boga, żeby do mnie wrócił. Minęło sporo czasu i w końcu to się stało, ale teraz czuję tylko przerażenie! Mam wrażenie, że zupełnie nieznana mi osoba nagle wkroczyła w mój świat i wywróciła go do góry nogami.

Leszek przez długi czas pozostawał dla mnie zagadką. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo przez te wszystkie lata. Teraz wiem, że naprawdę cierpiał na zaniki pamięci. Tułał się po kraju bez dokumentów, imając się różnych prac, gdzie nikt nie pytał o dokumenty i tożsamość. Gdy było ciepło, sypiał pod gołym niebem, a w chłodniejsze dni chronił się w kanałach lub przytułkach dla bezdomnych. A teraz nagle pojawił się w naszym życiu i chce być ojcem dla dzieci, których praktycznie zna.

Tam nikt nie interesował się papierami, no chyba, że ktoś chciałby je sobie wyrobić, żeby móc normalnie funkcjonować. Ale żeby móc to zrobić, trzeba wiedzieć, kim się jest. Tego Leszek akurat nie był pewien.

Musiałam sobie radzić

Przez lata przeżywałam prawdziwe męczarnie. Z dnia na dzień zostałam sama z dwójką maluchów - Łukaszem, który miał prawie dziesięć lat i siedmioletnią Kasią.

Kiedy dzieci pytały o tatę, nie wiedziałam, co im odpowiedzieć. Sama wręcz gubiłam się w domysłach i nie potrafiłam zrozumieć tego, co mnie spotkało. Czułam się bezsilna i zagubiona. Miałam kłopoty z doprowadzeniem swojego życia do normalności. Dzieci też nie mogły sobie poradzić się z zaistniałą sytuacją, a zwłaszcza Łukasz, który był bardzo mocno przywiązany do taty. Zaczął opuszczać lekcje, sprawiać problemy i kiepsko się uczyć.

Nauczyciele ciągle mi powtarzali: "Łukasz musi wziąć się za siebie, bo inaczej nie zda do następnej klasy!" Sugerowali, że skoro mojego męża nie ma już od roku, a potem dwóch, trzech lat, to najwyższa pora oswoić się z tą myślą i żyć dalej.

Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, ponieważ w poradni spotkaliśmy fantastycznego psychologa. Pomógł zarówno moim dzieciom, jak i mnie oswoić się z tą stratą oraz uświadomić sobie, że zaginięcie Leszka nie jest naszą winą. Obecnie mój syn sam już został tatusiem rocznego Maćka i stara się jak może, żeby być jak najlepszym mężem i tatą. Córka również radzi sobie rewelacyjnie. Ma pracę, a do tego angażuje się jako wolontariuszka w domu dziecka. A co ze mną? Czy udało mi się odzyskać równowagę psychiczną?

Mam już innego męża

Dotąd sądziłam, że tak. Jednak teraz mam co do tego pewne wątpliwości. Bo życie znowu zdaje mi się wymykać spod kontroli… Gdy sąd oficjalnie uznał, że Leszek nie żyje, ponownie wyszłam za mąż. Tomasz od dłuższego czasu był dla mnie prawdziwym wsparciem. Gdy miałam problemy z Łukaszem, próbował w pewnym stopniu odgrywać rolę jego taty.

Wczuł się naturalnie w tą rolę, ponieważ jako przyjaciel Leszka, znał nasze dzieci od zawsze. Jednocześnie było to ogromne wyzwanie, gdyż będąc przyjacielem mojego męża, miał opory przed zajęciem jego miejsca. W pierwszym okresie po zaginięciu męża czułam ogromną wdzięczność wobec Tomka za to, że jest przy mnie. Był po rozwodzie i nie miał własnych dzieci. Myślałam, że po prostu dysponuje wolnym czasem i robi to ze względu na pamięć o zaginionym przyjacielu. Dopiero później dotarło do mnie, że on mnie po prostu kocha

Musiałam się z tym jakoś uporać

– Znikaj z mojego życia! – wykrzyczałam Tomkowi prosto w oczy.

Czułam się jak na huśtawce

Odszedł, a ja zdołałam wytrwać w swoim postanowieniu ledwie parę dni. Zadzwoniłam, prosząc, by znów był przy mnie. Nie od razu jednak związaliśmy się ze sobą. Zajęło nam to cztery lata. Wtedy straciłam nadzieje, że kiedykolwiek zobaczę jeszcze Leszka. Pamiętam tamten dzień. Wracałam akurat z prosektorium, gdzie oglądałam kolejne zwłoki, które mogły, lecz nie należały do mojego małżonka. I nagle przyszła mi do głowy myśl: „Szkoda, że to nie było ciało Leszka…".

– Ten horror nareszcie by się skończył! – zwierzyłam się mamie. – Ta niepewność mnie dobija. Ciągle mam poczucie, że przeszłość mnie więzi i nie daje ruszyć do przodu. Nie jestem w stanie decydować o istotnych sprawach, bo nie mam pojęcia, kim tak naprawdę jestem. Żoną czy wdową?

Mama wprost przepadała za Leszkiem, ale wtedy powiedziała jasno.

Powinnaś uważać się za wdowę – stwierdziła bez ogródek.

Próbowałam żyć normalnie

Mimo że formalnie wciąż byłam żoną Leszka, pozwoliłam sobie otworzyć serce na nowe uczucie – związałam się z Tomkiem. Biorąc pod uwagę naszą relację, w gruncie rzeczy jesteśmy parą od kilku lat, choć oficjalnie, jako małżeństwo, dopiero od dwóch. Najważniejsze jest jednak to, że razem czujemy się spełnieni. Darzę Tomka miłością i nie mogłabym bez niego już żyć. Moje dzieci również go uwielbiają, stał się integralną częścią naszej rodziny.

Zaakceptowałam fakt, że Leszka nie ma i mówiąc wprost, że nie żyje. Postawiłam mu nagrobek na cmentarzu i uznałam tę część mojego życia za skończoną. A tu nagle zrobił mi niespodziankę.  Tyle tylko, że tamtego świata już nie ma! Nie istnieje już tamta Honorata ani taka rodzina jak kiedyś.

Dla Leszka czas stanął w miejscu pewnego zimowego poranka i teraz zaczął biec na nowo, od tego samego punktu. My zaś jesteśmy już w zupełnie innym miejscu… Współczuję swojemu pierwszemu mężowi. W moim sercu wciąż tli się do niego sympatia, ale ja kocham Tomka.

Moje życie zmieniło się 

Kiedy dostałam informację o odnalezieniu Leszka, doświadczyłam przedziwnej mieszanki emocji – radości, miłości, współczucia, czułości, a także irytacji, że pozwolił sobie tak po prostu wrócić i na nowo zburzyć mój poukładany świat! Najbardziej doskwierało mi to ostatnie uczucie, którego okropnie się wstydziłam, bo zaczęło dominować nad innymi emocjami.

Teraz to ja muszę wytłumaczyć Leszkowi, że nasze małżeństwo już się skończyło i że związałam się z kimś innym. Nawet jeśli oficjalnie potwierdzą, że on, Leszek, jednak żyje i usuną jego nagrobek z cmentarza, to... zamiast świadectwa zgonu, dostanie tylko pozew rozwodowy.

Leszek ma pretensje

On z kolei sądzi, że to nie w porządku. Nie zrobił nic złego! Po prostu chorował i nie miał pojęcia, że w ogóle istnieję, a ja z pełną premedytacją skreśliłam go ze swojego życia.

Sęk w tym, że ja również nie widzę w tym swojej winy! Moje dzieci są zdezorientowane, ale stoją za mną murem, mimo że ogromnie ucieszyły się z odzyskania taty.

Nie mam wątpliwości, że Leszek dogada się z Łukaszem, Kasią i jakoś to wszystko ogarną. Musi tylko przetrawić w swoim umyśle fakt, że ominęło go pół ich życia. To dla niego wielkie wyzwanie, ale jestem przekonana, że we trójkę dadzą radę przez to przebrnąć.

Jeśli chodzi o mnie, to zupełnie inna kwestia. Leszek jest na mnie bardzo zły i na razie to góruje nad wszystkim innym uczuciami. Choć kto wie, może za jakiś czas uda nam się odbudować naszą przyjaźń. Razem z Tomkiem mamy czyste sumienie, nie czujemy się winni zdrady. Oboje wiemy, ile czasu minęło, zanim Leszek się odnalazł. Problem w tym, że on tego nie rozumie…

Honorata, 49 lat

Czytaj także: „Na wakacje z dziećmi zamiast żony, zabrałem kochankę. Zgrywałem dobrego tatusia, ale karma mnie dopadła”
„Wstyd mi za męża, bo szuka tylko okazji do łatwej kasy. Nie zabrudził rąk uczciwą robotą i jeszcze narobił problemów”
„Macierzyństwo obdarło mnie z marzeń i planów. Usychałam z żalu, aż spotkałam równie samotnego tatusia na placu zabaw”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA