Jeszcze na studiach wyszłam za trzy lata starszego mężczyznę, który prowadził własny biznes. Mój mąż, Rafał, miał spore zaplecze finansowe, a ja zamieszkałam w ogromnej willi, którą zapewnili mu rodzice. Nie dziwiłam się więc, że wszystkie znajome – te bliższe, i te dalsze, potwornie mi zazdrościły. W końcu ja, dziewczyna niemająca większych ambicji niż całkiem przyjemna praca w lokalnej herbaciarni.
Ceniłam sobie to, że Rafał nie zaczął od razu naciskać na to, żebym przestała pracować. Oboje wiedzieliśmy, że spokojnie utrzymalibyśmy dom z jego dochodów, ale on wcale nie planował mnie ograniczać.
– Cieszę się, że robisz coś, co lubisz – powiedział mi kiedyś. – I jeśli tylko nie zmienisz zdania albo się tym nie znudzisz, trwaj przy tym.
Moja kariera zawodowa nie trwała jednak długo, bo wkrótce na świat przyszedł Kubuś, a dwa lata później jego siostry – bliźniaczki Ala i Madzia. Wtedy sama zdecydowałam się zrezygnować z pracy i zająć się domem. Z początku, kiedy dzieciaki były stosunkowo małe, miałam sporo wsparcia ze strony Rafała. Z czasem jednak praca zaczęła go tak pochłaniać, że w domu bywał już raczej tylko gościem.
Mąż rzadko bywał w domu
– Już sobie radzą – mówił, gdy pytałam go, co mam mówić dzieciom, kiedy nie rozumiały, dlaczego wiecznie siedzi w pracy. – Na pewno świetnie się nimi zajmiesz. Wierzę w ciebie, Anitko.
No i się zajmowałam, choć gorycz rosła we mnie z każdym upływającym miesiącem. Otoczenie mnie nie rozumiało. Mama twierdziła, że nie mogę mieć pretensji do męża, że stara się utrzymać rodzinę, koleżanki natomiast nie rozumiały, co mi nie pasuje.
– A to źle, że rzadko bywa w domu? – spytała mnie któregoś razu Ewka. – Przecież jak odprowadzisz dzieciaki do przedszkola, dostaniesz mnóstwo czasu dla siebie. Ja to bym marzyła o takiej swobodzie, Anita. Ty nie rozumiesz, jakie masz szczęście!
Mąż nie miał dla nas czasu
Cóż, może i byłam niewdzięczna, ale pisałam się na małżeństwo, a nie samotne wychowywanie dzieci. Nie miałam przecież problemu z tym, by pójść do pracy. Mogłam nawet się przebranżowić, jeśli ta, z którą wykonywałam wcześniej, okazałaby się nieodpowiednia, ale chciałam, by Rafał był bardziej obecny nie tylko w domu, ale i ogólnie – w naszej rodzinie.
Tymczasem, odkąd dzieciaki poszły do szkoły, jego brakowało coraz bardziej. Wciąż zostawał po godzinach w firmie, a jeśli nawet wracał do domu, to ślęczał nad jakimiś papierami bądź wisiał na służbowym telefonie. Dzieci wciąż o niego dopytywały, a ja już sama nie wiedziałam, co im mówić.
Nie zajmował się dziećmi
– Rafał, tak nie można – zwróciłam mu uwagę, gdy po kolejnym powrocie do domu znów zbierał się z papierami do gabinetu. – Dzieci niedługo zapomną, jak wyglądasz!
– No bez przesady – roześmiał się. – Przecież jestem w domu, na przykład teraz. Widują mnie.
– A kiedy ostatnio coś z nimi robiłeś? – spytałam, krzyżując ramiona na piersi. – No? Kiedy ich gdzieś zabrałeś?
Mój mąż westchnął ciężko i spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
– Anitko, wiesz przecież, że się staram – jęknął. – Ale powiedz mi, skąd wziąć na to wszystko czas? Muszę jeszcze załatwić tyle spraw, zanim się położę…
– No jasne – mruknęłam. – I naprawdę nie uważasz, że bierzesz na siebie zbyt wiele?
Znów westchnął.
– A kogo innego miałbym tym obarczyć? – rzucił. – Przecież to moja firma. Ja za wszystko odpowiadam.
Wtedy machnęłam ręką i odpuściłam, wiedząc, że i tak go nie przegadam. Jednocześnie czułam, że on zdaje sobie sprawę, że znów zawodzi mnie i dzieciaki, a to go gryzie. Miałam więc wyrzuty sumienia, że go tak dociskam, a jednocześnie złościłam się, że jest taki uparty. Gdyby przeniósł na kogoś część obowiązków, wszystko stałoby się znacznie łatwiejsze. Sęk w tym, że on był perfekcjonistą i nie potrafił nikomu zaufać na tyle, by podzielić się z nim zadaniami.
Zaskoczył mnie
Mimo wszystko, zdziwił mnie, gdy któregoś dnia oświadczył, że trzeba by się rozejrzeć za prezentami dla dzieci.
– No rzeczywiście – przyznałam. – Święta zbliżają się w końcu wielkimi krokami.
Przed Bożym Narodzeniem to zwykle ja w pocie czoła przygotowywałam wszystko na święta, a przy okazji dbałam o to, by każdy dostał odpowiedni prezent. Rafał miał za zadanie obdarować tylko mnie, a i z tym nie zawsze trafiał. Zrzucałam to jednak na karb braku czasu na zastanowienie i kupowanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Tym razem jednak Rafał postanowił mnie zaskoczyć.
– Niczym się nie przejmuj – przekonywał mnie usilnie. – Ja kupię prezenty dla dzieci, a ty zajmij się resztą. Przynajmniej choć trochę cię odciążę.
Zgodziłam się, bo i czemu nie? Skoro sam chciał się do czegoś przydać i zaangażować się w przygotowania, nie zamierzałam go w żadnym wypadku powstrzymywać.
Cieszyłam się, że chce pomóc
Choć Rafał utrzymywał, że wciąż szuka prezentów dla dzieciaków, nie bardzo pomagał przy porządkach czy uzupełnianiu zapasów na święta. Nie miałam mu tego za złe – byłam szczęśliwa, że w ogóle robił coś w kierunku wspólnie spędzanego Bożego Narodzenia. A gdy któregoś dnia wrócił z pracy zdecydowanie później niż zwykle, ale za to bardzo zadowolony, czułam, że nastąpi jakiś przełom.
– Mam, Anitko! – rzucił z dumą. – Kupiłem prezenty dla dzieci! Są wszystkie i już o nic nie musisz się martwić!
– No, to brawo – pochwaliłam go. – Nawet całkiem szybko ci poszło. Dzieciaki na pewno się ucieszą.
Nie dopytywałam, co takiego kupił ani nie nalegałam, żeby mi to pokazywał. Cieszyłam się, że wyszedł z inicjatywą i że miał już wszystko załatwione, a ja w ogóle nie przyłożyłam do tego ręki. Co ciekawe, jeszcze tego samego wieczora, gdy dzieciaki zeszły na dół do salonu i oglądały razem jakiś serial, wziął się za pakowanie prezentów.
Patrzyłam, z jakim zapałem wyjmuje świąteczne papiery i pudełko ze wstążkami i choć nadal byłam trochę rozbawiona, dopadło mnie też lekkie wzruszenie. To w końcu takie urocze, że Rafał znalazł czas, by wybrać się na zakupy i tym razem samodzielnie zadbać o prezenty dla dzieciaków. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak wielką pomyłką było beztroskie pozwolenie mu na to.
Prezenty rozczarowały
No i nadszedł ten wiekopomny dzień – Wigilia. Dzieciaki jak zwykle były strasznie zniecierpliwione. Nie mogły się doczekać wieczerzy, bo zaraz po niej miały zostać dopuszczone do prezentów. Choć już dawno wyrosły z wiary w Mikołaja (Kubuś miał 15, a dziewczynki po 13 lat), bardzo się ekscytowały. Sama się zastanawiałam, co ten Rafał tam kupił, ponieważ jeden z prezentów – ten dla Madzi, był ogromny, a z kształtów dwóch pozostałych trudno było cokolwiek odgadnąć.
Tuż po jedzeniu dzieciaki zerwały się jednocześnie z miejsc i pobiegły w stronę choinki.
– Po kolei! – zawołałam za nimi. – Nie wszyscy naraz! Najpierw dziewczynki. Madziu, może ty zaczniesz?
Magda, uradowana, że otrzymała pierwszeństwo, wzięła ogromny pakunek i rozwinęła papier. Naszym oczom ukazała się naturalnych rozmiarów lalka – taki typowy bobas. Córka spojrzała na mnie z konsternacją, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Kuba parsknął śmiechem.
– To jakiś ostatni krzyk mody – tylko Rafał nie zauważył, że coś jest nie tak. – Ona robi siusiu, mówi „mama” i możesz ją karmić, kiedy chcesz.
Ala, tknięta jakimś przeczuciem, otworzyła swój prezent i… wyjęła zestaw z lalką Barbie.
– Świetnie was rodzice podsumowali – zaśmiał się Kuba, po czym sięgnął po własną paczkę.
Chwilę później w szoku patrzył na średniej wielkości zdalnie sterowany samochodzik – taki jak te, które kupowałam mu, gdy miał pięć lat.
– To świetny wóz, stary – stwierdził w ogóle niezrażony Rafał. – Prawie jak prawdziwy. Tak mówiła pani w sklepie. Zobaczysz, będziesz zachwycony.
Więcej nie puszczę go na zakupy
To były pierwsze tak grobowe święta. Dziewczynki zaszyły się u siebie, nic nie mówiąc, ale w nocy słyszałam, jak cicho pochlipywały. Kuba z kolei rzucił, że święta są do bani i nazajutrz zniknął na cały dzień – jak się dowiedziałam, podobno wyciągnął jakichś chłopaków z klasy i poszedł z nimi na lodowisko.
Tylko Rafał zupełnie nie rozumiał, o co chodzi. Kiedy powiedziałam mu, że nasze dzieci są nastolatkami i chodzą do szkoły, a nie do przedszkola, tylko wzruszył ramionami. Muszę pamiętać, by następnym razem albo go pilnować, albo zająć się prezentami sama.
Anita, 37 lat
Czytaj także: „Dostałam od babci suszone grzyby na Święta. Pomiędzy borowikami znalazłam bardzo cenną niespodziankę”
„Wróciłem na Święta z zagranicy. Chciałem zrobić żonie niespodziankę, ale zamiast niej pocałowałem klamkę”
„W Wigilię podzieliłem się kromką chleba z bezdomnym. Pierwszy raz nie czułem się samotny w Święta”