Moja przyjaciółka Andżelika powtarza, że w Święta trzeba mieć gest. Ma rację. Normalny człowiek przez cały rok musi odmawiać sobie wszystkiego. Dlaczego więc w grudniu nie pozwolić sobie na więcej? Każdemu coś się należy od życia, więc gdy nadarzyła się okazja, żeby pożyczyć trochę grosza, skorzystałam z oferty.
Urządziłam Święta przez duże „Ś”, ale trudno jest dogodzić bliskim. Rodzina i tak obraziła się na mnie. Mówią, że szastam pieniędzmi, których nie mam. Zamiast wdzięczności, dostałam od nich masę pretensji, a jakby tego było mało, zostałam z niemałymi ratami. I wszystko dlatego, że chciałam sprawić im przyjemność.
Nie jestem bogata
Polska to doprawdy dziwny kraj. Mariusz zasuwa w warsztacie jak koń na roli, ja pracuję na pół etatu w call center. Otrzymujemy świadczenie wychowawcze na Malwinkę, a mimo to ledwo wiążemy koniec z końcem. Wydatki nas przytłaczają. Nie mamy własnego mieszkania, a wynajem kosztuje krocie. Ceny w sklepach przyprawiają o zawrót głowy, a przecież nie można żywić się wyłącznie kaszą i ziemniakami. Gdy zapłacimy wszystkie rachunki i pokryjemy koszty życia, na koniec miesiąca nic nam nie zostaje, a zdarza się, że musimy pożyczać.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam u kosmetyczki, o fryzjerze nie wspominając. Obcina mnie koleżanka, a ja ją. Żadna z nas nie jest w tym szczególnie biegła, ale przecież trzeba jakoś ogarnąć niesforne włosy. Ubrania najczęściej kupuję w lumpeksie. Tylko czasami, gdy jakimś cudem trafi się lepszy miesiąc, idę na odzieżowe zakupy do taniej sieciówki. O lepszych metkach mogę zapomnieć.
Marzyły mi się luksusowe święta
I tak się toczy nasze życie, od wypłaty do wypłaty. Przywykłam już do tego, ale czasami jest mi naprawdę ciężko. Zwłaszcza przed świętami, gdy w telewizji zaczynają pojawiać się reklamy rzeczy, na które mnie nie stać. Gdy sklepowe witryny zaczynają kusić promocjami, które i tak są poza moim zasięgiem. Gdy w świątecznych komediach pokazywane są szczęśliwe i zadowolone z życia rodziny, które mogą pozwolić sobie na wszelkie luksusy.
A ja? Ja co najwyżej mogę wyciągnąć z szafy starą, sztuczną choinkę, na której prawie nie ma już igieł i przyozdobić ją bombkami, z których każda jest „z innej parafii”. Założę na siebie tę samą sukienkę, którą noszę od dobrych pięciu lat. Na wigilijnym stole postawię zupę grzybową z najtańszymi łazankami, pierogi i karpia. Na świąteczny obiad zjemy to, co zostanie z kolacji. I tak co roku. To niesprawiedliwe! Ja też chciałabym mieć święta jak z telewizji.
Andżelika zachęcała do wzięcia pożyczki
– Popatrz, Andżela. Znów przysyłają mi propozycję pożyczki – pokazałam przyjaciółce wiadomość, którą chwilę wcześniej odebrałam. – Czy oni nie wiedzą, że pracuję na pół etatu? Niby zachęcają mnie do brania pieniędzy, a jak przyjdzie co do czego, nie pożyczą mi nawet złotówki.
– Bank może i by ci nie dał kredytu, ale te wszystkie firmy pożyczkowe mają mniejsze wymagania. Z połową etatu na umowie bez problemu dostaniesz od nich kasę – zapewniła mnie.
– A skąd ta pewność?
– Sama skorzystałam kilka dni temu, więc wiem, co mówię.
– Oszalałaś? Pożyczki mają to do siebie, że trzeba je spłacać.
– Oj tam. Idą święta. Spłatą będę się martwić w przyszłym roku. A na razie chcę zaszaleć. Boże Narodzenie jest raz w roku.
– Też bym tak chciała – przyznałam.
– No to jaki problem? Wypełnij wniosek. Za chwilę oddzwoni do ciebie konsultant.
– Za chwilę, kochana, to kończy się nam przerwa. Wracajmy do pracy, bo jak się spóźnimy, będziemy mogły pożegnać się z tą marną premią świąteczną.
Postanowiłam zaszaleć
Gdy wracałam do domu, przystanęłam przed sklepową wystawą. Wypatrzyłam przepiękną choinkę. Gołym okiem było widać, że jest porządnie wykonana i wystarczy na lata. Mój wzrok powędrował na cenę. „900 złotych! Czy oni oszaleli?” – oburzyłam się w myślach i zrezygnowana podreptałam przed siebie.
Myślałam o tym, co powiedziała mi Andżela. „Spłatą będę się martwić w przyszłym roku”. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma racji. Przecież nie można przez cały czas wszystkiego sobie odmawiać. Tylu ludzi bierze pożyczki na święta i jakoś świat się od tego nie skończył. „Nic wielkiego się nie stanie, jak zasilę swoje konto niewielką kwotą. A przynajmniej zapytam o warunki. To nic nie kosztuje” – pomyślałam.
Wróciłam do domu i założyłam konto na portalu firmy oferującej szybkie pożyczki na święta. Wypełniłam wniosek. Kilka minut później zadzwonił do mnie konsultant, dokładnie tak, jak powiedziała Andżela. Niewiele zrozumiałam z tego, co mi powiedział. Najważniejsze było dla mnie, że z moimi zarobkami mogłam wziąć do dziesięciu tysięcy złotych bez żadnych zaświadczeń.
– Wystarczy nam pani oświadczenie, pani Klaudio – zapewnił mnie konsultant.
– Sama nie wiem – wahałam się.
– Niech pani pomyśli, ile radości sprawi pani swoim bliskim dzięki dodatkowej gotówce – nie ustępował.
– Martwię się, że po Nowym Roku nie będę miała z czego zapłacić.
– Jeżeli zdecyduje się pani teraz, spłatę pierwszej raty odroczymy pani aż do lutego.
To przeważyło szalę. Postanowiłam, że pożyczę całą dostępną kwotę – dziesięć tysięcy złotych.
Prawie wszystko wydałam na święta
Pieniądze trafiły na moje konto jeszcze tego samego dnia. „Ale super! Urządzę święta jak w telewizji” – pomyślałam. Następnego dnia miałam wolne w pracy. Zawiozłam Malwinkę do mojej mamy i wyruszyłam na miasto. W pierwszej kolejności kupiłam tę choinkę, która tak mi się spodobała. Do tego zestaw pasujących ozdób i lampki. Gdy miałam to już z głowy, wyruszyłam na poszukiwania nowej sukienki. Znalazłam kreację idealną dla siebie. Kupiłam też nowe rzeczy dla córeczki i elegancką koszulę dla Mariusza.
Zostały mi jeszcze prezenty i zakupy spożywcze. Córeczce kupiłam domek dla lalek, o którym marzyła od dawna. Mężowi sprezentowałam nowy smartfon. Ten, którego używał, od dawna miał potłuczoną szybkę. Dla mamy wybrałam piękne kolczyki, a dla teściowej – perfumy.
Moi bliscy nie byli zachwyceni
W tym roku urządziłam święta na bogato. Składniki na świąteczne dania kupiłam nie w dyskoncie, a w delikatesach. Oprócz zwyczajowych potraw, na stole postawiłam jeszcze rybę po grecku, kapustę z grochem, barszcz czerwony z uszkami, kutię, sernik, makowiec i piernik.
– Nowa choinka, wspaniała wieczerza, piękne prezenty... Obrabowałaś bank, kochanie, czy wygrałaś w totka i nic mi nie powiedziałaś? – zażartował Mariusz.
– Ani jedno, ani drugie – zbyłam go.
– Więc skąd na to wszystko masz, skarbie? – dopytywała mama, natychmiast podchwyciwszy temat. – Przecież wiem, że nie jest wam lekko.
– Oj, nie rozmawiajmy w Wigilię o pieniądzach – starałam się uciec spod gradu pytań.
– Temat dobry, jak każdy inny – nie ustępował Mariusz. – Chyba nie wzięłaś pożyczki na to wszystko?
– Tylko trochę – powiedziałam cichym, chyba nieco zawstydzonym głosem.
– Dziewczyno, postradałaś rozum – stwierdziła mama.
Spodziewałam się innej reakcji
– Ile pożyczyłaś? – naciskał Mariusz.
– Tylko dziesięć tysięcy.
– Tylko? Dla ciebie to tylko?
– Córciu, jak mogłaś postąpić tak lekkomyślnie?
– Przestańcie, dobrze? – zdenerwowałam się. – Przecież jestem dorosła i mam swój rozum. Raz, dwa wszystko spłacę.
– Ale Klaudia, po co nam dodatkowe problemy na głowie?
– Dla was to dodatkowe problemy, a dla mnie szczęśliwe święta. Jeszcze pięć minut temu też byliście zadowoleni, a to dla mnie jest warte każdych pieniędzy.
– Oszalałaś, dziewczyno. Oszalałaś – załamywała się mama.
No i masz babo placek. Chciałam, żeby wszyscy z sentymentem wspominali tegoroczne święta. Prawie się udało. Że też Mariusz musiał dopytywać o pieniądze. Dopóki nie wiedzieli, byli zadowoleni, a gdy powiedziałam, że to wszystko za pożyczoną kasę, obrazili się. I na co mi to było? Zamiast wdzięczności od bliskich, mam tylko dług do spłacenia.
Klaudia, 35 lat
Czytaj także:
„Planowałam wymarzone święta, a dostałam piękną katastrofę. Na czele rodzinnej porażki stanął teść i mój mąż”
„Przedświąteczna harówka mnie wykańcza. Kręgosłup mnie boli, nie czuję rąk, a moje oczy nie widzą ze zmęczenia”
„Choć w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem, moja teściowa wciąż syczy z wściekłością. Nie pójdę do niej na kolację”