„Chciałam dorównać byłej męża. Wiedziałam, że wróciłby do niej, gdyby tylko kiwnęła palcem”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, wavebreak3
„Zauważyłam, że Mariusz nie pozbył się pamiątek po swojej byłej. Zachował wszystkie prezenty od niej. Nie wyrzucił pamiątek ze wspólnych wakacji, a gdy pewnego dnia musiałam skorzystać z jego komputera, przypadkiem odkryłam, że zachował ich wszystkie wspólne zdjęcia”.
/ 09.05.2024 14:30
smutna kobieta fot. Adobe Stock, wavebreak3

Dałam Mariuszowi całą swoją miłość, ale byłam przekonana, że to za mało. Dziś już wiem, że robiłam sobie ogromną krzywdę. Sobie i mojemu mężowi. Gdyby nie pomoc koleżanki, prędzej czy później doprowadziłabym do rozpadu tego związku.

Czekałam na swoją szansę

Mariusz i Weronika byli moimi przyjaciółmi już w czasach szkolnych. Razem tworzyliśmy zgraną paczkę, ale zawsze czułam się przy nich jak trzecie koło u wozu. Oni byli w sobie szaleńczo zakochani i nie byłoby to dużym problemem, gdybym po cichu wzdychałam do niego. Muszę to przyznać, zakochałam się w Mariuszu bez pamięci. Kochałam go już jako nastolatka i trudno mi było stać z boku, przyglądając się ich szczęściu.

Wiedziałam, że nie mam u niego szans. On kochał swoją dziewczynę do szaleństwa i wcale się mu nie dziwiłam. Bo jeżeli istnieje ideał dziewczyny, była nim właśnie Weronika. Śliczna jak z obrazka, zgrabna jak modelka, pewna siebie i wygadana, pochodząca z dobrego domu.

A ja? Nie miałam jej urody. Chodziłam ubrana niemodnie, a moja rodzina nie miała pieniędzy. Gdybym spróbowała odbić jej Mariusza, tylko bym się ośmieszyła. Dlaczego więc trzymałam się blisko, skoro sprawiało mi to tyle bólu? Powód był prosty – liczyłam, że ich związek w końcu się rozpadnie, a wtedy ja dostanę swoją szansę.

Chciałam odpuścić

Wszystko wskazywało jednak na to, ze mój plan spali na panewce. Lata mijały, a oni nadal zachowywali się jak ptaszki spijające nektar ze swoich dzióbków. „Przestań żyć złudzeniami, dziewczyno. Lepiej po prostu pójdź w swoją stronę, bo cuda zdarzają się tylko w filmach” – powtarzałam sobie.

Na studiach nasza paczka nie była już taka zżyta. Nie dlatego, że mnie odtrącili. Sama zaczęłam się dystansować. Nie miałam już nadziei, że kiedykolwiek go zdobędę. Coraz poważniej rozważałam całkowite zerwanie kontaktu, ale nagle stało się coś, na co czekałam od dawna.

– Milena, musimy się spotkać. Proszę cię, powiedz mi, że masz dla mnie chwilę – łkał przez telefon.

– Mariusz, to ty? Nie rozumiem, powtórz proszę.

– Naprawdę muszę cię zobaczyć. Nie mam do kogo się zwrócić, a jeżeli nie porozmawiam z kimś, to chyba oszaleję.

– Będę u ciebie za godzinę – powiedziałam i co sił w nogach popędziłam na przystanek autobusowy.

Weronika go zostawiła

Gdy otworzył mi drzwi, zauważyłam, że jest w fatalnym stanie. Policzki pokrywał mu kilkudniowy zarost, a jego oczy były spuchnięte od płaczu. Ubranie, które miał na sobie, musiał nosić już od jakiegoś czasu. Zaniepokoiłam się nie na żarty.

– Rany, wyglądasz, jakby rozjechał cię walec – powiedziałam w progu. – Co się stało?

– Weronika... chodzi o Weronikę – wydusił.

– Co z nią? Nic jej nie jest?

– Pokłóciliśmy się, a ona mnie zostawiła. Rozumiesz? Tak po prostu odeszła! Po tylu latach! – wykrzyczał i zalał się łzami.

– Usiądź i spróbuj się uspokoić. Zaparzę ci herbatę i zrobię coś do jedzenia, bo dam sobie rękę uciąć, że dziś nie miałeś jeszcze niczego w ustach.

Gdy trochę doszedł do siebie, opowiedział mi o wszystkim. Powód kłótni był banalny. Poszło o brak zgody w kwestii wyboru nowego dywanu. „Powiedziała, że ciągle narzucam jej swoje zdanie, a ona ma już tego dosyć. Stwierdziła, że musi to wszystko przemyśleć i spakowała się. Wczoraj wysłała mi wiadomość na Messengerze. Napisała, że będzie lepiej, jak trochę od siebie odpoczniemy” – opowiadał.

Zostałam pocieszycielką

Powinno być mi przykro. W końcu oboje byli moimi przyjaciółmi. Ja jednak musiałam ze wszystkich sił powstrzymywać uśmiech radości, który próbował przebić się na moją twarz. W końcu od dawna liczyłam, że ich związek się rozpadnie.

Przyjęłam rolę pocieszycielki, aż w końcu osiągnęłam swój cel
W ciągu kolejnych tygodni staliśmy się sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Codziennie odwiedzałam go w jego mieszkaniu. Robiłam zakupy, gotowałam i pomagałam w porządkach. Gdyby ktoś przyglądał się temu z boku, doszedłby do wniosku, że pomagam przyjacielowi dojść do siebie po bolesnym rozstaniu i tak w istocie było. Muszę jednak przyznać, że to nie była moja cała motywacja. Miał zobaczyć we mnie idealną dziewczynę – troskliwą, oddaną i gotową do poświęceń. Zadziałało bezbłędnie.

Musiałam zaryzykować

Pewnego wieczora siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy film. Od jego rozstania z Weroniką minęły mniej więcej cztery miesiące i był już w znacznie lepszej formie. Zanosiłam się śmiechem na zabawnej scenie, gdy Mariusz niespodziewanie wyłączył telewizor i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

– Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona.

Po głowie chodziło mi, że przejrzał mój plan i każe mi wyjść, ale tak się nie stało.

Chciałem ci podziękować. Gdyby nie ty, chyba nie przetrwałbym tego trudnego czasu.

– Daj spokój. Właśnie od tego są przyjaciele – powiedziałam i trąciłam go w ramię.

– Nie, naprawdę. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, ile ty zrobiłaś – stwierdził i przytulił mnie.

To była moja szansa. Szansa, którą musiałam wykorzystać. Cofnęłam głowę i zamiast oprzeć policzek na jego ramieniu, pocałowałam go. Spędziliśmy namiętną noc. To był początek naszego wspólnego życia. Kilka dni później wyznałam mu, że dla mnie jest kimś więcej niż tylko przyjacielem, a on zapewnił mnie że odwzajemnia moje uczucie. To było sześć lat temu. Od trzech lat jesteśmy małżeństwem.

Bałam się, że do niej wróci

Związek z Mariuszem miał dać mi upragnione szczęście i tak też się stało. W gąszczu pozytywnych emocji pojawiła się jednak jedna negatywna – obawa. Gdy tylko stwierdziliśmy, że chcemy spróbować, pojawiła się u mnie myśl, że kiedyś zapragnie wrócić do Weroniki. Gdy zamieszkaliśmy razem, tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu.

Zauważyłam, że Mariusz nie pozbył się pamiątek po swojej byłej. Zachował wszystkie prezenty od niej. Nie wyrzucił pamiątek ze wspólnych wakacji, a gdy pewnego dnia musiałam skorzystać z jego komputera, przypadkiem odkryłam, że zachował ich wszystkie wspólne zdjęcia. „No tak. Stara miłość nie rdzewieje” – myślałam. Nie mogłam go stracić. Po prostu nie mogłam.

Robiłam wszystko, by dorównać Weronice. Cztery razy w tygodniu chodziłam do fitness klubu, by wyrzeźbić figurę. Zaczęłam ubierać się w tych samych sklepach, w których ona kupowała ubrania. Przestałam jeść mięso, bo Mariuszowi zawsze imponowały jej wegańskie poglądy. Zaczęłam nawet naśladować ją w mowie i gestach. Wszystko po to, by w końcu o niej zapomniał i zrozumiał, że to ja jestem wszystkim, czego potrzebuje.

Spotkałam dawną koleżankę

Pewnie trwałabym w tym obłędzie do dziś, gdybym jakieś pół roku temu nie wpadła na Ankę – kumpelę, która w czasach studenckich trzymała się z nami.

– Milena? To naprawdę ty? – usłyszałam jej głos w kolejce do kasy.

– Anka? Nie wierzę własnym oczom! To już chyba...

– Siedem lat – dokończyła moją myśl. – Wyglądasz wspaniale – stwierdziła, lustrując mnie wzrokiem.

– Koniecznie musimy iść na kawę. Mam ci tyle do powiedzenia.

– A może teraz? – zapytała, a ja odpowiedziałam jej potakującym kiwnięciem.

Zapłaciłyśmy za zakupy i poszłyśmy do kawiarni, która znajdowała się w tej samej galerii. Usiadłyśmy przy stoliku i złożyłyśmy zamówienie.

Rozgryzła mnie błyskawicznie

– Opowiadaj, co u ciebie – poleciła mi, patrząc na obrączkę na moim palcu.

– Dużo się działo przez ten czas. W skrócie, pracuję w zawodzie, od kilku lat jestem mężatką, ale jeszcze nie dorobiliśmy się dzieci.

– Wyszłaś za Mariusza? – zapytała, choć do dziś nie mam pewności, czy było to pytanie, czy raczej stwierdzenie.

– Kto ci powiedział?

– Daj spokój. Nikt nie musiał mi o tym mówić. Przecież gołym okiem było widać, że za nim szalejesz i nie możesz myśleć o żadnym innym.

– No tak. Zapomniałam, że zapowiadałaś się na dobrą psycholożkę. Pracujesz w swoim zawodzie? – próbowałam zmienić temat, który stał się dla mnie niezręczny.

– Tak i całkiem nieźle mi idzie. Jesteś szczęśliwa? – zapytała ni stąd, ni zowąd i spojrzała mi głęboko w oczy.

– Co to za pytanie?

– Bardzo proste. Czy jesteś szczęśliwa w tym związku?

– Oczywiście. Skąd pomysł, że mogłoby być inaczej?

– Bo wyglądasz jak klon Weroniki i zachowujesz się tak samo, jak ona. Szczęśliwa kobieta nie upodabnia się do byłej swojego męża.

Potrzebowałam pomocy

Musiała trafić mnie w czuły punkt, bo warga zaczęła mi drżeć, a do oczu napłynęły łzy.

– Przestań mnie analizować – powiedziałam. – Co chcesz usłyszeć? Że on nie może przestać o niej myśleć? Że nie dorastam jej do pięt i boję się, że kiedyś go stracę?

– Nie musimy o tym rozmawiać. Ale byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś odwiedziła mnie w moim gabinecie – powiedziała i wręczyła mi wizytówkę.

Spotkania z Anką uświadomiły mi, że problem nie tkwi w Mariuszu tylko w mojej niskiej samoocenie. Wiem, że przede mną jeszcze dużo pracy, ale dziś moje nastawienie jest już zupełnie inne. Przestałam udawać kogoś, kim nie jestem. Nie tak powinna wyglądać zdrowa relacja. To mnie ma kochać, a nie lustrzane odbicie Weroniki, którym się stałam. 

Milena, 32 lata

Czytaj także: „Na Komunii córki wybuchł skandal. W prezencie dostała tajemniczą przesyłkę, która zmieniła nasze życie”
„Uwiodłam męża przyjaciółki, bo lepiej pasował do mnie, niż do niej. Miała kochanka, więc było jej to na rękę”
„Poszłam do łóżka z facetem młodszym o 20 lat. Mógłby być moim synem, a sam dał mi dziecko”

 

Redakcja poleca

REKLAMA