Kiedy człowiek nie czuje czegoś w stu procentach, powinien kierować się intuicją i twardo obstawać przy własnym zdaniu. Teraz jestem tego świadoma, ale podobno Polak zawsze mądry po fakcie.
Miało być na chwilę
Zabrakło mi asertywności, kiedy po ślubie dogadywaliśmy się ze Sławkiem odnośnie do zamieszkania z jego rodzicami. Mimo że oboje pracowaliśmy, nie było nas stać na zakup własnego lokum, a perspektywa kredytu jakoś nas przerażała. Teraz wiem, że popełniliśmy błąd.
Wprowadziliśmy się do domu rodziców Sławka, mimo że nie byłam tym zachwycona. Mieliśmy opcję wynajęcia czegoś, ale mój mąż był nieugięty w swoim postanowieniu, a ja dałam za wygraną zamiast obstawać przy swoim zdaniu.
– Masz lepszą propozycję? – starał się mnie przekonać. – Na razie zamieszkamy u nich, uzbieramy trochę oszczędności, a potem zastanowimy się nad kolejnymi krokami. Zobaczysz, moja mamusia to dobra kobieta, na pewno się polubicie.
Niestety, nasze plany współpracy spełzły na niczym. Możliwe, że po prostu nie znalazłyśmy wspólnego języka albo brakowało nam chęci do ustępstw. Kto wie, czy gdybyśmy mieszkali osobno, nie ułożyłoby się to lepiej.
Tymczasem wszystko zaszło za daleko i nie dostrzegałam już żadnego wyjścia z tej sytuacji. Stosowałam rozmaite metody – od zachowywania ciszy, przez unikanie kontaktu, po prowadzenie dyskusji, zgadzanie się lub sprzeciwianie.
Odkąd pamiętam, nic nie potrafiłam zrobić tak, jak trzeba. Ciągle słyszałam, że kiepsko sprzątam, beznadziejnie gotuję i do niczego się nie nadaję jako matka. Teściowa non stop powtarzała, że ona we wszystkim jest lepsza i „życzliwie mi podpowiadała”, żebym się od niej uczyła. Przez długi czas gryzłam się w język, nie skarżyłam się nikomu, licząc na to, że z czasem jakoś to będzie.
Codziennie było gorzej
– Zupa pomidorowa z ryżem? Przecież Sławek zawsze je ją tylko z makaronem! – upierała się. – Mówię ci, ugotuj makaron.
Sławek bez gadania zjadł pomidorówkę z ryżem i jeszcze chciał dokładkę.
– Co ty wyprawiasz?! Zabierasz Antosia do łóżka? Tak nie wolno! – krzyczała. – Jak się przyzwyczai, to potem za nic nie zechce spać w swoim łóżeczku. Słuchaj, co ci mówię, nigdy więcej tego nie rób. Poryczy trochę i mu przejdzie. Ja dwóch chłopaków wychowałam, to chyba wiem, co mówię.
Antosia brałam więc po kryjomu do łóżka i nic mu się nie stało.
– Czym szorowałaś kafelki w łazience, że zostały smugi? Zawsze sięgaj po mój płyn, on jest niezawodny.
Oto kilka „perełek” mojej teściowej. Unikaliśmy zostawiania pod jej opieką naszego dziecka, dlatego rzadko gdzieś wychodziliśmy z mężem. Ale i to teściowa miała mi za złe.
– Nie masz do mnie zaufania? Przecież z przyjemnością popilnuję Antosia, w końcu powinniście od czasu do czasu wyjść i się odprężyć.
Kiedy w końcu decydowaliśmy się dokądś wyskoczyć, potrafiła w ostatnim momencie zrezygnować, zasłaniając się migreną. Innym razem, gdy już zajęła się naszym małym, twierdziła, że tak pada z nóg, że na nic więcej nie starczy jej energii. Poza tym obrażała się, kiedy Antoś nazywał ją „babą”.
Czepiała się wszystkiego
Mój brzdąc przez dłuższy czas nie umiał powiedzieć „babcia”, wolał określenie „baba”. Teściowa upierała się, że żadną babą nie jest, a w ogóle to nawet babcią się nie czuje, bo skończyła dopiero czterdzieści siedem lat i woli, żeby Antoś zwracał się do niej po prostu „Ola”. Szkoda gadać, jaka afera się rozpętała, gdy spróbował powiedzieć „baba Ola”. Wyszło coś jak „babola”.
Parsknęliśmy śmiechem, ale mama męża uznała, że nie mamy dla niej należytego szacunku i, co gorsza, nie wpajamy tego naszej latorośli. Nigdy także nie pojawiła się w przedszkolu Antka podczas obchodów Dnia Babci, zawsze coś jej wyskakiwało. Sławkowi wyznała, że nie cierpi tego święta, gdyż nasuwa jej to myśl o nieuniknionej starości.
Parę razy usiłowałam poruszyć tę kwestię ze Sławkiem, ale za każdym razem prowadziło to do sprzeczki.
– Jesteś nadwrażliwa – ucinał temat mój ślubny.
Sprawy przybrały najgorszy obrót kiedy mój mąż stracił zatrudnienie. Rok wcześniej urodziła nam się córka Kasia, więc ja przebywałam na urlopie wychowawczym. To właśnie wtedy nasz związek zaczął się rozpadać. Oczywiście teściowa dorzuciła swoje trzy grosze, twierdząc, że Sławek haruje jak wół, a ja tylko siedzę i nic nie robię.
Gnębiła mnie non stop
„Życzliwie" radziła mi, żebym poszukała pracy, a małą oddała do żłobka. Nasz syn Antoś akurat rozpoczynał wtedy zerówkę. Sławkowi trafiła się w tym czasie praca za granicą, więc ją przyjął. Gdy wyjechał, teściowa nie miała już żadnych oporów.
Każdego dnia płakałam z jej powodu. Nie miałam nikogo, komu mogłabym się wyżalić i opowiedzieć o swoich kłopotach. Kiedy szlochając dzwoniłam do Sławka, mówiąc mu, że nie dam rady już dłużej tego znosić, prosił mnie tylko, abym jeszcze trochę wytrzymała.
Zapowiedział, że się tym zajmie. Jednakże nic się nie zmieniło… Ostatecznie straciłam cierpliwość. Wzięłam maluchy i ruszyłam do matki. Była wstrząśnięta tym, co jej opowiedziałam.
– Kochanie, dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej? Trudno uwierzyć, że ktoś może tak dokuczać drugiemu człowiekowi – oczy jej się zaszkliły.
Pod wieczór zadzwonił mąż, gdyż teściowa nie omieszkała go zawiadomić o mojej nagłej wyprowadzce.
– Doszłam do kresu wytrzymałości – oświadczyłam stanowczo. – Nie mam zamiaru tam wracać!
Uciekłam od niej
Ostatecznie ustaliłam, że tymczasowo wprowadzę się do rodziców. Minęło parę tygodni i udało mi się dojść do siebie, ale wciąż nie wiedziałam, jak pokierować swoim życiem. Odliczałam dni do powrotu Sławka, który miał zjawić się za dwa tygodnie.
– Kochanie, razem z tatą zdecydowaliśmy, że weźmiemy dla was pożyczkę – oznajmiła moja mama. – My spłacimy jedną część, a wy drugą. Dzięki temu będziecie mogli nabyć coś na własność.
Ze łzami szczęścia płynącymi po policzkach chwyciłam za telefon i wybrałam numer do męża. Gdy tylko usłyszałam jego głos w słuchawce, od razu wyrzuciłam z siebie wieści o propozycji, którą dostałam od moich rodziców. Nie oczekiwałam od Sławka aprobaty ani przyzwolenia. Postawiłam go przed faktem dokonanym – albo się dostosuje, albo zakończymy nasze małżeństwo. Najwyraźniej wyczuł w moim tonie głosu ogromną determinację, bo nie śmiał oponować.
Niedawno staliśmy się właścicielami niewielkiego, dwupokojowego mieszkania, położonego w pobliżu domu moich rodziców. Żałuję, że nie podjęłam tej decyzji wcześniej. Ilości łez, które przelałam, nikt by nie policzył. Parę dni temu mój Sławek spytał mnie, czy nie miałabym ochoty wybrać się razem z nim, by odwiedzić jego matkę. Miałam chęć odmówić, ale udało mi się powstrzymać. Nie mam zamiaru wszczynać konfliktu. Osiągnęłam to, co chciałam i czuję się szczęśliwa.
– W porządku – odpowiedziałam. – Mogę pojechać w odwiedziny… Ale tylko w odwiedziny!
Doszłam do ściany i zdecydowałam się sięgnąć po radykalne środki, co okazało się słusznym posunięciem, bo pewnie bym tego nie przeżyła!
Iwona, 27 lat
Czytaj także:
„Od początku mówiłem, że mój zięć to darmozjad. Żona i córka traktowały go jak świętego, aż i one przejrzały na oczy”
„Żyłam w luźnym związku, oboje lecieliśmy na 2 fronty. Sytuacja się skomplikowała, gdy na teście pojawiły się 2 kreski”
„Po budowie domu chciałam w spokoju cieszyć się naszym gniazdkiem. Mąż miał jednak zupełnie inne plany”