„Zakochałam się w księdzu i całkiem straciłam głowę. Ślepo wierzyłam, że on rzuci dla mnie sutannę i Boga”

poważna dziewczyna fot. Getty Images, Pando Hall
„Byłam pełna nadziei, że nasze regularne spotkania sprawią, iż w sercu Konrada w końcu zrodzi się do mnie uczucie. Wszak nie raz docierały do mnie historie o duchownych, którzy decydowali się porzucić kapłaństwo z powodu miłości do kobiety. Liczyłam, że pewnego dnia Konrad zrobi to samo”.
/ 23.09.2024 13:15
poważna dziewczyna fot. Getty Images, Pando Hall

Moja matka nie odpuszcza. Co chwilę się mnie pyta, kiedy w końcu znajdę sobie męża. Marzę o tym, żeby spełnić jej oczekiwania, ale nie jestem w stanie. Powodem jest to, że oddałam serce duchownemu. Porządnemu facetowi.

Miłość od pierwszego wejrzenia

Pierwszy raz spotkałam Konrada rok temu. Prowadził ceremonię zaślubin mojej najbliższej koleżanki. Mam w pamięci ten moment, kiedy pojawił się przed ołtarzem – poczułam się jakbym została rażona piorunem. Wyglądał tak atrakcyjnie! A jego słowa brzmiały cudownie. Nie potrafiłam spojrzeć w innym kierunku. Kiedy nabożeństwo się skończyło, całe grono przybyłych ustawiło się w rzędzie, aby podejść do nowożeńców. Każdy składał gratulacje i szczerzył zęby w uśmiechu.

A ja? Stałam na uboczu, intensywnie rozmyślając, czy dane mi będzie ponownie ujrzeć tego szarmanckiego duchownego, który rozpłynął się we wnętrzu zakrystii. Mój umysł wypełniały wyłącznie myśli o nim! Fortuna okazała się dla mnie łaskawa. Wyszło na jaw, że nowożeńcy poprosili Konrada, by zaszczycił swoją obecnością ich przyjęcie weselne. Na widok księdza, któremu wyznaczono miejsce w bezpośrednim sąsiedztwie młodej pary, moje serce zadrżało z ekscytacji.

Zdecydowałam, że gdy tylko nadarzy się ku temu sposobność, spróbuję nawiązać z nim kontakt, dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. Jednak czas mijał, najpierw minęła godzina, później kolejne dwie, a dogodny moment wciąż nie nadchodził. Ani razu nie wstał od stolika. Co gorsza, kiedy tylko nowożeńcy udawali się na parkiet, natychmiast obsiadały go wiekowe ciotunie i z zapałem o czymś z nim gawędziły.

Czułam się totalnie zdruzgotana. Ten smutek sprawił, że zaczęłam chlać na umór. Paru facetów chciało mnie wyciągnąć na parkiet, ale za każdym razem odmawiałam. Kolejne porcje alkoholu lały się strumieniem. Łącznie wciągnęłam chyba z dwie butelki wina. W którymś momencie głowa zaczęła mnie boleć do tego stopnia, że stwierdziłam, że muszę wyjść na zewnątrz i złapać trochę świeżego powietrza. Rozsiadłam się na ławeczce i zaczęłam gapić się w niebo pełne gwiazd.

Alkohol dodał mi odwagi

– Zerkasz tam w poszukiwaniu Stwórcy? – dobiegł mnie znienacka głos zza pleców.

Obróciłam się. Moim oczom ukazał się Konrad. Na trzeźwo najpewniej spłonęłabym rumieńcem i rzuciła jakimś uprzejmym tekstem. Jednak alkohol krążący w żyłach sprawił, że poczułam się zadziwiająco śmiało.

– Nie, wcale nie Stwórcy. Bardziej nurtuje mnie, czemu taki super gość jak ty poszedł do seminarium. To niepowetowana strata dla wszystkich dziewczyn – przybrałam zadumaną minę.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Serio? Ciebie również to dotyczy? – przypatrywał mi się uważnie.

– No pewnie! W końcu jestem kobietą z krwi i kości! Czy to nie oczywiste? – z dumą wyeksponowałam biust.

– Faktycznie, nie da się nie zauważyć – zgodził się.

– A zatem? – posłałam mu kokieteryjny uśmiech.

Wiecie co? Wcale nie potoczyło się to tak, jak moglibyście przypuszczać. Nie ulotniłam się skrycie razem z nim do pokoju dla gości, ani nie wylądowaliśmy w pościeli. Ale prawda jest taka, że gdyby Konrad choćby mrugnął do mnie porozumiewawczo, bez żadnych oporów bym się na to zdecydowała. Od razu poczułam do niego niesamowity pociąg, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłam w stosunku do żadnego faceta!

Nie dane nam było jednak wtedy nawet zamienić słowa. Konrad zrobił się nagle jakiś nerwowy. Rzucił tylko, że cieszy się ze spotkania, po czym wrócił do środka. Poszedł tam jedynie po to, żeby pożegnać się z innymi gośćmi. Kiedy opuszczał lokal, wciąż przesiadywałam na ławeczce na zewnątrz. Nawet nie zerknął w moim kierunku. Poczułam się okropnie zawiedziona. Kompletnie nie mogłam pojąć, czemu tak nagle się zmył.

Jak tylko przekroczyłam próg mieszkania i na spokojnie przemyślałam naszą pogawędkę, zrozumiałam, że posunęłam się za daleko z moimi dowcipami i podrywaniem. Trochę przeholowałam, ale cóż, stało się. Niestety, nie miałam już szansy, żeby go przeprosić i jakoś to odkręcić...

Nie mogłam o nim zapomnieć

Czas nieubłaganie płynął, a myśli o tym niezwykle atrakcyjnym duchownym wciąż zaprzątały moją głowę. Nie potrafiłam wyrzucić go z pamięci. Miałam świadomość, że darzyłam go głębszym uczuciem, zakrawającym o miłość. Zdawałam sobie sprawę, że to nieodpowiednie i naganne, dlatego usiłowałam za wszelką cenę pozbyć się tych emocji. Spotykałam się z innymi mężczyznami, bywałam na imprezach, upijając się do utraty przytomności. Niestety, nic to nie dało.

W głowie tłukła mi się jedna jedyna myśl: „Muszę ponownie spotkać Konrada”. Miałam świadomość, w której parafii pracuje, ale za mało było we mnie śmiałości, żeby się tam wybrać. W końcu na przyjęciu weselnym zrobiłam z siebie kompletną kretynkę... Kiedy minęło kilka tygodni, stwierdziłam, że dłużej nie wytrzymam tego bólu.

Wzięłam głęboki oddech, nabrałam odwagi i zdecydowałam się przyjść na poranną eucharystię. Jako że był to zwykły dzień roboczy, w świątyni obecnych było zaledwie parę seniorek. Zajęłam miejsce na samym przodzie i oczekiwałam w napięciu... Głowiłam się nad tym, czy mnie rozpozna i zechce nawiązać rozmowę. Poznał mnie natychmiast. Gdy tylko mnie dostrzegł, na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.

Skinął na mnie głową po nabożeństwie, sugerując, żebym zaczekała na niego przy wyjściu ze świątyni. Zjawił się po około 15 minutach. Miał na sobie zwykłe, świeckie ubrania. Jedyną oznaką jego przynależności do stanu kapłańskiego był koloratka wystająca spod koszuli.

– Dzień dobry pani uwodzicielko! – przywitał się z uśmiechem.

– Ojej, ksiądz to jeszcze pamięta? – westchnęłam.

– Niemożliwe, żebym zapomniał. Dotąd żadna przedstawicielka płci pięknej nie flirtowała ze mną w tak bezpośredni sposób – odpowiedział.

– Ależ to nie o to chodziło… Bardzo przepraszam… Wtedy za dużo wypiłam… Zrobiłam sobie tylko głupi żart… Wiem, że niestosowny. Strasznie mi wstyd z tego powodu. Właśnie dlatego tu jestem, żeby przeprosić… – plątałam się w zeznaniach.

– Nie ma potrzeby! Sprawiło mi to ogromną przyjemność. Bycie duchownym nie sprawia, że przestaje się być facetem. Ja również mam swoje pragnienia i ułomności – zamilkł na moment.

– Serio? – byłam w szoku, że dzieli się ze mną tak otwarcie tymi przemyśleniami.

– Skądże! Tym razem to ja stroję sobie żarty! Odwdzięczam się tym samym – parsknął śmiechem.

– Acha, to super – starałam się sprawiać wrażenie, że kamień spadł mi z serca, mimo iż w rzeczywistości poczułam rozczarowanie. Konrad nagle zrobił się poważny.

– Wiesz, droczę się z tobą, a ty zapewne masz jakiś istotny powód, żeby tu być – spojrzał na mnie z ciekawością.

– Ależ skąd... Byłam w pobliżu i stwierdziłam, że wpadnę. Odmówić paciorek, no i przeprosić cię przy okazji – wykombinowałam na poczekaniu, bo nie wypadało mi się przyznać, że strasznie za nim tęskniłam.

– Wybaczam ci. Wpadaj, kiedy masz ochotę. Wyskoczymy na kawę. Kto wie, może któregoś razu zdradzę ci sekret, czemu tacy świetni kolesie jak ja trafiają do seminarium – puścił do mnie oczko.

– Z wielką przyjemnością tego wysłucham – odparłam z zapałem.

Po cichu miałam nadzieję

Byłam pełna nadziei, że nasze regularne spotkania sprawią, iż w sercu Konrada w końcu zrodzi się do mnie uczucie. Wszak nie raz docierały do mnie historie o duchownych, którzy decydowali się porzucić kapłaństwo z powodu miłości do kobiety. Liczyłam, że pewnego dnia Konrad zrobi to samo. Że zrobi to dla mnie.

Co parę dni pojawiałam się w świątyni. Niektóre wizyty były związane z uczestnictwem we mszy, a inne po prostu po to, by porozmawiać. Chodziliśmy wówczas do kawiarni albo spacerowaliśmy po okolicznym parku. Gadaliśmy o różnych sprawach, czasem ważnych, a czasem zupełnie błahych. Zdarzało się nam też dyskutować na tematy związane z wiarą.

Choć nie uważałam się za osobę szczególnie religijną, to historie o Stwórcy opowiadane przez Konrada zawsze były ciekawe. Z każdym dniem, kiedy go lepiej poznawałam, coraz bardziej utwierdzałam się w myśli, że on jest tym jedynym. Poza tym, że jest atrakcyjny i pociągający, okazał się również zabawnym, inteligentnym i wyrozumiałym facetem. No i potrafi słuchać. Nawet lepiej niż kumpela. Dzieliłam się z nim wszystkimi problemami, prosiłam o rady. On również często opowiadał mi o swoich sprawach.

Nasza relacja w którymś momencie zrobiła się naprawdę zażyła. Jednak tylko na poziomie emocjonalnym. Konrad wystrzegał się dotyku jak zarazy. Kiedy próbowałam go objąć trochę mocniej, subtelnie mnie odtrącał. Gdy chciałam zaczesać mu pasemko opadające na twarz, od razu się odsuwał.

Miałam przeczucie, że coś do mnie czuje, lecz i tak mnie odpychał. Nie potrafiłam tego pojąć. Wmawiałam sobie, że powinnam być wyrozumiała, że on wymaga więcej czasu, ale to oczekiwanie sprawiało, że powoli wariowałam. Przez tę sytuację płakałam po nocach, rozmyślając o tym, jak mnie przytula, obejmuje, całuje oraz… Parę dni temu osiągnęłam już swój limit.

Dla niego to przesada

Podczas naszego rutynowego spaceru w parku zbliżyłam się do niego czule i chciałam złożyć na jego ustach pocałunek.

– Co ty wyczyniasz? – odskoczył gwałtownie, jakby dotknął czegoś gorącego.

– Nic takiego. Przecież cię kocham, a ty mnie, to całkiem naturalne – próbowałam wyjaśnić, ale szybko mi przerwał.

– Nigdy więcej tego nie rób!

– Ale dlaczego?

– Moja wierność wobec Stwórcy jest niezachwiana! Przysięgi, które złożyłem, pozostaną nienaruszone. Koniec, kropka!

– Reszta twoich znajomych jakoś nie ma z tym problemu! – prychnęłam z irytacją.

– Ale ja mam swoją uczciwość. Jeśli nie jesteś w stanie tego pojąć, to chyba musimy dać sobie spokój ze spotkaniami! – uniósł się, a następnie gwałtownie się obrócił i po prostu sobie poszedł.

Wołałam go, błagałam, żeby zawrócił, ale nawet nie spojrzał za siebie... Od tego momentu nie odzywa się do mnie. Zero reakcji na wiadomości, nie podnosi słuchawki, gdy dzwonię. Jestem bezradna. Darzę go uczuciem i nie potrafię sobie wyobrazić codzienności pozbawionej naszych spotkań i pogaduszek... Marzę o tym, by ponownie przekroczyć próg świątyni, zająć miejsce tuż pod ołtarzem... Ale czy zechce mnie wysłuchać i przebaczyć mi moje winy?

Marcelina, 27 lat

Czytaj także:
„Zarządziłam ewakuację od męża-tyrana po 20 latach. Teściowa ma mnie za grzesznicę, bo przecież przysięgałam w kościele”
„Moja sąsiadka uważa, że po 50. nie wypada fantazjować w łóżku. A ja jestem jurną wdową i chcę się jeszcze zabawić”
„Musiałem sprzedać ojcowiznę obcym ludziom. Moje dzieci wolą tyrać po łokcie u Holendra, niż być panami u siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA