Na drugą rocznicę mojego ślubu mąż Igor podarował mi bransoletkę ze złota. Mężczyźni mają to do siebie, że rzadko wiedzą, co lubią ich żony. Tak też było w tym przypadku. Nie cierpię złota, a te zielone kamyki w bransoletce kompletnie do mnie nie pasowały. Ale cóż, zrobiłam dobrą minę do złej gry, podziękowałam i przez kilka tygodni nosiłam, usiłując nie patrzeć na nadgarstek. Potem schowałam ją do szkatułki pod pretekstem, że boję się ją zgubić. Leżał tam zapomniana przez kolejne lata.
Nie cierpiałam tej bransoletki
Moje małżeństwo okazało się tak samo okropne, jak ta nieszczęsna bransoletka. Mąż okazał się leniem patentowanym, nigdy nie kiwnął nawet palcem żeby zrobić kolację czy choćby wstawić pranie. Oboje pracowaliśmy na etatach, wracaliśmy do domu wieczorem padnięci, więc obowiązki domowe spoczywały na nas po równo.
Kiedy zaszłam w ciążę, myślałam, że może wtedy coś się zmieni. Niemal do samego końca chodziłam do pracy, a ten obibok ani razu nie zaproponował, że to on po drodze zrobi zakupy albo posprząta w domu.
Synek częściowo wynagrodził mi egoizm mojego męża. Okazał się bardzo spokojnym i pogodnym dzieckiem. Ale nawet wtedy, kiedy chorował, mój wspaniały małżonek nie wziął wolnego, żeby posiedzieć z synkiem choćby przez kilka dni. Codziennie wracał z pracy, siadał na kanapie i włączał telewizor, podczas kiedy ja po całym dniu opieki nad dzieckiem i zajmowaniem się domem też padałam z nóg. Tak mijał dzień za dniem.
Kiedy Mikołaj poszedł wreszcie do przedszkola, miałam chwilę, żeby złapać oddech, chociaż Igor ani razu go nie odebrał.
W końcu mój mąż zaczął wracać do domu coraz później. Wiem, że nieustanne paplanie synka było męczące, ale to nie powód, żeby w ogóle zapomnieć o rodzinie!
– Słuchaj, a może on ma kogoś na boku? – rzuciła Luiza, moja przyjaciółka.
– Co ty, on jest za leniwy, żeby w ogóle podrywać jakąś panienkę – odparłam.
Jej słowa zaczęły jednak we mnie żyć. A co, jeśli miała rację? Jeśli faktycznie z kimś się spotyka? Jasne, nie było z niego żadnego pożytku, ale w końcu dzieliliśmy wydatki na pół, no i był ojcem Mikołaja.
Postanowiłam, że muszę to jakoś sprawdzić
Jeśli kogoś miał, to najpewniej byłaby to jakaś koleżanka z jego pracy, bo tylko tam mógł zawrzeć taką znajomość.
Wzięłam w pracy kilka dni wolnego, żeby pokręcić się koło biura Igora i popatrzeć, co tam się dzieje. Już pierwszego dnia zobaczyłam, jak mój małżonek w porze lanczu wychodzi z biura z ponętną brunetką. Niby nic, koleżanka z pracy, ale wydało mi się podejrzane, że idą sami, we dwoje, a nie w jakimś większym gronie.
Ruszyłam za nimi do pobliskiego bistro uważając, żeby mnie nie zauważyli. Zaparkowałam tak, żeby widzieć ich przez szybę.
Igor z panienką siedzieli przy stoliku i wyraźnie przyjemnie im się konwersowało. Po jakichś dwudziestu minutach wstali i wrócili do biura. Nie zauważyłam, żeby choćby ją dotknął, ale kto wie, co robią w biurze po kątach.
Wieczorem Igor znowu wrócił późno. Na pytanie, czy aż do tej pory siedział w biurze tylko wzruszył ramionami i poszedł do sypialni.
Następnego dnia postanowiłam podjąć jakieś kroki. Znów pojechałam pod jego biuro myśląc, w jaki sposób usprawiedliwić swoją obecność. Gdy tak siedziałam w samochodzie, zauważyłam, że mój mąż, podobnie jak wczoraj, opuszcza biuro z wydekoltowaną brunetką.
Ruszyli w stronę tego samego lokalu co dzień wcześniej. Niewiele myśląc pojechałam za nimi i wparowałam do knajpy. Siedzieli przy tym samym stoliku.
– Kinga, co ty tu robisz? – Igor podniósł się, o mało nie przewracając krzesła.
– Akurat byłam w okolicy i zgłodniałam. Zobaczyłam tę knajpę i pomyślałam, że wejdę – odparłam, choć miałam poczucie, że moja wymówka nie brzmi przekonująco.
– Przecież powinnaś być o tej porze w swoim biurze – Igor nie dawał na wygraną.
– Miałam sprawę do jednego klienta. A tak w ogóle to miło mi poznać – wyciągnęłam rękę do zdumionej panienki.
– Mnie również… Sylwia – wyciągnęła rękę w moją stronę, a ja poczułam, jak nogi się pode mną uginają.
Ta lafirynda miała na nadgarstku bransoletkę!
Tę samą, którą mąż podarował mi lata temu i która powinna leżeć w pudełeczku, gdzieś na dnie mojej komody. Nie dałam jednak nic po sobie poznać.
– My i tak już musimy wracać do pracy – szybko wypalił mój mąż, patrząc gdzieś w ziemię.
Po powrocie do domu natychmiast rzuciłam się do szuflady sprawdzić, czy bransoletka wciąż leży na swoim miejscu.
Nie było jej tam! Zyskałam pewność, że ta długowłosa wywłoka jest kochanką mojego męża. No bo z jakiego powodu dawałby jej bransoletkę, w dodatku moją?!
Wieczorem krążyłam po mieszkaniu jak lwica, czekając na powrót tego niewiernego łajdaka. Kiedy wreszcie przekroczył próg mieszkania, rzuciłam się na niego.
– Ty draniu! Zdradzasz mnie z jakąś łachudrą z pracy!
– Nie krzycz, nie nie ma sensu.
– W dodatku obdarowujesz ją moją biżuterią – wydarłam się, nie reagując na jego słowa.
– Nie nosiłaś jej… – wymruczał pod nosem, po czym uciekł do sypialni zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Czułam, jak furia we mnie narasta. Poświęcam się dla niego i dziecka, a on tak mi się odwdzięcza! Drań i łajdak.
Nie mogłam tak tego zostawić.
– Ale co chcesz zrobić? Urządzisz scenę zazdrości tej panience? Szkoda twoich nerwów – uspokajała mnie przyjaciółka.
Miała rację. Cokolwiek bym zrobiła, czasu już nie cofnę. Spakowałam więc wszystkie rzeczy Igora i ustawiłam w przedpokoju.
– Zabieraj swoje manele i idź do tej swojej panienki – wysyczałam, gdy tylko przekroczył próg.
Nic nie powiedział. Zabrał torby i wyszedł.
Zostałam sama. Kiedy opadły emocje, poczułam żal i smutek. Wszystko, co budowaliśmy razem, nawet jeśli on niewiele zrobił, runęło w gruzach.
Jakoś doszłam do siebie po tym wszystkim
Parę miesięcy później wracałam z pracy piechotą. Samochód był w warsztacie, a na autobus jakoś nie miałam ochoty czekać. Postanowiłam się przejść, zwłaszcza że pogoda była piękna.
Bardzo rzadko odwiedzałam ten rejon miasta. Gdy przechodziłam obok lombardu, coś błyszczącego na wystawie przykuło mój wzrok.
Złota bransoletka z zielonymi kamieniami! Najwyraźniej ta panienka zastawiła ją w lombardzie. Weszłam, żeby zapytać, kto ją tu dostarczył.
– Przyznam, że nie pamiętam, bo to było kilka tygodni temu. Ale zdaje się, że jakiś mężczyzna.
Oniemiałam. A więc nie ona?
Kilka dni później, kiedy czytałam Mikołajowi książeczkę do snu, usłyszałam dzwonek do drzwi. „Kogo niesie o tej porze” – pomyślałam, pewna, że to któraś z sąsiadek ma jakąś sprawę.
Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Igora!
– Możemy porozmawiać? – wymruczał niepewnie pod nosem.
Wpuściłam go. W końcu to wciąż mój małżonek, nie mieliśmy jeszcze rozwodu.
– Chciałbym cię prosić o jeszcze jedną szansę…
– Chyba żartujesz. Nie dość, że twoje życie w małżeństwie ograniczało się do leżenia na kanapie przed telewizorem, to jeszcze zdradziłeś mnie z tą lafiryndą! Wracaj do swojej kochanki.
– Nie jesteśmy już razem. Odeszła ode mnie do kolesia z innego działo – wyznał ze szczerością. – A ja postanowiłem odejść z pracy. Nie mogłem znieść takiego upokorzenia.
„Stąd ta bransoletka w lombardzie! Pewnie ukochana mu ją oddała, a on, żeby mieć trochę grosza, zastawił ją”.
Może to była głupia decyzja, ale coś drgnęło w moim sercu. Chyba wciąż go kochałam. Postanowiłam mu dać jeszcze jedną szansę. Od tamtej pory Igor bardzo się stara. Opiekuje się Mikołajem, gotuje mu obiadki, bawi się z nim i w ogóle dba o dom. Dostał pracę w innej firmie. Finalnie wyszło to na dobre, bo teraz może pracować z domu.
A ja odkupiłam złotą bransoletkę z lombardu. Leży na dnie szkatułki, jak dawniej.
Kinga, 33 lata
Czytaj także:
„Eks powtarzał mi, że jestem bezwartościowa. Teraz każdy komplement jest dla mnie jak siarczysty policzek”
„Moja przyjaciółka patrzyła w męża jak w obrazek, a on ją zdradzał z kim popadnie. Musiałam wreszcie otworzyć jej oczy”
„Po 20 latach małżeństwa muszę mieszkać kątem u brata. Mąż zostawił mnie dla młodej sekretarki i wykopał z domu”