„Mąż ciągle jest łakomym kąskiem dla kobiet. Wszystkie koleżanki córki chętnie zaciągnęłyby go do łóżka”

szczęśliwe małżeństwo fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Te wszystkie baby kręciły się wokół mojego męża, szczerzyły zęby, zapraszały go do tańca, a paniusie z komitetu non stop podsuwały mu jakieś surówki i rolmopsy, zachwycając się, że samodzielnie je przygotowały”.
/ 08.07.2024 21:15
szczęśliwe małżeństwo fot. iStock by Getty Images, Westend61

Kiedy usłyszałam, że Marek przekracza próg mieszkania, zwiększyłam płomień pod rondelkiem z jego ukochanym żurkiem, jednak mój mąż w ogóle nie przyszedł do kuchni.

Przeważnie zaglądał tutaj nawet, zanim pozbył się płaszcza, wykrzykując już od drzwi wejściowych, jak bardzo burczy mu w brzuchu. Tym razem jednak nic z tego, kompletna cisza, rozpłynął się gdzieś w czeluściach naszego mieszkania. Zmartwiona zajrzałam do sypialni.

Dopadły go rozterki

Mąż w kurtce siedział na fotelu, a jego spojrzenie było zupełnie nieobecne. Wyglądał na chorego, bo jego twarz była biała jak ściana.

– Wszystko w porządku? – dotknęłam jego czoła, ale temperatura była normalna. – Nie masz podwyższonej temperatury, więc co ci dolega?

– Ech – głęboko westchnął i wykonał gest dłonią, jakby odganiał od siebie muchy. – Dopadła mnie moja metryka, jestem już do niczego – spojrzał na mnie z poczuciem beznadziei.

– Co ty gadasz – nie mogłam uwierzyć własnym uszom. – Jaka metryka, niby kto tu jest wiekowy, chyba nie mówisz o sobie? – wprost nie dowierzałam, że te słowa wychodzą z ust Marcina.

To był zwykły incydent

– Nigdy nie myślałem o swoim wieku, a dziś przez moje zamyślenie omal nie wpadłem pod samochód.

Opowiedział, jak po skończeniu pracy wstąpił do kiosku, zaczął czytać świeżą prasę i stojąc przed pasami kompletnie stracił poczucie czasu. Ruszył przez jezdnię, gdy światło dopiero się zmieniało.

– Gość w octavii prawie zrobił ze mnie naleśnik! – zrobił zdziwioną minę. – Dobrze, że był to jakiś smarkacz, bo inaczej byłoby po mnie. Ale ze mnie głupek, chyba do niczego się już nie nadaję…

Próbowałam mu wytłumaczyć, że zarówno on, jak i ten młody kierowca ponosili odpowiedzialność za to zdarzenie. Niestety, moje argumenty w ogóle do niego nie trafiały. Popadł w stan zupełnej obojętności.

Zaczął dramatyzować

Jednak to, co mi oznajmił wieczorową porą, kiedy relaksowaliśmy się przed telewizorem, popijając herbatkę, kompletnie mnie załamało.

– Słuchaj, Kasiu – spojrzał na mnie z żalem w oczach. – Tak sobie człowiek żyje na tym świecie, budzi się codziennie, pracuje, kładzie się spać wieczorami, a nie wie, co go czeka, nie zna swojego przeznaczenia, nie wie, kiedy los się dopełni.

– O rany, co ty opowiadasz! – poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Gdy na tym skrzyżowaniu przeleciało mi przed oczami całe dotychczasowe życie, doszedłem do wniosku, że chyba pora sporządzić testament – westchnął ciężko. – W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie mi się stąd wynosić…

Córka miała dla niego zadanie

W tej chwili do pomieszczenia wkroczyła Zuzia, nasza najmłodsza pociecha. Najwyraźniej dosłyszała słowa, które dopiero co padły z ust taty, gdyż popatrzyła na niego badawczo.

– Zaraz, tatku, a gdzie ty się wybierasz? – zapytała.

– No jak to gdzie? – Marcin tylko nieznacznie poruszył ramionami. – Facet w moim wieku powinien zdawać sobie sprawę z tego, kiedy nadchodzi czas, żeby usunąć się w cień i…

– Aha, to właśnie miałam ci przekazać – Zuzia weszła mu w słowo. – Dzisiaj gadałam z dyrektorką i prosiła, żebyś wpadł do szkoły i rzucił okiem na sprzęt nagłośnieniowy w auli i na scenie, no i kazała ci nie zapomnieć o zebraniu przed akademią – spojrzała na mnie znacząco. – Mamo, chyba już najwyższy czas, żebyśmy w końcu ruszyły na te zakupy.

– Racja, w końcu jubileusz już za dwa tygodnie, słusznie mówisz, córuś – przytaknęłam Zuzi ochoczo.

– Jubileusz jubileuszem, ale będzie tam masa nudnych gadek wszystkich tych szkolnych VIP-ów – Zuzia machnęła ręką. – Ale później jest impreza, a ja nie mam się, w co ubrać – rzuciła mi spojrzenie pełne wyrzutu. – I chyba ty też miałaś sobie kupić coś nowego, mamo.

To miało być wydarzenie roku

Szkoła średnia naszej córki obchodziła akurat swoje 50-lecie. Dyrektorka wpadła na pomysł, żeby przy tej okazji upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i zorganizować oficjalną fetę połączoną z imprezą andrzejkową dla wszystkich – od uczniów, przez belfrów, aż po zaproszonych gości.

Mój mąż od zawsze miał smykałkę do działalności społecznej, więc odkąd nasze dzieciaki zaczęły chodzić do szkoły, udzielał się tam, ile mógł. W ogólniaku Zuzi był nawet szefem rady rodziców. A że prowadził własny biznes remontowy, to za każdym razem, gdy w szkole trzeba było szybko coś podreperować, podrasować albo ogarnąć, i to najlepiej za darmo, to dyrektorka od razu dzwoniła do Marcina.

Musieliśmy dobrze wyglądać

Prawdę mówiąc, oboje dostawaliśmy zaproszenia na wszystkie liczące się imprezy. Również teraz, podczas obchodów rocznicy, znaleźliśmy się wśród najważniejszych gości.

– Marcin, czeka nas taka feta, a ty się zamartwiasz z powodu wieku – stwierdziłam, całując męża w czubek głowy. – Czekają nas zaszczyty, zabawa, musimy ci wybrać jakąś nową koszulę do tego ciemnego garnituru....

– E tam! – zbagatelizował. – Mam ważniejsze sprawy na głowie, muszę spisać testament, wszystko dobrze przemyśleć.

Mój mąż chyba całkowicie zwariował, i to na poważnie! Zamiast cieszyć się z tego, co ma, rozmyślał o wybraniu się na drugą stronę. Przecież nie skończył jeszcze nawet sześćdziesiątki! I wyglądał tak dobrze, że kobiety wciąż wodziły za nim wzrokiem.

W końcu sama wybrałam się do sklepu i kupiłam mu nowiutką koszulę, a do tego dobrałam jeszcze krawat i spinki. Przy okazji sprawiłam sobie taką sukienkę, że nawet na sylwestra nie miałam lepszej! 

Wszystkie kobiety się na niego gapiły

Muszę przyznać, że wyglądaliśmy naprawdę szykownie – zwłaszcza Marcin, który miał na sobie błękitną koszulę, idealnie pasującą do koloru jego tęczówek i resztek opalenizny z lata. Był naprawdę przystojny mimo tej swojej zbolałej, ponurej miny i tych nienaturalnych uśmiechów. Czasami musiałam go nawet trącać łokciem w żebra, żeby się ogarnął, bo w końcu przyszliśmy nie na jakiś pogrzeb, a na wielką imprezę!

W pewnym momencie dałam jednak spokój z przejmowaniem się nim, bo nagle zauważyłam, jak inne kobiety, a nawet starsze uczennice, zerkały na Marcina i to dość łakomie. Gdy rzuciłam na męża okiem, a potem jeszcze raz, zmuszona byłam w duchu stwierdzić, że taki zamyślony prezentował się jeszcze korzystniej, bardziej intrygująco... Te kobiety doprowadzą mnie do szewskiej pasji!

Jak się rychło okazało, nie byłam jedyną osobą, która wysnuła takie wnioski, niestety. Jeszcze pół biedy, że smarkule, kumpele Zuzi, ciągle zapraszały go do tańca. Chociaż kto wie, bo być może one po prostu sobie z niego kpiły. Ale to, że te wszystkie szacowne paniusie, zwłaszcza wicedyrektorka, nadskakiwały mu, jakby był co najmniej członkiem rządu, już mi tak bardzo nie pasowało.

Próbowały go podrywać

Te wszystkie baby kręciły się wokół mojego męża, szczerzyły zęby, zapraszały go do tańca, a paniusie z komitetu non stop podsuwały mu jakieś surówki, rolmopsy, zachwycając się, że samodzielnie je przygotowały. Marcin tańczył z tymi babami, jakby był jakimś zawodowym tancerzem. Zupełnie zapomniał, że jeszcze dzień wcześniej robił porządki ze swoimi sprawami jakby miał odejść na tamten świat.

Jadł te wszystkie pyszności, nie pamiętając, że ma za wysoki cholesterol i problemy z woreczkiem żółciowym! Korzystał ze wszystkiego, tylko dziękował z takim wzrokiem, że aż mnie skręcało w środku. A kiedy jedna z matek, taka blondynka obsługująca bufet, podsunęła mu wielki kawałek sernika wiedeńskiego, nachylając się do niego tak, że jej prawie cały biust wypadł z dekoltu, to już naprawdę miałam tego po dziurki w nosie.

– Oj, Marcinku, uważaj z tym jedzeniem – szepnęłam mu na ucho. – Pamiętaj o swoim cholesterolu…

– Kochana, ale to jest przecież niskokaloryczne i pyszniutkie ciastko – zripostował, przewracając oczami z rozkoszą. – Genialne w smaku! – schylił się, składając pocałunek na dłoni matki tamtej dziewczyny.

Kobieta spojrzała na niego tak, jakby się jej właśnie oświadczył.

– Oj, panie Marcinku, chyba tylko pan potrafi w pełni docenić prawdziwą kobietę – rzuciła. – Może zatańczymy? – posłała mu uśmiech i dosłownie zaciągnęła go na sam środek parkietu!

Byłam wściekła

A Marcin? Ten perfidny kłamca nawet na mnie nie łypnął okiem. Ale mnie to zdenerwowało! W domu skamlał o tym testamencie całe dnie, a tutaj niespodzianka, chyba mu się spodobało jak te wszystkie kobiety się na niego gapią, szczerzył się od ucha do ucha, śmiejąc się na cały głos…

Poszłam do toalety poprawić makijaż i żeby choć przez chwilę nie widzieć mojego faceta w ramionach innych kobiet. No bo co z tego, że to tylko w tańcu i na szkolnej potańcówce naszej latorośli. Facet to facet, nawet jak ma doła! Dziwne tylko, że tu, na parkiecie, jakoś ten jego dołek gdzieś wyparował. Pewnie od tych uśmieszków tych wszystkich bab!

Mąż był tematem rozmów

Kiedy wracałam, moją uwagę przyciągnęła rozmowa dwóch młodych dziewczyn. Stanęłam przy lekko otwartych drzwiach i zaczęłam podsłuchiwać…

– Całkiem fajny ten przewodniczący komitetu, co? Dobrze się prezentuje i raczej nieźle zarabia. Super by było wybrać się z takim gościem do klubu…

– No tak, ale przyszedł tu ze swoją żoną – skomentowała jej koleżanka.

– I co z tego. Posłuchaj, jak sobie kogoś upatrzę, to facet nie ma ze mną żadnych szans!

Oddaliłam się po cichu, zszokowana tym, co przypadkiem podsłuchałam. O rany, więc to z takimi ludźmi moja córka spędza mnóstwo czasu?! Wróciłam na swoje miejsce, co chwila spoglądając w kierunku łazienki. Szybko jednak poczułam ulgę, gdy zobaczyłam, że to nie przyjaciółki Zuzi rozmawiały, a dwie dziewczyny z grona byłych uczniów, które również zaproszono na uroczystość.

Znów wróciła mu energia

Następnie mój wzrok powędrował na Marcina.

– Słuchaj, kochanie – chwyciłam go czule, kiedy tylko bufetowa oddała mi go po namiętnym tańcu. – Może lepiej będzie, jak już pójdziemy, co? Zrobiło się naprawdę późno, a ty w ostatnim czasie nie czujesz się najlepiej, więc…

– Nie, nie, nic podobnego – wtrącił. – Wręcz przeciwnie, czuję się doskonale, ta młodzieżowa energia mnie uskrzydliła – przebiegł wzrokiem po całej sali, a oczy mu lśniły. – Mówię ci, dzisiaj dałbym radę przetańczyć całą noc... – skłonił się dwornie i ucałował moją dłoń. – A właściwie, co ja plotę, przecież my wciąż mamy w sobie młodzieńczego ducha – na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech. – Czy zgodzisz się, królowo mego serca, abyśmy ruszyli w tan i pokazali tej młodzieży, jak to się robi z prawdziwą klasą?

Mój ukochany znów stał się sobą! Pełnym energii, radosnym i z werwą. Zdawało się, że okres chandry i rozmyślań o sporządzeniu ostatniej woli nareszcie dobiegł końca. Kluczem okazało się odzyskanie poczucia męskiej atrakcyjności, docenienie ze strony innych, rozbudzenie kobiecego zainteresowania, choćby kobiet, które niewiele przekraczały wiek jego córki. Cóż, faceci niezależnie od metryki łakną potwierdzenia własnej wartości.

Był królem parkietu, a ja królową

– Pewnie, kochanie – podniosłam się z miejsca gdy z głośników zaczęły płynąć dźwięki rock'n'rolla. – Nauczmy ich, jak wywijało się na parkiecie w latach naszej młodości...

– I z popisowymi wygibasami – parsknęłam śmiechem, ale natychmiast zamarłam z wrażenia, uświadamiając sobie w panice, jaką bieliznę mam dziś na sobie.

Byłoby to dość niezręczne, gdyby zgromadzona publiczność zobaczyła nie tylko moje podskakujące w górę i w dół kończyny, ale także moją czerwone bieliznę. Całe szczęście, że mój małżonek zachował zdrowy rozsądek i ograniczył się jedynie do niewielkiego podnoszenia.

A ja, spoglądając ponad jego głową, z wdzięcznością patrzyłam na wszystkie kobiety, zarówno te w sile wieku, jak i młodsze, nie pomijając również pani dyrektor. W końcu to właśnie dzięki ich sałatkom i ciastom, a także spojrzeniom przepełnionym kobiecym uwielbieniem, wszelkie rozmyślania mojego męża o pisaniu testamentu wyparowały. I to chyba definitywnie. A już na sto procent porzucił te niemądre rozważania o przygotowywaniu się do przejścia na drugą stronę.

Katarzyna, 50 lat

Czytaj także: „Toksyczna teściowa niszczyła moją żonę. Przede mną zgrywała troskliwą mamusię, a własną córkę zaszczuła do granic”
„Sąsiadka podbiera mi cukier, choć opływa w dostatek. Narobiła dzieci i myśli, że wszystko jej się należy za darmo”
„Mama wykluczyła mnie z życia i z testamentu, bo ożeniłem się z rozwódką. Nigdy nie poznała swoich wnuczek”

 

Redakcja poleca

REKLAMA