Przez wiele lat żyło nam się naprawdę dobrze. Moja żona miała udaną karierę w korporacji, gdzie stała na szczycie działu kadrowego. Ja z kolei pracowałem w firmie ubezpieczeniowej, gdzie byłem odpowiedzialny za pozyskiwanie dużych klientów. Niestety, za wieloletnią wierność i oddanie firmie zostałem „wynagrodzony” nagłym wypowiedzeniem.
– Wybacz, Grzegorz, sytuacja na rynku nie pozostawiła nam dużego wyboru. Jesteś świetnym fachowcem, na pewno szybko znajdziesz nową pracę – żegnał mnie kulturalnie, acz z dystansem szef.
Nie mogłem znaleźć nowej pracy
Na początku zupełnie się nie stresowałem. Byłem oczywiście wściekły na swoją starą firmę, ale wierzyłem, że faktycznie szybko znajdę inną, jeszcze lepszą posadę – i udowodnię szefowi, że popełnił ogromny błąd zwalniając mnie.
Otrzymałem dość solidną odprawę, która pozwoliła dała nam kilka miesięcy spokoju, więc bez stresu zacząłem przeglądać oferty pracy, rozsyłać CV i umawiać się na rozmowy z rekruterami. Niestety, mijały miesiące, nasze oszczędności stopniowo się kurczyły, a ja nadal nie miałem nowej pracy. Wszędzie słyszałem, że jestem „zbyt wykwalifikowany”.
– A od kiedy to coś złego? – próbowałem obrócić słowa rekruterów w żart.
– To oczywiście nic złego, ale niestety liczba stanowisk na szczycie jest ograniczona. Po prostu nie jesteśmy w stanie panu zapłacić tyle, ile by pan chciał, bo wysokie funkcje mamy już objęte – odpowiedziała dziewczyna z kadr, rozkładając ręce.
Czułem się bezsilny
Oczywiście, mieliśmy jakieś oszczędności, a i żona zarabiała dobre pieniądze, ale ciężko było nam utrzymać poziom życia, który towarzyszył nam przez te wszystkie lata. Córka chodziła do prywatnej szkoły i na zajęcia dodatkowe, mieliśmy spory kredyt na dom i działkę na Mazurach, a także wspieraliśmy finansowo teściów, którzy mieli głodowe emerytury. Nawet przy zaciśnięciu pasa, nasze miesięczne koszty pozostawały wysokie.
– Może założysz własną działalność? – zaproponowała w końcu Dorota.
– Ale musiałbym włożyć całą energię i czas w to, żeby ją rozkręcić, a kto wie, kiedy zaczęłaby przynosić jakąś kasę? Pieniędzy potrzebujemy teraz, a nie za rok – zauważyłem.
– Racja... No nic, coś wymyślimy. Może w końcu coś się trafi.
Żona dostała kuszącą ofertę
I trafiło się. Ale nie mnie, tylko Dorocie. Otrzymała propozycję przeniesienia się do filii swojej korporacji w Wielkiej Brytanii, gdzie zaoferowano jej znacznie wyższe zarobki, premię za relokację i mieszkanie opłacane przez firmę.
– To świetna oferta! Nie będę ponosić żadnych dodatkowych kosztów za wynajem, a żyjąc oszczędnie, będę wysyłać wam część pensji do Polski. Jeśli wymienicie je z funtów na złotówki, będzie o wiele większa kwota, niż bylibyśmy w stanie odkładać! – zachwycała się żona.
Podjęliśmy decyzję
W końcu, po wielu rozmowach i rozważaniu każdego za i przeciw, postanowiliśmy, że wyjazd żony będzie najlepszym rozwiązaniem dla naszej rodziny. Oczywiście, miało być ono tymczasowe: żona miała wyjechać na dwa lata, zarobić tyle pieniędzy, żeby zbudować naszą poduszkę finansową i zabezpieczyć nasz budżet, a także pospłacać jak najwięcej kredytów i innych zadłużeń.
Ja w tym czasie miałem zajmować się córką i dbać o dom, a potem znowu przystąpić do poszukiwań pracy, gdy będzie zbliżał się termin powrotu żony. Wszystko mieliśmy ustalone. I na samym początku wszystko działało tak, jak to zaplanowaliśmy.
Mieliśmy kryzys
– Tęsknię za tobą, ciężko mi tu samemu bez ciebie – żaliłem się żonie przez telefon wkrótce po wyjeździe.
– Wiem, kochanie, ja za tobą też, ale musimy być dzielni. Mamy bilety co dwa miesiące, będziemy się widywać! – pocieszała mnie.
I faktycznie, przez pierwszy rok ten system działał nawet nieźle. Jasne, było nam ciężko żyć oddzielnie, ale, z drugiej strony, związek na odległość paradoksalnie spowodował, że nasze uczucie odżyło. Ale niestety, po pierwszym roku takiego układu wszystko zaczęło się psuć. Ciągłe życie na dwa domy zaczynało generować między nami konflikty. Dorota zaczęła krytykować moje metody wychowywania córki albo prowadzenia domu, a ja jeżyłem się w odpowiedzi.
– Jestem z tym sam, więc radzę sobie tak, jak potrafię – tłumaczyłem się zdenerwowany.
– To przecież nie moja wina! Mówisz tak, jakbym was dobrowolnie porzuciła, a to przecież była nasza wspólna decyzja – odbijała żona.
Żona żałowała pieniędzy
Tego typu nieporozumień zaczęło być coraz więcej. Zaalarmowało mnie jednak, gdy żona zaczęła przesyłać nam coraz mniejsze kwoty pieniędzy. Na co ona to wydaje? Nie taka była umowa
– Dorotka, masz jakieś problemy finansowe? Bo ostatnie przelewy były mniejsze niż wcześniej – zauważyłem w końcu.
– A co, ja już nie zasługuję na nic dla siebie? Tyram na całą rodzinę i nie mogę sama żyć na poziomie? – zaatakowała mnie niespodziewanie.
– Ależ oczywiście, że możesz, ale cel tego wyjazdu był jeden: zarobić szybko jak najwięcej pieniędzy – odparłem łagodnie.
– Łatwo się mówi, kiedy to nie ty zarabiasz te pieniądze! – odpyskowała.
Zrobiło mi się przykro
Poczułem się zaatakowany, chociaż grałem według zasad gry, które ustaliliśmy wspólnie. “Skąd u niej nagle takie myśli?”, zachodziłem w głowę. Byłem naprawdę zmartwiony, bo dziwne, wrogie zachowanie żony wobec mnie zaczęło się nasilać. Dorota nie chciała na ten temat rozmawiać, a ja nie potrafiłem do niej dotrzeć.
Z początku szukałem winy w sobie, bo nie potrafiłem pojąć, jak Dorota mogłaby się tak zachowywać zupełnie bez powodu. Z czasem jednak poznałem prawdę... I to zupełnie przypadkiem, gdy odebrałem telefon od kolegi z pracy Doroty.
Poznałem prawdę o żonie
– Grzesiek, słuchaj... Nie chciałam, żebyś dowiedział się o tym ode mnie, ale uważam, że powinieneś wiedzieć – zaczął nieśmiało.
– O co chodzi? – zapytałem zdziwiony.
– O Dorotę. Wiesz, to będzie trudne... Ona sypia z naszym dyrektorem marketingu. Wszyscy w firmie o tym wiedzą, więc uznałem, że to naprawdę nie w porządku, żebyś ty nie wiedział. Jeśli przekraczam jakąś granicę i popełniam błąd to przepraszam... – wydukał.
Byłem w szoku. A więc to o to chodziło! Ja ciężko harowałem w domu i samodzielnie wychowywałem ośmiolatkę, a ona harcowała tam z kochankiem! Co gorsza, to pewnie dlatego przesyłała nam coraz mniej pieniędzy.
– Nie, dziękuję, że mi powiedziałeś – odparłem w końcu przez zaciśnięte zęby.
– Słuchaj, wiem, że Dorota złożyła wniosek o przedłużenie kontraktu o kolejne dwa lata... Bardzo mi przykro, stary. Gdybyś czegoś potrzebował, dawaj znać – dodał.
Ale byłem naiwny!
Rozłączyłem się i rzuciłem telefonem w kanapę. “Jak mogłem być taki głupi i naiwny!”, wściekłem się. Dawałem z siebie robić frajera, ale koniec z tym! “Woli kochanka ode mnie i swojego własnego dziecka? To jej wybór, bardzo proszę. Dopilnuję, żeby odczuła konsekwencje”, obiecałem sobie w duchu.
Następnego dnia, bez żadnych ogródek, powiedziałem Dorocie, że o wszystkim wiem. Zapowiedziałem też, że składam pozew o rozwód i dopilnuję, żeby zarówno córce, jak i mnie, zasądzono porządne alimenty. Miałem do tego prawo, zwłaszcza że obydwoje byliśmy obecnie na utrzymaniu Doroty, a ja straciłem pracę i miałem problem ze znalezieniem kolejnej.
Nie wybaczę jej
Żona była w szoku i chyba po raz pierwszy na chwilę otrzeźwiała. Nagle porzuciła swój lekceważący ton, którym obdarzała mnie przez ostatnie miesiące. Zaczęła przepraszać, prosić o wybaczenie, ale ja pozostawałem nieubłagany.
– Myślałaś, że dziecko ci się tu będzie samo odchowywać za pół darmo, a ty będziesz w tym czasie bawić się w łóżku dyrektorka? No to muszę cię rozczarować – odparłem lodowatym tonem i zakończyłem rozmowę.
Już ja jej pokażę! I przysięgam, że nie ugnę się ani razu, choćby wsiadła w samolot jeszcze dziś i błagała mnie na kolanach, czołgając się po naszym salonie. Nigdy nie wybaczę Dorocie tej zdrady. Na zawsze straciła moje zaufanie i przestała być kobietą, z którą mógłbym budować życie.
Grzegorz, 37 lat
Czytaj także: „Na Komunii córki wybuchł skandal. W prezencie dostała tajemniczą przesyłkę, która zmieniła nasze życie”
„Uwiodłam męża przyjaciółki, bo lepiej pasował do mnie, niż do niej. Miała kochanka, więc było jej to na rękę” „Poszłam do łóżka z facetem młodszym o 20 lat. Mógłby być moim synem, a sam dał mi dziecko”