„Jestem facetem do wynajęcia i się tego nie wstydzę. Chętnie pomagam kobietom, które nie mogą liczyć na mężów”

mężczyzna fachowiec fot. Getty Images, Coolpicture
„Zaopatrzyłem się w potrzebne narzędzia, różne materiały, uszczelki, kleje i gipsy. No i oczywiście firmowy telefon. Kiedy uporałem się z tymi sprawami, z mojej odprawy niewiele zostało, ale głęboko wierzyłem, że niedługo zacznę zarabiać”.
/ 09.09.2024 21:15
mężczyzna fachowiec fot. Getty Images, Coolpicture

Mnóstwo pań nie ma wsparcia od swoich facetów, mimo że bardzo go potrzebują. I to jest dla mnie świetna okazja, żeby na tym zyskać!

Byłem złotą rączką

Gdy straciłem pracę, kolega podarował mi książkę pod tytułem „Kto zabrał mój ser?”. Wiadomo, że nie chodziło o żadne sery, a o to, jak ludzie reagują, gdy coś się zmienia – czy uważają to za jakąś karę, czy może za wyzwanie i okazję, żeby polepszyć swój los.

Przejrzałem ją z zaciekawieniem, chociaż kumpel mógł łatwo zgrywać najmądrzejszego. Zostało mu raptem pięć lat do pójścia na emeryturę, więc w robocie nikt go nie mógł tknąć. Ze mną sprawa wyglądała inaczej. Nie skończyłem jeszcze trzydziestki, tyrałem tam ledwo parę lat, więc wylądowałem na bruku jako pierwszy, gdy zagraniczni inwestorzy przejęli firmę i zaczęli ostro ciąć wydatki.

Bycie serwisantem w firmie od instalacji grzewczych to trudne zajecie, ale ja to kochałem. Świetnie dogadywałem się z ekipą, potrafiłem gadać jak najęty, a robota szła mi jak z płatka. A że w biurze pracowały głównie kobiety, to przy okazji robiłem im po koleżeńsku przysługi – pomagałem, gdy trzeba było przepchać zlew, podpiąć kontakt, naprawić elektryczny czajnik. Niby to nie moja działka, ale byłem taką „złotą rączką", więc bez problemu ogarniałem takie tematy.

Gdy odbierałem ostatnią pensję – kasa za trzy miesiące na wypowiedzeniu tylko trochę poprawiła mi nastrój – pani Krysia uśmiechnęła się do mnie jakoś tak smutnawo.

– I kto teraz poleci mnie ratować, jak ten grat kolejny raz nawali? – spytała, nie oczekując odpowiedzi.

„Gratem” określała wysłużoną grzałkę do wody, chyba najbardziej awaryjny sprzęt, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Pani Krystyna była jednak do niego mocno przywiązana, ponieważ dostała go w prezencie od swojej córki mieszkającej na stałe w Irlandii. Miałem ochotę zażartować, że przydałby się jej facet w domu, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Nie miała męża, bo jakiś czas temu owdowiała.

Świetny pomysł na biznes

Nagle coś mi zaświtało w głowie. Zastanawiałem się, ile pań z naszego bloku jest w podobnej sytuacji? Niekoniecznie wdów, po prostu kobiet, którym przydałaby się czasem pomoc faceta. Intrygowało mnie tylko, czy będą skłonne wynagrodzić taką przysługę i... zdecydują się na moje usługi. Jedyny sposób, żeby to sprawdzić, to spróbować. Nie miałem zamiaru siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż praca sama mi wpadnie. Zdecydowałem, że poszukam innej ścieżki do „kasy”.

Udałem się do drukarni należącej do naszej spółki. Mieli wobec mnie dług wdzięczności, ponieważ regularnie udrażniałem im zatkaną kanalizację w ubikacji. Po symbolicznym poczęstunku doszliśmy do porozumienia. Przez sześćdziesiąt minut wraz z szefem i jego dwoma pracownikami głowiliśmy się nad zawartością wizytówek. Wtajemniczyłem ich w moje zamierzenia, bo potrzebowałem cennych wskazówek. Po ustaleniu wszystkich szczegółów kierownik poprosił mnie o ponowną wizytę za trzy dni.

Ostatni czas był dla mnie wymagający i pełen wyzwań. Na początku musiałem zarejestrować własny biznes. Dodatkowo starałem się przewidzieć wszelkie możliwe awarie, jakie mogą wydarzyć się w zwyczajnym mieszkaniu w bloku i znaleźć na nie skuteczne rozwiązania. Zaopatrzyłem się w potrzebne narzędzia, różne materiały, uszczelki, kleje i gipsy. No i oczywiście firmowy telefon. Kiedy uporałem się z tymi sprawami, z mojej odprawy niewiele zostało, ale głęboko wierzyłem, że niedługo zacznę zarabiać.

Pracownik drukarni, uśmiechając się przyjaźnie, podał mi pokaźnych rozmiarów pakunek.

– Ile ich jest? – spytałem zaskoczony.

– Dziewiętnaście i pół tysiąca sztuk.

– Dlaczego nie pełne dwadzieścia? – zażartowałem.

Drukarz potakująco skinął głową.

– Początkowo było okrągłe dwadzieścia tysięcy – oznajmił z satysfakcją. – Ale ekipa dzisiaj rozniosła zamówione materiały po firmie i przy tej okazji dorzuciła po kilka egzemplarzy do każdej paczuszki. Niezły pomysł, nie? – zachichotał.

Zostałem „mężem na godziny”

– Cześć! Mów mi „mąż na godziny” – przywitałem się lekko trzęsącym głosem, chwytając słuchawkę po trzech minutach od wystawienia ogłoszenia. – Czym mogę służyć?

– Yyy... – dama po drugiej stronie słuchawki wydawała się mocno zdezorientowana. – Skąd pan wie, że czegoś potrzebuję?

– No bo po co innego pani by wydzwaniała? – odpowiedziałem żartobliwie. – Co nawaliło?

– Koleżanka z pracy dała mi pana numer, bo widziała gdzieś pana ulotkę – zaczęła wyjaśniać.

– Bo widzi pan... utknęłam we własnym mieszkaniu...

– W jaki sposób? Może mi pani wyjaśnić?

– Córka, wychodząc rano do szkoły, przekręciła klucz w drzwiach dwa razy. A ma pan pojęcie, co to za zamek? Jak się go z zewnątrz zamknie porządnie, to od środka nie da rady otworzyć. Myślałam, że jakoś go rozkręcę, ale chyba tylko pogorszyłam sprawę. W desperacji podałam klucz przez okno sąsiadce z prośbą, żeby mnie uwolniła, ale nawet jej się nie udało. Zamek się po prostu zaciął na amen.

– Proszę mi podać dokładny adres.

Kiedy przekazała mi adres, od razu wiedziałem, gdzie jechać. Budynek, w którym mieszkała, znajdował się dosłownie dwa kroki od bramy wjazdowej do mojego zakładu. Dotarcie tam zajęło mi dosłownie chwilę. Całe szczęście w bagażniku zawsze mam potrzebne narzędzia, więc otwarcie drzwi to była kwestia góra dwóch minut. Gdy kobieta znalazła się po drugiej stronie, w geście wdzięczności chciała mnie chyba uściskać, ale w ostatnim momencie się powstrzymała.

– Ile jestem winna? – padło pytanie z jej ust.

– Wie pani co, jest pani pierwszą osobą, która skorzystała z moich usług, dlatego proponuję, żeby potraktować to jako gratisową reklamę firmy – wyrwało mi się.

Przeniosła na mnie swoje zamyślone spojrzenie.

– W porządku – odparła po chwili namysłu. – Ale wie pan co? Skoro już pan tu jest, a ja dzisiaj nie poszłam do pracy, to może... mógłby pan rzucić okiem na ten nieszczelny kran w kuchni? Przecieka już od jakichś dwóch tygodni, mój mąż ma dwie lewe ręce do takich rzeczy, a ten facet ze spółdzielni, co miał przyjść i to ogarnąć, jakoś do tej pory się nie pofatygował...

– Ależ oczywiście, z wielką chęcią to zrobię.

Zleceń miałem co niemiara

Naprawa uszczelek to pestka, piętnaście minut roboty i już. Skasowałem za to drobne piętnaście złotych, a kobieta była tak zadowolona, że od razu wzięła ode mnie kilka wizytówek dla sąsiadek. Wracając do domu, rozrzuciłem je jeszcze po skrzynkach w okolicy. Nie minęła nawet godzina, a telefon znowu zadzwonił – tym razem pękł jakiś wąż w pralce piętro niżej. W pół godziny zarobiłem dwie dychy i miałem kolejną usatysfakcjonowaną klientkę. A po południu to już mój telefon po prostu oszalał, non stop dzwonił...

W naszym kompleksie mieszkaniowym znajduje się grubo ponad cztery tysiące lokali. W każdym z nich przynajmniej raz na miesiąc pojawia się jakaś fucha do zrobienia, naprawy, udoskonalenia czy wymiany. Uszczelki, kontakty, powieszenie jakiegoś zdjęcia, zepsuty ekspres do kawy, lodówka, która się przegrzewa, czy lokówka, która nie daje rady...

Haruję od bladego świtu do późnych godzin wieczornych, zarabiam dwa razy więcej niż w pracy na etacie, a domowych wypieków zjadam z dwa kilo na dzień. I każdego dnia błogosławię tych wszystkich leniuchów, którym nie chce się w domu ruszyć tyłka. To właśnie dzięki nim, jako „pan do wszystkiego”, zawsze mam jakieś zajęcie i robotę.

Karol, 32 lata

Czytaj także:
„Miałam poważny problem, ale sąsiad zaproponował swoją pomoc. Okazało się, że najpierw muszę zrobić >>coś<< dla niego”
„Moja cnotliwa żona na wakacjach była kusicielką. Nie mogłem patrzeć, jak mizdrzy się do innych facetów”
„Dla dzieci byłam jak elektroniczna niania. Podrzucali mi ryczące wnuki, wylizywali garnki z obiadu i uciekali”

Redakcja poleca

REKLAMA