„Mąż nie chce ze mną sypiać, bo twierdzi, że jest zmęczony. A mnie się wydaje, że coś chce przede mną ukryć”

nieszczęśliwa para fot. Getty Images, Hero Creative
„Pewnego wieczoru, gdy Paweł brał prysznic, zauważyłam jego telefon leżący na stoliku nocnym. Ekran rozbłysnął, gdy przyszła wiadomość. Zobaczyłam tylko jedno słowo. Krew odpłynęła mi z twarzy. Serce waliło mi jak oszalałe, a dłonie drżały, gdy sięgnęłam po telefon”.
/ 03.01.2025 20:00
nieszczęśliwa para fot. Getty Images, Hero Creative

Na początku naszego związku Paweł był jak żywioł. Jego czułość i namiętność sprawiały, że czułam się najważniejszą kobietą na świecie. Każdy jego dotyk był jak obietnica czegoś wyjątkowego, a każda wspólna noc była zwyczajnie niezapomniana.

Na początku była sielanka

Byliśmy nierozłączni, kochaliśmy się często i spontanicznie. Ale nie chodziło tylko o zbliżenia. Nasz związek był pełen wielkich, ale i mniejszych romantycznych uniesień. Nawet najdrobniejsze gesty – liściki zostawiane na poduszce czy czekoladki ukrywane w torebce – były dowodem zaangażowania Pawła, które sprawiały, że czułam się jak największa szczęściara.

Z tamtych dni pamiętam szczególnie jedną chwilę. Był środek lata, upalny wieczór, gdy wracaliśmy z jego ulubionej restauracji. Paweł nagle zatrzymał mnie na środku chodnika, spojrzał w moje oczy i powiedział czule: „Chciałbym teraz zatrzymać czas i zapamiętać tę chwilę na zawszę”. Pocałował mnie tak, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na tej planecie. Czułam, że jestem szczęśliwa, że mam wszystko. Wtedy nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że coś mogłoby to zmienić...

Ale czas płynął, a nasza relacja, choć nadal pełna ciepła, zaczęła się zmieniać. Nie zauważyłam tego od razu. Przez pierwsze lata naszego małżeństwa byliśmy pochłonięci codziennością, budowaniem wspólnego życia. Kupiliśmy mieszkanie, które Paweł własnoręcznie remontował.

Uwielbiałam patrzeć, jak z entuzjazmem maluje ściany na wybrany przeze mnie odcień szarości, a potem z dumą montuje półki w salonie. Jego troskliwość była dla mnie źródłem siły i poczucia bezpieczeństwa. Naprawdę myślałam, że jesteśmy wyjątkowi: że nigdy nie będziemy jedną z tych par, które stają się sobie obojętne i spędzają całe dnie osobno.

Ale niestety, na przestrzeni ostatniego roku zauważyłam, że coś się zmieniło. Z początku wydawało mi się, że to chwilowe – może stres w pracy, może zwykłe zmęczenie. Paweł zaczął wracać później do domu, często wspominał o nadgodzinach i projektach, które musiał skończyć „na wczoraj”. Jednak to nie tylko jego godziny pracy stały się problemem. Gdy wieczorem kładliśmy się do łóżka, zamiast mnie przytulić, często odwracał się plecami i zasypiał niemal natychmiast.

Od kiedy on jest taki oziębły?

Zbliżenia, które kiedyś były codziennością, nagle stały się rzadkością – zbyt rzadką, bym mogła to ignorować. Na początku próbowałam nie myśleć o tym zbyt wiele. Przecież każdy związek ma swoje wzloty i upadki. Ale dni zmieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. W końcu zaczęłam czuć się jak obca osoba w naszym własnym małżeństwie.


– Paweł, zauważyłam, że ostatnio coś się między nami zmieniło – zaczęłam pewnego wieczoru, gdy oboje siedzieliśmy na kanapie. – Już prawie ze sobą nie sypiamy…

Spojrzał na mnie znad ekranu telefonu, westchnął ciężko, jakbym go oskarżała o coś strasznego.


– Laura, nie przesadzaj. Po prostu jestem zmęczony. Ty też miewasz ciężkie dni, prawda?

Nie mogłam zaprzeczyć, ale ten argument wydawał mi się zbyt wygodny.


– Każdy ma czasem gorsze dni – odpowiedziałam powoli – Ale miesiące? Paweł, to nie jest normalne.

Zbył mnie lekceważącym ruchem ręki.


– Naprawdę robisz z igły widły. Przestań analizować wszystko na siłę.

Czułam się odrzucona. Nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Paweł, który kiedyś był moim największym wsparciem, teraz wydawał się być gdzieś daleko, jakby zamknął się w świecie, do którego nie miałam dostępu. Każda kolejna rozmowa kończyła się podobnie. „Zmęczenie”, „stres”, „brak czasu” – to były jego ulubione wymówki.

Zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie jest chory. Może coś go trapiło? Coś, czego nie chciał mi powiedzieć? Może bał się mnie zmartwić?

Nie dawałam za wygraną

Pewnego dnia, gdy wrócił z pracy, postanowiłam znowu delikatnie podjąć temat.

– Paweł, czy wszystko u ciebie w porządku? – zapytałam, gdy siedzieliśmy przy kolacji.

– O co ci chodzi? – spytał z wyraźnym zniecierpliwieniem.

– Martwię się o ciebie. Może powinieneś zrobić badania? – zasugerowałam.

Uśmiechnął się, ale ten uśmiech był pusty.


– Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu… za dużo się dzieje.

Za dużo się dzieje. Wciąż to samo tłumaczenie, które niczego nie wyjaśniało. Z czasem zaczęłam zauważać inne rzeczy. Paweł częściej wychodził z domu, tłumacząc się spotkaniami z kolegami z pracy. Czasem wracał późno w nocy, a jego koszula pachniała damskimi perfumami. Zawsze miał gotowe wytłumaczenie: w spotkaniach biznesowych uczestniczą też kobiety, ściskają się na pożegnanie, to przecież normalne...

Ale zaczynałam się coraz bardziej niepokoić. W końcu zapytałam go wprost, bo byłam już naprawdę zdesperowana, a ciągły stres zaczął na mnie wpływać zbyt mocno.


– Co ty w ogóle za bzdury wygadujesz? – irytował się.

– Kocham cię, jesteś moją żoną, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził. Jak możesz być taka nieufna? Sama masz jakieś paranoje i zaczynasz je przerzucać na mnie!

I tak to się kończyło. W końcu przekonywał mnie, że przesadzam, że wymyślam sobie problemy, których nie ma. A ja mu wierzyłam. I naprawdę chciałam w to wierzyć. Chciałam wierzyć, że wszystko, co mówił, było prawdą. Ale ta niepewność w końcu wracała, nie mogłam się jej pozbyć i zżerała mnie od środka.

Wszystko stało się jasne...

Pewnego wieczoru, gdy Paweł brał prysznic, zauważyłam jego telefon leżący na stoliku nocnym. Ekran rozbłysnął, gdy przyszła wiadomość. Zobaczyłam tylko jedno słowo: „Tęsknię”. Krew odpłynęła mi z twarzy. Serce waliło mi jak oszalałe, a dłonie drżały, gdy sięgnęłam po telefon.

Hasło. Oczywiście. Ale nie musiałam długo się zastanawiać. Paweł zawsze używał tej samej kombinacji – daty urodzenia jego matki. Wpisałam ją i ekran się odblokował. W skrzynce było mnóstwo wiadomości od kobiety o imieniu „Kasia”. Ich treść była aż nazbyt jednoznaczna. „Nie mogę się doczekać, aż znowu cię zobaczę”.
„Było mi tak dobrze ostatnim razem. Ty wiesz, jak mnie rozpalić”.
„Powiedz Laurze, że znowu masz nadgodziny ;)”.

Czułam, jak świat wali mi się na głowę. Te słowa paliły mnie jak ogień, który trawił całe moje ciało. Łzy napłynęły mi do oczu, ale zamiast się rozkleić, poczułam gniew. Wściekłość, która mnie ogarnęła, była swego rodzaju wybawieniem. Gdyby nie ona, rozpadłabym się na kawałki z cierpienia. Złość utrzymywała mnie w ryzach. Kiedy Paweł wyszedł z łazienki, stanęłam przed nim, trzymając jego telefon w ręku.


– Co ty robisz? – zapytał, marszcząc brwi.

Podniosłam telefon tak, by zobaczył wyświetlone wiadomości.


– Może ty mi to wyjaśnisz – powiedziałam lodowatym tonem.

Jego twarz pobladła. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie znalazł słów. Zamiast tego spuścił wzrok.

– To nie tak, jak myślisz – wyjąkał.

– Naprawdę? – rzuciłam z ironią. – To może wytłumacz mi, jak dokładnie to jest, bo ja najwyraźniej źle rozumiem.

Zmarnował mi życie

Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Milczał, a ja czułam, jak narasta we mnie złość.

Przez cały rok kłamałeś – kontynuowałam, mój głos drżał od emocji. – Mówiłeś, że jesteś zmęczony, że to stres... Robiłeś ze mnie jakąś histeryczkę. Kłamałeś w żywe oczy, powtarzałeś, że przesadzam, że nigdy byś mnie nie zrobił, a w rzeczywistości… w rzeczywistości miałeś romans!

– Laura, przepraszam – wyszeptał.

– Za co? Przecież gdybym się nie dowiedziała, nadal byś to ciągnął. Nadal byś mnie okłamywał, nadal byś mnie zdradzał.

Nie odpowiedział.

– Co, nagle nie masz niczego do powiedzenia? – zaatakowałam go. – To ja powiem: leć do tej swojej... Nawet nie wypowiem jej imienia. Dla mnie to jest koniec.

– Ale... Przecież tyle nas łączy. Nasza relacja jest wyjątkowa. Mieliśmy ze sobą spędzić resztę życia... – zaczął się jąkać.

– Mieliśmy, ale nie spędzimy. Dla mnie to koniec, Paweł – wyszeptałam.

W końcu poczułam, jak uchodzi ze mnie złość, a na jej miejsce ponownie wstępują ból, smutek i gorycz.

– Zmarnowałeś wszystko, co mieliśmy. Zniszczyłeś to, żeby zabawić się z jakąś... Pierwszą lepszą wywłoką. Więc proszę, teraz poniesiesz konsekwencje tego, co zrobiłeś – to były ostatnie słowa, które byłam w stanie wypowiedzieć, zanim zupełnie się rozkleiłam i wybiegłam z pokoju.

Ostatecznie Paweł wyprowadził się tej nocy. A ja, zupełnie załamana, nie wiedziałam nawet w którym miejscu powinnam zacząć układanie sobie życia na nowo... Czy jeszcze kiedykolwiek będę szczęśliwa? Czy ta rana się kiedyś zabliźni?

Laura, 28 lat

Czytaj także:
„Mąż pojechał na zarobek za granicę i zapomniał o całym bożym świecie. Musiałam mu przypomnieć, gdzie jest jego miejsce”
„Wiedziałem, że po 40. faceci zaczynają szaleć. Zastanawiałem się, czy mnie uda się powstrzymać rozporek na wodzy”
„Żona narobiła mi kwasu. Po Wigilii w firmie zamiast liczyć na podwyżkę, modlę się, bym nie dostał wypowiedzenia”

Redakcja poleca

REKLAMA