„Mąż nieraz chciał mnie zostawić, ale skutecznie eliminuję rywalki. Mam swoje sposoby, by był wierny do grobowej deski”

Kobieta pewna siebie fot. iStock by Getty Images, NADOFOTOS
„Mama często powtarzała, że to dla niej niezrozumiałe. Uważała, że nie mam urody ani jakiejś wyjątkowej inteligencji, a mój zawód kosmetyczki nie robi wrażenia. Doskonale pamiętam, jakie uczucia mną wtedy targały: czułam się jak śmieć”.
/ 02.08.2024 07:15
Kobieta pewna siebie fot. iStock by Getty Images, NADOFOTOS

Wieść spadła na mnie niczym piorun, zupełnie niespodziewanie. Wpatrywałam się w litery na papierze, ale kompletnie nie docierało do mnie ich znaczenie. Co autor miał na myśli, pisząc: „Przepraszam, ale tak po prostu nie jestem w stanie odejść od miłości swojego życia”?

Zgadza się, to oczywiste, chyba nikt nie potrafi tak zrobić.

Ale dlaczego pisał, że już tu nigdy nie wróci?

To przecież tutaj, w rodzinnych stronach, wyczekuje go ukochana. To właśnie ja. Wręczyłam wiadomość matce. Przebiegła wzrokiem po słowach, złożyła papier i umieściła z powrotem w jasnej kopercie.

– A nie mówiłam? – odparła po chwili.

Mamrotała coś pod nosem, omijając mnie spojrzeniem. Podniosła się z krzesła i poszła w stronę kuchni, gdzie wyłączyła gaz pod bulgoczącym czajnikiem.

– Czy pamiętasz naszą rozmowę? – zapytała po chwili, podsuwając mi pod nos parujący kubek z herbatą. – Nic nie mówisz, więc ci odświeżę pamięć. Opowiadałam ci przecież, że mnóstwo osób wyjeżdżających do pracy poza granice kraju znajduje tam nowego partnera, z którym chce budować przyszłość. Przytrafiło się to mężowi twojej kuzynki Iwonki, a także Basi, córce naszej sąsiadki, która poznała we Francji innego mężczyznę. Ostrzegałam cię wtedy, abyś nie pozwalała Bogdanowi jechać samemu. Albo żebyś chociaż pojechała razem z nim.

Faktycznie, mama gadała i gadała. Ale to wszystko były bzdury. Ja i Bogdan mieliśmy swoje plany – chcieliśmy otworzyć firmę i postawić dom. O pożyczkach nie było mowy, więc jedyne rozwiązanie to praca w Wielkiej Brytanii. Boguś wyjechał na 2 lata – dokładnie to obgadaliśmy – żeby nasza przyszłość wyglądała lepiej. On mnie kochał. Razem śmialiśmy się z tych złych przepowiedni mamy.

– Na co mi kolejne dziewczyny, jeśli odnalazłem już tę jedyną? – mawiał. – Żadna inna nie zawładnie moimi myślami, nie ma takiej opcji.

– Ale wiesz, jestem w szoku – mówiła dalej mama. – Dopiero co minęło parę miesięcy, a on już wylatuje z gniazda.

– Dokładnie osiem miesięcy – sprostowałam.

Nawet do roku nie dotrwał – mama westchnęła, kiwając głową. – Choć w sumie on ciągle wyskakiwał z czymś niespodziewanym. Zupełnie jak wtedy, kiedy poprosił cię o rękę. Pamiętasz, już wówczas ci mówiłam, że to nie ma prawa się udać. No i sprawdziło się, co przewidziałam.

Mówiła te słowa. A także mnóstwo innych. Mama często powtarzała, że to dla niej niezrozumiałe. Uważała, że nie mam urody ani jakiejś wyjątkowej inteligencji, a mój zawód kosmetyczki nie robi wrażenia. Przestrzegała mnie też, bym nie przyzwyczajała się zbytnio do towarzystwa inżyniera. Doskonale pamiętam, jakie uczucia mną wtedy targały: czułam się jak bezwartościowy śmieć, który chwilowo zaślepiony facet wziął za coś cennego. Wtedy też podjęłam decyzję, że zrobię wszystko, by na zawsze przy mnie został. Z tą różnicą, że śmieci na zawsze pozostaną śmieciami, a ślepy pewnego dnia znów zacznie widzieć.

Zdaniem mamy, tak właśnie było teraz

Weszłam do swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Trzymałam w dłoni kartkę papieru, na której mój ukochany napisał, że postanowił mnie opuścić. Jeszcze raz przebiegłam wzrokiem po zdaniach kreślonych jego ręką: „Niewątpliwie spotkasz na swojej drodze mężczyznę, który da ci uczucie, jakiego pragniesz. Ja nie zasługuję na to, byś mnie obdarzała tak wielką miłością...”.

Z furią podarłam list na strzępy. Myślał, że jestem głupia jak but! Te jego gadki o tym, że niby „nie zasługuje na mnie”, bla, bla, bla. Jasne, że chciał tylko połechtać moje ego i sprawić, żebym wyrzuciła go z pamięci. Ale chyba powinien być bardziej kumaty. W końcu sam kiedyś mówił, że to wyższe siły nas do siebie ciągną, zsyłając sygnały, że jesteśmy sobie pisani. Zapomniał o tym? Wystarczyło, żeby jakaś laska z Anglii zakręciła tyłkiem – a może podetknęła mu pod nos wyciąg z konta – a on już nagle stwierdził, że jest wolny jak ptak i może robić, co mu się żywnie podoba? Chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do Jacka, który pracował w Anglii z moim facetem w jakiejś wypożyczalni aut i kierowców.

– Hej, Aniela – rzucił, a w jego głosie dało się wyczuć chęć szybkiego zakończenia rozmowy. – Co tam? – zgrywał głupka.

– Super – skwitowałam. – Kim jest ta z****a?

– Daj sobie spokój, serce nie sługa.

– Jasne, nie robię scen. Ale chyba mogę wiedzieć, przez kogo już nie mam męża?

Lucinda, kobieta po trzydziestce, była starsza od Bogdana o pięć lat. Malowała obrazy dla przyjemności i od pewnego czasu samotnie wiodła żywot, po tym jak owdowiała. Jej zmarły mąż zostawił jej pokaźny majątek. Lucinda wiodła spokojne życie w małej miejscowości pod Londynem. Podobno gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, od razu przeskoczyła między nimi iskra.

– Widziałem na własne oczy, jak wpadli na siebie po raz pierwszy – opowiadał Jacek. – Pojawiła się w naszej firmie, żeby wybrać swojego nowego szofera. Staliśmy przed nią w szeregu, było nas sześciu. Zauważyłem, jak na niego patrzyła, kiedy tylko go dostrzegła. No i ten jego uśmiech. Nie było dla ciebie nadziei, serio mówię. Jest mi z tego powodu przykro. Takie rzeczy po prostu się zdarzają.

Nie pozowolę na takie „zdarzenia”

Odcięłam się od świata, odkładając wyciszony telefon na blat stolika. Dłoń trzęsła mi się jak osika... Chwilę później przez internet zarezerwowałam lot do Anglii. Po paru dniach znalazłam się z bagażem na dworcu kolejowym w miejscowości, gdzie Lucinda posiadała swój domek. Zegar wskazywał krótko po szóstej po południu. Bogdan wypatrywał mnie na peronie, a jego mina zdradzała ponury nastrój. Dzień wcześniej wysłałam mu wiadomość z informacją o moim przybyciu. Potem rozładowałam baterię w smartfonie.

Po co tu przyjechałaś? – zapytał, gdy się zbliżyłam. – I tak niczego to nie zmieni.

– Może.

Posłałam ukochanemu ciepły uśmiech i stanęłam na czubkach palców, żeby musnąć ustami jego policzek. Tak bardzo mi go brakowało, moje ciało aż krzyczało z pragnienia, a serce łaknęło słów pełnych uczucia. On jednak zareagował chłodno. To mnie zraniło.

– Jesteś mi to winny. Każda sekunda przez ostatnie osiem miesięcy była wypełniona tęsknotą za tobą. Przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. Tak samo jak ty mnie, prawda?

– Aniela... – odsunął się, robiąc krok w tył. – Zachowujmy się jak dorośli ludzie. Uczucia się zmieniają, taka kolej rzeczy.

– Może masz rację – ponownie się uśmiechnęłam. – A może przedyskutujemy to przy stoliku? W jakimś barze? Nigdy nie miałam okazji odwiedzić typowego angielskiego pubu. Proszę cię. Nie obawiaj się, nie planuję wszczynać kłótni. Dobrze mnie znasz. Jesteś mi to winien – dodałam ponownie, zauważając jego wahanie. – Poza tym dosłownie umieram z głodu.

Przytaknął powoli ruchem głowy

Prawdę mówiąc, w naszym związku nie dochodziło do kłótni czy awantur. Nie darłam się na niego, nie ciskałam rzeczami dookoła. Poza tym należał do facetów, którzy lubią się opiekować, a to samo w sobie działało na kobiety jak magnes. A do tego jeszcze wyglądał jak Cary Elwes, tyle że był jeszcze bardziej czarujący. Ta stara jędza Lucinda wiedziała, co robi. Zresztą jak większość lasek, które próbowały mi poderwać faceta. Musiałam coś robić, żeby je odganiać.

Zabrał mnie do knajpy rodem z filmów, takiej staromodnej. Wylądowaliśmy przy stoliku w rogu, ja wzięłam piwo i tutejszą kanapkę. Bogdan był cały w nerwach.

Ty ją serio kochasz? – rzuciłam.

– Aniela… Wszystko ci wyjaśniłem…

– No tak, czytałam. Ale wiesz, doszłam do wniosku, że chyba zapomniałeś, jak to jest z prawdą. Że nie za bardzo mamy tu jakiś wybór. Nie mam ci tego za złe, osiem miesięcy beze mnie mogło ci pomieszać w sercu. Faceci mają swoje potrzeby, rozumiem to. Dlatego tu jestem, żeby ci przypomnieć, że to ja mam z tobą dożyć starości.

Odetchnął głęboko.

– Słuchaj, Aniela... W naszym wieku nie wypada już chyba wierzyć w jakieś tajemnicze moce, które rządzą naszymi losami. A tym bardziej naginać rzeczywistość do naszych własnych wyobrażeń. Teresa straciła życie, bo wyskoczyła z okna płonącego budynku. Na dodatek była pod wpływem alkoholu. I to wszystko.

Tereska chodziła z nami do szkoły

W drugiej klasie licealnej zaczęła bezczelnie podrywać Bogusia i za nic miała moje gadanie, że on należy do mnie, tylko jeszcze o tym nie ma pojęcia. Tylko się ze mnie nabijała. I zaczęła mnie obgadywać przed wszystkimi. Sama też puszczałam różne ploteczki, żeby Boguś się zorientował, że na niego lecę i w końcu na mnie spojrzał. Tego wieczora chciał iść do Tereski na imprezę. Ale ja wpadłam do niego pierwsza. A kiedy ściągnęłam płaszcz, a pod spodem byłam prawie naga, jego nastoletni organizm zareagował entuzjastycznie, a mózg przestał pracować.

W pożarze w domu Teresy ucierpieli wszyscy imprezowicze, pijani – poparzenia, szok, połamane kości. Przyczyna pożaru wciąż pozostaje nieznana. Zagadką jest też, czemu drzwi prowadzące na zewnątrz były zaryglowane. Bogdan uniknął śmierci tylko dlatego, że był wtedy przy mnie. Uszedł z życiem też parę lat później, gdy w aucie Ireny, mojej kumpeli ze studiów, nagle przestały działać hamulce. Ona liczyła na to, że uda jej się go skraść. Planowali wspólny weekendowy wyjazd w góry. Jednak ja nagle poczułam silne bóle i musiał zostać ze mną w szpitalu. Wyszło na jaw, że byłam w ciąży. I ją straciłam. Dręczyły go tak ogromne wyrzuty sumienia, że o mały włos nie wyznał mi zdrady. Ale to wszystko przypadki.

Nie pamiętasz już o naszym dziecku? – zapytałam przyciszonym głosem.

Ściągnął usta w wąską linię. Zdecydowanie uniósł podbródek.

– Doskonale zdajesz sobie sprawę, że to nie przeze mnie. Takie sytuacje się zdarzają.

– A może straciłam dziecko przez to, że pragnąłeś zostawić mnie dla tej idiotki, Ireny? Jak to było z wami?

Pobladł na twarzy. Dotarło do niego, że byłam świadoma wszystkiego. I jeszcze coś innego zaczynało do niego docierać. Nareszcie. Przybliżyłam twarz do jego ucha i wyszeptałam:

Należysz do mnie. Kocham cię odkąd byliśmy w przedszkolu. Pamiętasz tamten dzień? Wyznałam ci to, gdy pocałowałeś Kasię w policzek, będąc w starszej grupie. Tę samą Kasię, która parę dni po tym zdarzeniu potknęła się na schodach. Oświadczyłam ci wtedy, że jesteś tylko mój i żadna inna dziewczynka nie może się z tobą bawić. Tylko ja mam do tego prawo. Siły wyższe przemawiają do ciebie dobitnie: Kasia, Teresa, Irena. I...

Położyłam rękę na swoim brzuchu.

To była naprawdę ciężka decyzja 

– I co, chcesz żeby ta ofiara poszła na marne? A teraz zamierzasz mieć na sumieniu następną? Ona miała na imię... Lucinda, tak? Nie wiadomo, jak los się z nią obejdzie.

Bogdan nadal miał twarz bladą jak ściana, z lekkim odcieniem zieleni, i sprawiał wrażenie, jakby miał za chwilę zwymiotować.

– Coś ci chyba odbiło – wydusił z siebie.

– Wiesz, jak to mówią, miłość to choroba – przytaknęłam. – Zamierzam się zatrzymać w pobliskim hotelu, już przez internet zabukowałam sobie pokój. Liczę na to, że jutro wspólnie wyruszymy z powrotem do kraju.

Minęło już ponad 10 lat od tamtego dnia. Już od 11 lat mam to szczęście, że jestem żoną najlepszego faceta na świecie, który jest mi wierny jak pies. Nieraz śmiać mi się chce, gdy słyszę plotki, że na pewno uprawiam jakieś czary, bo mój mąż nawet okiem nie rzuci na żadną inną. A prawda jest taka, że ja go po prostu bardzo mocno kocham.

Aniela, 38 lat

Czytaj także:
„Macierzyństwo obdarło mnie z marzeń i planów. Usychałam z żalu, aż spotkałam równie samotnego tatusia na placu zabaw”
„Rodzina narzeczonego traktowała mnie jak wroga. Okazało się, że wiedzieli o czymś, co mogło zniszczyć moje małżeństwo”
„Moja siostra wybierała męża po grubości portfela. Znalazła sobie bogacza, ale okazało się, że wszystko ma swoją cenę”

Redakcja poleca

REKLAMA