„Mąż od 20 lat miał drugą rodzinę. Ja dostawałam od niego tanie parówki, a kochanka wakacje w tropikach”

smutna kobieta fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill
„Nie potrafiłam pojąć, dlaczego to, co mi zabrał, przekazał tamtej babie, i to z nawiązką. Na domiar złego prowadził podwójne życie, lawirując między dwoma domami i dwiema kobietami. Był wygodny, zawsze chciał mieć plan B w zanadrzu. Odebrał mi szansę na bycie matką i resztki szacunku do samej siebie”.
/ 22.04.2024 13:15
smutna kobieta fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill

Kiedy małżeństwo trwa już ponad trzydzieści lat, nie jest łatwo pewnego dnia spojrzeć ukochanej osobie prosto w oczy i oświadczyć: „Dość tego, zabieraj swoje rzeczy i znikaj mi z oczu!".

Co więcej, zrobić to bez awantur, wrzasków i trzaskania naczyniami – po prostu z całkowitym opanowaniem powiedzieć: „Twoje walizki są już spakowane. Masz piętnaście minut. Później cały twój dobytek wyląduje pod blokiem. Dobrze wiesz, że nie mam w zwyczaju żartować..."

Byłam wściekła

– No i jak? – dopytywała moja przyjaciółka, której drobiazgowo zrelacjonowałam całe zajście – czy dał sobie spokój i poszedł w cholerę?

– A co mu innego pozostało? Dobrze wiedział, że nie rzucam słów na wiatr. Znamy się od podszewki.

– Jeżeli rzeczywiście tak dobrze go znasz, to jakim sposobem przegapiłaś, że cię oszukiwał i to przez 20 lat? Co się wydarzyło?

– Nie mam pojęcia. Chyb straciłam czujność – odpowiedziałam. – Kiedy darzymy kogoś tak silnym zaufaniem, jak ja darzyłam Karola, to często przymykamy oko na różne rzeczy, nawet jeśli wydają się one mocno podejrzane czy wątpliwe – westchnęłam. 

Dla mnie mąż był uosobieniem uczciwości. Zanim poznałam prawdę, opisywałam go takimi przymiotnikami jak: „lojalny", „niezawodny", „godny zaufania", „szczery"… A teraz dopisałam przedrostek "nie" przed każdym z nich i zobaczyłam, jaki jest w rzeczywistości. Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, co się dzieje? Być może dlatego, że jest świetnym aktorem, mistrzem udawania i kłamstw, a ja od dziecka kochałam kino i wierzyłam w to, co widziałam na ekranie, więc w końcu zaczęłam mylić prawdziwe życie z fikcją? Takie rzeczy się przecież zdarzają.

Okłamywał mnie na potęgę

Przyjaciółka była ciekawa szczegółów, a ja musiałam wyrzucić to z siebie, więc opowiedziałam jej o czasach, kiedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że Karol ma drugi dom, partnerkę, a do tego jeszcze psa.

Może się to wydawać absurdalne, ale najbardziej doskwierała mi obecność tego czworonoga, gdyż w pewien sposób potwierdziła niewierność mojego męża również tym, że w przeciwieństwie do naszego ukochanego Morusa był miniaturowym, śnieżnobiałym pudlem. Kiedy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu, poczułam, jakby moje serce miało za chwilę rozpaść się na milion kawałków.

Odebrałam to tak, jakbym została zraniona i odepchnięta podwójnie: w swoim imieniu oraz w imieniu Morusa, który nie ma o niczym pojęcia, choć z pewnością wyczuwa, że dzieje się coś niedobrego, bo przecież tak mocno kocha swojego pana, a teraz tęskni za nim, wylegując się pod drzwiami z pyszczkiem opartym na przednich łapkach i czekając, aż wreszcie usłyszy dobrze znane kroki na klatce schodowej.

Nie usłyszy. Zresztą, nawet gdyby do niego dotarły, nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Tamta baba i jej pies znaczą dla niego więcej niż Morus i ja. Chyba pies też to jakoś wyczuwa i dlatego chodzi taki smutny. 

Nie mamy dzieci

Nigdy nie doczekaliśmy się potomstwa. Fakt, że kochanka również nie urodziła mu dzieci, jest dla mnie marną pociechą. Karol jest bezpłodny, ale wychowuje jej córkę z poprzedniego związku. To był mój ogromny problem. Sporo czasu rozważałam adopcję, jednak mąż był przeciwny, więc ostatecznie odpuściłam ten pomysł. Dzisiaj tego żałuję, bo wyszło na to, że jestem tą, która przegrała i została z niczym. On zrealizował swoją potrzebę bycia tatą, a mnie odebrał taką możliwość.

Jakich rzeczy mnie jeszcze pozbawił? Choćby własnego domu z przydomowym ogródkiem. Kocham naturę, różne kwiatki, prace na dworze, sadzenie roślin, grzebanie w ziemi, dbanie o nie i takie tam... Karol za każdym razem mówił, że go to wkurza i nudzi, że da radę żyć jedynie w bloku i to gdzieś w centrum. No i się poddałam, a co miałam zrobić?

To było bezczelne

No i jak to wygląda? Sprawa przedstawia się tak, że jego nowa wybranka żyje na obrzeżach miasta, w domku z ogródkiem. Karol dołożył swoją cegiełkę, żeby rozbudować i odświeżyć go. A do tego dochodzi jeszcze całkiem pokaźna działka, na której mąż harował niczym pańszczyźniany chłop, ale podobno sprawiało mu to ogromną frajdę.

Miał w sobie tyle tupetu i był tak nikczemny, że wielokrotnie przywoził mi z tamtego miejsca prześliczne warzywa i kwiaty, twierdząc, że otrzymał je od kolegów z roboty. Cieszyłam się, że tak dba o mnie – gdybym tylko zdawała sobie sprawę, czyje stopy chodziły pomiędzy tymi grządkami, wszystko razem z tym oszustem wylądowałoby na śmietniku, i to o wiele szybciej.

Przypominam sobie, jak pewnego razu przytaszczył do domu ogromną wiązankę bladych róż. Powiedziałam wtedy: „Jaka szkoda, że nie są czerwone, to mój ulubiony kolor. Następnym razem poproś przyjaciół, aby ci doradzili takie". Nigdy jednak nie otrzymałam od swojego męża czerwonych róż. Teraz już wiem, że były one zarezerwowane dla tej drugiej. Myśl o tym sprawia mi taki ból, jakby wszystkie ciernie z tych kwiatów wbiły mi się prosto w serce. Za każdym razem, gdy o tym rozmyślam, muszę brać leki.

Z kochanką wiódł inne życie

Z pewnego źródła dotarła do mnie informacja, że z z tamtą chodził nawet do kościoła. Co prawda nie na każdą mszę, ale gdy tylko się tam pojawiał, wierni dostrzegali go, jak siedział niezmiennie w tym samym miejscu pod chórem. Karol otrzymał chrzest i wywodzi się z rodziny katolickiej, jednak nie był praktykujący. Wielokrotnie namawiałam go, aby spróbował choć w czasie świąt, ale za każdym razem odrzucał moje prośby, dlatego też bliscy, przyjaciele czy sąsiedzi widywali mnie samą w kościele, a proboszcz przy okazji kolędy nawet nie zadawał już pytań, gdzie jest mąż. Powszechnie było wiadomo, że to dla mnie wrażliwa i przykra kwestia.

Nie potrafiłam pojąć, dlaczego to, co mi zabrał, przekazał tamtej babie, i to z nawiązką, jednocześnie wciąż ze mną był, tylko prowadził podwójne życie, lawirując między dwoma domami i dwiema kobietami. Bo gdyby naprawdę nie był szczęśliwy, mógłby po prostu to wszystko zostawić i odejść, zwłaszcza że moje najlepsze lata dawno minęły. Po co to ciągnął? Przecież musiał zdawać sobie sprawę, że w końcu się wyda, bo takie sprawy wcześniej czy później i tak ujrzą światło dzienne.

Praca ułatwiała mu kłamanie

Z racji wykonywanego zawodu, czyli przedstawiciela handlowego, nieustannie podróżował. Jednego dnia był w jednym mieście, a następnego w zupełnie innym, co utrudniało namierzenie i kontrolowanie go. Ja sama zresztą nigdy nie wpadłam na pomysł, by to robić, gdyż uważałam Karola za godnego zaufania.

Kiedy zdarzało mu się zmieniać plany w ostatniej chwili, niespodziewanie gdzieś wyjeżdżać, prowadzić długie rozmowy telefoniczne, czy być nieobecnym myślami, wszystko to tłumaczyłam obowiązkami służbowymi.

Opowiadał mi, że takie są teraz czasy, że konkurencja nie śpi, że żeby osiągnąć dobre wyniki sprzedaży trzeba się solidnie nakombinować, najeździć i napracować, więc powinnam pojąć, że czasem jest poddenerwowany i ciężko się z nim porozumieć. Teraz uważam to za totalną bzdurę, ale nawet przez chwilę nie podejrzewałam go o nic złego.

Nawet kiedy raz nie pojawił się na święta albo gdy przez cały tydzień nie mogłam się do niego dodzwonić podczas urlopu, również zrzucałam to na karb kłopotów w pracy. Tylko jeden jedyny raz zadzwoniłam do jego firmy, ale powiedziano mi, że jest w długiej podróży służbowej i że pewnie nie ma zasięgu. Dałam temu wiarę, dlaczego miałabym nie wierzyć?

Kochankę traktował jak królową

Oszczędnie gospodarowałam pieniędzmi i nie robiłam mu nigdy wyrzutów odnośnie zarobków. Nasze wspólne dochody w zupełności pokrywały koszty komfortowego życia. Jego wybranka wciąż jednak narzekała na brak gotówki, dlatego mój małżonek nieustannie podejmował się dodatkowych zleceń, harował na okrągło i fundował jej zagraniczne wczasy dwa razy w roku.

Jednak ani słowem nie wspominał o problemach. Za to mnie ciągle prosił o zaciskanie pasa i oglądanie każdej złotówki. Naszym urlopem był tygodniowy pobyt w gospodarstwie agroturystycznym, a ich – siedem dni nad ciepłym, egzotycznym morzem. My zadowalaliśmy się parówkami na śniadanie i kaszanką z grilla u znajomych a oni zajadali owoce morza w wytwornej restauracji na Wyspach Kanaryjskich. Wtedy jednak żyłam w błogiej nieświadomości.

Myślał, że prawda nie wyjdzie na jaw

No cóż, każdy facet, choćby był nie wiadomo jak zdrowy i krzepki, ma w pewnym wieku swoją granicę możliwości. A Karol nie dość, że orał jak wół w robocie, to jeszcze dawał z siebie wszystko jako samiec, więc trudno się dziwić, że serce w końcu zaczęło mu szwankować. No i któregoś razu zemdlał w domu tej drugiej kobiety.

Ambulans, szpital, telefon do małżonki, czyli do mnie. Błyskawicznie udało mi się ustalić, skąd go przetransportowano. Jeszcze prędzej połączyłam pewne elementy układanki i udałam się pod wskazany adres.

Od razu rzucił mi się w oczy wielki portret w antyramie, wiszący nad komodą. Zdjęcie przedstawiało uradowaną rodzinę: blondynkę, która wpuściła mnie do środka, nastolatkę z kolczykiem w nosie, białego pudelka oraz… mojego ukochanego Karola, przytulającego tę gromadę.

No więc sprawa wyszła na jaw… Gdy Karol wyszedł ze szpitala, powiedziałam mu, żeby się wyniósł. Czy dam radę mu wybaczyć? Szczerze w to wątpię. Czy do siebie wrócimy? Nie wydaje mi się. Czy jest mi ciężko? Jasne, że tak. Czy uda mi się o tym zapomnieć? Nie ma szans. Co do tego nie mam wątpliwości!

Mariola, 55 lat

Czytaj także: „Mąż trzymał łapę na kasie i wyliczał mi pieniądze na zakupy. Na emeryturze się zbuntowałam i założyłam osobne konto”
„Szybko zostałam wdową i nie wiedziałam, jak żyć. Podczas drugiego ślubu czułam, jakbym zdradzała pierwszego męża”
„Wydaliśmy fortunę na edukację córki, ale ona wybrała własną drogę. Woli myć gary w knajpie i szaleć z kolejnymi gachami”

 

Redakcja poleca

REKLAMA