„Mąż kłamał, że spłaca kredyt, żeby nie płacić za zakupy. Zdziwił się, gdy zobaczył w lodówce tylko światło i szron”

zła kobieta fot. Getty Images, Tom Roberton
„– Wmawiasz mi, że zostało ci jeszcze sześć rat, a okazuje się, że ostatnią ratę spłaciłeś ponad rok temu. Okazuje się też, że lekką ręką wydajesz na kulinarne przyjemności, narzędzia i Bóg jeden wie na co jeszcze, ale lodówki w domu nie potrafisz zapełnić. A przecież też z niej korzystasz!”.
/ 12.06.2024 11:15
zła kobieta fot. Getty Images, Tom Roberton

Mam już po dziurki w nosie roli żywicielki naszej dwuosobowej rodziny. Haruję w pocie czoła, by było co do garnka włożyć, podczas gdy beztroski mężuś wydaje kasę na swoje przyjemności. Dosyć tego! Basta! Jeżeli nie chce dokładać się do zakupów, będzie musiał jeść szron z lodówki, bo ja dłużej nie pozwolę się wykorzystywać.

Chciałam z nim mieszkać

Gdy było już oczywiste, że nasz związek to coś więcej niż tylko przygoda, Szymon zagrał ze mną w otwarte karty. Szczerze powiedział mi, jak wygląda jego sytuacja finansowa, a ja to zaakceptowałam.

– Skarbie, po co mamy wynajmować dwa mieszkania? – zapytałam pewnego dnia. – Zamieszkajmy razem i zacznijmy żyć na wspólny rachunek. We dwójkę będzie nam łatwiej.

– Sam nie wiem, czy to dobry pomysł – wahał się.

– A niby dlaczego nie? Przecież i tak planujemy wspólną przyszłość. No, chyba że się mylę i wcale mnie nie kochasz...

– Nawet tak nie mów, Daria. Przecież doskonale wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. Po prostu nie wiem, czy dla ciebie to będzie dobre rozwiązanie.

– Lepszego nie widzę. O niczym innym nie marzę, jak o tym, by każdego ranka budzić się przy tobie.

– Jest coś, czego o mnie nie wiesz.

– Boże, tylko nie mów, że masz żonę – przeraziłam się nie na żarty.

– Oczywiście, że nie mam. Skąd ci to przyszło do głowy?

Nie wiedziałam, dokąd zmierza ta rozmowa.

Wyznał mi, że ma długi

– Bo proponuję ci wspólne mieszkanie, a ty zaczynasz szukać wykrętów. Co innego mam sobie pomyśleć?

– Daria, mam długi. I to spore. Kilka lat temu próbowałem rozkręcić biznes. Nie wyszło i zostałem z kredytem, który będę spłacał jeszcze przez wiele lat.

– I tylko o to chodzi?

– Tylko? Mówię przecież o niemałych pieniądzach.

– Ja nie widzę problemu. Szymon, kocham cię i dla mnie nie ma znaczenia, czy śpisz na forsie, czy ledwo starcza ci od dziesiątego do dziesiątego. To tylko pieniądze. Gdy zamieszkamy razem, będzie ci lżej. Nam obojgu będzie lżej. W domu będą dwie pensje, więc będziesz mógł nadpłacać raty. Szybciej pozbędziesz się zobowiązań, a wtedy odetchniemy pełną piersią.

– I naprawdę nie przeszkadza ci moja sytuacja?

– Oczywiście, że nie, głuptasie.

Układ działał bez zarzutu

Umówiliśmy się, że opłaty za mieszkanie, rachunki i nieoczekiwane wydatki dzielimy na dwoje. Na siebie wzięłam zakupy spożywcze. To był dobry plan. Zamiast bujać się z kredytem jeszcze przez osiem lat, mógł spłacić swój dług w banku znacznie szybciej.

Żyło się nam naprawdę dobrze. Pieniądze nie były problemem. Mieliśmy co do garnka włożyć i w co się ubrać. Reszta nie była ważna. Dwa lata później Szymon poprosił mnie o rękę, a ja bez chwili zawahania przyjęłam oświadczyny.

Nasz ślub był kameralną uroczystością. Zaprosiliśmy tylko najbliższą rodzinę, świadków i kilku przyjaciół. Nie było nas stać na wystawną uroczystość, a rodzice też nie byli w stanie sfinansować nam wesela. Nie płakałam z tego powodu. W końce to miał być nasz dzień, a nie impreza dla gawiedzi.

Brakowało nam kasy

Z czasem wydatki zaczynały rosnąć. Czynsz poszedł do góry, podobnie jak ceny w sklepach. Drożało wszystko, tylko zarobki stały w miejscu. Z niecierpliwością zaczęłam wyczekiwać ostatniej raty kredytu.

– Jak dużo jeszcze jesteś winny bankowi? – zapytałam pewnego dnia.

– Jeżeli utrzymam bieżące tempo spłaty, za dziesięć, może za jedenaście miesięcy będziemy już na prostej.

– Oby skarbie, oby. Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli poszukać sobie jakiejś dodatkowej pracy, bo już ledwo zipiemy finansowo.

– Jest aż tak źle?

– Jeszcze nie, ale jeżeli ceny dalej będą tak rosnąć, to nie damy rady.

Mąż coś ściemniał

Minęło dziesięć miesięcy, a ja postanowiłam wrócić do tematu.

– W tym miesiącu przypada ci chyba ostatnia rata, prawda?

– Jeszcze nie. Zostało jeszcze sześć.

– Jak to? – zdziwiłam się. – Przecież gdy pytałam cię ostatnio, powiedziałeś, że za dziesięć, góra jedenaście miesięcy będzie po wszystkim.

– Tak, ale wypadła nam naprawa samochodu i kilka innych niespodziewanych wydatków. To pokrzyżowało mi trochę plany. Kilku rat nie zapłaciłem i w rezultacie okres spłaty wydłużył się.

Ta wiadomość popsuła mi humor. Po cichu liczyłam, że w końcu odetchniemy i może nawet uda nam się wyjechać na jakieś skromne wakacje. Tymczasem ta perspektywa oddalała się coraz bardziej. Nie miałam jednak pojęcia, że mąż robi mnie w konia.

Żył rozrzutniej, niż myślałam

Pewnego dnia, gdy robiłam pranie, w kieszeni spodni Szymona znalazłam paragon. Zwykle wszystkie niepotrzebne rachunki od razu wyrzucam do kosza, ale tym razem coś mnie tknęło, żeby tego nie robić. To był paragon z restauracji na prawie 250 złotych! Pierwsza pozycja: stek tomahawk – 140 zł. Druga pozycja: whisky single malt – 80 zł. Trzecia pozycja: napój gazowany – 15 zł. Sprawdziłam datę. To był dzień, w którym Szymon wyszedł z kolegą na piwo. Myślałam, że siedzi przy jednym kuflu, tymczasem on szalał w drogiej knajpie, lekką ręką wydając kwotę, za którą zrobiłabym zakupy na kilka dni.

Przy pierwszej okazji sprawdziłam jego konto bankowe. Loginem był jego pesel, a hasło odgadłam bez problemu. To było moje imię i data urodzenia. Zaczęłam studiować historię transakcji i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W tym samym miesiącu mój mąż wydał czterysta złotych w markecie budowlanym. Miesiąc wcześniej przepuścił tysiąc dwieście w markecie z elektroniką. Znalazłam jeszcze sporo podejrzanych wydatków na większe i mniejsze kwoty, o których nie miałam pojęcia.

Mąż mnie okłamywał

Weszłam w zakładkę „Kredyty”. Na stronie pojawił się komunikat „Brak produktów do wyświetlenia”. Pomyślałam, że mąż od początku wodził mnie za nos, ale postanowiłam się upewnić. W historii transakcji poszukałam przelewów na raty. Rzeczywiście, spłacał kredyt i to całkiem spory, ale robił duże nadpłaty i ostatni przelew, zamykający pożyczkę, wykonał ponad rok temu!

Wyglądało na to, że za bardzo ufałam mężowi. A mama zawsze powtarzała mi: „Ufaj, ale sprawdzaj”. Ja wolałam wierzyć w każde jego słowo i z utęsknieniem wyczekiwać nadejścia lepszych czasów. Tymczasem najwyraźniej dobrobyt już zapukał do naszych drzwi, tylko że ja nie miałam o tym bladego pojęcia.

„Pięknie, to ja wyrywam sobie włosy z głowy ze zmartwienia, a ta łajza szasta pieniędzmi na lewo i prawo” – wściekłam się. Najwyraźniej mój mężuś miał mi sporo do powiedzenia, więc musiałam porozmawiać z nim na ten temat.

Cały czas się wypierał

– Możesz mi powiedzieć, co to znaczy? – zapytałam, gdy wrócił do domu i położyłam przed nim wydruki z jego kąta.

– Grzebałaś mi w bankowości? – oburzył się.

– Nie zmieniaj tematu. Wmawiasz mi, że zostało ci jeszcze sześć rat, a okazuje się, że ostatnią ratę spłaciłeś ponad rok temu. Okazuje się też, że lekką ręką wydajesz na kulinarne przyjemności, drogie alkohole, narzędzia i Bóg jeden wie na co jeszcze, ale lodówki w domu nie potrafisz zapełnić. A przecież też z niej korzystasz!

– To akurat guzik znaczy. Jeden kredyt już spłaciłem, ale został mi jeszcze jeden, w innym banku.

– Zabawne. Nigdy jakoś nie wspominałeś, że masz dwa kredyty.

– Bo nie było takiej potrzeby. Jeden czy dwa. Co za różnica. Mówiąc o jednym kredycie, użyłem skrótu myślowego, ale podałem ci faktyczną kwotę mojego zadłużenia.

– Chciałabym spojrzeć na harmonogram spłat w tym drugim banku.

– Nie możesz.

– A niby dlaczego?

– Bo nie mam tam bankowości internetowej.

– Wiesz co, skarbie? Jakoś mnie nie przekonujesz.

– Mówię prawdę! Mam ci przyrzec?

– A jak wytłumaczysz te wydatki?

– To z zaskórniaków.

– Z jakich zaskórniaków? Jak niby uzbierałeś aż tyle pieniędzy?

– Oj, odkładałem premie i takie tam.

Nie kupiłam tego tłumaczenia. Bardziej wygląda mi na to, że Szymon rozbestwił się. Jest mu wygodnie, że to ja martwię się, co zjemy na obiad. Ale dosyć tego.

Gdy wrócił z pracy kolejnego dnia, w lodówce znalazł tylko światło i szron.

– Gdzie jest coś do jedzenia? – spytał, patrząc zdziwiony to na pustą lodówkę, to na mnie.

– W sklepie – odpowiedziałam i wyszłam.

Nie chce się dokładać? Nie będę go prosić, ale dłużej nie zamierzam go utrzymywać. Niech sobie je te swoje steki. Zobaczymy, jak szybko przyzna się do kłamstwa.

Daria, 39 lat

Czytaj także: „Córka pomiatała mną, zamiast się opiekować. Dopiero w domu starości w końcu zaczęłam żyć godnie”
„Za stary bohomaz po dziadku dostałem 100 tysięcy. Rodzina uznała, że mam się podzielić, ale nie dam im ani grosza”
„Chciałam się pozbyć nudnego męża. Gdy odkryłam jego sekret, wiedziałam, że zawalczę o rozwód kościelny”

 

Redakcja poleca

REKLAMA