„Mąż nie dostał w spadku po ojcu ani złotówki. Wszyscy byli w szoku, ale tylko ja wiedziałam, że na to zasłużył”

mężczyzna z testamentem fot. Getty Images, Nitat Termmee
„Gdy wyszliśmy od notariusza, matka i siostra starały się pocieszyć Marcela, mówiąc mu, że Janusz na pewno nie był już w pełni władz umysłowych, gdy spisywał swoją ostatnią wolę. Marcel doskonale wiedział, dlaczego ojciec nie uwzględnił go w podziale majątku”.
/ 01.06.2024 20:30
mężczyzna z testamentem fot. Getty Images, Nitat Termmee

Gdy nie ma się pełnego obrazu sytuacji, łatwo kogoś błędnie ocenić. Po odczytaniu testamentu teścia, wszyscy uznali go za sknerę, który własnemu synowi poskąpił grosza. Pocieszali męża, mówiąc mu, że ostatnią wolę można podważyć. „Na pewno nie było z nim zbyt dobrze, gdy to spisywał” – mówili. Nie mieli pojęcia, jak bardzo mijają się z prawdą. Teść aż do samego końca zachował trzeźwość umysłu i miał powody, by nie zapisać mojemu mężowi nawet złotówki.

Szanowałam teścia

Niektórzy traktują swoich teściów jak zło konieczne. Ja nie zaliczam się do tego grona. Naprawdę lubię matkę Marcela, a jego ojca wręcz uwielbiałam. Janusz zawsze mi imponował. Podziwiałam go za upór i niezłomny charakter.

Własnymi rękami i swoją ciężką pracą stworzył firmę budowlaną, która z niewielkiego rodzinnego interesu przerodziła się w dochodowy biznes. Ciężko pracował na swój sukces, a przy tym nigdy nie był skąpy. Tak to już bywa, że niektóre majętne osoby nie potrafią patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa, ale Janusz był inny.

Dbał o rodzinę i zupełnie obce osoby. Regularnie wspierał organizacje charytatywne i nigdy nikomu nie odmawiał wsparcia. Zawsze był gotowy każdemu służyć, nie tylko dobrym słowem, ale i gestem. Pewnie nie pomylę się, jeżeli stwierdzę, że dziś nie zastało już wielu takich ludzi.

Byłam pewna, że coś ich poróżniło

Gdy poznałam Marcela, pracował już w firmie ojca. Janusz zawsze podkreślał, jak bardzo jest dumny ze swojego syna. Uczynił go swoją prawą ręką i zawsze powtarzał, że kiedyś to wszystko będzie jego. Aż pewnego dnia ich drogi się rozeszły. Mąż postanowił założyć własną firmę. Byłam zdziwiona, że ot tak zostawia ojca samego. W końcu wszystko mu zawdzięczał.

Gdy zapytałam go o powody tej decyzji, powiedział tylko, że jego wizja rozwoju przedsiębiorstwa nie pokrywa się z planami ojca, więc uznał, że będzie lepiej, gdy zacznie działać na własny rachunek. Ja jednak nie dawałam wiary jego słowom. Miałam wrażenie, że coś ich poróżniło. Wiedziałam, że od męża nie wydobędę prawdy, więc postanowiłam zapytać o to teścia.

– Wszystko jest w porządku, córeczko. Naprawdę – zapewniał mnie.

– Więc dlaczego mam wrażenie, że nie jesteś ze mną szczery?

– Bo z góry założyłaś, że coś się między nami wydarzyło. Zapewniam cię jednak, że nic takiego nie miało miejsca. Marcel chce iść swoją drogą, a ja mocno mu kibicuję i jeżeli poprosi mnie o jakąkolwiek pomoc, na pewno mu nie odmówię.

– Przecież teraz będziecie ze sobą konkurować.

– To nic nie znaczy. Rynek jest duży i dla każdego starczy na nim miejsca.

Mimo że oboje zaprzeczali, ja wiedziałam, że chodziło o coś więcej. Odkąd mąż odszedł na swoje, niemal przestał widywać się z ojcem, a przecież wcześniej byli sobie bardzo bliscy. Ale skoro nie chcieli o tym mówić, nie naciskałam.

Testament nas zaskoczył

Janusz zmarł pół roku temu. Okazało się, że od jakiegoś czasu walczył z chorobą nowotworową. Nikomu o tym nie powiedział, co mnie nie zdziwiło. Teść nigdy na nic się nie uskarżał, jakby nie chciał obciążać bliskich swoimi problemami. Wolał wszystko dusić w sobie. Takim właśnie był człowiekiem.

Jak przystało na zorganizowanego mężczyznę, przed śmiercią uporządkował swoje sprawy, a swoją ostatnią wolę wyraził w stosownym akcie. W gabinecie notariusza zebrała się cała rodzina. Prawnik odczytał testament, a wszyscy otworzyli szeroko oczy z niedowierzania. Wszyscy poza mną.

Okazało się, że teść większość swoich dóbr zapisał żonie i córce. Pozostałą część majątku przeznaczył na utworzenie funduszu edukacyjnego dla wnuków. Wyraził też wolę, żeby firma, którą budował przez całe życie, została sprzedana, a uzyskane w ten sposób pieniądze zasiliły konta wybranych przez niego instytucji charytatywnych. W swojej ostatniej woli ani jednym słowem nie wspomniał o Marcelu.

Gdy wyszliśmy od notariusza, matka i siostra starały się pocieszyć Marcela, mówiąc mu, że Janusz na pewno nie był już w pełni władz umysłowych, gdy spisywał swoją ostatnią wolę. „Możesz przecież podważyć testament i nie będziemy miały do ciebie o to pretensji” – mówiły. Wiedziałam jednak, że mąż tego nie zrobi. Marcel doskonale wiedział, dlaczego ojciec nie uwzględnił go w podziale majątku.

Teść powiedział mi o wszystkim

Oprócz niego tylko ja znałam prawdę. Gdy z Januszem było już naprawdę źle, wezwał mnie na rozmowę.

– Donatko, muszę ci o czymś powiedzieć, ale proszę cię, żebyś nie powtarzała tego nikomu z rodziny. Podjąłem pewne działania, które mogą wydać ci się nielogiczne, ale musiałem tak postąpić i chcę, żebyś zrozumiała moją motywację.

– Tato, wiesz przecież, że twoje tajemnice będą u mnie bezpieczne.

– Wiem i dlatego chcę ci je powierzyć. Choć może cię to zaskoczyć, nie uwzględniłem Marcela w swoim testamencie.

– W jakim testamencie, tato. Przecież wyzdrowiejesz. Nie z takimi trudnościami w życiu się mierzyłeś.

– Doceniam pociechę, ale oboje wiemy, że zbliża się kres moich dni na tym świecie. A nie chcę, byś zapamiętała mnie jako człowieka, który niesłusznie skrzywdził twoją rodzinę. Pamiętasz, jak pytałaś mnie, co poróżniło mnie i Marcela?

– Oczywiście, że tak.

– Strasznie się wstydzę, ale okłamałem cię wtedy. Otóż rzeczywiście wydarzyło się coś, co sprawiło, że nie mogliśmy dłużej ze sobą pracować.

– Co takiego?

– Wiesz, że dobroczynność zawsze była dla mnie bardzo ważna?

– Tak, tato. Wiem.

Tego się nie spodziewałam

– Wspieranie instytucji charytatywnych powierzyłem Marcelowi. Myślałem, że robię dobrze. Chciałem, żeby nabrał do tych spraw mojego podejścia i żeby kiedyś kontynuował to, co sam zacząłem. Tymczasem on to niecnie wykorzystał. Dowiedziałem się, że w porozumieniu z kilkoma kolegami, założył fikcyjną fundację. Rozumiesz, co chcę powiedzieć? Nie dość, że wyprowadził z firmy potężne pieniądze, to jeszcze odebrał je tym, którzy naprawdę ich potrzebowali. Gdy sprawa wyszła na jaw, stwierdził, że to najwyższy czas pójść swoją drogą. Przysięgam ci, nie tak wychowałem syna. Nie tak – płakał.

– Tato... dlaczego tak długo dusiłeś to w sobie?

– Nie chciałem, byś kłóciła się z nim o to. Dalej tego nie chcę i jeżeli możesz, obiecaj mi, że to nie wpłynie na waszą relację. Marcel to dobry chłopak. Po prostu zbłądził i wierzę, że drugi raz nie powtórzyłby tego błędu. Ale musiał ponieść konsekwencje. Wierzę, że złe uczynki nie mogą być nagradzane. Dlatego nie zapisałem mu ani grosza.

– Rozumiem, tato. Wszystko rozumiem i nie mam do ciebie pretensji.

Nie przyznałam się, że wiem

Gdy po odczytaniu testamentu wróciliśmy do domu, Marcel dał upust złości.

– Jak on mógł mnie tak potraktować?! – krzyczał. – Podważę ten testament, przysięgam ci. Udowodnię, że ojciec był niespełna rozumu.

– Daj sobie spokój, Marcel. Wiesz doskonale, że choroba nie wpłynęła na umysł twojego taty.

– Jak możesz tak mówić? Przecież te pieniądze należą mi się jak psu buda!

– Widocznie tata uznał, że jednak nie.

– Co masz na myśli? – zapytał z przestraszoną miną, jakby domyślał się, że teść o wszystkim mi powiedział.

– Nic konkretnego. Mówię tylko, że twój tata musiał mieć jakiś powód, żeby pominąć cię w swojej ostatniej woli. Zamiast skamleć i wściekać się, zrób rachunek sumienia i zastanów się, czy przypadkiem nie wydarzyło się nic, co mogło wpłynąć na jego decyzję.

Dostał to, na co zasłużył

Najwyraźniej zrozumiał, co chcę mu powiedzieć, bo więcej już o tym nie wspomniał i nie podjął żadnych kroków prawnych w kwestii testamentu. Każdy dostaje to, na co zasłużył. Pieniądze zwiodły mojego męża, a chciwość – zaślepiła.

Mimo że ojciec nie zapisał mu niczego, to tak naprawdę dał mu coś, czego nie można kupić. Tym czymś była cenna lekcja. Marcel w końcu zrozumiał, jak bardzo go zawiódł. Skąd to wiem? Bo niedługo po jego śmierci sam stał się filantropem. Na miarę własnych możliwości, ale przecież najważniejsze są intencje.

Donata, 39 lat

Czytaj także:
„Przez 7 lat małżeństwa mąż nie zorientował się, że nie słodzę herbaty. Miał gdzieś mnie i moje potrzeby”
„Sylwek dał mi to, czego nie dostałam od męża. Jednak miłe słówka i wielkie gesty nie wystarczą by złamać przysięgę”
„Córka chce, by zięć poszedł na tacierzyński, a ona wróci do pracy. Faceci nie potrafią zająć się dziećmi, nawet swoimi”

Redakcja poleca

REKLAMA