„Sylwek dał mi to, czego nie dostałam od męża. Jednak miłe słówka i wielkie gesty nie wystarczą by złamać przysięgę”

poważna kobieta fot. Adobe Stock, sepy
„Świetnie się razem bawiliśmy, niemal do białego rana. Raz tańczyliśmy, raz rozmawialiśmy – tak na przemian. Gdy wybiła piąta, żal mi było, że impreza dobiega końca. Lucek chrapał w najlepsze, a ja z Sylwkiem wybrałam się na przechadzkę do lasu. Zupełnie jak jakaś zwariowana małolata”.
/ 30.05.2024 18:30
poważna kobieta fot. Adobe Stock, sepy

Kryzysy to coś, przez co przechodzi każda para małżeńska. Nie mam pojęcia, skąd się to bierze, ale wcześniej czy później nadchodzi chwila, gdy coś pęka. Kluczowe jest to, żeby potrafić sobie z tym poradzić. Byłam o krok od podjęcia decyzji o rozstaniu.

Na całe szczęście sprawy przybrały pomyślny obrót. A może raczej nic nie dobiegło końca – wciąż się kochamy, choć chyba bardziej przypomina to przyjaźń. Kiedy wracam pamięcią do tych szalonych momentów w objęciach innego mężczyzny, czuję zażenowanie. Dobrze, że nikt nie ma o tym pojęcia. Zostały tylko wspomnienia, które z roku na rok robią się coraz bledsze, jak tkanina zostawiona na dworze w pełnym słońcu…

Byłam grzeczną dziewczynką

Do tej pory nie należałam do grona dziewczyn, które non stop zmieniają partnerów. Kiedy już się w kimś zakochiwałam, to na zabój. Przez to tak bardzo bolało mnie rozstanie z pierwszą miłością. Cóż, nie miałam szans w starciu z odważniejszą, bardziej pewną siebie i wyluzowaną Elką.

Byłam kompletnie inna i ceniłam zupełnie inne rzeczy. Nie nosiłam żadnych kolczyków – ani w nosie, ani nigdzie indziej. Mój styl ubierania był raczej skromny i nie chciałam prowokować wyglądem. Nie paliłam papierosów i krępowałam się pijać piwo ze znajomymi chłopakami. Taki miałam światopogląd, bo tak mnie wychowali rodzice i nie planowałam tego zmieniać. Ewentualnie mogłam poszukać nowego faceta. Miałam nadzieję, że jakoś uda nam się dojść do porozumienia, ale niestety, moje oczekiwania legły w gruzach.

Lucjan stanowił całkowite przeciwieństwo Zbigniewa – był opanowany, życzliwy i sumienny. Po roku bycia razem wzięliśmy ślub. W następnym roku na świat przyszedł nasz synek, Wojtuś, a dwa lata później córeczka – Anitka. Lucjan bardzo się starał, aby zapewnić byt naszej rodzinie, zwłaszcza że nie zdążyłam podjąć pracy. Skupiłam się na prowadzeniu domu i opiece nad dziećmi. Pilnowałam, aby mieszkanie lśniło czystością, a obiad czekał na stole kiedy Lucjan wracał z roboty. Zajmowałam się praniem, prasowaniem, sprzątaniem, zabawianiem dzieci i odprowadzaniem ich do przedszkola. O sobie w ogóle nie myślałam.

Trudno powiedzieć, czy moje życie było usłane różami. Z jednej strony można by rzec, że tak, ale z drugiej – odczuwałam pewien niedosyt. Być może chodziło o to, że zabrakło tych oklepanych, lecz chyba niezbędnych zapewnień o uczuciu, a także drobnych przejawów czułości. Patrząc z boku na nasz związek małżeński, ktoś mógłby dojść do wniosku, że wiedliśmy szczęśliwe życie. Ja również żyłam w takim przeświadczeniu. Przynajmniej do momentu, gdy moja kuzynka wyszła za mąż.

Mówił wiele miłych słów

Nie miałam w planach iść na ślub, poza tym nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Kuzynka jednak pojawiła się na naszym ślubie, więc nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłoby nas zabraknąć na jej weselu. Mój Lucek też nie dawał mi spokoju z tą imprezą. Stwierdził, że nigdzie razem nie wychodzimy, dlatego powinniśmy wykorzystać tę okazję. Koniec końców, ten wieczór najbardziej wykorzystał Sylwester, kolega męża mojej kuzynki.

Lucek nieco przedobrzył z trunkami w trakcie wesela. Drużba nowożeńca intensywnie częstował i mojego małżonka tak to zmęczyło, że był zmuszony udać się na spoczynek do jednego z wynajętych specjalnie dla gości pokoi. Byłam poirytowana. Gdybyśmy nie mieli do pokonania sporej odległości do naszego miejsca zamieszkania, najprawdopodobniej zdecydowałabym się na powrót do domu. W zaistniałej sytuacji pozostało mi jedynie siedzieć z naburmuszoną miną przy stole, obserwując radosnych uczestników przyjęcia.

Nagle pojawił się Sylwester. Zarzucił mnie taką ilością miłych słów, że aż mi w głowie się zakręciło. Mówił, że super wyglądam, mam talent do tańca i poruszam się jak modelka. Stwierdził też, że moja kiecka jest najfajniejsza na całej imprezie (no może poza suknią panny młodej). Do tego wspomniał o moich cudnych oczach i uroczym uśmiechu. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy udało mi się wszystko spamiętać.

Nagle coś we mnie drgnęło! Chociaż z Sylwkiem spędziliśmy razem zaledwie kilkanaście godzin, poczułam, że zaczynam się w nim durzyć. Świetnie ruszał się na parkiecie, więc szaleliśmy niemal do bladego świtu. Raz tańczyliśmy, raz gawędziliśmy – tak na przemian. Gdy wybiła piąta nad ranem, żałowałam, że to już koniec. Mój ślubny chrapał w najlepsze, a ja wybrałam się z Sylwkiem na przechadzkę do pobliskiego lasu. Zupełnie jak rozchichotana małolata!

Kompletnie straciłam głowę

Cała ta sytuacja sprawiała wrażenie niezwykle magicznej i pełnej romantyzmu, jednak jednocześnie czułam w sobie pewien smutek, zdając sobie sprawę, że niedługo będę zmuszona powrócić do swojej nudnej codzienności. Ten ślub jawił mi się jako przepiękna fantazja senna, z której za nic nie chciałam się wybudzać. Pożegnaliśmy się pojedynczym buziakiem, mimo że ogromnie obawiałam się, że ktoś może to zobaczyć. Szczerze sądziłam, że to nasze ostatnie spotkanie, dlatego pozwoliłam sobie na ten całus. Jednak wystarczyła ta jedna chwila, bym zapragnęła znacznie więcej.

Kiedy skończyło się wesele, nic nie mogło poprawić mi nastroju. Obecność Lucka strasznie mnie irytowała, a ja wciąż wspominałam Sylwka i nasze namiętne buziaki. Gdy tylko mój mąż wychodził do pracy, od razu dzwoniłam do Sylwka. Odkąd razem z Luckiem pozbyliśmy się domowego telefonu, ratował mnie mój prywatny smartfon. Te rozmowy i wiadomości były dla mnie jak tlen. Zaczęłam też bardziej dbać o swój wygląd – staranniej dobierałam ciuchy i robiłam make-up.

– Postanowiłam w końcu zająć się sobą – powiedziałam pewnego dnia do Lucka. – Co miesiąc planuję odwiedzać salon kosmetyczny i fryzjerski. No i koniecznie muszę kupić nowe buty i ubrania!

– Jasne, przecież nikt ci tego nie zabrania – odparł zdziwiony mąż.

Korzystając z okazji, zdecydowałam się również na kurs jazdy, co pozwalało mi wymykać się na spotkania bez zbędnych komplikacji. Czułam się fantastycznie, choć strach przed tym, co przyniesie przyszłość, nie dawał mi spokoju.

Pewnego razu Sylwester zwrócił się do mnie z prośbą, abym opuściła Lucjana i zamieszkała razem z nim. Obsypując moje dłonie pocałunkami, przekonywał:

– Potrafię zatroszczyć się o swoją wybrankę. Darzę cię uczuciem i wiem, że ty również mnie kochasz… Pomyśl o własnym szczęściu, nie tylko o innych.

Sądzę, że gdyby nie moje dzieci – Wojtek i Anita, od razu bym się zgodziła. Mimo to nie chciałam podejmować decyzji w pośpiechu. Na ten moment zobowiązałam się jedynie, że to przemyślę.

Był inny niż Lucek

Minęło już 9 lat od momentu, kiedy powiedziałam „tak” mojemu małżonkowi. Choć to nie była żadna jubileuszowa rocznica, a mój mąż nigdy specjalnie nie przykładał wagi do takich okazji (bywało, że nawet ja o nich nie pamiętałam), to Sylwek zupełnie inaczej podchodził do świętowania naszej miłości.

Regularnie, co miesiąc, zaskakiwał mnie słodkim upominkiem w postaci czekoladek i pojedynczej róży. Mieliśmy swój mały rytuał – wrzucaliśmy kwiat do pobliskiej rzeczki i, trzymając się za dłonie, pędziliśmy na przeciwległy brzeg, by podziwiać, jak płatki unoszą się na wodzie. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam niczego równie romantycznego i wzruszającego!

Pewnego dnia we wrześniu jak zawsze miałam w planach wyskoczyć do miasta, żeby trochę pojeździć i spotkać się z moim Sylwkiem. Denerwowałam się, że nie zdążę na autobus, a przecież musiałam jeszcze zabrać dzieciaki do babci. Kiedy wychodziłam z domu, o mały włos nie wpadłam na Lucka! Wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Na dodatek trzymał w ręku gigantyczny pęk róż w kolorze karmazynowym – chyba największych, jakie kiedykolwiek widziałam na oczy!

– Idziesz gdzieś? – posmutniał, gdy mnie zobaczył.

– Mówiłam wczoraj, że mam dziś lekcje jazdy. Jak zawsze mnie nie słuchasz.

– Sądziłem, że wieczór spędzimy tylko we dwoje. Dziś mamy rocznicę ślubu – rzekł, wręczając mi bukiet róż.

Rozum zwyciężył

Dosłownie zatkało mnie z wrażenia. No tak, wyleciało mi to z głowy, ale tylko dlatego, że on też dawno o tym nie wspominał.

– Mam dla ciebie niespodziankę – idziemy na kolację do knajpki Ratuszowa, miejsce już zarezerwowane. A jak masz ochotę, to później możemy wyskoczyć do kina. Rozmawiałem z mamą, mówi, że może dłużej posiedzieć z dzieciakami. Zrób sobie dzisiaj wolne.

Jest coś w jego tonie, co sprawia, że od razu się zgadzam. Przekładam jazdę i umówione spotkanie z Sylwkiem na jutro. To nasze ostatnie spotkanie. Chcę mu przekazać, że nie zostawię męża i poprosić, żeby przestał do mnie wydzwaniać. Nie żałuję, że posłuchałam rozsądku. A może raczej serca, serca Lucka. Nigdy nie zapomnę jego słów z tamtej chwili:

– Od dłuższego czasu nie wyznawałem ci miłości. Myślałem, że to jasne, bo przecież jesteśmy po ślubie. Edytko, jesteś moją dobrą wróżką, najwspanialszą istotą na świecie. Choć rzadko to powtarzam, darzę cię ogromnym uczuciem… Wyglądasz olśniewająco, ale chyba zapomniałem ci o tym powiedzieć. Obiecuję, że to się zmieni. I że będziemy częściej przebywać w swoim towarzystwie.

Szczerze mówiąc, do dziś nie mam pojęcia, dlaczego Lucek zdecydował się na to przemówienie. Zastanawiam się, czy coś podejrzewał, czy to był totalny przypadek. Nie mam zielonego pojęcia. Ale dzięki temu dotarło do mnie, co tak naprawdę się liczy – nie jakieś chwilowe zauroczenia czy pożądanie, ale prawdziwe uczucie i silna więź między dwojgiem ludzi.

Edyta, 33 lata

Czytaj także:
„Moja narzeczona to niechluj i łamaga, a teściowa wygląda jak milion dolarów. To z nią powinienem się ożenić”
„Z mężem czułam się jakbym żyła w grobie. Nie ruszała go nawet kusząca bielizna, więc wymieniłam go na żwawego kochanka”
„Po śmierci męża znalazłam ukryty pendrive. Dzięki niemu mogłam się zapoznać z całą kolekcją jego kochanek”

Redakcja poleca

REKLAMA