Każdej kobiecie zależy na tym, żeby poznać księcia z bajki. Sądziłam, że mi się to udało. Kamil pracował jako szef jednego z działów w firmie, gdzie zaczęłam swoją pierwszą pracę zaraz po skończeniu studiów. Od początku wpadł mi w oko. Dziesięć lat starszy, przystojniak, bystry, elokwentny. Zakochałam się w nim bez opamiętania. Muszę przyznać, że to ja go najpierw usidliłam, a on dał się złapać w moje sidła bez większego oporu.
Lekceważył moje wysiłki
Kiedy po dwuletnim okresie randkowania zdecydowaliśmy się na małżeństwo, czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na ziemi. To uczucie radości szybko zaowocowało narodzinami naszej córeczki Milenki. Jednak wtedy coś niedobrego zaczęło się dziać w naszym związku.
Od samego startu było jasne, że rzucę robotę i zajmę się opieką nad naszą córką. Uzgodniliśmy z Kamilem, że po macierzyńskim skorzystam również z wychowawczego. Troszeczkę miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, bo widziano u mnie potencjał na błyskotliwą karierę, ale co zrobić.
Nie zamierzałam zostawić naszej kruszynki pod opieką osoby trzeciej. W dodatku liczyłam na to, że mąż będzie dla mnie podporą. Kiedy byłam w ciąży, deklarował pomoc w doglądaniu bobasa. Dałam wiarę jego słowom. Nie był przecież żadnym smarkaczem, tylko prawie czterdziestoletnim, poukładanym facetem.
Byłam zdana tylko na siebie
Już niedługo po narodzinach córeczki zdałam sobie sprawę, że zapewnienia Kamila były nic nie warte. Szybko znudził się byciem tatą. Bez wątpienia kochał naszą Milenkę, ale raczej na dystans. Znacznie więcej przebywał poza mieszkaniem. Zasłaniał się obowiązkami zawodowymi, ale prawda była taka, że po prostu uciekał przed nowymi zadaniami. Nie chciał, aby cokolwiek uległo zmianie w jego dotychczasowym życiu.
Wciąż oddawał się swoim hobby, widywał się ze znajomymi i wychodził z domu, kiedy tylko miał na to chęć. A co najgorsze – zupełnie nie dostrzegał w tym niczego niewłaściwego. Przecież nie nadużywał alkoholu, nie stosował wobec mnie przemocy i zarabiał na utrzymanie rodziny. Uważał, że powinnam to docenić i okazywać mu za to wdzięczność!
To ja wstawałam nocami, kiedy córeczka płakała, ja zabierałam ją na wizyty do pediatry i pocieszałam, gdy bolało ząbkowanie. Dźwigałam sterty prania, sprzątałam i przygotowywałam posiłki. Liczyłam chociaż na odrobinę wdzięczności Kamila albo miłe słowo od czasu do czasu. Ale on wiecznie znajdował powód do narzekań. Raz wypominał mi, że nie wyprasowałam mu ulubionej koszuli, innym razem, że po mieszkaniu latają kłęby kurzu.
Tłumaczyłam, że padam ze zmęczenia
– Znalezienie chwili dla siebie to był problem? Daj spokój, przecież ty praktycznie nic nie robisz! Trochę porządków i dziecko! Wielkie mi halo! A ja zasuwam od rana do wieczora!
Z każdym miesiącem czułam się coraz bardziej pokrzywdzona, przybita i sama jak palec. Nie miałam nikogo, komu mogłabym się wyżalić. Mama odpadała. Dzieliły nas setki kilometrów. Poza tym i tak by mnie nie zrozumiała. Całe swoje życie poświęciła rodzinie. Według niej taka była rola kobiety.
Kontakt z byłymi współpracowniczkami również był niemożliwy, bo Kamil nie potrafił spędzić z córeczką nawet godziny sam na sam. Kiedyś tryskałam radością i energią, byłam pełna ambicji. Z biegiem czasu powoli zaczęłam się przeobrażać w zestresowaną i padniętą kurę domową.
Któregoś dnia, kiedy byłam z Milenką na spacerze, spotkałam koleżankę z ogólniaka. Od czasu matury nasze drogi się rozeszły. Przeprowadziła się do krewnych w Norwegii i tam się osiedliła. Kontakt między nami się urwał. Chyba postanowiła odwiedzić stare kąty.
– Gośka, to naprawdę ty? Masz minę, jakbyś przeszła przez piekło. Co ci się stało? – zawołała, gdy mnie zobaczyła.
– Serio chcesz wiedzieć?
– Jasne, pogadajmy! – powiedziała z uśmiechem, siadając obok mnie na ławce.
Czułam, że mnie rozumie
Następne dwie godziny, gdy moja córka bawiła się w piaskownicy, ja zwierzałam się przyjaciółce, że od dwóch lat czuję się każdego dnia jak pod gąsienicami czołgu. Kiedy zakończyłam swoją opowieść, moja rozmówczyni była wyraźnie poruszona.
– I ty się na to wszystko godzisz? – pytała, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– A co mi pozostaje? Wszcząć jakiś bunt? – parsknęłam z ironią. – Rzucić to wszystko w diabły i zacząć myśleć tylko o sobie? Spakować walizki, rozpłynąć się w powietrzu, schować gdzieś na końcu świata?
– No jasne! – ku mojemu totalnemu zaskoczeniu przytaknęła. – Słuchaj, mam genialny pomysł! Dziś w nocy lecę z powrotem do Norwegii. Leć razem ze mną. Choćby na kilka dni. Zobaczysz, gdzie mieszkam, poznasz moich bliskich. Odpoczniesz, zresetujesz się trochę…
– Co ty opowiadasz? Mój facet w życiu się na to nie zgodzi – stwierdziłam.
– Nie pytaj go. Zostaw wiadomość, że wyruszasz w podróż i po prostu zniknij – machnęła ręką.
– Daj spokój! A co z Milenką? Kamil nie ma pojęcia, jak się nią opiekować.
– No to się nauczy. Chyba jej nie zagłodzi, przecież jest dorosły. A skoro mówi, że u ciebie w domu jest taka sielanka, niech trochę zobaczy, jak to jest. Nie uważasz, że to dobra okazja, żeby dać mu popalić? – zapytała.
Miała obawy
– Niby tak, ale to wcale nie taka łatwa sprawa…
– Kompletnie tego nie pojmuję! Skarżysz się, że masz pod górkę, ale nic z tym nie robisz, żeby to naprawić. Koniec z tym lamentowaniem, czas brać się do roboty. Masz tutaj moje namiary. Jak dojrzejesz do decyzji, to daj znać. Czasami faceci potrzebują solidnego kopa, żeby dotarło do nich, ile my dla nich znaczymy – rzuciła, wręczając mi swoją wizytówkę.
Kiedy kumpela przedstawiła mi tę propozycję, to mimo pokusy zdecydowałam, że jednak z niej nie skorzystam. Pomyślałam, że po prostu nie wypada mi tak zwyczajnie porzucić męża, a już szczególnie małej córuni. Nawet jeśli miałoby to być tylko na tydzień czy dwa…
No bo przecież porządna matka i żona czegoś takiego nie robi! Już sobie wyobrażałam, jak moja mama wpada w rozpacz, a teściowa dostaje białej gorączki… No i jak słyszę te wszystkie pretensje, że myślę tylko o sobie.
Wróciłam do domu w słabym nastroju. Mąż już był. Wylegiwał się przed telewizorem.
– No, w końcu jesteś! Ja tu prawie padam z głodu! – krzyknął.
Czułam smutek
Makaron z sosem czekał na kuchence, trzeba go było jedynie podgrzać. On po prostu z miejsca założył, że mam być na jego usługi. Zdążył przywyknąć, że wszystko ma podstawione pod nos. Odnosił się do mnie jak do służącej, a nie małżonki.
Chciałam mu to wygarnąć, ale się powstrzymałam. Doszłam do wniosku, że to bez sensu. I tak nic do niego nie dotrze. Jeszcze będzie miał pretensje, jaki to on zapracowany, a ja nic nie robię. Poszłam do kuchni, podgrzałam jedzenie i podałam na stół.
– A właśnie, byłbym zapomniał! Wreszcie udało mi się wyrwać parę dni wolnego. Jadę z kolegami na ryby – ni stąd ni zowąd rzucił.
– Słucham? Ot tak sobie? – zerknęłam na niego z niedowierzaniem.
– No a jak! Padam na twarz! Pora w końcu wyrwać się z tego szarego życia – podniósł ton.
Nawet nie raczył spytać o moje zdanie. Zwyczajnie zakomunikował stan rzeczy. W jednej sekundzie zrobiłam się wściekła.
Nie wybuchłam. Cierpliwie poczekałam, aż Kamil zje, po czym zabrałam talerze do zmywania. Kiedy skończyłam porządki w kuchni, zajrzałam do salonu. Oczywiście mój mąż znowu leżał rozwalony na kanapie i gapił się w telewizor.
Miałam tego dość
Ruszyłam prosto do naszej sypialni i chwyciłam za pierwszą lepszą walizkę. Pomyślałam sobie: „Teraz zafunduję ci lekcję szarego życia! Przekonasz się na własnej skórze, jak to wszystko wygląda”. Na łóżku położyłam kartkę z wiadomością, że wyjeżdżam odpocząć i cichaczem przemknęłam do przedpokoju.
– Lecę do apteki na moment! Milenka ma znów problem z gardłem – rzuciłam, ale Kamil nawet nie raczył się odwrócić.
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Ukryłam się w najbliższym parku i wykonałam telefon do przyjaciółki. Stawiła się na miejscu w ciągu piętnastu minut.
– Cudownie! Nie sądziłam, że będziesz miała na tyle odwagi! – wykrzyknęła podekscytowana.
Kiedy wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy z miejsca, wyjęłam z telefonu baterię. Od wielu tygodni po raz pierwszy miałam poczucie, że odzyskałam upragnioną wolność!
Dwa tygodnie mieszkałam u Ewy. Choć ona i jej mąż opiekowali się mną wspaniale, to nie był łatwy okres. Brakowało mi Milenki. W końcu nigdy wcześniej nie byłyśmy osobno. Codziennie toczyłam wewnętrzną walkę. Czy już wracać, czy może jeszcze poczekać?
Głowiłam się, jak sobie radzi Kamil. Czy potrafi wykąpać małą, ułożyć ją do snu, nakarmić? Czasami miałam ochotę włożyć baterię do komórki i chociaż zadzwonić, żeby się dowiedzieć, czy u nich wszystko okej. Ale Ewa odwiodła mnie od tego pomysłu.
Zmuszałam się, by wytrzymać
– Faceci uczą się powoli. Potrzebują więcej czasu, żeby dobrze pojąć pewne sprawy. Zaufaj mi, wiem co gadam – mówiła.
Później w zaufaniu wyjawiła mi, że na starcie związku z Albertem też nie było kolorowo. Ale zafundowała mu podobną terapię szokową i to go odmieniło. Zdziwiło mnie to, bo małżonek mojej przyjaciółki jawił mi się jako wzór cnót. Czyżby i mojego czekała taka metamorfoza?
Ta perspektywa napawała mnie nadzieją i studziła chęć sięgnięcia po słuchawkę… Wytrzymałam dwanaście dni.
– Ewuniu, ja już dłużej nie dam rady! – załkałam, wkładając z powrotem baterię do komórki.
Zerknęłam na telefon. Dobrych czterdzieści SMS-ów! Wszystkie od Kamila! Zaczęłam je po kolei czytać. W pierwszym napisał: „Gdzie ty się podziewasz, do jasnej cholery? Co ty wyprawiasz?! Jak zaraz nie wrócisz, to gorzko tego pożałujesz!”. Drugi, piąty i dziesiąty utrzymane były w podobnej stylistyce. Wyzwiska i pogróżki. „Przez ciebie wakacje marnuję! Mam po dziurki w nosie twoich humorów”.
Dało mu to do myślenia
Ale potem coś się zmieniło. W słowach męża wyczułam zaniepokojenie, a później wyrzuty sumienia. „Wszystko z tobą w porządku? Nie brakuje ci nas?”, a na koniec: „Skarbie, chyba już rozumiem, o co ci chodziło. Nie szanowałem cię tak, jak na to zasługujesz! Masz świętą rację! Obiecuję, że się zmienię! Tylko zakończ już to milczenie i wracaj do domu, bo oszaleję bez Ciebie” – przeczytałam w ostatniej wiadomości.
Minęły dwa tygodnie, odkąd wróciłam do domu. Mieszkanie zaczęło przypominać ludzkie warunki, bo wcześniej wyglądało jakby przeszło przez nie tornado. Mój mąż nawet nie poprosił o wsparcie mojej mamy, bo nie chciał jej mówić, że od niego uciekłam. To była dla niego trudna lekcja. Pokornie stwierdził, że kompletnie nie ogarnia jak ja dawałam sobie ze wszystkim radę…
Nie powiem, że wszystko jest perfekcyjne. Być może Norwegowie potrafią przejść tak radykalną transformację, ale my nie. Mimo to nie żałuję swojej decyzji. Sporo udało mi się uzyskać.
Odbyliśmy szczerą rozmowę… Kamil dokłada wszelkich starań. Wziął na swoje barki część obowiązków. Choć nadal dużo pracuje, to jednak większość wieczorów jest w domu. A jeśli wymaga tego sytuacja, sam zajmuje się naszą małą. Nareszcie mogę wyjść na babskie pogaduchy. Czy to sukces? Według mnie gigantyczny!
Agnieszka, 29 lat
Czytaj także:
„Byłam silną singielką, a ślub kojarzył mi się z zakuciem w kajdany i praniem męskich gaci. Gdy poznałam Piotra, zmiękłam”
„Wuj chciał oddać mężowi stary dom >>na piękne oczy<<. Bez spisanej umowy nie dam na remont tej rudery ani grosza”
„Przyjaciółka żony panoszy się w naszym domu jak zaraza. Gotuje obiadki, pierze moje gacie i planuje nam rozrywki”