„Mąż kuzynki uważał, że żona powinna być jak dobry robot kuchenny. Gdy odchodziła od garów, urządzał jej niezły Meksyk”

Pokłóceni małżonkowie fot. iStock by Getty Images, LightFieldStudios
„– Może sobie pracować, ale bez przesady! Niech nie zaniedbuje rodziny! – darł się. – Kiedyś to było dla niej oczywiste, a ostatnio jej odbiło. W domu bałagan, ciuchy niewyprasowane, w lodówce pusto, aż człowiekowi odechciewa się z roboty wracać…”.
/ 07.08.2024 11:15
Pokłóceni małżonkowie fot. iStock by Getty Images, LightFieldStudios

Dawno temu postanowiłam, że za nic w świecie nie będę doradzać w sprawach małżeńskich krewnym, bo to jak wywoływanie wilka z lasu. Rzeczywistość jednak rządzi się swoimi zasadami i nie spełniłam danego samej sobie przyrzeczenia. Beata zjawiła się u mnie, gdy czuła, że już dłużej nie wytrzyma.

Nikt mnie nie potrzebuje – oznajmiła ledwo słyszalnym głosem, utkwiwszy wzrok w blacie stołu.

Nawet nie skosztowała ciasta z jabłkami, które jej zaserwowałam, co dobitnie świadczyło o powadze położenia.

Powadze na miarę Beaty, rzecz jasna

Moim zdaniem Beatka to raczej proste stworzenie, któremu do radości potrzebne jest tylko dobrze prowadzone gospodarstwo i porządnie ubrani krewni. Wtedy czuła, że zrobiła to, co do niej należało.

– Słuchaj, wyrzuć to z siebie, od razu zrobi ci się lżej na sercu – powiedziałam beztrosko, serwując sobie pokaźny kawałek ciasta.

Krystian w ogóle się ze mną nie liczy, a dzieciaki nie życzą sobie, żebym się wtrącała w ich sprawy – Beata sprawiała wrażenie kompletnie załamanej. – Nic mi nie wychodzi, zmarnowałam swoje życie.

– No co ty, masz ledwie 45 lat, a resztę możesz poświęcić na robienie tego, na co tylko masz ochotę – chciałam ją rozbawić, ale Beatka zareagowała tak, jakby ktoś dał jej z liścia.

– Myślisz dokładnie tak samo?! No to po wszystkim! – stwierdziła z nieukrywanym smutkiem.

Kawałek ciasta jabłkowego utknął mi w przełyku, nagle zdałam sobie sprawę, że to nie przelewki, ale prawdziwa tragedia. Daję słowo, nie spodziewałam się, że Beata tak późno zorientuje się, w jakim położeniu się znalazła. Sądziłam, że przynajmniej trochę ma świadomość swojej sytuacji, tylko nie przywiązuje do niej wagi. Mąż, Krystian, nie okazywał jej szacunku i wcale się z tym nie krył, a dzieciaki kiedy trochę podrosły, zaczęły go naśladować. Choć, nie da się zaprzeczyć, nie do końca.

Uwielbiały swoją matkę, jednak sądziły, iż nie ma ona pojęcia o wielu sprawach. Podczas rozmów w gronie bliskich bardzo często przerywały jej wypowiedzi. Rzucały wtedy zdawkowe „daj spokój, mamo”, co dla Beaty było jasną wskazówką, że ponownie nie udało jej się trafić w sedno tematu. W takich sytuacjach mówiła z przekąsem „no tak, przecież się na tym nie znam, ale takie mam odczucie”. Niewiele pomagało to w budowaniu jej autorytetu, zarówno wśród dorastających pociech, jak i w oczach małżonka. Dawali jej to odczuć, co jednak nie przeszkadzało Beacie w całkowitym poświęceniu się dla zaspokojenia ich potrzeb.

Świetnie radziła sobie w prowadzeniu domu, a rodzina rozkwitała pod jej troskliwym, przepełnionym miłością okiem. Ostrożnie podpytałam Beatkę, jakie wyciągnęła wnioski i usłyszałam od niej szczerą prawdę – tę samą, której wcześniej nie dostrzegała.

– Oddałam się całkowicie bliskim, a oni to traktują jako coś oczywistego i każdy mój najmniejszy błąd wytykają. Koszule nie były uprasowane na czas? Przecież w domu siedzę, a nie zarabiam, więc co niby ważniejszego miałam robić?

– Już to chyba gdzieś słyszałam – przytaknęłam ruchem głowy.

Tak mówiły kobiety na terapii, jednak Beata nie pojęła w pełni sensu moich słów.

– Zdaję sobie sprawę, że Krystian bywa nieuprzejmy, ale nie zwracałam na to uwagi, bo mimo wszystko jest porządnym facetem – stanęła w obronie swojego partnera. – Poza tym całą energię poświęcałam dzieciom. One były dla mnie najważniejsze.

– Czyli w tej chwili są już dorośli i nie potrzebują mamy? – zapytałam ironicznie. – Beatko, to było oczywiste! Dzieci idą swoją drogą, facet zostaje, a my możemy liczyć tylko na to, co same osiągnęłyśmy.

– W porządku, ale kiedy ja miałam się zająć sobą? Rodzina wymagała mojego poświęcenia – oburzyła się moja przyjaciółka.

Oddała się bez reszty bliskim, a co jej to dało?

– Taka była twoja decyzja i nie ma w tym nic niewłaściwego, lecz nadszedł moment, aby zastanowić się nad przyszłością. Rozważ swoje opcje, opuść cztery ściany, odśwież wykształcenie, przypomnij sobie dawne umiejętności i rozpocznij poszukiwania.

– Ale czego konkretnie? – Beatka sprawiała wrażenie kompletnie zdezorientowanej.

– Celu w życiu, zatrudnienia, działalności charytatywnej, dowolnej rzeczy, która cię zaciekawi i postawi na nowej drodze – wymieniłam wszystko za jednym zamachem.

– Mówisz jak ci wszyscy niby-specjaliści. Nienawidzę takiego bełkotu, to nieżyciowa gadka. Nie dam rady rzucić wszystkiego – Beata nadęła policzki.

– Umiejętność mówienia „nie” – ryknęłam – Kojarzysz to pojęcie? Popracuj nad tym, skorzystaj z pomocy specjalisty. Byle nie u mnie, to nie moja specjalność – zaznaczyłam.

– Asertywność nie naszykuje zamiast mnie posiłków dla bliskich!

No to gotuj sama i nie oczekuj ode mnie wskazówek. Postępuj jak uważasz – zirytowałam się i dla poprawy humoru nałożyłam sobie dodatkową porcję ciasta.

Sądziłam, że moje słowa poszły na marne, jednak po paru miesiącach przypadek sprawił, że spotkałam Krystiana i Beatę na imieninach u krewnych. Od czasu naszej ostatniej pogawędki, relacje z kuzynką były raczej chłodne, dlatego zajęłam miejsce z dala od nich. Zaciekawiło mnie, gdy Krystian niespodziewanie zaczął mówić o swojej małżonce w taki sposób, jakby w ogóle jej tam nie było.

– Beatka non stop przegląda w sieci strony o samorozwoju i motywacji – rzucił z przekąsem. – Nie uważacie, że to trochę śmieszne? Kobiety, które tym zawiadują, są przecież o wiele młodsze od niej, ale Beatce to jakoś nie przeszkadza. Studiuje te teksty, zostawia komentarze, lata na jakieś szkolenia polecane przez te babki, a ostatnio nawet wzięła udział w jakimś internetowym kursie na żywo.

– O jakich zajęciach mówisz? – zainteresowała się ciocia Kasia, która tego dnia obchodziła imieniny i fundowała całe przyjęcie.

– To taki wykład online, a po nim zawsze jest czas na pogaduszki, gdzie każdy może się podzielić swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami – niecierpliwie tłumaczył Krystian.

Brzmi interesująco – ożywiła się ciotka Kasia. – A gdzie trzeba się zgłosić, żeby w czymś takim uczestniczyć?

– Ciociu, nie uważasz, że jesteś już trochę za stara na takie wirtualne zabawy? – nie wytrzymał Krystian.

Leniwie oparłam podbródek na dłoni, czekając na to, co będzie dalej.

Ciotka Katarzyna była niemłoda i przyprószona siwizną, ale zachowała dużo więcej charakteru niż Beata.

Nie jestem, a już na pewno nie tobie to oceniać. Brak ci ogłady, Krystian, od razu to zauważyłam, ale Beata uparcie obstawała przy tobie. Zastanawiam się, co ona w tobie widzi?

Gwar pogawędek zagłuszył wymianę zdań, po której Krystian położył uszy po sobie. Ciotka Katarzyna była zamożną, a na dodatek samotną wdówką, nikt przy zdrowych zmysłach nie pragnął wejść z nią w konflikt. Nie trafiła mi się sposobność, żeby na osobności pogadać z Beatą i dowiedzieć się, jakie ma plany, a po imieninach ciotki wyleciało mi to z głowy.

Czy naprawdę coś się zmieniło?

Beata milczała, nie prosiła o poradę, co sugerowało, że nie ma pożaru, jakoś daje sobie radę. Dużo później doszły mnie słuchy, że znalazła robotę na pół etatu i zastanawia się nad założeniem konta w social mediach. Usłyszałam to od Krystiana podczas burzliwej gadki przez telefon, kiedy to zarzucił mi, że zbuntowałem mu żonę.

– Niech sobie pracuje, skoro widzi w tym przyjemność, ale bez przesady! Nie może nas zaniedbywać – miotał się do słuchawki. – Każdy zawsze ma jakieś sprawy na głowie, a ona nagle o tym zapomniała. Dawniej chwytała w lot o co chodzi, a teraz coś jej odwaliło. W domu bałagan, ciuchy niewyprasowane, w lodówce pusto, że aż człowiekowi odechciewa się z roboty wracać…

– Beata już wam nie przygotowuje posiłków? – zdziwiłam się, gdyż zupełnie do niej nie pasowało takie zachowanie.

– W garnku zostawia jakieś łatwe dania do podgrzania i karze nam to jeść przez kilka dni – poskarżył się Krystian. – Dzieciaki ani ja tego nie lubimy, wolimy zamawiać jedzenie na dowóz. Beata udaje, że tego nie zauważa, w ogóle się nami nie interesuje! Do jasnej anielki, musi się ogarnąć i wrócić do rodziny. To przez ciebie ma przewrócone w głowie, namówiłaś ją, żeby odkrywała siebie na nowo. Teraz to napraw, coś ty narobiła!

Zepsutej małżonki nie da się zanieść do serwisu – mruknęłam pod nosem z uśmiechem. – Pomyśl o tym z innej perspektywy: to wciąż ta sama osoba, którą poślubiłeś, tylko po liftingu, podkręcona. Chyba korzystniej jest dzielić życie z interesującą partnerką o szerokich horyzontach, niż z kimś, kto gada tylko o robieniu porządków?

Moje słowa do niego nie trafiły

– Bronisz jej, nie ma sensu z tobą gadać – zirytował się. – Liczyłem, że z nią pogadasz, przywołasz ją do porządku, ale jak nie chcesz, to trudno. Tak myślałem, że nie można na tobie polegać.

Po tej rozmowie Krystian obraził się na mnie, zupełnie tak samo jak parę miesięcy temu zrobiła to jego małżonka. Oboje mieli do mnie pretensje o coś innego, ale skutek okazał się taki sam. Nie udało mi się zadowolić żadnego z nich. Odczułam coś w rodzaju wyrzutów sumienia, niepotrzebnie mieszałam się w ich związek. Z tego powodu, kierując się dobrymi intencjami, zadzwoniłam do Beaty.

– Możesz rozmawiać? – zagadnęłam.

– W tej chwili jestem zajęta, ale może wieczorem? – grzecznie mnie zbyła. – No chyba, że sprawa jest pilna?

– Krystian twierdzi, że to moja wina, że tak się zmieniłaś. Chcę wiedzieć, czy dobrze się odnajdujesz w nowej odsłonie. Zapewnij mnie, że moje wskazówki ci pomogły.

– Jeszcze nigdy nie byłam tak nabuzowana emocjami – wyznała mi Beata. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zacznę nowy etap i stanę się zupełnie inną osobą! Pogadamy o tym dokładniej przy innej okazji.

– Trzymam kciuki, żeby ci się powiodło – rzuciłam do już rozłączonego telefonu.

Beata zakończyła rozmowę przez telefon i ruszyła na podbój świata. Ale pamięć ją nie zawiodła – po upływie miesiąca znienacka pojawiła się u mnie w odwiedzinach.

– Cześć, Wanda! Nie zapomnij, że niczego nie żałuję – wypaliła od progu, ciskając na fotel swoją torbę. – Niełatwo było ich wdrożyć w nową rzeczywistość, dzieciaki szybciej załapały, a Krystian… Już nie szaleje jak kiedyś, sprawia wrażenie usatysfakcjonowanego życiem. Mało przesiaduje w chałupie, coś mi się widzi, że wpadł w oko jakiejś babce, która wzięła go pod swoje skrzydła i się nim zajmuje.

– I takie podejrzenia to dla ciebie błaha sprawa? – zapytałam.

Beata tylko uniosła ramiona w geście rezygnacji.

– W tej chwili skupiam się na uruchomieniu sklepu online. To dla mnie nowe wyzwanie, więc nie chcę tracić koncentracji. Tym tematem zajmę się w przyszłości.

Postanowiłam, że za żadne skarby nie wezmę udziału w dochodzeniu skierowanym przeciwko Krystianowi. Nigdy w życiu.

Wanda, 40 lat

Czytaj także:
„Młodzi chcieli modne wesele, więc siedzieliśmy o suchej gębie i talerzyku ogórków. Wstyd przed całą rodziną”
„Byliśmy zgodną parą, dopóki nie pojechaliśmy na urlop we dwoje. W połowie wakacji brałam nogi za pas”
„Tyram na pełnych obrotach, a mój mąż wyleguje się przed ekranem. Kumpela uknuła, jak poderwać go do tańca z mopem”

Redakcja poleca

REKLAMA