Spotkanie z Markiem to był czysty zbieg okoliczności. Moja przyjaciółka chciała, żebym towarzyszyła jej podczas wizyty w salonie samochodowym, gdzie planowała zakup auta. Właśnie tam Marek był zatrudniony. Momentalnie zwrócił na mnie uwagę. Przy odbiorze samochodu przez Gośkę poprosił ją, aby dała mu mój numer telefonu.
Szybko się potoczyło
– Nie no, serio? – zgrywałam obrażoną. – Co ci strzeliło do głowy, żeby mój numer komórki podawać obcym gościom.
– Ej, wcale nie są jacyś obcy! – Gośka próbowała się tłumaczyć. – Sama przecież wspominałaś, że wpadł ci w oko.
– Okej, ale mogłaś, chociaż spytać mnie o zdanie.
– I myślisz, że bym nie dostała zielonego światła?
Gdy Marek w końcu wyznał mi prawdę, że stracił żonę i sam opiekuje się sześcioletnim synkiem, nie miałam wątpliwości, że to nie zmieni moich uczuć względem niego. Choć trochę mnie zaskoczyło, że nie wspomniał o tym wcześniej, bo spotykaliśmy się już od jakiegoś czasu. Ale obie z przyjaciółką doskonale zdawałyśmy sobie sprawę, że i tak bym się zgodziła, bez najmniejszego zawahania.
Powiem szczerze, że nie planowałam porzucać tej intrygującej relacji, tylko dlatego, że facet ma dzieciaka. Potem wszystko poszło już z górki. Mały Antek od pierwszego wejrzenia skradł moje serce. Naprawdę świetny z niego chłopak. Jedyne, czego nijak nie potrafiłam pojąć, to fakt, że Marek wciąż żyje pod jednym dachem z rodzicami. Dla mnie to nie do pomyślenia…
Był na garnuszku mamusi
– Bez pomocy rodziców nie umiałbym ogarnąć opieki nad Antkiem – wyjaśnił, kiedy zaczęłam wałkować tę kwestię. – Wiadomo, że muszę zarabiać na chleb. A tak mamusia dba o małego i wszystko gra.
Gdy Marek poprosił mnie o rękę po roku bycia parą, ogarnęła mnie radość i bez wahania przytaknęłam. Miałam tylko jedno zastrzeżenie. Chciałam, abyśmy po weselu wynajęli lokum i zamieszkali na swoim. Mój narzeczony nie podzielał mojego entuzjazmu.
– Dlaczego? – narzekał. – Nasz dom jest przestronny, wystarczy miejsca dla wszystkich. Junior ma tutaj doskonałe warunki do rozwoju, ogród do zabawy. No i babcia zawsze pod ręką, chętnie pomoże z maluchem.
– Nie zamierzam dzielić dachu z teściami, pragnę być panią we własnym gniazdku.
Pamiętam dokładnie moment, kiedy Marek po raz pierwszy wypowiedział te słowa. Później powtarzał je wielokrotnie, za każdym razem trochę inaczej, aż w końcu nasze małżeństwo legło w gruzach.
– Kinga tu mieszkała i ani razu nie marudziła. Była szczęśliwa. Świetnie się dogadywała z moją mamą.
– Wybacz, ale nie jestem Kingą – odburknęłam, starając się powstrzymać narastającą we mnie wściekłość.
Ciągle mnie porównywała
Doszło między nami do sprzeczki, jednak ostatecznie mąż przyrzekł, że przestanie mnie zestawiać z byłą partnerką. Udało mi się go namówić, żebyśmy po ślubie wprowadzili się do wynajętego lokum, tylko we dwoje. Jego matka poczuła się dotknięta tą decyzją i przy każdej okazji dawała mi to wyraźnie do zrozumienia.
Gdy tylko nas odwiedzała, momentalnie znajdowała coś, do czego mogła się przyczepić. W jej mniemaniu kompletnie nie potrafiłam gotować, dbać o czystość w domu ani opiekować się maluchem. Bez względu na to, co robiłam, zawsze było to niepoprawne w jej oczach.
Najpierw próbowałam ignorować jej komentarze. Ale gdy dotarło do mnie, że, jak twierdzi, Kinga w życiu nie rozłożyłaby na stole obrusa z tyloma zagnieceniami, poczułam, że krew się we mnie gotuje. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Marek kompletnie nie zareagował. No bo przecież siedział tuż obok na sofie i na bank to słyszał, a mimo to nie odezwał się ani słowem.
– Słuchaj, fajnie by było, gdybyś coś powiedział, jak twoja matka tak wszystko obgaduje – zagadnęłam go pod wieczór.
– Że co? Nie kumam… – zerknął na mnie zaskoczony.
– No na ten przykład ten obrus, co był dzisiaj.
– Daj spokój, mama tylko stwierdziła fakty.
– Jakie znowu fakty? – zaniemówiłam.
– No sama wiesz, Kinga była naprawdę wspaniałą panią domu, dbała o każdy szczegół aż do przegięcia.
Mąż nie widział problemu
Wpatrywałam się w oblicze swojego partnera życiowego, zupełnie nie pojmując sensu słów, które właśnie padły z jego ust.
– Sugerujesz, że jestem bezużyteczna? – wydusiłam z siebie po dłuższej chwili.
– Ależ skąd, po prostu różnisz się od innych.
– I bardzo dobrze – odburknęłam z irytacją. – Nawet nie myśl, że stanę się kopią Kingi.
Strasznie mnie to zraniło i przez parę dni byłam na niego cięta. Liczyłam na to, że Marek przeprosi, ale on chyba myślał, że nie ma powodu. Ostatecznie sytuacja sama się unormowała, lecz, jak się później okazało, to był zaledwie wstęp do dalszych wydarzeń.
Niemal za każdym razem, gdy moja teściowa pojawiała się w naszych progach, nie mogłam uniknąć wysłuchiwania pochwał na temat Kingi. Potrawy przygotowywane przez nią były wyśmienitsze – zupa miała bogatszy smak, pierogi były smaczniejsze, a jej troska o porządek w domu i dokładność podczas sprzątania nie miały sobie równych.
Bez względu na to, jak bardzo się starałam, nigdy nie udawało mi się dorównać pierwszej małżonce Marka. Pod każdym względem górowała nade mną. Co więcej, według słów teściowej, Kinga prezentowała się atrakcyjniej, miała szczuplejszą sylwetkę i gustowniej się ubierała.
Pewnego dnia wybraliśmy się na posiłek do rodziców mojego męża. Ledwie przekroczyliśmy próg, a moja teściowa zmierzyła mnie przenikliwym wzrokiem, wyrażając niezadowolenie powodu z barwy mojej koszulki.
Nic jej nie pasowało
Następnie przeniosła spojrzenie na Antka i niemal wykrzyczała:
– Na litość boską, co się stało temu biednemu dziecku?!
– Czym znowu podpadłam? – spytałam z rezygnacją.
– Spójrz tylko, w co go ubrałaś!
Sądziłam, że Antoś prezentuje się całkiem zwyczajnie: dżinsy, koszulka — ot, typowy strój dla dzieciaka w jego wieku.
– A co, miałam go wystroić w kieckę? – zapytałam z przekąsem.
– Zwariowałaś?! – teściowa nie kryła oburzenia. – Kingusia w życiu nie włożyłaby synkowi czegoś takiego. Toż to jakieś łachy! – zerknęła znacząco na mojego małżonka, a ten przytaknął.
– Pewnie masz rację – odparł. – Kinga zawsze bardziej dbała o ubiór, swój i Antosia.
– A także twój, notabene – dopowiedziała teściowa, a wyraz zadowolenia wprost emanował z jej oblicza.
– Słuchaj, Marku, już mi się to przejadło – syknęłam w stronę męża. – Nie mam ochoty ciągle być zestawiana z twoją byłą, jasne?
Z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy Marek wpatrywał się we mnie intensywnie. Najwyraźniej wciąż nie pojmował, o co chodzi. Pierwszy raz w życiu udałam się zapłakana do mojej matki, czując potrzebę wygadania się komuś bliskiemu. Przysłuchiwała się moim słowom bez słowa komentarza.
Mama miała rację
– Oj, dziecko drogie, ostrzegałam cię przecież, że to związek pełen wyzwań… – mruknęła pod nosem, przypominając sobie własne niezadowolenie na wieść, że mój wybranek był już wcześniej żonaty i dochował się potomstwa.
– Wspominałaś, że będę opiekować się nie swoim dzieciakiem i biorę na swoje barki jeszcze jeden obowiązek – odparłam. – Tyle że to nie Antoś jest kłopotem w naszym związku, lecz Kinga non stop jest między nami. Zdaniem mojej teściowej nie umywam się do Kingi.
– Rozumiesz, bez problemu można gloryfikować kogoś, kto odszedł z tego świata. Bo wówczas to, co ta osoba robiła, jawi się w lepszym świetle. Myślę, że powinnaś o tym pogadać z Markiem. On chyba jako jedyny jest w stanie coś z tym zrobić.
– Już próbowałam, ale nie wiem, czy to w ogóle cokolwiek zmieni. Wydaje mi się, że Marek ma takie samo zdanie jak jego kochana mamuśka.
Parę dni później kupiłam małemu zbyt długie spodnie. Postanowiłam je zwrócić albo wymienić na inne, lecz wtedy usłyszałam, i to nie od mojej teściowej, a od Marka, że Kinga umiałaby je skrócić sama. Ponoć potrafiła szyć, a u jego mamy nadal stoi gdzieś jej maszyna do szycia, jakbym miała ochotę się douczyć.
– Nie mam zamiaru uczyć się szycia – fuknęłam, po czym wyszłam do toalety, nawet nie spoglądając w stronę Marka.
Byłam kompletnie roztrzęsiona
Gdy już trochę się uspokoiłam, poinformowałam mojego partnera, że musimy odbyć poważną rozmowę, kiedy tylko Antek zaśnie. Niestety, nasza dyskusja po raz kolejny przeobraziła się w awanturę. A dokładniej mówiąc, ja zalałam się łzami, a Marek zachowywał się zupełnie tak, jakby nic nie rozumiał z tego, co do niego mówię. Kompletnie nie miał pojęcia, o co mi chodzi i zasugerował, że być może powinnam zacząć zażywać jakieś leki na uspokojenie.
Finalnie dotarło do mnie, że Kinga faktycznie okazała się świetną babką, pełną miłości, zaradną we wszystkim i świetnie dogadującą się z teściową. Nie dało się u niej znaleźć nawet jednej skazy, a ja najwidoczniej pragnęłam, by o tym nie pamiętali. Miałam wrażenie, że niczego nie wskóram. Jak mam dać radę w starciu z kimś tak perfekcyjnym? Ja, przeciętna laska, która jest naszpikowana niedoskonałościami…
Darzyłam Marka szczerym uczuciem i ze wszystkich sił starałam się ignorować komentarze na temat Kingi. Zaciskałam szczęki i nie mówiłam ani słowa, jednak w pewnym momencie zorientowałam się, że przy każdej czynności zastanawiałam się, jak Kinga by się za to zabrała, jakie byłoby jej zdanie na dany temat i jaką postawę by przyjęła w określonych okolicznościach.
Miałam już dość
Po dwóch latach doszłam do wniosku, że to nienormalne i nie mam już siły. Tyle czasu wytrzymałam w tej trucizny pełnej relacji małżeńskiej. Szkoda mi było Antka, którego zdołałam obdarzyć miłością, ale musiałam zatroszczyć się o siebie. To, co łączyło mnie z Markiem, zdążyło wygasnąć. Wspomnienie Kingi, które zawsze między nami stało, zrujnowało wszystko. Marek nie umiał o niej zapomnieć, a teściowa bezustannie mi ją przypominała.
Zdecydowałam się opuścić wspólne mieszkanie z małżonkiem i wystąpiłam o rozwód. Mój mąż ronił łzy, przepraszał i deklarował poprawę swojego zachowania. Obiecywał, że zapomnimy o całej sprawie z Kingą, ale ja straciłam do niego zaufanie. Zresztą zanim odbyło się pierwsze posiedzenie sądu w sprawie rozwodowej, Marek zrezygnował z wynajmu lokum i ponownie wprowadził się do swoich rodziców.
– No bo przecież ktoś musi zaopiekować się Antkiem – oświadczył bez ogródek.
Podjęta przeze mnie decyzja okazała się słuszna i jeszcze bardziej się w tym utwierdziłam. Rozpad mojego małżeństwa był dla mnie bolesnym przeżyciem. Wciąż darzyłam męża jakimiś uczuciami, ale wiedziałam, że nie mogę tego dalej ciągnąć. Nie miałam wątpliwości co do słuszności mojego wyboru. Ten związek mnie wyniszczał, a ja pragnęłam zacząć wszystko od początku.
Milena, 30 lat
Czytaj także:
„Przed śmiercią matka zdradziła mi sekret, który skrywała przez lata. Wyjazdy w delegacje to była tylko przykrywka”
„Jestem facetem do wynajęcia i się tego nie wstydzę. Chętnie pomagam kobietom, które nie mogą liczyć na mężów”
„Przyjaciółka zaszła w ciążę na 40-stkę, a wszyscy jej kibicowali. Gdy nagle zamilkła, czułam, że coś się stało”