„Mój ojciec na starość jest jak małe dziecko. Nie mogę spuścić go z oczu, bo zaraz coś nawywija”

staruszek fot. Morsa Images
„Moje koleżanki albo już założyły rodziny, albo korzystały z uroków życia. Nie mogłam liczyć na bliskich, a nocne imprezy były poza moim zasięgiem. – Dzwonię z recepcji sanatorium. Pani ojciec oddalił się gdzieś i nie potrafimy go odnaleźć”.
/ 09.05.2024 20:00
staruszek fot. Morsa Images

Czasami w internecie migną mi informacje o zaginięciach dzieci w tłumie ludzi. Jeszcze przed momentem maluch był obok, a po chwili rozpłynął się w powietrzu. Wtedy zaczyna się horror – rozglądanie na wszystkie strony, nerwowe poszukiwania, a gdy dziecko w końcu się odnajdzie, rodzic odczuwa niewysłowioną radość. Przeżyłam coś takiego, ale to nie dziecko mi zniknęło, tylko tata.

Bardzo podupadł na zdrowiu

Po przekroczeniu siedemdziesiątki tata szybko zaczął podupadać na zdrowiu. Z początku nie wyglądało to tragicznie. Zdarzały mu się drobne problemy z pamięcią, chwile „zawieszenia”. Ale w pewnym momencie mój wspaniały tata, ten niezwykły człowiek, który pokazał mi świat i nauczył wszystkiego, co istotne, który trzymał mnie za rękę, gdy się czegoś obawiałam – zaczął wymagać ciągłej opieki, niczym małe dziecko.

Miał trudności z wyrażeniem własnych emocji i potrzeb. Świat napawał go lękiem i powodował, że czuł się zagubiony, dlatego prawie nie wychodził z domu. Nawet w moim towarzystwie.

Tutaj nie ma nadziei na poprawę. Nie wchodzi w grę żaden zabieg, nie istnieją farmaceutyki, które by pomogły. Musiałam z tym wszystkim poradzić sobie sama.

Kilka lat temu odeszła moja mama, która przegrała walkę z nowotworem. Ojciec został sam, nie utrzymywał kontaktów z krewnymi. Mając niespełna trzydziestkę zdałam sobie sprawę, że w najbliższych latach będę musiała odłożyć swoje sprawy na bok i zaopiekować się tatą – osobą dla mnie najważniejszą na świecie.

Postanowiłam jednak zaryzykować i zabrać go na wypoczynek w jego ukochane góry. Zdawałam sobie sprawę, że to mogą być nasze ostatnie wspólne wakacje. Wzięłam wolne w pracy, zarezerwowałam pokoje w uzdrowisku i umówiłam tatę na zabiegi, aby jak najwięcej skorzystał z tego wyjazdu i bym ja mogła mieć chociaż godzinkę każdego dnia tylko dla siebie.

Bardzo potrzebowałam choć chwilę pobyć w samotności, mając pewność, że ojciec jest pod troskliwą opieką.

Te wolne chwile pozwalały mi przyjrzeć się własnemu życiu z nieco innej perspektywy. Moje koleżanki w podobnym wieku albo już założyły rodziny i wychowywały dzieci, albo korzystały z uroków życia, bywając w klubach, umawiając się na randki czy podróżując po świecie.

Zawsze stałam z boku, jakby odgrodzona niewidzialną barierą. Przyglądałam się tylko z dystansu. Nie mogłam liczyć na bliskich, a nocne imprezy były poza moim zasięgiem…

– Witam, pani Izabelo. Dzwonię z recepcji ośrodka sanatoryjnego. Pani ojciec oddalił się gdzieś samotnie i nie potrafimy go odnaleźć

– Co takiego? Przecież powinien jeszcze przez czterdzieści minut być na zabiegu. O rany!

Trzeba go pilnować przez cały czas!

Kolana odmówiły mi posłuszeństwa. Dla każdego, kto opiekuje się chorym, to najczarniejszy scenariusz. Ojciec nie miał pojęcia, w którym jesteśmy uzdrowisku. Nigdy by nie zapamiętał nazwy ulicy. Mojego numeru komórki też nie pamiętał, dlatego umieściłam go na karteczce w jego kurtce, ale czy poprosi kogoś o pomoc, gdy spanikuje?

– Lecę tam!

Pędziłam jak nigdy dotąd. Nerwowo zerkałam na boki, wypatrując znajomych siwych włosów i bordowej bluzy, którą zwykle nosił. Serce waliło mi jak młotem, częściowo od szaleńczego tempa, a częściowo ze zwykłego przerażenia.

A co jak wszedł pod nadjeżdżający pojazd? Albo wsiadł do autobusu i odjechał w siną dal? A jeśli wybrał się na górską wędrówkę, przewrócił się i połamał kości? Miałam wrażenie, że jestem uwięziona w wielkiej, przezroczystej bańce.

Odgłosy ulicy ledwo do mnie dochodziły, wydawały się napływać z oddali. Szmery rozmów przechodniów, warkot aut, to wszystko zupełnie straciło na znaczeniu. W uszach słyszałam głównie szum pulsującej w żyłach krwi.

Weszłam szybkim krokiem do ośrodka wypoczynkowego. Na miejscu poinformowano mnie, że mój tato wyszedł z pokoju w momencie, kiedy rehabilitant wyszedł dosłownie na chwilkę – góra na minutę.

Aktualnie tatusia usiłowało znaleźć całe grono ochroniarzy, składające się z trzech leciwych facetów. O wszystkim powiadomiono też resztę personelu; ich zadaniem było go przytrzymać i niezwłocznie doprowadzić z powrotem, gdyby tylko go wypatrzyli.

– Niech pani posłucha, słyszy mnie pani…?! – pielęgniarka próbowała do mnie mówić, ale ja byłam totalnie nieobecna, niewiele do mnie docierało.

W głowie kłębiły mi się rozmaite myśli o ojcu. Zastanawiałam się, gdzie też mógł się podziać. Wystarczyła chwila nieuwagi i już go nie było. Przepadł jak kamień w wodę.

– Gdyby przypadkiem się tu pojawił albo ktoś go odnalazł, to proszę dać znać… – powiedziałam cicho i wyszłam na zewnątrz, gdzie przywitało mnie piękne słońce.

Aura była wyjątkowo sprzyjająca. Wokoło spacerowali uśmiechnięci ludzie, ciesząc się piękną pogodą. Ja jednak przeżywałam jeden z najgorszych dni mojego życia. Miałam wrażenie, że już straciłam ojca na zawsze.

Przeżywałam horror

Dawniej nie potrzebowałam niczyjego towarzystwa, gdy gdzieś się wybierałam. Teraz wydaje mi się to nie do pomyślenia, żeby ruszyć się z domu bez mojego ojca u boku. Czułam, że powinnam być blisko niego, że mnie potrzebuje, że muszę go ochraniać. Pomimo że góruje nade mną wzrostem, w chwilach zdenerwowania staje się tak kruchy i bezbronny jak małe dziecko.

Spocona i przerażona pędziłam po alejkach i trotuarach, wypatrując taty i z trudem powstrzymując płacz.

– Czy coś się stało? – zagadnęła mnie przechodząca obok pani.

– Nie mogę znaleźć… mojego… ojca – wydyszałam. – To starszy człowiek – uzupełniłam.

– Tam są policjanci – machnęła dłonią w kierunku dwóch funkcjonariuszy. – Niech pani złoży zawiadomienie.

Funkcjonariusze przez radiotelefony poinformowali pozostałe załogi o rysopisie taty. Przyjęli zawiadomienie i cały mechanizm zaczął działać, jednak zamiast poczuć ulgę, dopadły mnie ponure myśli.

Mijały chwile, które dłużyły się niczym wieczność, a tatuś wciąż się nie pojawiał.

Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, w kolanach poczułam niemoc. Bezwładnie opadłam na pobliską ławeczkę i zaniosłam się szlochem. Wtedy zrozumiałam, co przeżywają opiekunowie pociech, które zaginęły. Szkraby oddalą się na moment do innego kramiku na bazarze lub podążą za innym dzieckiem – i nagle przepadają bez śladu, jakby się rozpłynęły.

Nie potrafiłam powstrzymać łez spływających po policzkach. W tym momencie nie obchodziło mnie, co pomyślą inni. Byłam przerażona, że coś złego przytrafi się tacie i już nigdy więcej go nie ujrzę, a jeśli już, to tylko… w kostnicy. W myślach zanosiłam modły do wszystkich bóstw, które przyszły mi do głowy, by odnalazł się cały i zdrowy.

Nie spuszczałam już z niego oka

Nigdy bym nie przypuszczała, że można aż tak się martwić o drugą osobę. Kiedy usłyszeliśmy wyniki badań mamy, przeżyliśmy szok, ale przecież nie odeszła od razu po diagnozie. Mimo wszystko mieliśmy sporo czasu, żeby przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości i ułożyć sobie życie według innych reguł, dostosowanych do sytuacji.

A teraz? To było tak nieoczekiwane, jakby ktoś przeciął wszystko ostrym nożem. W jednej chwili jest, a w następnej już go nie ma. Z każdą sekundą mój świat się sypał, rozpadał na kawałki, a ja leciałam w dół coraz szybciej i głębiej, bez żadnego oparcia, bez wyczucia stabilnego podłoża pod stopami.

Moje serce wydawało się kurczyć w bolesny sposób z każdym uderzeniem, zupełnie jakby krew zgęstniała i potrzebowała silniejszego pulsu, żeby w ogóle mogła krążyć. Pot sprawił, że moje włosy były zupełnie mokre. Nie potrafiłam się uspokoić.

Tkwiłam w bezruchu, przytłoczona własną niemożnością działania i brakiem pomysłu, co robić dalej. Nagle rozdzwonił się telefon, który wyrwał mnie z tego osobliwego stanu.

– Pani Izo, odnaleźliśmy pani tatę. Jest u nas, nic mu nie jest, ale trochę się przestraszył

Popędziłam tam, opuchnięta od łez, z nosem pełnym smarków. Z jednej strony cieszyłam się, że go odnaleźliśmy, a z drugiej przerażała mnie myśl, że od tej pory takie sytuacje będą moim chlebem powszednim.

Okazało się, że tata chciał skorzystać z ubikacji, więc najzwyczajniej w świecie poszedł szukać kibelka. Wszedł do jakiegoś schowka, zatrzasnął drzwiczki i nie potrafił się uwolnić. Nie wołał o pomoc, nie walił w drzwi. Zdenerwował się, więc przysiadł w kąciku i czekał, aż ktoś go odnajdzie. Dopiero kiedy jedna z pań sprzątaczek zawiadomiła konserwatora, że drzwi się zablokowały, tatę w końcu znaleziono.

Tamte dwie godziny nie były warte, żeby aż tak się denerwować. Po powrocie do domu wczasowego jeszcze długi czas miałam trudności, żeby dojść do siebie. Zastrzyk energii, który mnie dotąd napędzał, powoli przestawał działać, a mną telepało jakbym dostała dreszczy.

Po upewnieniu się, że ojciec smacznie śpi w swoim łóżku, a wszystkie wejścia do pokoju są zamknięte na klucz, pozwoliłam sobie na dłuższą chwilę relaksu pod ciepłym strumieniem wody. Opieka nad schorowanym rodzicem bywa bardziej absorbująca i męcząca niż zajmowanie się małym bobasem.

Mam jednak świadomość, że przyjdzie taki moment, gdy tata zostanie przykuty do łóżka i nie będzie miał siły wstać. Wtedy z tęsknotą będę wspominać chwile, kiedy był na tyle sprawny, by grać ze mną w chowanego czy próbować mi umknąć…

Izabela, 33 lata

Czytaj także:
„Na stare lata syn wysłał mnie do luksusowej umieralni. Kiedy się zakochałem, wreszcie odzyskałem swoją wolność”
„Wnuczka była dzieckiem z przypadku. Jej rodzice ułożyli sobie życie osobno, a wychowanie małej spadło na dziadków”
„Poświęciłam dla córki wszystko i mam za swoje. Na stare lata zostałam z egoistką, która wykorzystuje własną matkę”

Redakcja poleca

REKLAMA